Prof. Jadwiga Staniszkis. Jak została wrogiem publicznym PiS?

Dorota Kowalska
Prof. Jadwiga Staniszkis zawsze była osobą aktywną, mającą wyraziste poglądy
Prof. Jadwiga Staniszkis zawsze była osobą aktywną, mającą wyraziste poglądy Bartek Syta
Prof. Jadwiga Staniszkis nigdy nie ukrywała, że sympatyzuje z PiS. Pokładała w formacji Jarosława Kaczyńskiego spore nadzieje. Kiedy jednak ośmieliła się wytknąć błędy rządzącym, naraziła się na ostrą krytykę tego środowiska

Prof. Jadwiga Staniszkis zawsze miała swoje zdanie, często szła pod prąd. Postać wybitna, nietuzinkowa i bardzo charakterystyczna. Nie tylko z powodu czerwonej szminki, którą maluje usta i która stała się jej znakiem rozpoznawczym.

Ostatnio profesor naraziła się na krytykę tylko dlatego, że ośmieliła się powiedzieć kilka gorzkich słów o poczynaniach rządu Beaty Szydło i o Jarosławie Kaczyńskim. Zaskoczenie było spore, bo Jadwiga Staniszkis nigdy nie kryła, że wiąże z Prawem i Sprawiedliwością spore nadzieje. Podczas wieczorów wyborczych zawsze była obecna w ich sztabie tuż obok prezesa, z czasem stała się ulubienicą PiS, a politycy tej partii wielokrotnie powoływali się na jej autorytet. Przed wyborami prezydenckimi w 2010 r. Staniszkis stwierdziła publicznie, że Kaczyński jest według niej najlepszym kandydatem na stanowisko głowy państwa. Mówiła o nim tak: „Jest bardzo dobry. Jest człowiekiem, który ma wolę i inteligencję. Ma bardzo skomplikowaną stronę uczuciową i dlatego wszyscy mężczyźni, którzy z nim pracują, boją się go, a wszystkie kobiety, które go znają, chcą się nim opiekować”. Jednocześnie krytykowała Platformę Obywatelską, stwierdzając między innymi, że rząd Donalda Tuska jest „najgorszym i najmniej kompetentnym rządem w historii Polski”. Rok 2011 podsumowała, nie przebierając w słowach: „Ten rok został zmarnowany, szczególnie w końcówce. Mieliśmy do czynienia z biernością większości Platformy i z działaniami premiera, które określam mianem putinizacji. Mam na myśli arbitralność decyzji, stosunek do procedur prawnych i demokracji. (...) Ten rząd nie ma woli dokonywania zmian. To jest podział łupów”.

Wszystko zmieniło się po wyborach, a raczej po zmianach, które w iście ekspresowym tempie zaczął wprowadzać PiS. Jadwiga Staniszkis, jak to ona, mówiła to, co o nich myśli i nie były to słowa, które chciałby usłyszeć Jarosław Kaczyński.

W wywiadzie dla „Wprost” ostro skrytykowała nie tylko dotychczasowe rządy PiS, ale również prezydenta Andrzeja Dudę. „Kompromituje się nie tylko jako prezydent, ale też prawnik” - stwierdziła.

Nie ograniczyła się jednak do jednego wywiadu. - Może Duda jest postacią tragiczną, która rozumie, ale myśli, że nie może. Co też jest absurdalne, bo jest wybrany na pięć lat i jeszcze w tej chwili ma w ręku wątłą nitkę kompromisu - w ten sposób oceniła postawę prezydenta w sprawie Trybunału Konstytucyjnego w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i”. Zdaniem Staniszkis Prawo i Sprawiedliwość popełniło błąd, zmieniając przepisy dotyczące trybunału. - To nie jest rewanż, to jest coś głębszego, chęć upokorzenia wszystkich, trochę na ślepo. Jednocześnie, moim zdaniem, jest w tym dużo infantylizmu. Cały ten autorytaryzm jest infantylny. To nie jest zamach stanu - ciągnęła. Ale chyba najważniejszy był inny wywiad. „Jadwiga Staniszkis latami była jedną z najsłynniejszych intelektualistek w środowisku Jarosława Kaczyńskiego. Teraz go krytykuje” - tak napisał niemiecki „Die Welt”, przedstawiając swoją rozmówczynię. Staniszkis w rozmowie z niemieckim dziennikarzem mówiła dużo i o Prawie i Sprawiedliwości, i o samym Jarosławie Kaczyńskim. „Uważam, że jest jednym z najmądrzejszych polityków w Polsce, jeżeli nie najmądrzejszym. Bardzo go lubię” - przyznała. „Myślałam, że on i jego ludzie stworzą współczesne państwo bez korupcji i posuną naprzód rozwój państwa w trudnych warunkach gospodarczych” - dodała.

Potem nie było już tak różowo. Staniszkis przedstawiła Kaczyńskiego jako „mądrego, trochę religijnego człowieka, pozbawionego empatii dla ludzi”.

„Na pewno nie jest antysemitą. Ma żelazną wolę i ideę: »Pokażę wszystkim, że wszystko mogę zrobić«. Chce widzieć wszystkich na kolanach. To infantylizm, infantylna autokracja” - powtarzała. I jeszcze: „PiS zachowuje się bardzo prymitywnie. Podporządkowuje sobie ludzi, łamie charaktery. Kaczyński doskonale wyczuwa słabości innych”. Tu profesor przywołała przykład Jacka Kurskiego, który „przed wyborami nie dostał miejsca na liście, a teraz został odesłany do brudnej roboty” w TVP.

Ta krytyka bardzo się politykom PiS nie spodobała. Rozpoczęło się oczernianie prof. Staniszkis w internecie i grzebanie w jej przeszłości. Jeden z portali próbował nawet dowodzić, że prof. Jadwiga Staniszkis w PRL była tajnym współpracownikiem. Tyle tylko, że Jadwiga Staniszkis otrzymała od IPN status osoby pokrzywdzonej. Jak łatwo się domyślić, przysługuje on tylko osobom, które były ofiarami tajnych służb PRL i były przez nie inwigilowane.
Profesor na ten atak zareagowała spokojnie, chociaż pewnie musiał ją zaboleć.

- Prof. Staniszkis zawsze miała poglądy kontrowersyjne, nie zawsze podobające się innym, więc pewnie nie jest zaskoczona tak ostrą reakcją na swoje słowa. Ale moim zdaniem ten atak na nią jest przekroczeniem zdrowych zasad. Nie można wymyślać takich historii tylko dlatego, że ktoś śmie kogoś krytykować - tłumaczy prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Rzeczywiście, prof. Staniszkis nie zawsze mówiła to, co chcieliby usłyszeć inni.

- Znamy się od lat, kiedy studiowałem była asystentką na uczelni, prowadziła z nami ćwiczenia z socjologii organizacji. Praca Jadzi była bardzo ożywcza dla nas, studentów. Przyswajała nam takie krytyczne podejście do ekonomii neoklasycznej, obowiązującej wtedy na zachodzie. Jadzia nigdy nie układa się z głównym nurtem, jest bardzo niezależna - wspomina prof. Ryszard Bugaj, ekonomista. - Przy tym to otwarta i piękna kobieta, w każdym razie robiła wielkie wrażenie na studentach - dodaje ze śmiechem.

Jest córką Witolda Wincentego Staniszkisa, siostrą Witolda Kazimierza Staniszkisa i wnuczką Witolda Teofila Staniszkisa. Tak opowiada o swoim dzieciństwie Cezaremu Michalskiemu w książce „Życie uczuciowe i umysłowe”: „Całe moje dzieciństwo było związane z różnymi sytuacjami, które w sumie można nazwać misterium strachu, bo to przecież świeżo powojenne dzieciństwo w zrujnowanym Gdańsku. Moja ulubiona zabawa lampą w domu rodziców, o której mówiliśmy z bratem »zrobiona z ludzkiej skóry« ... Wiedzieliśmy oczywiście o obozach, byliśmy na wycieczce szkolnej, czy nawet jeszcze przedszkolnej, w Stutthofie, mieliśmy niańkę, która, jak się okazało, była tam kapo. (…) Potem, kiedy się okazało, że ona była kapo, moja mama ją zwolniła. To była taka zdrowa, kaszubska dziewoja. My w ogóle jako dzieci lubiliśmy się bać, bo to był strach, nad którym mieliśmy kontrolę, bo wszystko było opowiedziane. Ale przeżywaliśmy to trochę jak teatr. W dzieciństwie chciałam być reżyserem, przerabiałam bajki na sztuki, wystawiałam je z udziałem innych dzieci. A potem przyszedł strach prawdziwy - komunizm. Dopada moją rodzinę, ale rodzina nic nie mówi. Matka o niczym z nami nie rozmawia, niczego nie tłumaczy, uważa, że każde słowo może pogorszyć sytuację, bo jak któreś z nas coś powtórzy w szkole... To trwa przez całe dzieciństwo, i może z tego wzięła się moja najbardziej trwała rysa, że ja bezpośrednio nie mówię o swoich emocjach”.

Po ukończeniu studiów w Sekcji Socjologicznej Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Warszawskiego i obronie doktoratu pracowała w Instytucie Socjologii UW. Należała do grona młodych asystentów, którzy wspólnie z cenionymi profesorami i aktywnymi politycznie studentami zadbali o intelektualne życie polityczne na Uniwersytecie Warszawskim. Organizowali spotkania dyskusyjne i seminaria. Staniszkis brała udział w wydarzeniach marcowych w 1968 r., za udział w protestach studenckich została zresztą zwolniona z pracy na uniwersytecie.

- Poznałem prof. Staniszkis na I roku studiów. Już wtedy chodziły legendy o jej mądrości, ludzie o nią zabiegali. Organizowałem w Pałacu Kazimierzowskim sesję na temat czerwca 1956 r. i zaprosiłem ją, aby o tym opowiedziała. Sala była pełna, masa studentów - wspomina Włodzimierz Czarzasty, od kilku dni przewodniczący SLD. - Bardzo ją cenię. To mądra, ciepła osoba. Jako pierwsza sformułowała tezę o tym, w jaki sposób socjalizm w swoim radykalnym stanie rozładowywał emocje społeczne, którą dzisiaj wszyscy uważają za oczywistą - dodaje Czarzasty. O ataku na prof. Staniszkis mówi z niepokojem.

- On dowodzi filozofii, która rządzi w Prawie i Sprawiedliwości. Przykład prof. Staniszkis jest tego najlepszym dowodem. Bo PiS myśli tak: jeśli ktoś mówi to, co nam się podoba, jest naszym przyjacielem, jeśli nie - naszym wrogiem. Dla Polski to bardzo zły sygnał - wzrusza ramionami Czarzasty.

Prof. Staniszkis po zwolnieniu z pracy kontynuowała działalność naukową. Do pracy w Instytucie Socjologii przywrócono ją dopiero w 1981 r. Wcześniej, w sierpniu 1980 r. została zaproszona przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w Gdańsku do udziału w negocjacjach ze stroną rządową. Weszła w skład Komisji Ekspertów MKS. Po zawarciu porozumień sierpniowych i utworzeniu NSZZ „Solidarność” doradzała związkowcom. Po wprowadzeniu stanu wojennego wykładała we Wszechnicy Solidarności i publikowała w prasie podziemnej.

- Mam dużo sympatii dla pani profesor - przyznaje prof. Zbigniew Mikołejko, filozof, etyk. - Dla mnie prof. Staniszkis, to osoba ze stoczni i autorka książki „Postkomunizm” - przyznaje. Książki trudnej nawet dla intelektualistów.
Prof. Staniszkis bywa jednak krytykowana w środowisku naukowców, zarzuca się jej, że stawiane przez nią analizy zazwyczaj są nietrafione. - Myślę, że prof. Staniszkis bardzo chciała, aby w Polsce istniała prawica, a postawiła na partię będącą mieszanką prawactwa i lewactwa. Zawiodła ją intuicja analityczna, ale, tak jak mówię, stało za tym pragnienie, aby w Polsce istniała prawica. Profesor oczekiwała, że PiS to także projekt moralny, a tu nie ma żadnego projektu moralnego, ale pragnienie władzy - dodaje prof. Mikołejko.

Prof. Bugaj przyznaje, że prof. Staniszkis ma w środowisku także nieprzychylnych sobie ludzi. - Ale to dlatego, że formułuje bardzo szybko wszelkie oceny. Ja bym powiedział tak: na dziesięć jej szybkich pomysłów, jeden, dwa są wybitne - ocenia prof. Bugaj.

Prof. Wódz: „To osoba pracująca, ciesząca się uznaniem, spotykająca się czasami z krytyką środowiska, ale ta krytyka nic nie znaczy.”

Jej życie prywatne jest równie barwne jak zawodowe. Pierwszym mężem prof. Staniszkis był Marek Lewicki, w latach 70. związała się z Ireneuszem Iredyńskim, drugi raz wyszła za mąż za Michała Korca.

Tak opowiadała o ostatnim rozwodzie Cezaremu Michalskiemu: „Po powrocie z podróży do Afryki Michał zaproponował mi nowy kompromis. Powiedział, że »nie sprawdzam się jako żona« i dlatego powinnam zrozumieć i usprawiedliwić jego zdrady, skoki w bok. Powinnam uznać, że to moja wina. Wtedy powiedziałam, że chcę rozwodu (już złożyłam pozew). Mam 67 lat i niestety już nie będę młodsza. Ale nie godząc się na ten układ, poczułam się naprawdę bliższa tej dziewczynie, którą kiedyś byłam. Bardziej wierna sobie. Poprosiłam Michała, żeby się wyprowadził. I to już się stało, a ja odzyskuję teraz kontrolę nad swoim życiem, nad swoim czasem, nad domem. Choć on ciągle wraca jak bumerang, a ja go do jego kawalerki w Warszawie znów wyrzucam. Mam nadzieję, że on da sobie radę, a ja czuję się trochę tak, jak bardzo dawno temu, po rozstaniu z Iredyńskim. Mam wrażenie, że to było konieczne, mam też poczucie odzyskanej energii”.

Michalskiemu zdradziła też tajemnicę swojej czerwnej szminki. Nie sposób tej opowieści nie przytoczyć. „Przed maturą mama wysłała mnie tam do Londynu, do swojej koleżanki, a tata uprzedził jakichś swoich emigracyjnych znajomych, żeby mnie przyjęli i żeby się mną tam zaopiekowali. Tymczasem ja, już w drodze, na statku, zakochałam się w mechaniku okrętowym, Polaku, dużo starszym ode mnie. To była właśnie taka „kręcąca” historia dla dziewczyny prosto z żeńskiego liceum. Do tego stopnia kręcąca, że skończyła się dla mnie ciężkim wypadkiem i blizną na twarzy na całe życie. Umówiliśmy się mianowicie, że kiedy jego statek znowu przypłynie do Anglii, on do mnie zadzwoni. Zadzwonił, umówiliśmy się w Londynie na randkę, na konkretną godzinę, i ja popędziłam na rowerze ze szkoły angielskiego w Cambridge do domu, żeby zdążyć na pociąg i nie spóźnić się na spotkanie z moim mechanikiem. Na zakręcie wpadłam pod ciężarówkę. Miałam uraz czaszki, trafiłam do szpitala, do randki nie doszło. Kiedy wracałam do Polski z blizną na twarzy, ten człowiek czekał na mnie w Gdyni i rzeczywiście miał wobec mnie poważne plany. Ponieważ byłam młodziutka, »uszanował moją cnotę«. Wtedy wpadłam na pomysł, że umaluję się jaskrawoczerwoną szminką, to on będzie patrzył na moje usta i nie zwróci uwagi na tę szpetną bliznę.” I tak ta szminka została do dziś.

Cóż, można się z prof. Staniszkis zgadzać lub nie, ale trudno nie szanować jej za odwagę mówienia tego, co myśli. Nawet jeśli to wbrew obowiązującym trendom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl