Jaką drogą pójdzie dziś kultowa, radiowa „Trójka”. Paweł Sito nowym dyrektorem?

Anita Czupryn
Magdalena Jethon, dwukrotnie była dyrektorką „Trójki”. Pracę tu zaczęła w 1977 r.
Magdalena Jethon, dwukrotnie była dyrektorką „Trójki”. Pracę tu zaczęła w 1977 r. Fot. Anna Kaczmarz
Radiowa „Trójka” wciąż czeka na nowego dyrektora. Pogłoski, że ma nim być Paweł Sito sprawiły, że stracił pracę w TOK FM. Jaka powinna być ta stacja w nowych czasach i na czym w istocie polega jej legenda.

Dotychczasowa szefowa „Trójki” Magdalena Jethon została odwołana przez prezes Polskiego Radia Barbarę Stanisławczyk. Zaraz też w mediach pojawiła się lista nazwisk ewentualnych kandydatów do tego stanowiska. A wśród nich właśnie nazwisko Pawła Sito. Dziennikarz sam niejako sprowokował te spekulacje, pisząc na Twitterze: „W oczekiwaniu na szefa Trójki popiszmy, jaka powinna być? To się mu/jej da tę ściągawkę później”.

Ruszyła machina komentarzy publicystów z prawa, lewa i ze środka, którzy nie ukrywali, że możliwość objęcia stanowiska szefa Trójki przez Pawła Sito to byłaby „dobra zmiana” w mediach publicznych. Po pierwsze, Paweł Sito w Polskim Radiu pracuje od lat 80., był współtwórcą „Listy Przebojów Programu III”, rozkręcił Rozgłośnię Harcerską, był szefem Radia BIS - a to przecież tylko niewielki wycinek jego dziennikarskich zasług.

Ale owe pogłoski spowodowały też, że redaktor naczelna Radia TOK FM, już w piątek wieczorem, tydzień temu, pożegnała się z Pawłem Sito. On sam nie chce komentować informacji, jakie się pojawiły na jego temat odnośnie jego kandydatury. Na Facebooku napisał ostatnio: „Dzięki za niezwykle sympatyczne opinie na temat mojego warsztatu radiowego. W sprawie obsady szefa Trójki jak nie komentowałem, tak nie komentuję”. Poproszony o rozmowę - odmówił.

Przy okazji spekulowania, kto zostanie nowym szefem, było nie było, kultowego Programu Trzeciego Polskiego Radia, rozgorzała dyskusja, jaka ta nowa „Trójka” być powinna. A to prowokuje też do wspomnień i refleksji, na czym w istocie polega legenda tej stacji. Bo też nie ma chyba innego takiego radia w Polsce, którego dobro tak by leżało na sercu ogromnym, dziś już wielopokoleniowym rzeszom słuchaczy. „Trójka” zawsze była inna, „Trójka” miała swoje święte pory słuchania i swoich - patrząc z perspektywy czasu - niemal mitycznych prowadzących. No, ale też z tego powodu była też anteną kontrowersyjną, głównie ze względu na swój wolnościowy charakter, jaki krzewili właśnie prowadzący, za nic mając propagandowe założenia, jakie realizować musiały pozostałe media w czasach PRL. Nie inaczej było i w nowych czasach. Dziś mało już kto pamięta, że swoje nadawanie radio rozpoczęło 1 kwietnia 1962 roku, bardziej jesteśmy skłonni uważać, że złote czasy „Trójki” z pewnością przypadają na lata 80., okres stanu wojennego, a następnie lata kruszenia się komuny, do czego zresztą „Trójka” poprzez swoje osobowości również walnie się przyczyniała, w końcu okresu transformacji, kiedy to, za kadencji dyrektora Witolda Laskowskiego, nasiliły się protesty słuchaczy - obrońców pod hasłem „Łapy precz od Trójki”, a potem za Jacka Sobali, kiedy obawiano się, że „Trójka” zatraci swój oryginalny, indywidualny charakter.W sprawie „Trójki” wrzało zresztą kilka razy w czasie wolnej Polski, kiedy przy okazji zmiany rządów, zmieniało się też kierownictwo w „Trójce”. W 2009 roku głośno było, kiedy stanowisko dyrektora „Trójki” stracił Krzysztof Skowroński, w jego obronie listy protestacyjne podpisywali czołowi dziennikarze. Skowroński doprowadził do tego, że „Trójka” miała rekordowo wysokie wyniki słuchalności. - To on przywrócił „Trójce” tchnienie dawnego ducha radia autorskiego, zaskakującego w każdej godzinie - mówił mi wówczas Piotr Baron, chwaląc Skowrońskiego za to, że dał dziennikarzom nieprawdopodobną wolność w doborze zarówno tematów, jakie pojawiały się na antenie, jak i muzyki. Jego następczynią została Magda Jethon, o której decydenci mówili wówczas, że po pierwsze jest osobą, która w „Trójce” zna własny kąt, a po drugie nie jest kojarzona z żadną partią polityczną.

Tyle, że rok później Magda Jethon traci stanowisko i „Trójka” znów staje się gorącym tematem. Związkowcy żądali odwołania dyrektora Jacka Sobali, przywrócenia do pracy poprzedniej dyrektorki Magdy Jethon. Grozili strajkiem. W odpowiedzi na to dyrektor Sobala groził zwolnieniami. To wtedy Krzysztof Skowroński mówił mi, że dyrektor, który pójdzie na kompromis, nie będzie mógł skutecznie zarządzać stacją. „Trójka” już wtedy stała się radiem, które obudziło się z letargu, a prócz wiernych starych słuchaczy radia zaczęli słuchać nowi, zauważając, jak stacja otworzyła się na świat, muzykę, stając się mocną alternatywą dla komercyjnych mediów.
- Gdzieś do 1989 roku „Trójka” nie miała zbyt wielu dyrektorów - mówi w rozmowie z „Polską” Grzegorz Miecugow, który w „Trójce” znalazł się w 1987 roku, dołączając do zespołu „Zapraszamy do Trójki”. Potem został szefem tego zespołu, a też prowadził wydania „Listy Przebojów”. - Trudno porównywać tamtych dyrektorów do czasów nowego porządku, ale dość powiedzieć, że nie były to postaci antenowe, ale bardziej zarządzający. Myślę, że chyba ode mnie zaczęło się takie dyrektorowanie ludzi antenowych. Byłem dyrektorem, ale też prowadziłem „Zapraszamy do Trójki”, czasem zastępowałem Marka Niedźwieckiego w liście przebojów. Inna sprawa, że miałem być zastępcą dyrektora, bo dyrektorem miał być Wojtek Mann, też osoba przecież przede wszystkim antenowa. Ale Wojtek nie chciał się pozbyć swojej firmy i dlatego dyrektorem nie został - wspomina Grzegorz Miecugow. Stąd też, uważa, że ostatnia szefowa „Trójki”, Magdalena Jethon była dobrą dyrektorką, własnie dlatego, że była nie antenowa.- Co prawda pracowała na antenie, znała antenę, ale dla niej kierowanie „Trojką” było wszystkim, było istotą życia. Ona się już nie rozdrabniała na antenę, chociaż ją znała - dopowiada były dziennikarz „Trójki”.

Do potężnej popularności „Trójki” przyczyniła się „Lista Przebojów” prowadzona przez Marka Niedźwieckiego - to wtedy też, nawiasem przypominając u jego boku pojawił się młody Paweł Sito, który, jak wieść głosi, u „Niedźwiedzia” służył za pomocnika „Kazia”, pełnego szalonych pomysłów, które następnie wykorzystywał w „Rozgłośni Harcerskiej”. - Tylko niech pani mnie nie pyta, czy Paweł się nadaje na dyrektora Trojki, bo tego nie wiem, natomiast na pewno jest osobą, która była z tą „Trójką” związana i w pewien sposób ja budowała - zauważa Miecugow.

W latach 80. „Trójka” była w tej komfortowej sytuacji, że praktycznie nie miała konkurencji, a zatem kierowanie nią w gruncie rzeczy polegało na, jak wspominają byli pracownicy „ogólnym pilnowaniu interesu”. Pierwsza konkurencja w postaci stacji czy to komercyjnych, czy regionalnych zaczęła się pojawiać na początku lat 90. - Dzisiaj trzeba by się trochę pogłowić, jak połączyć tradycję z wyzwaniami, jakie niosą nowe czasy, także nowe media. Dlatego mi się wydaje, że dyrektor nie powinien być antenowy. A co powinien robić? No, właśnie dbać o tę tradycję - mówi Miecugow, przyznając, że polega ona na tym między innymi, iż istotą „Trojki” były indywidualności, osobowości, to, że mniej ważna była play lista wynikająca z polityki wydawców muzycznych, tylko ważniejsze było to, co przynosili ze sobą do radia ludzie.

Przecież przez Trójkę się przewinęły wielkie postaci, niektóre, jak Marek Niedźwiecki, czy Wojciech Mann nadal w niej są, ale były także tysiące innych ludzi, łącznie z dzisiejszym dyrektorem Programu II TVP Maćkiem Chmielem. Młody Tomasz Beksiński, doświadczony Piotr Kaczkowski, zaczynająca karierę Monika Olejnik, to wszystko byli ludzie, którzy firmowali sobą niepowtarzalność „Trójki”. - Było takie założenie, że „Trójka” jest dla młodej inteligencji, niezależnie od tego, skąd ta inteligencja przychodzi, z małego czy dużego miasta, czy ze wsi. Bo inteligencja to nie jest miejsce zamieszkania, ale stan ducha, otwartość na to, co nas otacza i ciągle poszukiwanie. I tego również w nowych czasach bym pilnował. Może więcej starałbym się, wracając do korzeni, wyciągnąć jednocześnie rękę do młodej sztuki, do tego wszystkiego, co kipi w klubach, miejscach, gdzie się młodzi ludzie spotykają. Bardziej też bym się otworzył na te wszystkie media społecznościowe, bo tam dziś żyją młodzi ludzie - przedstawia swoją wizję radia Grzegorz Miecugow. Ale on z „Trójką” związany jest nie tylko jako dziennikarz, ale też przecież jako słuchacz. Dla niego, podobnie jak i dla wielu jego rówieśników większość odkryć czy to literackich, czy, może przede wszystkim muzycznych pochodziła własnie z „Trójki”.

- Szkoła tego nie proponowała, rodzice proponowali to, co oni lubili, jako młodzi ludzie, to było interesujące, ale jeśli ja pokochałem Stachurę, to właśnie dzięki Trójce. Radio odgrywało rolę przewodnika po nowych światach.
Na czym polegała legenda, która stworzyła całe pokolenia słuchaczy, wiernych, którzy z takim sentymentem do tego radia podchodzą? - Nikt w Polsce nie wiedział, że istnieje coś takiego jak Pink Floyd , ale było to jedyne radio, które zaczęło ich grać i jest to muzyka, która się nie zestarzała. To nawet zabawne, kiedy każdego roku w styczniu „Trójka” puszcza swoją „Listę wszech czasów”, a okazuje się, że z XXI wieku znajdują się na niej dwa czy trzy kawałki, bo reszta to utwory sprzed 30-40 lat, a ludzie nadal ich słuchają i na nie głosują - zauważa dziennikarz „Trójki”. Być może dlatego tak jest, że ludzie się starzeją razem z „Trojką”, a może dlatego, że w latach 70., kiedy powstawała taka muzyka jak „The Doors”, „Led Zeppelin”, czy „Pink Floyd” własnie, to stali się fundamentem i kamieniem milowym dla muzyki rozrywkowej. - No i jest w tym nasza młodość, a nie wydaje mi się, żeby były dziś na świecie takie zespoły, które są w stanie generować coś nowego i montować w to nowe cale pokolenia. Teraz ten rynek jest bardzo poszatkowany, rozproszony, każdy ma swoje gwiazdy, trochę zrobione z papier mache, nadmuchane. A Pink Floyd potrafił zagrać i z orkiestrą symfoniczną, i miał wspaniałe teksty, to było coś niepowtarzalnego. I „Trójka” to dawała.

Innym wymiarem tego radia byli też wspomniani tu ludzie: o otwartych poglądach, z niezgodą na to, co złe. W latach 80. nieprzerwanie do dziś legendą jest Piotr Kaczkowski, który, jak spekulowali wówczas słuchacze, przemycał w swoich wieczornych audycjach muzycznych różne treści, które następnie słuchacze próbowali odszyfrować. - Jedyny w życiu list, jaki napisałem do radia, to był list do Piotra Kaczkowskiego. I jeszcze pisałem go najpierw w brudnopisie, który mam do dzisiaj. Byłem licealistą, mieszkałem w Krakowie i tak właśnie poważnie potratowałem tę sprawę. Tak Piotra Kaczkowskiego szanowałem i wielbiłem antenowo. On oczywiście tego nie pamięta, bo tych listów dostawał mnóstwo - ze śmiechem wspomina Grzegorz Miecugow.

Na tę legendę „Trójki” być może składa się coś, co nazwać by można magią miejsca. Główna siedziba Polskiego Radia mieściła (i mieści) się przy ul. Malczewskiego), a „Trójka” - oddalona o, w prostej linii 10 czy 13 km - przy Myśliwieckiej, oderwanej, trochę na uboczu. - Być może też wystarczy jedna indywidualność w radiu, żeby zaczęły pojawiać się następne? - zastanawia się Miecugow, mając na myśli wspomnianego już Piotra Kaczkowskiego. Kaczkowski, kiedy trafił do „Trójki”, nie był kimś nowym, wcześniej pracował w radiowej „Jedynce”, ale to właśnie on wprowadził do „Trójki” ów osobisty, naturalny ton. Podobnie było z Wojciechem Mannem, który w „Trójce” pojawił się przecież już w latach 70. - Udawanie Manna nigdy nie przechodziło, bo nie da się udać nikogo, ale to też powodowało, że następni ludzie w sobie samych szukali czegoś własnego - wspominają pracownicy.

- Proszę zobaczyć, jak dziś stacje radiowe pełne są ludzi, którzy byli w „Trójce”, jak pełna jest telewizja tych, którzy się przez Trójkę przewinęli, którzy ją tworzyli na różnych etapach. Gwiazda polskiego dziennikarstwa Monika Olejnik zaczynała co prawda w Polskim Radiu przy ul. Malczewskiego, ale kiedy zespół po stanie wojennym przeniósł się z Malczewskiego na Myśliwiecką, była jedną z tych kilkunastu osób, które wtedy przeszły. Nie da się ukryć, że początek jej ważnej kariery pochodzi z tego miejsca. Była wojującą reporterką, tworzyła reportaże, była też prekursorką zapraszania polityków do studia.

Lata 90. przyniosły lekkie rozczarowanie również i z tego powodu, że ludzie, których głosy znaliśmy z „Trójki”, zaczęli się pojawiać w telewizji, a słuchaczom trudno było przyporządkować te obce w gruncie rzeczy twarze, do tych upojnych ze wszech miar głosów. Najdłużej opierał się i bronił przed ujawnieniem twarzy Piotr Kaczkowski. Uważał, że radiowiec to jest głos, a nie twarz.
Grzegorz Miecugow przy tej okazji przypomina sobie anegdotę, kiedy zaczął współpracować z Polskim Radiem przy Malczewskiego, to natknął się w redakcji radia na archiwum, sekcje wycinków na temat różnych osób, jakie pojawiły się w prasie, bo przecież nie było wtedy internetu. - Od razu tam poszedłem, aby wygrzebać zdjęcie Piotra Kaczkowskiego, tak byłem ciekaw, jak wygląda. I znalazłem! Była to fotografia z lat 60, a Piotr Kaczkowski w kapeluszu i też twarzy nie było widać - śmieje się Grzegorz Miecugow.

Przed pokazaniem twarzy najdłużej bronił się Piotr Kaczkowski. Uważał,że radiowiec to głos, a nie twarz

Dziś świat jest zupełnie inny, niż w złotych dla „Trójki” czasach, zupełnie inne są też media i inne dla nich wyzwania. Kopalnią wiedzy dla dziennikarzy stały się media społecznościowe, to one pozwalają dziś być na bieżąco, są też kopalnią wiedzy o ludziach. - To dowód na to, że radio powinno się wokół mediów społecznościowych kręcić - zauważa Grzegorz Miecugow, dodając: - Tak, jak telewizja nie zabiła kina, a funkcjonuje obok niego, a radio obok telewizji, tak dziś powinno istnieć obok Facebooka, Twittera, być obecne w internecie, to jest to wyzwanie. Ale to radio powinni tworzyć ludzie bardzo indywidualni, nie masa, nie ci wszyscy prezenterzy z tą nieznośną manierą „patrzcie, jaki jestem hop do przodu”, z jednakowym zaśpiewem „jaki to ja jestem fajny”. Miecugow wspomina, że przez długie lata nie mógł dostać tak zwanej karty mikrofonowej, bez której nikt za prawdziwego radiowca uważać się nie może. - W końcu nieżyjący już dziś Stanisław Młynarczyk, który rządził komisją przyznającą karty mikrofonowe, powiedział: „On ma wady, ale sobie z nich zdaje sprawę (Miecugow miał nieruchomą górną wargę i czasem wyrywał się mu krakowski akcent). Dzięki temu on będzie rozpoznawalny, będzie miał swój głos”. - To były święte słowa, a ja swoje wady przerobiłem na atuty, stałem się głosem radiowym - wspomina Miecugow. Stąd, jego zdaniem, radio tego typu ludzi powinno pielęgnować, takich, którzy budzą zaciekawienie, dociekanie, jak ten radiowy głos wygląda. - Dziś mogę powiedzieć o tym, że większość stacji radiowych głosów nie ma. To jest jeden głos na różnych częstotliwościach - uważa. Rozpoznawalność, indywidualność to wartości „Trójki”, które warto by utrzymać.

Rozmawiając z Fiolką Najdenowicz, głośną w latach 90. wokalistką zespołu Balcan Electrique, która również przewinęła się przez „Trójkę” (była sekretarką Grzegorza Miecugowa), usłyszałam, że „Trójka” zawsze była miejscem, które kształtowało ludzi i ich charaktery. - Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy - przyznaje Miecugow. - „Trójki” zacząłem słuchać po stanie wojennym, a potem zacząłem bywać na Myśliwieckiej. Zauważył mnie Marek Niedźwiecki, dzięki niemu dostałem pracę w redakcji dziecięcej i poszło. Ale wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tej magii „Trójki”. Zobaczyłem to po latach - „Trójka rzeczywiście kształtowała ludzi. Jak dobra szkoła w dobrych czasach, kiedy są i nauczyciele, którzy z niejednego pieca chleb jedli i niejedno widzieli, i panuje pewien styl, wyznaczający, co wypada, i że pewnych rzeczy nie wypada - uważa. "Trójka" po prostu wyznaczała trendy, i jak w środowiskach subkulturowych zwracała uwagę: „Nie rób obciachu”!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl