Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urodził się 31 grudnia 1915 roku. Dziś pan Jan świętuje 100 lat!

Piotr Strachanowski
- Zawsze jem tłusto i dużo słodkiego - wyznaje pełen wigoru, zawsze pogodnyJan Mielcarek, najstarszy mieszkaniec Chełmc.
- Zawsze jem tłusto i dużo słodkiego - wyznaje pełen wigoru, zawsze pogodnyJan Mielcarek, najstarszy mieszkaniec Chełmc. Piotr Strachanowski
W dobrym zdrowiu i z poczuciem humoru Jan Mielcarek, kombatant i najstarszy mieszkaniec Chełmc w gminie Kruszwica obchodzi 100. urodziny!

Przyszedł na świat w ostatni dzień 1915 r., w drugim roku I wojny światowej! Będzie miał 3 lata, kiedy Polska odzyska niepodległość i dalej historia różnie się już potoczy: - Byłem świadkiem wielkich wydarzeń - z dumą podkreśla pan Jan.

Nigdy też nie sądził, że doczeka tak pięknego wieku. Pytam więc o receptę na udane i długie życie w dobrym zdrowiu, a żwawy 100-latek mruga filuternie i przekonuje: - Nie ma na to recepty, ja zawsze jem tylko tłusto i dużo słodkiego. Niech się pan próbuje, podjemy sobie!

Zatem częstujemy się sernikiem i z sympatią patrzymy na stół, gdzie w kolejce czekają inne ciasta: - Można by i lampeczkę koniaku, i papieroska, ale z tym po 90-tce trochę sfolgowałem, a i tu wszyscy dookoła w domu mnie pilnują - z niejakim żalem w głosie oznajmia jubilat.

A pytany o dawne dzieje chętnie snuje wspomnienia: - Mój ojciec Stanisław od 1909 r. gospodarzył w Chełmcach, był sołtysem i poważali go sąsiedzi. Ja z braćmi od maleńkości pomagałem w domu i w polu przy różnych pracach, ale nade wszystko lubiłem się krzątać przy koniach. No i codziennie biegłem na pocztę. Ojciec prenumerował inowrocławski „Dziennik Kujawski” i ja miałem obowiązek pobierać od listowego świeży numer. Chłonąłem nowinki ze świata, wszystko mnie ciekawiło, szybko też nauczyłem się czytać i pisać. Pan da wiarę, że sam czytałem w „Dzienniku”, o tym jak w Warszawie zabili naszego prezydenta Narutowicza? To w grudniu 1922 roku się działo…

W 1937 r. trafił do Baranowicz, do Nowogródzkiej Brygady Kawalerii, gdzie służył pod Andersem. Został amunicyjnym 4. baterii 9. dywizjonu artylerii konnej. Przydało się upodobanie do koni. Ćwiczył woltyżerkę, w grupie wybranych żołnierzy dawali popis, zgoła sztuczki cyrkowe. Sam Anders klaskał, chwalił i rękę ściskał. - To był urodzony żołnierz, nasz wódz, zawsze wielki polski patriota! - wzrusza się pan Jan, który też okazał się pojętnym żołnierzem i szybko poszedł do szkoły podoficerskie. W maju 1939 r. został bombardierem, a trzy miesiące później, w sierpniu - kapralem.

W kampanii wrześniowej dzielnie stawali aż do dnia, gdy brygada wpadła w potrzask niemiecko-sowiecki pod Samborem. Po 22 września wojsko poszło w rozsypkę, większość żołnierzy wzięto do niewoli, także i jego, ale wykorzystał okazję i uciekł do domu. Nie na długo, w grudniu 1939 r. całą rodzinę - rodziców i ich pięciu braci wysiedlono do GG pod Chełm Lubelski. Nastały trudne lata, ale wytrwali i doczekali wolności.

Został żołnierzem 1. Korpusu Pancernego 2. Armii WP, był sierżantem, szefował kompanii. 2 lutego 1945 r. spod Poznania ruszyli na Berlin, Budziszyn i Drezno, potem poszli na czeską Pragę i gasili resztki frontu. Dla niego wojna trwała do demobilizacji 19 listopada 1945 r. Do domu wrócił z przypiętym do munduru Krzyżem Walecznych…

- A co było potem? Życie potoczyło się wartko… Z żoną kochaną Marią ślubowaliśmy w 1947 r. i razem jesteśmy już 68 lat! Pięcioro dzieci wychowaliśmy, godnie je kształcąc, potem wnukami sypnęło. Prawnuki też już są, choć akurat na krańcach świata, jedno w Sydney, a drugie w Ameryce w San Diego. A ja nie chwaląc się powiem, że jeszcze w latach 90. trochę pomagałem synowi Jerzemu w gospodarce. Teraz to już tylko na kalendarzu pracuję i daty przesuwam. Tak, ciężkie, ale - Panu Bogu dziękować - piękne miałem życie!

Dalekich planów pan Jan już nie kreśli: - Ale te mistrzostwa w piłkę, co będą latem we Francji, to chętnie bym obejrzał! - zaraz dodaje z uśmiechem, bo sport i historia to jego konik. I żeby wrażenie wzmóc, z naciskiem podkreśla: - Czytam bez okularów; gazetę chętnie każdego dnia, książkę o historii przekartkuję, radia posłucham, a i telewizji nie odmówię.

I tak sobie dalej gwarzymy: nieco o Piłsudskim. Potem o bracie Marianie, który bronił bramki inowrocławskiej Goplanii w dawnych czasach. - Jak jechałem do Inowrocławia w sprawach wiadomych do dentysty Sylwestra Zielińskiego, a to był wielki sportowiec, to od razu wiedział, że jak Mielcarek i z Chełmc, to musi być krewnym Mariana!

I wspominamy też i tych dwóch braci, co drogą duchowną poszli: nieżyjącego już kanonika Ludwika i prałata Władysława ze Szwederowa w Bydgoszczy, który - choć jest najstarszym kapłanem w diecezji bydgoskiej - to zapowiedział, że do Jana przyjedzie i 2 stycznia o 13. w kościele parafialnym św. Katarzyny za jubilata mszę św. odprawi. No i raz jeszcze, już na odchodne, o sporcie, bo pan Jan znienacka a obszernie uświadamia mnie, jak dobrzy futboliści Polonii Lwów w latach 30. w naszej reprezentacji grali!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska