Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Wierszalin. Wziołowstąpienie (zdjęcia, wideo)

Jerzy Doroszkiewicz
Teatr Wierszalin - Wziołowstąpienie
Teatr Wierszalin - Wziołowstąpienie Radosław Kuleszewicz
Fantastyczny, wieloznaczny tytuł obiecuje chyba więcej, niż dzieje się w spektaklu. A jednak – karuzela życia kręci się i symboliczna podlaska klasa na oczach widzów Teatru Wierszalin ukazuje swoje dzieje i metamorfozy swej mentalności.

Na pozór treść owego „wstąpienia” nie jest nazbyt skomplikowana. To raczej kolejne spotkania widzów z grupką mieszkańców jakiejś podlaskiej wioski, może gdzieś koło Hajnówki albo Sokółki (jedna z przypowieści o zamawianiu umiejscowiona jest w Puciłkach). Sami mieszkańcy pojawiają się na scenie na pewien obraz i podobieństwo „Umarłej klasy” Tadeusza Kantora, do którego twórczości Piotr Tomaszuk, autor przedstawienia odwołuje się w przedpremierowych wywiadach. Może dlatego dzieciaki, które błąkają się po lesie w poszukiwaniu grzybów wydają się postaciami lekko upośledzonymi, z uporem kolejno powtarzają te same kwestie. Dłuży się to nieco, ale może właśnie taka była intencja autora – wszak wiele osób dręczą powracające sny, nierzadko odzwierciedlające dzieciństwo.

Tu jednoznacznie dorosłym wydaje się nauczyciel anatomii, dający w założeniu zabawne wykłady niezbyt rozgarniętym słuchaczom. Parodia systemu edukacji będzie jedną z wielu, jakie widz na supraskiej scenie zobaczy podczas „Wziołowstąpienia”. Tomaszuk bowiem kpi ze wszystkich i wszystkiego co wydaje się być normą współczesnych elit. Profesor nauk fizycznych firmuje bzdurne badania, polonistka apeluje by nie przeklinać, choć wstydzi się wypowiedzieć słów, które miałyby zastąpić nad wyraz często płynące ze sceny mądrości ludowe o „j..nej żizni”. Przekleństwo jako sól tekstu jeszcze nikomu nie zaszkodziło, ale wykorzystywane w nadmiarze nie śmieszy – raczej wywołuje poczucie zażenowania. Przecież chyba nie chodzi o ośmieszenie ludzi z prowincji?

Zastanawiając się nad istotą ludzkiej substancji, kruchością bytu i „niewyjaśnionymi medycznymi przypadkami” Tomaszuk zaprasza widzów w świat szeptuch i szeptunów. Ukazuje ich moc, tłumaczy, że medycyna ludowa zwyczajnie umiała pochylić się i nad człowiekiem, i nad zwierzęciem. Nie straszy widzów jakąś czarną magią, nie wyszydza, raczej stara się z humorem opowiedzieć o znanych z miejscowych przekazów przypadkach uzdrowień. Opowieść o wołoseniu czytelnicy lokalnie wydawanej prozy mogą znać ze wstępu do zbioru opowiadań Vitala Voranau „Szeptem”. Podobnie kolejne historie o mocy szeptuch. Przestrogą przed niewłaściwym zamawianiem jest określenie „przepełniło”, które skutkuje śmiercią.

Największe salwy śmiechu wywołuje jednak połączenie zamawiania z seksualnością i płodnością. Krytyka „j..nia po pustaku”, poszukiwanie eliksirów na zachęcenie mężczyzn do prokreacji i wzmocnienia męskości. Z dość brawurowym finałem związanym z „długosterczem”.

Czas w tym spektaklu to przyśpiesza, to zwalnia, przyjaciele z grzybobrania zamieniają się w poważnych ludzi, bawią się, śpiewają polskie piosenki, ba, nawet ekscytują lotami kosmicznymi, a w miejsce wyścigów furmanek, starają się okiełznać polskie fiaty. Śpiewają, tańczą, jednym słowem – elementów kabaretu czy wodewilu jest naprawdę sporo. Niestety, czasem humor tego kabaretu przypomina transmitowane przez telewizję wygłupy w amfiteatrach, niż wdzięk równie telewizyjnych Starszych Panów. I osadzenie bohaterów na podlaskiej wsi nie jest tu żadnym wytłumaczeniem.

„Wziołowstąpienie” to swego rodzaju emocjonalna huśtawka, gdzie po mocno dyskusyjnych żartach, następują sceny obmyślane z maestrią i znacznie elegantszym poczuciem humoru. Zagrana praktycznie bez słów scena pogoni kolejki za papierem toaletowym, z świetnie wygranymi rekwizytami i skrzynkami po amunicji pełniącymi rolę sklepowych arsenałów jest chyba najlepszą z całego spektaklu. Na pewno nie tylko wtajemniczeni będą pokładać się ze śmiechu słuchając genialnego monologu o roli audytu. Za to wciąganie na prosektoryjny stół „oślizłego trupa” właściwie graniczy z dobrym smakiem.

Lata lecą, a coraz to dojrzalsi bohaterowie grzybobrania, w miejsce darów natury i papieru toaletowego najpierw zbierają tytuły i zaszczyty, by wreszcie stać się grupką stetryczałych pensjonariuszy jakiegoś zakładu opiekuńczego. Wspominając młodość wracają do natury.Wtedy Tomaszuk dyskretnie cytuje fragmenty książki jednego z nestorów ziołolecznictwa, ojca Klimuszki, a zbliżający się do smugi cienia bohaterowie przedstawienia w obliczu kłopotów gastrycznych, zamiast grzybów, zbierają owe zioła. Aż do finałowego „Wziołowstąpienia”, gdzie na wzór bergamanowskiej „Siódmej pieczęci” medyk gra w szachy ze śmiercią. A z nią nie wygrała jeszcze ani żadna szeptucha, ani medycyna konwencjonalna.

Teatr Wierszalin powrócił z medialnych szaleństw „Złotego deszczu” w podlaskie chaszcze i ostępy. Przypomina ginący świat ludowych wierzeń i zabobonów i ukazuje dwuznaczność naukowych tytułów i kontroli. A przy tym bawi. Po delikatnym skróceniu niektórych scen widzowie dorośli, "nie Giermańcy, nie Rasjańcy, a inteligencja miejscowa", będą mogli zobaczyć wprowadzający w dobry nastrój spektakl o sobie samych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny