Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Niespodziewanie o literaturze

Jerzy Stuhr
Jak to z nami Polakami jest? Czytamy, nie czytamy? Robimy akcje zostawiając na przykład książki na przystankach, dzieci kokietujemy literaturą. Ale czy nasza literatura może odzyskać specjalne znaczenie?

Trzeba i warto z bliska przyglądać się literackiej twórczości. Bo dużo się zmienia. Co mnie specjalnie interesuje to fakt, że powstają utwory niesłychanie pracochłonne. Tokarczuk, Huelle, Twardoch… Mogę wymienić jeszcze parę nazwisk, gdzie pisarze jakby na przekór pobieżności i powierzchowności życia, prześcigają się w drobiazgowej dokumentacji i hiperdokładności.

Niedawno rozmawiałem ze Szczepanem Twardochem w telewizji. On wie, że zachwycam się jego powieścią „Drach”. - Ja pana podziwiam - powiedziałem mu - bo z pana książki dowiaduję się, co jadł bohater na śniadanie w 1941 roku, w restauracji przy hotelu Gellerta w Budapeszcie. A jako filmowiec, ja to niezwykle cenię. Bo też do dokumentacji przykładam ogromną wagę, nie tylko do dokumentacji przestrzenno-scenograficznej, ale też „dialogowej”, do samej „wiarygodności języka”. Wczoraj, na obradach jury przy festiwalu „Trzy Korony”, oceniłem jeden ze scenariuszy, gdzie bohater siedzi w więzieniu i gdzie wspaniale udokumentowano język więzienny. Czyli ktoś musiał znać te realia. Niezwykle cenne!

- Wie pan - on na to - właśnie ta precyzja czasem mi zastępuje samą narrację. Bo wprowadzam czytelnika w ten świat i nie muszę mu już niczego opowiadać, bo widz czuje tak samo jak mój bohater. Prawie smakuje te bliny w sosie burgundzkim w 1941 roku w Budapeszcie... - dodaje.

Więc ja też tak na to patrzę. Widzę, że przy dzisiejszym pędzie życia, nasi pisarze zwalniają nam to tempo, dają szansę na refleksję, zatrzymanie się. Dobrze, jeśli ktoś potrafi dyktować swoje tempo narracji. Olga Tokarczuk ma odwagę dyktować swoje tempo, Huelle, czy Twardoch - również.

Myślę, że to jest swoista kontynuacja prozy Prusa. Ja się od Prusa dowiaduję, jak wyglądała Warszawa w drugiej połowie XIX wieku. Tutaj Olga Tokarczuk prowadzi mnie przez wielkie imperium zwane II Rzeczpospolitą. Przecież to był kolonializm - ukraińską cerkiew przerobić na kościół. To potem rodzi się nienawiść.

Wojtek Smarzowski w powstającym filmie „Wołyń” na pewno tę nienawiść odnotuje. Rozmawialiśmy z nim w PISF-ie na temat tego filmu. Powiedzieliśmy mu, że jest nieodzowne, aby pokazać, chociaż odrobinę, skąd ta nienawiść się wzięła. Bo jak tylko efekty zobaczymy, to będzie za mało. Ja na to tak patrzę. I taka literatura mi pomaga. Co więcej - taka literatura jest inspirująca dla filmu.

Drugi dział literatury, który wyraźnie się odrodził i ma spore powodzenie, to biografie. Sam mam w tej chwili przy sobie, a biorę do Estonii na festiwal w Tallinie, biografię Osieckiej. Biografie wzbogacają nasz świat. Olgierd Łukaszewicz z Magdą Cielecką czytają teraz w radio intymny świat Iwaszkiewicza. Napisany przez panią Król, słucham tego z dużym zainteresowaniem - „Iwaszkiewicz - intymnie” - tak to się nazywa.

Jak naczynia połączone: gdy jedno się pogłębia, drugie staje się bardziej powierzchowne. Moja pani reżyser od castingu wciąż mnie ostrzega: uważaj, bo ten aktor gra już w trzecim serialu pod rząd. Wtedy ja rezygnuję, przewiduję powierzchowność, zwłaszcza że go na ogół nie znam.

Idzie straszliwa polaryzacja aktorska. Nawet ja, będąc cały czas w samym środku realizacji filmowej czy teatralnej, w ogóle nie wiem, kto jest serialową „gwiazdą” - bo tak się ich nazywa i kto się w tym „zatracił”. I ja, nie tylko aktor i reżyser, ale i wieloletni pedagog, który powinien znać wszystkich aktorów na pamięć - nie wiem. Nie wiem, skąd oni są, kto to jest!

Ale może ta polaryzacja pozwoli na wykształcenie się nowej klasy inteligencji. Coraz więcej młodych ludzi nie ma w domu telewizora. Nie jest im potrzebny. Filmy oglądają w Internecie, takoż informacje, jeśli są im potrzebne. Internet jest nawet, co nie zawsze jest dobre, opiniotwórczy. Okazuje się, że sukces „Na czworakach”, poszedł głównie przez Internet. Stamtąd dostaję głosy. Te recenzje na blogach są najważniejsze. Krysia Janda, codziennie z blogu przesyła mi jakieś recenzje. Bo tam to się liczy. I literatura ma tam swoje miejsce. Budzi ciekawość i ambicje.

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska