Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed Paryżem nie musieliśmy bać się ludzi

Marta Danielewicz, Karolina Koziolek
Teija Gumilar na stałe mieszka w Poznaniu od 14 lat. Ma tu teraz dom, żonę, dziecko, przyjaciół. Ataki na obcokrajowców uważa za wybryki chuliganów
Teija Gumilar na stałe mieszka w Poznaniu od 14 lat. Ma tu teraz dom, żonę, dziecko, przyjaciół. Ataki na obcokrajowców uważa za wybryki chuliganów Adrian Wykrota
Jak żyje się w Poznaniu uchodźcom z Syrii, Jemenu, Hindusom czy Indonezyjczykom? Większość z nich obawia się o bezpieczeństwo, mają problemy z pracą. Zastanawiają się, czy dalsze życie w Polsce jest możliwe.

Mają inny kolor skóry, oczu i włosów. Mówią w innym języku. Wierzą czasem w innego Boga. Reprezentują inną kulturę. Tak samo jednak kochają i tak samo nienawidzą. I właśnie za te powierzchowne różnice, przede wszystkim w wyglądzie, które czynią z nich „obcych”, niejednokrotnie stawali się ofiarami.

Przez Polskę przetacza się dyskusja o uchodźcach. Społeczeństwo jest podzielone co do tego, czy powinniśmy przyjąć ich w naszym kraju. Tymczasem wielu uchodźców z Bliskiego Wschodu już od dawna żyje w naszym kraju. Po tym, jak na początku listopada pod Starym Browarem pobito 31-letniego Syryjczyka Georga Mamlook, wielu z nich obawia się o bezpieczeństwo swoich rodzin. Polska była dla nich krajem idealnym, teraz zastanawiają się nad powrotem do ogarniętej wojną ojczyzny, bo życie tu coraz bardziej ich przygnębia.

- Najgorszy jest hejt w internecie - mówi Adnan Zaid. - W ostatnim czasie to głównie tam nasiliła się nienawiść do nas, muzułmanów, osób z Bliskiego Wschodu w ogóle. Nie potrafię tego nie czytać. Czuję się potem bardzo źle. Kiedyś podziwiałem Polskę i Polaków. Byłem szczęśliwy, że jadę tu na studia. A mama powtarzała, że tu nie jest tak kolorowo...

Adnan ma 21 lat, mieszka w Poznaniu od 1,5 roku, studiuje fizjoterapię na Akademii Wychowania Fizycznego. Przyjechał ze stolicy Jemenu Sany. Jego mama jest Polką, a tata Jemeńczykiem. Pierwsze dziesięć lat życia spędził w Polsce, kolejne dziesięć w Jemenie. Mówi płynnie po polsku. Do Polski przyjeżdżał co trzy lata odwiedzić babcię.

- Polska za każdym razem wydawała mi się idealnym krajem. Marzyłem o tym, żeby tu kiedyś zamieszkać - mówi.

Potem okazało się to koniecznością, ponieważ sytuacja na Bliskim Wschodzie utrudniała codzienne życie. W Jemenie trwa coś na kształt wojny domowej.

- Brakuje paliwa, są przerwy w dostawie prądu i wody. Na ulicach jest pełno wojska. Zdarzają się bombardowania - mówi Adnan. - Przyjazd do Polski miał być przyjazdem do bezpiecznego świata.

Czy to nadal bezpieczny świat?
Adnan jest muzułmaninem. Nie obnosi się z tym, ale znajomi ze studiów wiedzą. Nie robią z tego problemu.

- Nigdy nie słyszałem żadnych uwag z ich strony dotyczących mojej wiary. Kilka osób pytało o to, co to znaczy być muzułmaninem, na czym polega moja wiara. Tłumaczyłem, że polega na miłości do innych ludzi tak jak chrześcijaństwo. Różnimy się tylko zwyczajami.

Chłopak nie może uwierzyć, że ci sami znajomi ze studiów, którzy na uczelni normalnie z nim rozmawiają, na Facebooku potrafią pisać nienawistne komentarze pod adresem muzułmanów. Internet to jest temat. Dla Adnana i jego brata Ammara.

Ammar też mieszka w Poznaniu, podobnie jak brat mówi płynnie po polsku. Przyjechał tu 3,5 roku temu. Ma 23 lata i studiuje biotechnologię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Sam mówi o sobie, że czuje się tu inaczej niż brat, bo urodę i rysy odziedziczył po mamie Polce. - Nie wyglądam jak Arab. Na ulicy mam spokój. Dopóki ktoś nie usłyszy jak mam na imię, nie wpadnie na to, że przyjechałem z Jemenu.

On też martwi się nienawistnymi komentarzami w internecie.

- Czasem odbierają nam chęć do życia. Wszystkiego się odechciewa - mówi Ammar. - Kiedy przyjechałem do Polski, przeglądając moją tablicę na Facebooku nie spotykałem tam komentarzy o muzułmanach. To, co jest teraz, to fala nienawiści. Pod zwykłym wpisem o pogodzie można znaleźć uwagę, że wszystkiemu winni są muzułmanie. Czuję, że jest coraz gorzej.

- To wpływa na moje postrzeganie. Pani ekspedientka jest dla mnie niemiła i od razu myślę, że to przez to, że jestem Arabem. Ktoś mi się przygląda w tramwaju, od razu myślę, że to przez mój wygląd. Wszystkie sytuacje postrzegam przez ten pryzmat. Sam czuję, że to już jakieś szaleństwo - mówi Adnan.

Ammar jeszcze rok temu był pewien, że po studiach zostanie w Polsce. Ta pewność zmieniła się w poważne wątpliwości.

- Jeśli nic się nie zmieni, wyjadę z Polski. Poszukam jakiegoś spokojnego arabskiego kraju - mówi.

Pod koniec października do Polski przyjechała mama i siostra chłopaków. Mówią, że w Jemenie już nie da się żyć normalnie. Obie kobiety chodzą w chustach na głowie. - Są narażone na nieprzyjemne komentarze. W sobotę po zamachach w Paryżu mama poszła rano na zakupy, a na jej widok dwóch mężczyzn zaczęło wygłaszać głośne komentarze, że trzeba rozprawić się z muzułmanami, dodając oczywiście ulubione polskie wulgaryzmy. Nie muszę mówić, w jakim stanie wróciła do domu - opowiada Ammar.

Bracia mówią o islamofobii i podsycaniu ognia nienawiści.

- To tylko przejściowa moda czy tendencja? - zastanawiają się.

Prosimy ich o zdjęcia, które miałyby się ukazać razem z tekstem, początkowo wyrazili zgodę, ale następnego dnia obaj zrezygnowali. - Obawiamy się, że ktoś nas rozpozna na ulicy. Nie chcemy prowokować losu - mówi Ammar.

Sto wysłanych CV i nic

Ten sam powód podaje Walid z Jemenu. Też rezygnuje ze zdjęcia. Do Poznania przyjechał na początku kwietnia. Uciekł z rodziną przed wojną. Mieszkają przy rynku Łazarskim. On, żona i czworo dzieci. Przyjechali wraz z trzema innymi rodzinami przez Moskwę.

W Jemenie mieszkali w stolicy, Sanie. On był kierownikiem działu transportu w firmie spedytorskiej obsługującej armatorów, ona była nauczycielką matematyki i angielskiego w prywatnej szkole. Tu, od kwietnia nie mogą znaleźć pracy.

Walid studiował w latach 90. w Polsce i mówi w naszym języku.

- Wysłałem około stu CV i nic. Mam duże doświadczenie w handlu zagranicznym w krajach arabskich. Porównuję się do kolegów, którzy zostali tu po studiach. W tej chwili mają stabilną sytuację. Czy im zazdroszczę? Trudno powiedzieć - mówi.

Denerwuje się, że po atakach w Paryżu opinia publiczna i media nazywali atakujących muzułmanami. - Wierzący muzułmanie nie dopuściliby się takich czynów. Kto wierzy w Allaha, nigdy nie zabije innego człowieka, bo w islamie życie jest święte - podkreśla Walid. - Gdy w Polsce ktoś popełni zbrodnię, nie mówi się, że to chrześcijanin zrobił coś złego, tylko Polak. Religia nie ma z tym nic wspólnego. Tak samo islam nie ma nic wspólnego z atakami w Paryżu czy gdzie indziej.

Walid czuje się zniechęcony obecną sytuacją. Brak pracy, napięcia dotyczące uchodźców.

- Powiedziałem sobie, że daję nam rok. Jeśli do wiosny nic się nie zmieni, wracamy do Jemenu. Wolę żyć w ogarniętym wojną kraju, niż wegetować tutaj - przyznaje z goryczą.

Na początku byłem „żółtkiem”
Teija Gumilar, gdy przyjechał robić doktorat do Poznania był nazywany „żółtkiem”, sąsiad rzucił w niego jajem, a dzieci zimą dla zabawy obrzucały go śnieżkami.

- Pierwszą podróż do Polski odbyłem 18 lat temu. Gdy zaczynałem robić doktorat na ASP, byłem jedynym Indonezyjczykiem w Poznaniu. W całej Polsce było nas jedynie 60. Dla nas był to kompletnie nieznany kraj. Ja dla Polaków również byłem czymś nowym. Nikt zresztą nie rozróżniał, czy jestem Koreańczykiem, Chińczykiem czy Indonezyjczykiem. To było odczuwalne, jak na mnie patrzyli, oglądali z góry do dołu, rzucali niewybredne uwagi w moją stronę - opowiada.

Z takimi zdarzeniami Teija potrafił sobie bez problemu poradzić. Z niektórych do dziś się śmieje. Zdarzyły się jednak takie incydenty, w których Indonezyjczyk czuł się naprawdę zagrożony. Dziś wie, jakich ludzi unikać.

- Kiedyś jechałam autobusem i dwóch mężczyzn bez powodu mnie zaatakowało. To było przykre, bo nikt z pasażerów nie zareagował. Może sami się bali, może myśleli, że załatwiamy jakieś porachunki między sobą - wspomina Teija.

Indonezyjczyk na stałe zaklimatyzował się w Polsce. Ma tu dom, żonę, dziecko, przyjaciół, ludzi, których on otacza opieką.

- Przez lata ludzie stali się bardziej otwarci. Naprawdę. Są mili, pomocni. Nawet po ostatnich wydarzeniach nie zmieniłem swojego zdania. Ci, co byli przeciwni obcokrajowcom, nadal są. Myślę, że to akty chuligaństwa wąskiej grupy osób, która robi duży szum w internecie - uważa Indonezyjczyk, który stara się zrozumieć myślenie tych, którzy są przeciwni wpuszczeniu uchodźców do naszego kraju. - Obawy są uzasadnione. Ludzie boją się o życie, bezpieczeństwo, boją się nowego, innej kultury, po prostu. W Indonezji także mamy problem z uchodźcami. Jednak tam oprócz pomocy humanitarnej na miejscu, powstały też obozy tymczasowe, gdzie uchodźcy mogą się zatrzymać, uciec od wojny na rok - opowiada Teija.

Obawy o życie swojej rodziny ma jednak Basia, żona Hindusa. Razem są już osiem lat, mają dwoje dzieci. Mąż Basi to bardzo otwarty człowiek. Do Polski przyjechał za swoją miłością, właśnie osiem lat temu. Lubi ludzi, jest sympatyczny, chętnie chodzi po mieście, odkrywa jego zakamarki, także nocami. Teraz, gdy mąż Basi wraca później, kobieta drży o jego bezpieczeństwo. - Obawiam się, naprawdę. Że coś może mu się stać, że ktoś może go napaść. W tramwaju patrzą na niego podejrzliwie. Ta sytuacja z uchodźcami, zamachy w Paryżu, pobicie Hindusa we Wrześni… Wcześniej nigdy nie musiałam się obawiać reakcji ludzi. Traktowali mojego męża, moje dzieci jako równych sobie. Teraz widzę różnicę, widzę, że dzieje się coś niedobrego - opowiada kobieta.

Na początku mąż Basi bagatelizował obawy żony. W końcu nigdy nie doświadczył nienawiści ze strony poznaniaków.

- Teraz sam przyznaje mi rację. Ale nie zamierza zmieniać swojego życia. Mamy nadzieję, że to chwilowe.

Jak sama mówi, największy szok przeżyła, gdy wybrała się z dziećmi na plac zabaw. - Moje dzieci przybiegły do mnie z płaczem, że inne dzieciaki wyzywają ich od „murzynów”, rzucają niecenzuralnymi słowami. I to nie była jednorazowa sytuacja. To się powtarzało - opowiada Basia.

Bogaty obcokrajowiec?

Kiedyś dostał w nos za to, że jest obcokrajowcem. Kłody pod nogi rzucali mu też jego współpracownicy. Nie dostał mieszkania, o które tak długo się ubiegał, bo był przecież „bogatym obcokrajowcem i mógł za nie zapłacić dolarami”. To było 30 lat temu, gdy Michael Abdalla rozpoczynał dopiero swoje życie w Polsce. Mimo to, mieszkaniec Syrii kocha Poznań i nie wyobraża sobie, by to miało się zmienić. Mieszka w Poznaniu prawie 45 lat. Ma już polskie obywatelstwo.

- Kiedy przyjechałem na studia, ze względu na moją urodę byłam atakowany przez Polaków. Parokrotnie zdarzyło się, że ktoś mnie zaczepiał, były to jednak wybryki chuliganów. Tak to odbierałem. Nie czułem się prześladowany. Polacy dawali mi mimo wszystko schronienie przez tyle lat. Otrzymałem od nich wiele dobrego.

Pochodzi z rodziny rolniczej. Pomagał rodzicom uprawiać warzywa i owoce na polu.

- Pamiętam tę glebę. Co to była za ziemia. Słońce w Syrii świeci praktycznie cały rok, a potrafiliśmy wyhodować ogromne arbuzy, najbardziej soczyste pomidory. Tęsknię za tym - mówi Michael Abdall.

Odkąd zamieszkał w Poznaniu, w Syrii był tylko raz. Wojna, która tam na dobre rozgorzała, donosy na niego, jego religia, uniemożliwiły mu powrót na stałe do rodzinnego kraju. Michael Abdall jest chrześcijaninem.

I chociaż po ostatnich wydarzeniach wydawałoby się, że jego miłość do Polski zostanie zachwiana, tak się nie stało.

- Byłem kiedyś często bity na ulicach miasta. Pamiętam, jak podczas studiów organizowałem wycieczkę dla innych studentów z zagranicy Szlakiem Piastowskim. Wysiedliśmy z autobusu, w miejscu gdzie mieliśmy nocleg. Od razu zostaliśmy napadnięci. Pamiętam, że znajomego Turka dwóch mężczyzn okładało pięściami. Nasi oprawcy zdążyli uciec nim przyjechała policja. Okazało się, że wcześniej do restauracji, gdzie mieliśmy rezerwację, nie wpuszczono ich. To były ciężkie czasy dla Polaków, końcówka lat 70., dlatego oburzyli się, że „jak to, miejsce dla obcokrajowca jest, dla Polaka nie?!” - opowiada Michael Abdall.

Kilka tygodni temu jego rodak, George z Syrii, został pobity na ulicy Półwiejskiej w Poznaniu. Napadnięto go, chociaż nie jest muzułmaninem. Pobito go, bo mówi w innym języku, bo ma inny kolor skóry.

- Takie wydarzenia wzbudzają we mnie smutek. Myślę jednak, że to nie wynika z pobudek rasistowskich. Jest coś takiego, zwłaszcza w młodych Polakach, że pod wpływem alkoholu tracą kontrolę nad sobą. A prawdziwy Polak jest szlachetny, rycerski, honorowy i staje zawsze w obronie słabszego. Nie możemy bać się garstki chuliganów, którzy zaatakowaliby każdego - mówi Abdall.

Pobicie na ulicy Półwiejskiej nie było jedynym, które zdarzyło się w Wielkopolsce w ostatnich tygodniach. Po zamachach w Paryżu świat nie tyle, że boi się muzułmanów, co wytacza przeciwko nim krucjatę. Najczęściej w internecie. Negatywne nastroje utrzymują się już od momentu pomysłu przyjęcia do naszego kraju uchodźców z Syrii. Pytam Michaela Abdalla, czy hasła głoszone przez bojówki nazistowskie nie stoją w opozycji do religii, którą wyznają. Przecież chrześcijaństwo każe miłować się nawzajem.

- Chrześcijaństwo u Polaków jest bardzo polskie. Ludzie tu kładą większy nacisk na wartości patriotyczne. Z ust hierarchów Kościoła częściej słyszę słowo „ojczyzna” niż z ust polityków. Tu religia rzymskokatolicka jest mniej chrześcijańska, a bardziej polska. Nikt nie mówi o sobie „jestem chrześcijaninem”. Mówią „jestem katolikiem” - tłumaczy Michael Abdall.

I chociaż muzułmanie z Syrii organizują na znak protestu przeciwko ksenofobii w ten weekend marsz, by pokazać, że nie wszyscy muzułmanie to terroryści, sam Michael Abdall nie chce brać w nim udziału. - Wydaje mi się, że taki marsz to nie jest dobry pomysł. To mimo wszystko jest sprzeczne z nauką Koranu. Dlaczego takiego marszu nie zorganizują w Syrii? Tam, gdzie ksenofobia i uprzedzenia wywołały tak olbrzymią wojnę? Gdzie tysiące chrześcijan poległo w imię religii? - tłumaczy Michael Abdall. - Europa przygarnie każdego, ale mimo wszystko powinna być ostrożna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski