Michel Houellebecq. Literacki prorok czy po prostu zadziorny pisarz z wizją?

Bożydar Brakoniecki
Michel Houellebecq
Michel Houellebecq Tamas Kovacs
Po zamachach w Paryżu pisarz Michel Houellebecq znów nazywany jest prorokiem. W książce „Uległość” opisał kampanię wyborczą we Francji, którą wygrywa zagorzały muzułmanin.

Ten krótki przebłysk nadziei nastąpił w czasie, gdy Francja zaczynała odzyskiwać optymizm, jakiego nie znała od końca chwalebnego trzydziestolecia pół wieku wcześniej. Powołanie przez Mohammeda Ben Abbesa rządu jedności narodowej zostało powszechnie przyjęte jako sukces; żaden nowo wybrany prezydent republiki nie uzyskał wcześniej takiego kredytu zaufania - co do tego wszyscy komentatorzy byli zgodni. Często wracałem myślami do słów Tanneura i do międzynarodowych ambicji nowego prezydenta; z zainteresowaniem przyjąłem informację, która przeszła praktycznie bez echa, dotyczącą wznowienia negocjacji w sprawie szybkiego przystąpienia Maroka do Unii Europejskiej; jeśli chodzi o Turcję, został już ustalony konkretny kalendarz. Odbudowa Cesarstwa Rzymskiego była więc w toku, a w polityce wewnętrznej Ben Abbes działał po prostu bezbłędnie. Pierwszą konsekwencją jego wyboru okazało się radykalne zmniejszenie przestępczości, która w najgorszych dzielnicach zmalała dziesięciokrotnie. Kolejnym natychmiastowym sukcesem był spadek - i to na łeb na szyję - bezrobocia. Wiązało się to bez wątpienia z masowym odpływem kobiet z rynku pracy, co wynikało ze znaczącej podwyżki świadczeń rodzinnych, pierwszego kroku nowego rządu, o niemal symbolicznym wymiarze. Fakt, że wypłatę świadczeń uzależniono od całkowitego zaprzestania jakiejkolwiek działalności zawodowej, wywołał początkowo nieco zgrzytania zębami, zwłaszcza na lewicy, jednak upublicznienie danych dotyczących wskaźnika bezrobocia zgrzytanie owo błyskawicznie uciszyło.”

To fragment „Uległości” Michela Houllebecqa, książki wydanej we Francji kilka dni przed styczniowym zamachem na redakcję „Charlie Hebdo”. Jest rok 2022, rzecz dzieje się we Francji. Prezydentem po drugiej turze wyborów zostaje Mohammed Ben Abbes z Bractwa Muzułmańskiego. Weźmie się ostro do przemeblowania świadomości Francuzów, ze szczególnym uwzględnieniem edukacji: wykładowcy Sorbony zostaną zmuszeni do przejścia na nową wiarę, studentki założą czadory, a studenci będą musieli wkuwać Koran. Wszystko to widzimy oczami głównego bohatera - François, zestrachanego wykładowcy i niegdysiejszego speca od Huysmansa.

Na wieść o zmianach, jakie zachodzą, François udaje się w podróż na prowincję Francji w celu ukojenia duszy, co może przynieść odrzucenie ateizmu, którego trzymał się do tej pory mocno. Pobyt w klasztorze i flirt z katolicyzmem jest jednak krótkotrwały, tym bardziej że wraca do Paryża, gdzie czekają go całkiem niemałe atrakcje, oferowane przez Bractwo Muzułmańskie. Oczywiście jeżeli przejdzie na islam.

„Uległość”, choć można by się było tego spodziewać, nie jest atakiem na tę religię. Houellebecq w niebywale inteligentny, a przy tym momentami śmieszny sposób pokazuje do czego może doprowadzić Zachód pustka, jaka dominuje w życiu religijnym i politycznym Europy. Alternatywą dla niej mogą być ładne, nieśmiałe studentki z zasłoniętymi twarzami, które już czekają na Françoisa w murach zislamizowanej Sorbony. Przez krytykę i swoich wyzanwców Houellebecq został okrzyknięty prorokiem, choć oczywiście gdyby - jak twierdzą złośliwcy - naprawdę posiadł dar prorokowania, przewidziałby z pewnością raczej paryskie zamachy albo przynajmniej spontaniczne reakcje sprzeciwu Francuzów przeciw galopującej islamizacji. W „Uległości ” nic takiego nie ma - potomkowie Karola Młota, krzyżowców i żołnierzy z Algierii idą w muzułmański jasyr jak bezwolna trzoda. Wystarczy im, że wciąż mają świeże bagietki i wino, reszta jest nieważna. W Pałacu Elizejskim może siedzieć nawet sunnicki tyran. W sumie co za różnica?

Ale dziś, gdy Francuzi otrząsają się z szoku po wydarzeniach z zeszłego tygodnia, niektórzy znów przypominają sobie Houellebecqa i jego rzekomy dar prorokowania. Przypominany jest wywiad, którego kilkanaście lat temu pisarz udzielił miesięcznikowi „Lire”, w którym nazwał islam „najgłupszą religią świata”, zaś muzułmanów „baranami”. Za te słowa Houellebecqowi szybko wytoczono proces. Wygrał go, razu nie przestrzegł rodaków przed tym, że za kilkanaście lat fanatyczni muzułmanie będą do nich strzelać jak do kaczek. Uciekał raczej w słowne meandry, tłumacząc się, że nie jest rasistą, a islam nie jest rasą czy cechą wrodzoną i w każdej chwili można przestać być jego wyznawcą.
Trybunał paryski oczyścił Houellebecqa z zarzutów, że wyśmiewając islam, przyczynił się do zamachu na World Trade Center, a on natychmiast zmienił obiekt swoich zainteresowań. Islam odsunął na bok i zajął się opisywaniem francuskiej obyczajowości. Nie musiało minąć wiele czasu, a krytycy zaczęli pisać, że jest jedynym pisarzem, który „trafnie diagnozuje teraźniejszość i przyszłość francuskiego społeczeństwa”. W 2002 roku, tuż po publikacji „Platformy”, w „Le Monde” ukazał się sążnisty artykuł, z którego można było się dowiedzieć, że jego pisarstwo jest jak reflektor, który odsłania „pustkę konsumpcjonizmu i hedonizmu współczesnych”.

Co Houellebecq wyprorokował w „Platformie”? Niewiele, pośród penetrowania kulis modnej wśród Francuzów turystyki seksualnej do krajów islamskich, rzucił parę uwag o tym, że w gonieniu za chucią wcale nie jesteśmy pierwsi, że w ten sposób w nicość odeszło już kilka kwitnących cywilizacji. Powie ktoś - banał. Okazało się jednak, że w ustach pisarza nawet banały urastają do prawd objawionych. „Bezpardonowa krytyka upadku cywilizacji” - jak pisali rozentuzjazmowani dziennikarze - zapewniła Houellebecqowi ponowną falę zainteresowania i popularności.

„Co najbardziej interesuje Houellebecqa jako pisarza?” - takie pytanie zadał mu w 2005 r. dziennikarz francuskiej telewizji. Pisarz z poważną miną, między jednym a drugim zaciągnięciem się papierosem, wysylabizował wolno: „Znużenie zachodnim stylem życia”. Houellebecq próbował skonkretyzować swoje poglądy w artykułach prasowych. W jednym z nich napisał: „Jeżeli ludzie będą się interesować jedynie »kolekcjonowaniem wrażeń«, poszukiwaniem przyjemności, ciągle mocniejszych podniet, jeżeli niczym niecierpliwe dzieci będą się domagać wciąż nowych zabawek, to prędzej czy później doprowadzi to do zerwania trwalszych związków między ludźmi. Wtedy ludzkość czeka katastrofa”.

Czy Houellebecq posiada zdolności prorocze. Wszystko wskazuje, że jednak nie posiada, w przeciwieństwie do bystrości spojrzenia na otaczający go świat. Houellebecq patrzy zatem i widzi to, co dla innych przesłonięte jest ideologią: pustkę współczesnego człowieka, maskowanie samotności pogonią za seksem, złudę relacji międzyludzkich, wreszcie znudzenie samym sobą. W takim świecie nawet mord na karykaturzystach, których jedyną pasją było obrażanie wierzących, urasta do wydarzenia, które choć na chwile rozpala emocje. Jeśli opis tej degrengolady można uznać za proroctwo - to tak, Houellebecq jest największym prorokiem współczesnej Francji. Jego konkurentom nie chce się już nawet wziąć pióra do ręki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl