Jak zarobić pierwszy milion przed trzydziestką: Historie ludzi, którym się udało

Joanna Miziołek
Marek Tymiński pierwszy biznes założył w wieku 12 lat - sprzedawał gry na giełdzie komputerowej
Marek Tymiński pierwszy biznes założył w wieku 12 lat - sprzedawał gry na giełdzie komputerowej
Czasami zaczynają od długów, często nie mają szczęścia na początku. Ale najważniejsze są determinacja i pasja. Jak zostać milionerem przed trzydziestką - pisze Joanna Miziołek.

W wieku 23 lat miał milion - ale długu. Musiał go odpracować. Niecałe dwa lata później zarobił swój pierwszy milion. Fanatyk gier dziś jest jednym z najbogatszych Polaków. Marek Tymiński, 35-latek, ma na koncie ponad 200 mln zł. Nie jest jedynym młodym milionerem w Polsce. Ale jego historia pokazuje, że podjęcie ryzyka, pomysł, pasja i determinacja mogą przynieść ogromne pieniądze. Jak to zrobił?

- Jako dziecko, kiedy dostałem pierwszy komputer Atari, zacząłem się interesować wszystkim, co się z nim wiązało. Pamiętam, jak zbierałem gry, a później sprzedawałem je kolegom z podwórka. Praktycznie od samego początku zacząłem się również uczyć programować - mówi nam Marek Tymiński.

Gdy miał lat 12, sprzedawał gry na giełdzie na ulicy Grzybowskiej. - Miałem swoje stoisko, gdzie rano przywozili mnie rodzicie - opowiada. Zarobek był całkiem niezły, bo pieniądze, jakie otrzymywał, były porównywalne do pensji rodziców jego kolegów. A wydawał je na nowe, ciekawe techniczne nowinki, budował sobie coraz lepszy komputer.

W liceum Tymiński zaczął się zajmować tworzeniem grafiki 3D.

- Pierwszym takim moim osiągnięciem w grafice komputerowej była reklama wysyłkowego katalogu filmów emitowana m.in. w Polonii 1. To jak na 16-latka był ogromny sukces - mówi Tymiński.

Jak to się stało? - W drodze między moim domem a Liceum im. Poniatowskiego (ul. Bonifraterska) w Warszawie znajdowała się firma zajmująca się dystrybucją sprzętu komputerowego. A że byłem fanem komputerów, codziennie, przechodząc, tam zaglądałem. Kupiłem jedną rzecz, drugą... I poznałem jednego gościa, który pracował tam w serwisie. I właśnie on miał kontakt do zleceniodawcy, który chciał stworzyć reklamówkę. Ostatecznie stworzyliśmy z nim taką małą spółkę i zrobiliśmy razem kilka komercyjnych rzeczy - mówi Tymiński.

Jaki jest przepis na sukces? Z biznesem jest tak jak z golfem. Nie możesz myśleć o tym, co poszło źle. Bo to ma wpływ na kolejny strzał

Jako dzieciak był przekonany, że pójdzie na studia informatyczne. A że nie miał wtedy jeszcze komputera PC, programował na kartce papieru. Pisał programy, chociaż nie mógł sprawdzić, czy działają. Wszystkiego uczył się z książek.

Pod koniec liceum postanowił, tak jak jego mama, prowadzić własny biznes. Dlatego poszedł na ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim, ale jej nie skończył. Własny biznes jednak nie od razu przyniósł duże pieniądze. A tymczasem Tymiński zarabiał w firmie rodziców.
- Pieniądze na pierwszy samochód zarobiłem, pracując w punkcie oponiarskim. Był to maluch. Niestety, gdy jechałem przez Wisłę, wypadł mu silnik. Potem pożyczyłem pieniądze na trochę lepszy samochód - kupiłem używaną toyotę corollę - mówi.

Jego pierwszy biznes miał polegać na importowaniu telefonów komórkowych, bo wtedy były modne. - Pojechałem z kumplem do Berlina w poszukiwaniu hurtowni. Zupełnie w ciemno, bez żadnej mapy. Nagle znaleźliśmy sklep z grami. Zapytałem, ile kosztują. Interesowałem się tym jako potencjalny klient detaliczny. Odpowiedź była taka: "w hurcie brutto czy netto?". I tak zamiast komórek zacząłem przywozić do Polski gry na PlayStation. Wtedy zaczęła się moja przygoda z importem gier - mówi Tymiński.

Sam Tymiński nie miał pieniędzy na rozkręcenie tego interesu. Ale tak się złożyło, że ktoś z rodziny jego kolegi - Jarek - dziś bardziej znany jako Sidney Polak z T.Love, fundusze miał. Zostali wspólnikami. Między koncertami muzyk zajmował się więc importem gier.

- W wakacje na pierwszym roku studiów z kolegą Marcinem założyłem sklep z grami na Marszałkowskiej przy kinie Luna. Ale ja nie widziałem siebie jako właściciela sklepu, chciałem się rozwijać. W 1998 r. sprzedałem swoje udziały w sklepie. Zająłem się wyłącznie dystrybucją. Założyłem spółkę z Niemcem, którego poznałem wcześniej w Berlinie. Dystrybuowaliśmy tylko konkretne, duże tytuły na rynek polski. Początek lat 2000 to też moja współpraca z empikami, Media Markt - opowiada Tymiński. Później przyszły chude lata. 1999-2001 to okres bardzo dużych długów Tymińskiego. Biznes się nie domykał.

Polskie gry komputerowe skutecznie podbijają inne kraje? Może staną się naszym znakiem rozpoznawczym?

W 2000 roku Marek Tymiński zaczął się zajmować produkcją gier wideo. Z Adrianem Chmielarzem zrobili pierwszą grę "Starmageddon". Dostała bardzo wysokie oceny krytyków. I dopiero dzięki niej udało mu się spłacić długi. W 2002 roku powołał firmę City Interactive. Zaczął tworzyć gry o niższych budżetach, by bardziej masowo wejść na rynek. Strategia okazała się skuteczna, bo dość szybko odbił się finansowo. To były gry dodawane do gazet komputerowych.

W 2007 roku firma City Interactive weszła na giełdę. - Wtedy znów zmieniliśmy strategię na robienie gier z wyższej półki. "Sniper: Ghost Warrior" z 2010 r. okazał się ogromnym sukcesem. Sprzedaliśmy już ponad trzy miliony egzemplarzy, a druga jej część, która premierę miała kilka miesięcy temu, sprzedała się w milionie sztuk - mówi biznesmen.

W końcu firmie Tymińskiego udało się wejść na rynek amerykański. Niektóre ich gry są sprzedawane w sklepach bezcłowych dla armii USA, np. w Iraku czy Afganistanie.
W całej opowieści nie mogło jednak zabraknąć epizodu politycznego. Jeszcze w 2001 roku, gdy Marek Tymiński postanowił wejść na rynek z tanimi grami dodawanymi do gazet, odbył pewną biznesową rozmowę z przedstawicielem branży kolporterskiej. - Facet pokazał mi gazetkę z filmem erotycznym. Okazało się, że to na tamte czasy był bardzo dochodowy biznes. Wszedłem w to. Co zabawne, PiS nam później za to dziękował. Bo jako pierwsi wprowadziliśmy oznaczenia na gazetkach, że są dla osób od 18. roku życia. Na samej sprzedaży zarobiłem kilka ładnych milionów, choć tego biznesu już od kilku lat nie mam - mówi Tymiński. I zapowiada kolejne przedsięwzięcia.

W 2014 r. ma wyjść gra o Powstaniu Warszawskim. Ma też pomysł na wykorzystanie potencjału Google Maps Street Views. Ale na razie nie chce go zdradzać.

Młodych milionerów jest w Polsce więcej. Najgłośniej do tej pory było o Rafale Agnieszczaku i Macieju Popowiczu.

Ten pierwszy to twórca serwisu Fotka.pl. W 2001 r. Agnieszczak, mając wtedy 21 lat i dwieście złotych w kieszeni, postanowił wraz z kolegą Andrzejem Ciesielskim założyć serwis internetowy, w którym użytkownicy mogli umieszczać i wzajemnie oceniać swoje zdjęcia. Prosty pomysł skopiowany z amerykańskiego serwisu HotOrNot okazał się strzałem w dziesiątkę, czyniąc w ciągu kilku lat ze studenta milionera.

Biznesmen zachęcony sukcesem Fotki zainwestował w kolejne portale. W 2011 roku Rafał Agnieszczak miał 31 lat i majątek szacowany na 40-120 mln zł, jak podawało "Wprost".

Podobnie wygląda historia twórcy portalu społecznościowego Nasza Klasa Macieja Popowicza. Popowicz stworzył swoje dzieło wraz z kilkoma kolegami w 2006 r. na wzór amerykańskiego portalu Classmates. Po roku niemiecki fundusz venture capital European Founders odkupił za kilka milionów złotych 20 proc. udziałów Naszej Klasy, a w styczniu 2008 r. estoński fundusz Forticom zapłacił za 70-procentowy pakiet 200 mln zł.

Agnieszczak, Popowicz i Tymiński zarobili astronomiczne kwoty w niedługim czasie. Jaki jest ich przepis na sukces? - Z biznesem jest tak jak z golfem. Nie możesz myśleć o tym, co poszło źle. Bo to ma wpływ na kolejny strzał - kwituje Tymiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl