Polacy powierzyli PiS pełnię władzy. Jakie będą rządy jednej partii?

Paulina Jęczmionka
Beata Szydło udzielała poparcia wielkopolskim politykom. Tadeusz Dziuba (na zdjęciu po lewej) otrzyma mandat do Sejmu, ale Paweł Szałamacha (z prawej) nie. Jest za to typowany na ministra
Beata Szydło udzielała poparcia wielkopolskim politykom. Tadeusz Dziuba (na zdjęciu po lewej) otrzyma mandat do Sejmu, ale Paweł Szałamacha (z prawej) nie. Jest za to typowany na ministra Łukasz Gdak
Po raz pierwszy w historii wolnej Polski jakaś partia zdobyła bezwzględną większość w Sejmie. Pełnia władzy to wielka odpowiedzialność. Jak poradzi z nią sobie PiS? Jaka będzie Polska za rządów tej partii?

Obniżenie wieku emerytalnego, zwiększenie kwoty wolnej od podatku, 500 zł na każde dziecko, darmowe leki dla seniorów, milion miejsc pracy dla młodych, budownictwo komunalne - to tylko część obietnic wyborczych złożonych przez Prawo i Sprawiedliwość. Brzmi jak bajka. Obiecująco zwłaszcza dla ludzi, którzy dzisiaj liczą każdy grosz, chorują, boją się inwestować, boją się zakładać rodziny. „Żeby Polacy mogli godnie żyć” - to przecież jedno z najczęściej powtarzanych przez kandydatkę na premiera Beatę Szydło haseł. Trudno się na nie nie skusić.

- W naszym społeczeństwie widać wyraźny wzrost popytu na obietnice socjalne - mówi profesor Rafał Drozdowski, dyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Tak naprawdę to element ciągłości roszczeń o charakterze lewicowym, z którymi mamy do czynienia od czasów przełomu. A całe mnóstwo obietnic PiS ma właśnie taki charakter. Co ciekawe, to sama Platforma Obywatelska, powtarzając nam, jak to jest w Polsce dobrze, podniosła nasz poziom aspiracji. Skoro jest tak dobrze, kraj się rozwija, my chcemy to widzieć i odczuwać w codziennym życiu.

Nie na darmo więc Beata Szydło posługiwała się jeszcze jednym zdaniem: „Polacy statystyk do garnka nie włożą”. Polacy opowiedzieli się za zmianą. Bo nawet jeśli nie negują tych zaistniałych za Platformy, jak np. nowe drogi, pociągi, przedszkola, wydają się im one zbyt odległe. Chcą zmian tu i teraz, na ich podwórku.

- Po ośmiu latach rządów PO i PSL potrzeba zmiany okazała się powszechna - ocenia prof. Rafał Drozdowski. - Ale paradoksalnie to właśnie osiem poprzednich lat dało nam takie poczucie stabilności, że możemy sobie pozwolić na zmianę, eksperyment. Człowiek nie decyduje się na niewiadomą, gdy ma poczucie zagrożenia - dodaje socjolog.

Bo na razie rządy PiS to rzeczywiście niewiadoma. Zarówno kampania prezydencka, jak i parlamentarna pokazały zupełnie nową twarz partii Jarosława Kaczyńskiego. A nawet - nowe twarze. Nie było Smoleńska, aborcji, Kościoła, obsesyjnego poszukiwania wrogów czy rozliczania komunizmu, z czym kojarzą się dwa poprzednie lata rządów PiS i jego egzotycznych koalicjantów. Pojawiły się nowe, świeże głowy z pomysłami na gospodarkę, edukację, sprawy społeczne. Była atrakcyjna kampania w amerykańskim stylu. A przede wszystkim - codzienna obecność wśród ludzi, na ich podwórkach, w ich miejscach pracy. I obietnice, które mają poprawić codzienność każdego z tych spotkanych Polaków.

Czy zatem tylko takie zmiany czekają nas za rządów Prawa i Sprawiedliwości? I co one tak naprawdę mają oznaczać, kiedy zaczną obowiązywać i realnie wpływać na nasze życie? Czy zmiana partyjnej twarzy oznacza, że zmieniła się również twarz samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego? Jak silny będzie jego wpływ na Beatę Szydło? Czy będzie samodzielnie podejmować decyzje? Czy sama stworzy rząd, otaczając się swoimi ludźmi? Jak długo będzie stała na czele rządu? Jak względem niego będzie zachowywał się prezydent Andrzej Duda? Jakie tematy okażą się najważniejsze?

Pytań jest znacznie więcej. My spróbujemy odpowiedzieć na część z nich, bazując na programie partii. Bo taka - przynajmniej w teorii - ma być Polska Prawa i Sprawiedliwości.

Program społeczny i gospodarczy - to one zdecydowały o zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości. Platforma nazywała je rozdawnictwem, PiS - zwrotem ku obywatelom. I nadal utrzymuje, że na tym będzie polegać zasadnicza zmiana rządów.

- Cechą charakterystyczną polityki rządu Platformy była osłona interesów dużego kapitału, w tym i międzynarodowego, a także interesów środowisk klienckich względem PO - uważa Tadeusz Dziuba, wybrany na kolejną kadencję poseł z Poznania. - Cechą charakterystyczną rządów PiS będzie działanie w interesie różnych grup obywateli i w dobrze pojętym interesie naszej wspólnoty państwowej.

"Rodzina 500 plus" jednak pod ścisłą kontrolą urzędników

500 zł na każde dziecko - to priorytetowe założenie rządu PiS. Ostro krytykowane przez przeciwników partii, z niedowierzaniem przyjmowane przez ekonomistów. Ale ma być pierwszą spełnioną obietnicą.

Zgrzyt wokół programu „Rodzina 500 plus” pojawił się od razu po konwencji PiS. Bo hasło „na każde dziecko” zmieniło się w „na każde drugie dziecko”. Pieniądze na pierwszego malucha rodzina dostanie tylko wtedy, kiedy dochód na osobę nie przekroczy 800 zł lub 1200 zł, gdy świadczenie dotyczy dziecka niepełnosprawnego. Dopiero w przypadku drugiego i kolejnych dzieci nie będą sprawdzane dochody.

500 zł mamy dostawać co miesiąc do pełnoletności dziecka. O jakiej kwocie mowa? Tylko w przypadku jednej pociechy wychodzi 6 tysięcy złotych na rok, czyli 108 tys. zł przez 18 lat. Robi wrażenie. Dlatego Platforma grzmiała, że może też prowadzić do nadużyć i wcale nie iść na dziecko. PiS odbijało piłeczkę, wskazując, że PO nie ufa obywatelom. I że spora część tej kwoty z pewnością pójdzie na bieżące potrzeby rodziny, więc wróci do budżetu w postaci VAT.

- Nawet jeśli przyjmiemy, że częściowo powróci, to sama powszechność tego dodatku jest bardzo wątpliwa - uważa prof. Tadeusz Kowalski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. - Wadą jest zwiększenie kwoty wydatków sztywnych w budżecie. Poza tym, decyzje prokreacyjne nie są podejmowane na podstawie kryterium ekonomicznego. Przekonamy się o tym za kilka lat.

PiS twierdzi, że to będzie spora zachęta. Ale jak się okazuje, i w tej partii nie ma pełnego zaufania do rodziców. Będzie kontrola. Z projektu ustawy wynika, że pieniądze na dzieci będą pod czujną obserwacją. Przyznawać je, ale i odbierać, będzie wójt czy prezydent miasta. Wypłatę będzie mógł wstrzymać wtedy, kiedy np. opiekun z ośrodka pomocy społecznej czy inny organ publiczny doniesie mu, że rodzice marnotrawią, źle wydają pieniądze. Wójt będzie też mógł zdecydować, że świadczenie będzie przekazywane w formie rzeczowej.

Kiedy „Rodzina 500 plus” ma wejść w życie? Jako jeden z pierwszych projektów - zapowiadała Beata Szydło. Później padło hasło pierwszego kwartału 2016 r. Tego roku dotyczą także przedstawiane przez partię wyliczenia - w 2016 r. program ma kosztować ok. 21 miliardów zł, w latach następnych około 25 miliardów zł. I tutaj pojawia się pytanie: skąd na to wziąć?

- PiS mówi: „Zdobędziemy pieniądze z opodatkowania banków i sklepów wielkopowierzchniowych”. Jednak tak szybko - do przyszłego roku - zwyczajnie się nie da, a poza tym rząd może zdobyć w ten sposób co najwyżej 5-6 mld zł - ocenia Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion. - Nie sadzę, że uda się wyszarpnąć więcej. Jestem wobec niej pełen krytycyzmu. Niezależnie od tego jestem przeciwnikiem, by pomoc należała się tylko z powodu posiadania dzieci. Wiele osób zechce wykorzystać sytuację, by nie szukać pracy - uważa analityk.

Termin wprowadzenia 500 zł na dziecko od 2016 r. staje się trochę mniej realny niż w kampanii. Nagle okazało się, że trzeba wziąć pod uwagę budżet państwa. - 500 zł na dziecko to jedno z pierwszych, stojących przed Polską wyzwań. Oczywiście, w ramach możliwości budżetowych, bo nie wiem, czy budżet skrojony przez PO na to pozwoli - powiedział niedawno Zbigniew Ziobro, który wszedł do Sejmu z listy PiS.

Narodowy Program Zatrudnienia wybawienie m dla młodych?

Wspomniane opodatkowanie banków, hipermarketów, transferów zagranicznych to tylko jedna z wielu podatkowych propozycji PiS. Do tego dochodzi np. obniżenie podatku VAT z 23 do 22 proc., a przede wszystkim - uszczelnienie całego systemu. Bo to ostatnie ma dać sporo miliardów złotych na realizację obietnic z kampanii.

- Polska stała się przez ostatnie lata ulubionym krajem działania sprofesjonalizowanych grup wyłudzających zwrot VAT od fikcyjnego eksportu, tworzących łańcuszek firm przerzucających się fakturami - mówił nam niedawno Paweł Szałamacha, poseł PiS z Wielkopolski, który teraz do Sejmu się nie dostał, ale jest typowany na ministra. - Wyliczenia ekspertów mówią, że do odzyskania jest 42 mld zł rocznie.

Ekonomiści mają tu jednak wątpliwości. Wskazują m.in., że obszerna ustawa o VAT była zmieniania kilkadziesiąt razy, co nie przyniosło efektu w postaci większych wpływów, a wręcz przeciwnie. PiS odpowiada, że wystarczy odpowiedni system informatyczny. Jeśli rzeczywiście, pewnie niedługo Polska będzie krajem wolnym od „VAT-owskiej przestępczości”.

Będzie też krajem, w którym najbogatsi będą płacić nowy, najwyższy podatek. Jego próg ma wynieść 39 proc. dla zarabiających powyżej 300 tys. zł. Partia chce dać jednak pewną furtkę - nie musisz płacić podatku, bogaczu, jeśli przeznaczysz nadwyżkę na inwestycje w nowe miejsca pracy. Ich tworzeniu miałoby sprzyjać także obniżenie stawki CIT do 15 proc., ale tylko dla zatrudniających na umowę o pracę.

Praca - to także ważny punkt programu PiS. Partia obiecała ponad milion nowych miejsc pracy dla osób do 35. roku życia. Pomoże dość znajomo (niekoniecznie współcześnie) brzmiący Narodowy Program Zatrudnienia. Tworzeniu nowych miejsc pracy mają służyć zmiany w podatkach, dopłaty bezpośrednie, Fundusz Wspomagania Zatrudnienia oraz Fundusz Wspierania Przedsiębiorczości Ludzi Młodych. Według założeń, pracodawcy (czego pewnie nie wiedzą) mieliby płacić nowe składki od wynagrodzeń pracowników. Szacunkowo - ponad 11 mld zł rocznie. Nowa partia rządząca jednak uspokaja - Narodowy Program Zatrudnienia został napisany trzy lata temu i trzeba go dostosować do realiów. Ale co do zasady pozostaje realny. Jak to, że mamy zarabiać (czyli pracodawcy płacić) minimum 12 zł za godzinę pracy.

- Wybory cofnęły nas do czasu, w którym sądzono, że dobrobyt można zadekretować, bo jest wynikiem decyzji partyjnej. Skutki aktualnego zwrotu na scenie politycznej okażą się szkodliwe pod względem fiskalnym i systemowym - ocenia surowo prof. Tadeusz Kowalski.

Tym jednak, co przede wszystkim miałoby - według PiS - zwiększyć zasobność uboższych Polaków, jest stopniowe podnoszenie kwoty wolnej od podatku - o 10 proc. rocznie aż do osiągnięcia 8 tys. zł rocznie. Ta obietnica też znalazła się wśród pierwszych, które mają zostać spełnione. I PiS może już ją odhaczyć. Z pomocą przyszedł Trybunał Konstytucyjny, który kilka dni temu uznał, że obecna kwota wolna (3089 zł) jest niezgodna z konstytucją. Trzeba ją zmienić do końca listopada 2016 r. W jaki sposób? Czy 8 tys. zł jest realną kwotą? Na to TK nie odpowie. Wiadomo jednak, że w tych wszystkich zmianach, uszczelnieniach, rozwoju rynku pracy mają się jeszcze znaleźć pieniądze na przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego. Miejmy nadzieję, że także na emerytury.

Koniec z książkami o Harrym Potterze? Szkoła ma wychować

Na zatrudnieniu centralne sterowanie się nie skończy. PiS chce stworzyć także przypominający PRL Narodowy Instytut Wychowania, Programów Szkolnych i Podręczników. Po co? Beata Szydło zapowiadała, że państwo musi wspierać rodziców w edukacji i wychowaniu. Czy zastępować?

W Narodowym Insytytucie mają pracować eksperci, którzy m.in. będą układać program nauczania i podręczniki. Tak, żeby były spójne. I żeby przywracały wychowawczą rolę szkoły - nawet na lekcji matematyki. Do szkół ma wrócić także jeden, odgórny kanon lektur. O Harrym Pottrze i Ferdydurke pewnie można zapomnieć.

NIWPSiP to jednak tylko początek wielkich, planowanych zmian w edukacji. PiS chce także likwidacji gimnazjów i powrotu do ośmiu klas szkoły podstawowej, czterech klas liceum i pięciu technikum. Jego zdaniem, system się nie sprawdził - pod względem dydaktycznym i wychowawczym. Dodatkowo, politycy PiS chcą podzielić naukę w podstawówkach na dwa etapy: wczesnoszkolną - od 1 do 4 klasy i późnoszkolną - od 5 do 8 klasy. Z kolei z liceów i techników znikną klasy profilowe.

Dyrektorzy szkół i nauczyciele nie kryją przerażenia. Jak mówią, system gimnazjalny, choć początkowo generował pewne problemy, po latach zaczął się sprawdzać. Ich zdaniem, młodzież w wieku 13-16 lat rzeczywiście znajduje się w trudnym okresie, zdarza się, że sięga po używki, ma problemy z systemem wartości. Ale te problemy były i będą. Nie znikną, gdy uczniowie przeniosą się do szkół podstawowych.

- Nauczyciele, którzy rozpoczęli pracę w gimnazjum, zostali do tego przygotowani, przeszli wiele kursów i szkoleń. Także psycholodzy i pedagodzy wiedzą, jak należy z uczniami w tym wieku pracować. My znamy każdego ucznia. Kiedy pojawia się problem, staramy się go rozwiązywać. Mamy szereg programów wychowawczych - wylicza Małgorzata Mowlik, dyrektorka Gimnazjum nr 42 w Poznaniu. - Pytanie: czy nauczyciele, którzy uczą w szkołach podstawowych są przygotowani do pracy z młodzieżą w okresie dorastania?

Zwłaszcza, że świat poszedł do przodu, a wśród dzisiejszych gimnazjalistów jest młodzież, która swoim poziomem rozwoju dorównuje licealistom sprzed 20 lat.

- Nie wiem, czy łączenie tej grupy z uczniami podstawówki to dobry pomysł - stwierdza Marek Kmieciak, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Poznaniu. - Teraz system funkcjonuje tak, jak powinien. Są instytucje, które nad nim czuwają. Nie sądzę, by był to dobry moment na przeprowadzenie kolejnej reformy. Koszty ekonomiczne takiego przedsięwzięcia będą ogromne.

Likwidacja gimnazjów to nie jedyna zmiana, jaka nas czeka. PiS chce również odejść od obowiązku szkolnego sześciolatków. Reforma ma nastąpić stosunkowo szybko. Tak, jak w przypadku gimnazjów zmiany mają być wprowadzane etapami - w ciągu 3-4 lat, tak w przypadku tego postulatu ma to być... 100 dni. Oznacza to, że już we wrześniu 2015 roku do pierwszej klasy pójdą wyłącznie siedmiolatki. Chyba, że sami rodzice zdecydują inaczej. Czyli tu na szczęście rząd pozostawi im wybór. W przeciwieństwie np. do Harrego Pottera.

Seniorzy dostaną darmowe leki niemal natychmiast

Partia szykuje nam też rewolucję w ochronie zdrowia. Życie powinno stać się łatwiejsze - szczególnie dla najstarszych i najmłodszych obywateli. Zawiodą się jednak ci, którzy spektakularnych zmian spodziewają się tuż po zaprzysiężeniu rządu.

- Jeśli dojdziemy do władzy, przez pierwsze pół roku będziemy pracować nad bilansem otwarcia, który odpowie na pytanie, w jakim stanie przejmujemy ochronę zdrowia - zapowiadał dziesięć dni przed wyborami Stanisław Karczewski, szef sztabu wyborczego PiS.

Wprowadzenie darmowych leków dla osób po 75 roku życia o najniższych dochodach oraz rozwój medycyny i stomatologii szkolnej to te obietnice, które według Karczewskiego można zrealizować niemal natychmiast. Eksperci ten zapał hamują. Problemów z wprowadzeniem sztandarowych obietnic widzą co najmniej kilka. W przypadku darmowych leków dla seniorów, cały czas nie określono kosztów. Obawy budzi także kwestia ewentualnych nadużyć związanych z refundacją.

Stomatolodzy w szkołach to idea słuszna, jednak żaden z ekspertów PiS-u nie wytłumaczył skąd wziąć lekarzy chętnych do świadczenia tych usług. Nie wiadomo, jakie zachęty przewiduje nowy rząd. Bo chyba nie wierzy w to, że lekarz dentysta porzuci swój intratny, prywatny gabinet, żeby pracować dla idei leczenia dzieci?

Kolejne hasła wyborcze to likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia oraz uzależnienie publicznego leczenia od obywatelstwa, a nie od posiadania ubezpieczenia. Czy to ostatnie oznacza, że podczas rządów PiS wszyscy Polacy zaświecą się w systemie EWUŚ na zielono? I co ze składką ZUS-owską? Jeśli przestanie ona obowiązywać, to czy pieniądze na leczenie pochodzić będą bezpośrednio z budżetu? A skąd tam się znajdą? Czy PiS przewiduje wprowadzenie innej formy daniny na zdrowie?

Jeszcze więcej pytań pojawia się przy obietnicy likwidacji NFZ zapowiadanej na 2018 rok. Bo jeśli nie fundusz to co?

- Powrót do poprzedniego centralnego systemu finansowania podstawowej opieki zdrowotnej jest w tym momencie niemożliwy. Przychodnie są w zdecydowanej większości prywatne. I co teraz? Zostaną znacjonalizowane? To absurd - uważa Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. - Zresztą, sama uważam, że z punktu widzenia pacjenta to, czy ja jako lekarz, rozliczam się z samym ministrem, wojewodą, funduszem lub jakimś innym tworem jest najmniej istotne.

Jeśli więc któregoś dnia znienawidzony NFZ zostanie w końcu zlikwidowany, dla pacjentów może to oznaczać jedno wielkie nic. Chyba że przyniesie to natychmiast odczuwalne korzyści finansowe, które przełożą się na jakość leczenia? Bo oczekiwania społeczne są jasne: szybka diagnostyka, skuteczne leczenie, nowoczesne terapie, lepsza obsługa pacjenta, sprawna komunikacja i koordynacja leczenia.

Minister będzie wnosił do sądu apelację nadzwyczajną

Nie do poznania może zmienić się wymiar sprawiedliwości. I trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd ma mieć tu większą kontrolę. Chce bowiem wrócić do modelu, w którym urząd prokuratora generalnego połączony jest z funkcją ministra sprawiedliwości. Jeszcze przed wyborami Janusz Wojciechowski, wymieniany jest jako przyszły szef resortu sprawiedliwości, przekonywał, że Polska nie ma obecnie ministra sprawiedliwości. Czyżby, jak państwo, istniał „tylko teoretycznie”?

- Ten urząd tak naprawdę nie jest nawet ministrem administracji sądowej - tłumaczył Janusz Wojciechowski. - Po zmianach wprowadzonych przez PO mamy też prokuratora, który generalnie nic nie może.

Połączenie urzędów wymaga zmiany ustawy o prokuraturze. Jeżeli Andrzej Seremet, obecny Prokurator Generalny, miałby być ostatnią osobą na tym stanowisku, PiS musiałoby przeprowadzić nowelizację w błyskawicznym tempie. Kadencja upływa w marcu 2016 roku, a procedura wyboru nowego już ruszyła.

Sporo zmieni się również w sądach. PiS zapowiedziało podwyższenie wymogów przy powoływaniu sędziów oraz wprowadzenie instytucji apelacji nadzwyczajnej. Prawo do jej wnoszenia będzie miał minister sprawiedliwości, który będzie mógł także wizytować sądy, badać skargi na sędziów oraz same wyroki, jeżeli ma wnosić od nich apelacje. Jest też pomysł zwiększenia uprawnień prezydenta o prawo kasacji nadzwyczajnej. Mają się też zmienić zasady odpowiedzialności sędziów i prokuratorów. Ich przewinienia będą miały dłuższy okres przedawnienia.

Do części tych zmian potrzeba zmiany Konstytucji. A do tego musi być większość konstytucyjna w Sejmie. Może się znajdzie, prawicy tam całkiem sporo.

Reform nie będzie, więc będzie nowy projekt konstytucji?

Dlaczego mamy wierzyć, że teraz będzie się nam żyło dobrze i dostatnio? Bo PiS jest pierwszą partią, która zdobyła bezwzględną większość w Sejmie.

- Nie będzie mogło powiedzieć, że ktoś przeszkodził w realizacji zamierzeń - mówi socjolog prof. Rafał Drozdzowski. - Bardzo prawdopodobne jest jednak to, że zaczną pojawiać się argumenty o polach minowych zostawionych przez PO czy barierach międzynarodowych. Okaże się, że tak szerokie zmiany nie będą możliwe. PiS sięgnie wtedy po politykę symboliczną.

Tu, zdaniem socjologa, wyraźnie zaznaczy się wymiar patriotyczny np. w nauce, mediach, instytucjach kultury. Ale ten substytut obiecywanych reform szybko się wyczerpie.

- Wtedy padnie argument, że w obecnych warunkach nie da się przeprowadzić zmian. I powstanie projekt nowej konstytucji - prognozuje Drozdowski. - Znajdzie się w nim zapewne wzmocnienie władzy prezydenta i mechanizmy pozwalające korygować demokratyczny porządek polityką dekretów.

Do tych zmian znów jednak będzie potrzebna konstytucyjna większość. Co: jeśli jej nie będzie? Przedterminowe wybory?

Współpraca: K. Dobroń, A. Jarmuż, N. Kowalski, A. Świderska, M. Żbikowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 25

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

s
sie
leczyc
W
Wpisz swoje imię

Jakie będą rządy jednej partii?

 

Opd.rzady prawa I sprawiedliwosci - po 8 latach bylejakosci i bydlectwa POlitycznego. Mam nadzieje.

z
zdziwiony
W dniu 08.11.2015 o 20:54, Marek napisał:

Ludzie nie godzą się na totalną ignorację społeczeństwa, trwonienie publicznych pieniędzy na pijackie kolacyjki, tworzenie etatów dla nowego pokolenia partyjnego, dlatego PO przegrało - nie trzeba profesury aby to zrozumieć...

Zapewne ogromne oszczędności przyniesie zapowiadane Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Zważywszy, że Odra ma dziś 1/3 tej ilości wody, co jeszcze 50 lat temu, gdy Odrą odbywał się transport barkami, będzie to Ministerstwo przynoszące gospodarce krociowe zyski. Podobnie jak reaktywowana w Szczecinie stocznia zmieni Polskę w Arabię Saudyjską albo ZEA. Trudne do oszacowania zyski w przyszłości - zarówno najbliższej jak i dalszej przyniesie zapowiadana reforma oświaty a zwłaszcza powrót do zasadniczych szkół zawodowych. Niemożliwe wręcz do przewidzenia oszczędności oraz znaczącą redukcję etatów - zwłaszcza z politycznego nadania w administracji, instytucjach i resortach zapewne przyniesie zapowiadane przez PiS utworzenie nowych województw - środkowopomorskiego i warszawskiego. Już tylko te wymienione reformy spowodują, że budżet państwa będzie puchł od pieniędzy i takie żebraki jak Luksemburg, Norwegia czy Katar będą zabiegać o wsparcie. Niewątpliwy profesjonalizm posłów i rządu będzie gwarancją redukcji zatrudnienia zwł w administracji, sądownictwie cywilnym i administracji samorządowej.
Nie trzeba być profesorem, aby wiedzieć, że zwroty "ignorancja" a "ignorowanie" znaczą zupełnie co innego.

P.S. Zapowiedź utworzenia Ministerstwa Gospodarki Morskiej można było traktować w kategoriach wyborczego żartu. Dziś wiadomo, że takie ministerstwo utworzono. Na jego czele stanął niekwestionowany fachowiec Marek Gróbarczyk. Człowiek pochodzący z Nowego Sącza a jego związki z morzem to studia w Gdyni. Ale - jeżeli pan Gróbarczyk wie, że Szczecin - Świnoujście to nie jedno miasto tylko dzieli je odległość ok 60 km - to już jest wystarczająco kompetentny. Resztą zajmą się urzędnicy, niezbędni, by pokierować resortem czegoś, czego już dawno nie ma. Zapewne w celu zmniejszenia zatrudnienia w administracji i zmniejszenia biurokracji. Sugerowanie, że stanowiska w nowym (oraz innych) ministerstwach zajmą ludzie z innego niż polityczne nadania jest oszczerstwem, potwarzą i kalumnią.

M
Marek

Ludzie nie godzą się na totalną ignorację społeczeństwa, trwonienie publicznych pieniędzy na pijackie kolacyjki, tworzenie etatów dla nowego pokolenia partyjnego, dlatego PO przegrało - nie trzeba profesury aby to zrozumieć...

U
USA.

To bedzie Polska  bez PO,PSL  zlodziei,oszustow.

z
zdziwiony

Czy faktycznie wszyscy Polacy, którzy poszli do wyborów, powierzyli PiS władzę? Ludzie głosowali ale resztę zrobiła ordynacja wyborcza, sposób liczenia głosów. Gdzie się podziało 1,7 (z Partią Razem) mln głosów oddanych na lewicę? Nie ma - "amba". To 32 - 35 mandatów. Możliwe, że Prezes Wszystkich Prezesów takiego scenariusza (tj. że lewica odpadnie) nawet nie brał po uwagę. Aby odpowiedzieć na pytanie: co zrobi PiS trzeba postawić inne pytanie: - czy PiS ma dość ludzi, aby przejąć władzę? Oczywiście - ludzi nie tylko sprawdzonych, lojalnych ale kompetentnych i uczciwych. To nie tylko stanowiska w spółkach Skarbu Państwa (ponad 500) ale tysiące stanowisk w przeróżnych instytucjach - wojewódzkich, powiatowych, regionalnych. Politycy PiS utrzymują, że rząd, jaki powstanie nie będzie rządem pani Szydło ale rządem PiS. Czy PiS tak ochoczo jak mianuje kadry na stanowiska będzie brać odpowiedzialność za błędy popełnione przez polityków na najniższych szczeblach rządzenia? Ludzie nie dlatego utracili zaufanie do PO, że jakiś polityk jadł ośmiorniczki (brrr.... obrzydliwość!) ale dlatego, że w powiecie czy nawet w gminie siedział na urzędzie bęcwał z politycznego nadania i był nie do ruszenia. Jeżeli wybory zamienią jednego głupca na jeszcze większego (poprzedni miał już trochę doświadczenia, nowy będzie zupełnie "zielony") - to po co zmieniać?

Mieszkańcy powiatu kamieńskiego może jeszcze pamiętają aferę z firmą Rol-Banc ze Świerzna. Służby sanitarno - weterynaryjne były politycznym łupem Samoobrony. A to zawsze wymiana kadr. Ile było takich spraw w powiatach, nawet w województwach? Ile błędów popełnili, ile szkód narobili nowo mianowani - bez wiedzy, doświadczenia za to słuszni i posłuszni? Oni w normalnych warunkach nigdy nie zdobyliby tych stanowisk. Ale warunki stały się nienormalne - partia dostała resorty do obsadzenia i kogoś trzeba było na fotelu posadzić. Może nastąpić powtórka z tej wątpliwej jakości rozrywki. I tego trzeba się obawiać.

À propos wyborów. Jeszcze niedawno była gorąca dyskusja na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Co wyborcy naprawdę o tym myślą - pokazały wybory. Na JOW Bezpartyjni oddano 15 656 głosów, (0,10%). - 1/3 tego, co zebrał Zbigniew Stonoga - (42 731 głosów,0,28%).

i
inf.

będzie  jeden wielki   gnój !

m
max wyborca PIS
jeszcze Palikot sprzedaje te zioła w Wawie ?
m
max wyborca PIS
Przed wojną też tak bywało -czego wszak sam do końca nie pochwalam -ale nie jeden z nas powiada pod nosem jak usłyszy o ośmiorniczka lub czymś takim że mógłby jakiś /Józek / zrobić z tym wszystkim porządek - no nie jest tak drodzy rodacy ?
w
waldi
Jakie decyzje ?? Przecież nie ma jeszcze nowego rządu, a już wszystko wiadomo .
k
kasienka
"W Agencji Wywiadu, pomimo święta, trwa gorączkowe niszczenie dokumentów. Trzeba będzie odtwarzać te dotyczące Amber Gold i podsłuchiwania opozycji za pomocą amerykańskiego sprzętu. Niszczą też stenogramy nagrań rozmów polityków. Ciekawe czy Hunia (gen. Maciej Hunia, szef Agencji Wywiadu - red.) będzie usiłował wyjechać z Polski?" za "Niezalezna.pl
k
kasienka
wiec co ty "obstawiasz" ? "Rumuna" POwolano dla ocalenia resztek z okraglego stolu. Czy to tak trudno zrozumiec?
...
..."odchodzący rząd PO-PSL po ośmiu latach swych rządów i prawdziwej demolki zwłaszcza w sferze finansów publicznych i polskiego zadłużenia, które gdy idzie o dług publiczny wynosi już ok. 900mld zł, a wraz z pieniędzmi zagarniętymi z OFE, grubo ponad 1bln zł, w sferze zadłużenia zagranicznego to blisko 380mld dol. czyli prawie jak w Grecji, rekordowym deficytem budżetowym Ministerstwa Finansów Mariusza Szczurka na poziomie ok. 55mld zł, a skumulowanym deficytem przez 8 lat na poziomie blisko 270mld zł pozostawił groźne miny z opóźnionym zapłonem." za: Janusz Szewczyk, "wPolityce.pl" radze przeczytac calosc, to moze zrozumiesz ze PO to PRLbis.
k
kasienka
2007-2010
P
Przykrek.
Bardzo przykro jest czytać ten tekst. Cały artykuł jest dość tendencyjny, ale jedna rzecz w szczególny sposób przykuła moją uwagę - kwestia lektur obowiązkowych. Szanowna Dziennikarka Paulina Jęczmionka na czwartej stronie artykułu pisze tak: "O Harrym Pottrze i Ferdydurke pewnie można zapomnieć" (pisownia oryginalna). Na kolejnej stronie, w ustępie dotyczącym gimnazjów czytamy natomiast: "...tu na szczęście rząd pozostawi im wybór. W przeciwieństwie np. do Harrego Pottera". Czy powinniśmy zatem wyczytać tu między wersami, że straszny rząd PiS zamierza jednym dekretem ubezwłasnowolnić biednych rodziców, którzy teraz zmuszeni będą przekazywać swoim dzieciom prawdy objawione zawarte w "Harrym Potterze" pod osłoną nocy, w skrytości ciemnych piwnic, z dala od ekranów Wielkiego Brata i podsłuchów ABW? Droga Pani, przypominam Pani, że czasy rejestru ksiąg zakazanych skończyły się dość dawno i każdy - podkreślam, KAŻDY - ma prawo wyboru odnośnie tego, co chce czytać i co może czytać jego dziecko. Nikt nie pozbawia rodziców wyboru, decyzje narzucane odgórnie są powodowane chęcią wytworzenia pewnych wzorców promowanych przez szkołę; nie zmienia to faktu, że przecież rodzice mogą formować dziecko w dowolny sposób. Prawdopodobnie każdy z nas - niezależnie od tego, kiedy się urodziliśmy - czytał rzeczy wykraczające poza kanon lektur, w zależności od preferencji rodziców, a być może również w zależności od kształtujących się wówczas gustów literackich. Tym bardziej smutne - a niestety dość w Polsce powszechne - jest takie zerojedynkowe opisywanie rzeczywistości przez niektórych dziennikarzy. Określenia typu "pozbawiać wyboru" sugerują jasno, że decyzje rządu wykluczają możliwość samodzielnej refleksji rodziców dziecka, automatycznie skreślają możliwość przeczytania przez dziecko danej lektury. Nie jest to, Szanowna Pani, zgodne z prawdą - i myślę, że doskonale zdaje sobie Pani z tego sprawę. Możliwości wyboru trudno człowieka pozbawić. Można jedynie znacząco utrudnić mu samodzielne podejmowanie decyzji - ale chyba za wcześnie, by ferować takie wyroki wobec władzy, która nawet jeszcze nie objęła rządów. Dodam na koniec, że "Ferdydurke" uwielbiam, z książką o młodym czarodzieju bezpośredniej styczności nie miałem - nie to pokolenie; natomiast obietnice socjalne PiS wydają mi się niezbyt realne, nie jestem też zdeklarowanym zwolennikiem tej partii. Wolałbym mimo to poczekać na efekty ich rządów i zobaczyć, co się stanie, niż z góry zakładać bezsens wszystkiego, co mają w planach.
Wróć na i.pl Portal i.pl