Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Grochowska: Chciałabym być filmowym talizmanem [ROZMOWA]

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Agnieszka Grochowska - aktorka polska, norweska i flamandzka, „kolekcjonerka” Złotych Lwów. Za kilka dni na ekrany kin wchodzi poruszający film z jej udziałem - „Obce niebo”
Agnieszka Grochowska - aktorka polska, norweska i flamandzka, „kolekcjonerka” Złotych Lwów. Za kilka dni na ekrany kin wchodzi poruszający film z jej udziałem - „Obce niebo” Tomasz Bołt/archiwum DB
Agnieszka Grochowska za rolę w filmie „Obce niebo” otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki na 40 gdyńskim Festiwalu Filmowym.

„Obce niebo” to film, który chwyta za gardło. Pani bohaterce - Polce mieszkającej w Szwecji - opieka społeczna odbiera córkę i oddaje rodzinie zastępczej. To raczej nie była łatwa rola.
Takie role są zawsze niezwykle wymagające. Poza tym ja wszystkiemu, co jest dla mnie fascynujące, staram się poświęcić w dwustu procentach.

I weszła Pani głęboko w te emocje.
Pierwszy raz podczas pracy nad filmem zdarzyło się tak, że przez chwilę straciłam kontrolę nad emocjami. Jeśli się wchodzi w emocje tak głęboko, robi się niebezpiecznie. Temat był dla mnie bardzo trudny także z innego powodu. Sama jestem mamą. Pamiętam pierwszą scenę, którą miałam zagrać. To było już po odebraniu mi dziecka. Na planie nagle odniosłam wrażenie, że nie dam rady. Poczułam opór przed wejściem w tę rolę. Stałam tam i mówiłam: - Nie wiem, jak to zagrać.

I jak się ten stan odblokował?
Na szczęście napięcie samo ze mnie zeszło. Chwilami rola Basi była dla mnie tak trudna, że myślałam nawet, iż oszalałam.

Doświadczonej aktorce łatwiej chyba panować nad emocjami.

Mnie też się tak kiedyś wydawało. Jako dwudziestolatka potrafiłam niemal perfekcyjnie nad emocjami panować. Po prostu grałam i potem spokojnie szłam do domu. Nie wiem, na czym ta zmiana teraz polega. Ale mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz ciężej, że ponoszę dużo większe koszty grania.

Można powiedzieć, że „Obce niebo” to film... rodzinny. Reżyserował Pani mąż Dariusz Gajewski. Jak to jest z tym przenoszeniem życia z planu filmowego do domu?
Darek wymyślił bardzo sprytnie, że tym razem na czas kręcenia filmu wyprowadzi się z domu. (śmieje się) I dobrze zrobił. Chociaż na początku to rozwiązanie wydawało mi się nieco dziwne. Ale już po kilku dniach zdjęciowych sama błogosławiłam jego pomysł. Bo inaczej ten film by się nie udał. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której człowiek nie ma swojej mikroprzestrzeni, wolnej od rozmów o filmie. Wiadomo, że bycie na planie generuje różne konflikty i napięcia. My, co prawda, nie należymy z Darkiem do kłócących się małżeństw, ale w tym filmie tyle się działo! Tam było tak gęsto od emocji, które nie tylko mnie czy Darkowi się udzielały, ale całej ekipie.

Ten film trzyma widza za gardło. Kiedy uwolniła się Pani od swojej bohaterki Basi?
Od samego początku, czyli od momentu, kiedy Darek zaczął pisać scenariusz, wiedziałam, że to ja zagram Basię.
I miałam czas na to, żeby się z nią wcześniej oswoić, a po zdjęciach uwolnić.

Często gra Pani z dziećmi. Wcześniej w filmie „Hania”. Potem jako Danuta Wałęsa miała Pani na głowie ośmioro dzieci na planie . Tutaj widzimy mamę kilkuletniej córki. Jak się grało z filmową Ulą, czyli Basią Kubiak?
Basia, czyli Ula, teraz kończy jedenaście lat. Kiedy kręciliśmy film, nie miała jeszcze dziesięciu lat. Ale trudno mi o niej myśleć jak o dziecku. Bo to dojrzała na swój wiek dziewczynka. Śmiałam się, że to ja się od niej wiele nauczyłam.

Czego się Pani nauczyła?
Myślę, że każdy aktor, nie tylko młody, powinien zobaczyć, jaką ona znajdowała radość z tej pracy nad filmem. To tak jakby oglądać kogoś w wesołym miasteczku. Kiedy się patrzy na takie zdolne dziecko, to można swój zawód odkryć na nowo. Nie wiem, jak to możliwe, że dziewczynka w jej wieku może tak wspaniale zagrać. Z dzieckiem nie powinno się robić prób w nieskończoność, nie można od niego wymagać zbyt wiele. Bo się zmęczy, zniechęci. Ale Basia po prostu nie czuła żadnego lęku na planie, zmęczenia czy zniechęcenia.

Jesteście zaprzyjaźnione.
Pewnego pięknego dnia wprowadziliśmy się z Darkiem do kamienicy, w której Basia z rodzicami już mieszkała. To, że ją prywatnie poznaliśmy i że ona jest tak utalentowana, to coś więcej niż trafić szóstkę w totolotka. Po kilku latach naszej przyjaźni mogliśmy zrobić z nią ten film.

Pani obecność w filmie dobrze tym produkcjom wróży. Co film, to nagroda, żeby wspomnieć tylko Złote Lwy dla „Pręg”, „Warszawy” czy „W ciemności”.
Bardzo chciałabym zostać takim filmowym talizmanem. Miałabym wtedy pewnie wiele ciekawych propozycji. Bo wtedy wszyscy liczyliby na to, że mój udział będzie gwarancją filmowego sukcesu. (śmieje się)

A jak jest teraz z propozycjami?
Cały czas twardo i konsekwentnie omijam telewizję i seriale. Staram się pracować tylko przy filmach. Polskich scenariuszy nie ma zbyt wiele, ale ja od czasu do czasu pracuję za granicą. Jest więc normalnie, bez frustracji.

Pani ma szczęście do filmowych mężów i partnerów. Nie dość, że utalentowani, to jeszcze nagradzani.
Tak mi się szczęśliwie układa, że moi filmowi partnerzy są fantastyczni. I za każdym razem jest to topowe nazwisko, żeby wspomnieć o Bartku Topie, z którym gram w „Obcym niebie”.

Ale wcześniej byli inni.
Nie jestem w stanie wszystkich wymienić. Z Łukaszem Garlickim w „Warszawie” rozumieliśmy się bez słów. Michałowi Żebrowskiemu zawdzięczam to, że zagrałam w „Pręgach”. Bo to on powiedział o mnie Magdzie Piekorz i zaprosił mnie do teatru, żeby Magda mogła mnie obejrzeć. A potem jako starszy, doświadczony kolega opiekował się mną na planie. Oczywiście, był Robert Więckiewicz we „W ciemności” i w filmie „Wałęsa. Człowiek z nadziei” czy Mateusz Kościukiewicz w „Bez wstydu”.

Dobry partner na planie wiele znaczy?
Dobry partner bardzo wpływa na to, jaki potem człowiek jest na ekranie. Nie wierzę w to, że aktorowi udaje się coś samodzielnie „wygrać” w filmie. Film to praca zbiorowa. A w przypadku „Obcego nieba” jestem szczęśliwa z powodu jeszcze innego partnerstwa. W tym filmie moją główną antagonistkę, która odbiera mi dziecko, zagrała świetna, szwedzka aktorka Ewa Fröling, znana m.in. z filmu Bergmana „Fanny i Aleksander”. Grając z nią, czułam się autentycznie wzmocniona. I choćby się nawet nie chciało, to przy tak wybitnych aktorach zawsze się lepiej gra. To wielki prezent.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki