Dwa życia po zbrodniach

Dorota Kowalska
Małgorzata Papała: wycofana, skryta, unika rozgłosu
Małgorzata Papała: wycofana, skryta, unika rozgłosu
Dwie kobiety, dwa najgłośniejsze zabójstwa ostatnich lat. Danuta Olewnik-Cieplińska, siostra zamordowanego Krzysztofa. I Małgorzata Papała, żona generała Marka Papały. Pierwsza stała się osobą publiczną. Głośno domaga się sprawiedliwości. Druga milczy i usuwa się w cień. Obie chcą tylko poznać prawdę o zbrodni - pisze Dorota Kowalska

Dwie kobiety, dwa najgłośniejsze zabójstwa ostatnich lat. Danuta Olewnik-Cieplińska, siostra zamordowanego Krzysztofa. I Małgorzata Papała, żona generała Marka Papały. Pierwsza stała się osobą publiczną. Głośno domaga się sprawiedliwości. Druga milczy i usuwa się w cień. Obie chcą tylko poznać prawdę o zbrodni - pisze Dorota Kowalska

Nawet fizycznie są zupełnie różne. Danuta Olewnik-Cieplińska długie, czarne włosy wiąże w kucyk. Jest szczuplutka, prawie eteryczna, z wielkim oczami, które przyciągają uwagę, bo widać w nich wszystkie emocje: wściekłość, żal i determinację. Małgorzata Papała ma króciutką fryzurę i okulary. Mówi spokojnie, ważąc słowa. Nie pozwala sobie, jak Danuta, na łzy przed kamerą.

Danuta Olewnik-Cieplińska bez reszty poświeciła się wyjaśnieniu sprawy zabójstwa swojego brata Krzysztofa. Nagłośniła sprawę w mediach, zaalarmowała polityków, oskarżyła publicznie policjantów i prokuratorów o opieszałość i niekompetencję. Kilka tygodni temu przekonała ministra Andrzeja Czumę, by powołał komisję śledczą, która wyjaśni, kto wydał zlecenie zabicia Krzysztofa i kto torpedował śledztwo w tej sprawie.

Komisja właśnie rozpoczęła pracę, a media okrzyknęły Danutę liderem ruchu obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec mafii i rzecznikiem wszystkich bezsilnych wobec państwa. Otwarta i bezpośrednia, zawsze chętnie odpowiadająca na pytania dziennikarzy Danuta stała się ich ulubienicą i gwiazdą. Jest do dyspozycji niemal 24 godziny na dobę. Wypowiada się już nie tylko w sprawie śledztwa, ale na każdy temat. Recenzuje kandydatów na ministrów, ocenia pracę rządu. Niektórzy mają jej za złe, że się "lansuje", robi karierę na nieszczęściu.

Małgorzata Papała zaszyła się w domu. W ciągu ostatnich 11 lat udzieliła zaledwie kilku wywiadów. Od wielkiego dzwonu: gdy pojawiały się nowe tropy w sprawie zabójstwa jej męża i wtedy, gdy ukazała się książka Sylwestra Latkowskiego szkalująca, jej zdaniem, dobre imię Marka Papały.
- Mama nie będzie rozmawiać - stwierdziła kategorycznie Natalia, córka Małgorzaty, nieformalny rzecznik rodziny Papałów, kiedy zadzwoniłam z prośbą o spotkanie.

Cios w serce

Dzień 27 października 2001 roku był słoneczny. Danuta Olewnik-Cieplińska jechała samochodem z Płocka do Drobina, kiedy zadzwonił telefon. To była siostra Anna. Zdenerwowana mówiła, że Krzysztof zniknął. Danuta pomyślała wtedy, że brat zabalował albo ma jakieś ważne spotkanie i wyłączył telefon. Potem nadeszły długie dni, kiedy nadzieja mieszała się ze zwątpieniem, a chęć walki konkurowała z poczuciem bezradności.

Minęło długich pięć lat, nim dowiedziała się, że Krzysztof nie żyje. Że zamordowano go dwa lata po porwaniu. Kiedy mecenas rodziny Bogdan Borkowski i olsztyński prokurator Piotr Jasiński przyjechali do domu rodziców, żeby im to powiedzieć, zemdlała. A potem coś w niej pękło. Żal mieszał się z wściekłością. Mieli 24 miesiące, żeby go uratować. Oni: policja, prokuratorzy, politycy.
Małgorzata Papała znalazła ciało swojego męża na parkingu przed blokiem. Próbowała go reanimować. Krzyczała, więc zbiegli się sąsiedzi, ktoś zadzwonił po policję i pogotowie.

"Do samochodu, gdzie trwały oględziny, bez przerwy zbliżali się jacyś politycy, wysocy rangą policjanci, fotografowie, dziennikarze. Tłum ludzi. Byłam w szoku. Krzyczałam, aby policja zrobiła z tym porządek. Dopiero wtedy rozciągnęli taśmę. Miałam wrażenie, że nie ma nikogo, kto by chciał wziąć odpowiedzialność za śledztwo i kierować oględzinami. Zostawiano mnie samą. Mało tego, musiałam wysłuchiwać pierwszych spekulacji na temat śmierci męża, od razu, tej nocy, przed blokiem" - opowiadała w wywiadzie udzielonym w czerwcu 2005 roku Pawłowi Biedziakowi dla branżowej gazety "Policja 997".

W nocy z 25 na 26 czerwca 1998 roku siedziały w ich mieszkaniu przy ul. Rzymowskiego na warszawskim Mokotowie trzy kobiety: ona, teściowa i 15-letnia wówczas córka Natalia. Wtedy zrozumiała, że zostały same. "Następny dzień był pełen bólu, przejmującej mnie do dzisiaj bezradności i osamotnienia. Nadeszło załamanie".

Danuta Olewnik, kiedy mecenas i prokurator wychodzili z domu rodziców, zacisnęła pięści. "Nie daruję. Mój brat mógł żyć" - dudniło jej w głowie.

Ambitna dziewczyna

Zawsze taka była: waleczna, pracowita. Skończyła podstawówkę w Drobinie, potem elitarną i modną w Płocku Małachowiankę (LO im. Marszałka Stanisława Małachowskiego). Była gospodarzem klasy: pilna, wzorowa uczennica. Pierwsza rwała się do pomocy, kiedy ktoś nie dawał rady z nauką albo miał kłopoty. Nie zadzierała nosa i nie obnosiła się z pieniędzmi, choć jej ojciec Włodzimierz Olewnik był jednym z najbogatszych ludzi w okolicy. Po szkole w Płocku wyjechała na rok do Anglii studiować zarządzanie i uczyć się języka. Z młodszym o dwa lata Krzysztofem byli związani w szczególny sposób. Zawsze razem, jak papużki nierozłączki.- Byli ze sobą bardzo blisko - przyznaje Tomasz Omen, policjant, który pomagał rodzinie w poszukiwaniach Krzysztofa. Nie mieli przed sobą tajemnic. Rozmawiali o wszystkim. Kiedy jedno musiało wyjechać na dłużej, dzwonili do siebie codziennie albo spotykali gdzieś w połowie drogi.

- Olewnikowie zawsze trzymali się razem - mówi znajomy rodziny. - Jeden wskoczyłby za drugim w ogień. Wszystkie święta spędzali wspólnie, dzieci z rodzicami, spotykali się na niedzielnych obiadach.

Danuta Olewnik wzrusza ramionami. Nie lubi patosu.
- Byliśmy, jesteśmy - poprawia się szybko - normalną rodziną. Patrzyłam na swoją babcię, rodziców i myślę tak jak oni. Że jeśli rodzi się dziecko to po to, żeby się nim zajmować i je wychowywać. A jeśli wychodzi się za mąż, to dlatego, żeby stworzyć z tą drugą osobą prawdziwy dom. Małgorzata Papała nie opowiada dziennikarzom o swoim dzieciństwie, rodzinie i mężu. Żadnych zwierzeń.

- Urodziła się na Podkarpaciu, wychowała w małej miejscowości, sąsiadującej z tą, w której urodził się Marek. Poznali się bodajże w ogólniaku. Tak, to była szkolna miłość - opowiada anonimowo znajomy rodziny Papałów. Bo tak jak o Danucie ludzie nie boją się mówić, tak o Małgorzacie rozmawiają niechętnie. A jeśli już, to zastrzegają sobie anonimowość. Tłumaczą, że nie chcą kłopotów.
Kiedy Marek Papała pojechał do szkoły w Szczytnie, ściągnął tam Małgorzatę, a potem razem wyjechali do Warszawy.

Żona męża

O Małgorzacie mówią: żyła życiem męża. I jeszcze: Marek był dla niej wszystkim. - Kiedy podczas śledztwa wyszło na jaw, że Marek miał romans, przeżyła to bardzo. Bo przecież poświęciła się rodzinie bez reszty. On robił karierę, a ona prowadziła dom i zajmowała się córką. Wszystko podporządkowane było sprawom Marka. Gosia żyła w jego cieniu - opowiada znajomy rodziny. Inny złośliwie dodaje, że największą karierą Małgorzaty był ślub z Markiem Papałą.

- Z prowincjonalnej dziewczyny została żoną komendanta głównego, na taki awans społeczny nie mogła liczyć żadna z jej szkolnych koleżanek - mówi nasz rozmówca. Cicha, spokojna, zrównoważona, była tłem dla męża. Kiedy przychodzili znajomi generała, podawała kawę i ciasto. Nigdy nie wtrącała się do rozmowy. Zawsze krok za Markiem.

Danuta - krok przed wszystkimi. Po powrocie ze studiów otworzyła w Płocku szkołę językową. Niezależna, wykształcona, bezkompromisowa. Bizneswoman. Kiedy zadzwonili porywacze, to ona wzięła na siebie cały ciężar walki o brata.

- Dzisiaj nie wiem, skąd miałam na to siły - opowiada. W piątym miesiącu ciąży pojechała zawieźć porywaczom okup, 300 tys. euro. I potem, też sama, jeździła po nocach na cmentarz, gdzie bandyci zostawili listy od Krzysztofa. Wymusiła na nich telefoniczną rozmowę z bratem. Odwlekała ślub kościelny, bo to Krzysztof miał być na nim drużbą. Odwiedzała jasnowidzów, nachodziła w gabinetach prokuratorów i polityków.

- Omal nie padła na kolana przed Ryszardem Kaliszem, żeby wybłagać pomoc. Taka właśnie jest: spontaniczna i bezkompromisowa - opowiada Tomasz Omen.

Janusz Kaczmarek, prokurator krajowy w latach 2005-2007, mówi, że nigdy nie widział tak zdeterminowanej osoby.

- Opowiadała mi historię Krzysztofa ze szczegółami i płakała, ale to były łzy bezsilności - opowiada. - Autentyczna, do bólu szczera - charakteryzuje Danutę Olewnik.

Wiele miesięcy później, kiedy to on miał kłopoty, zadzwoniła i przekazała wyrazy wsparcia. - Nie zamknęła się w skorupie swojego nieszczęścia - mówi z podziwem Kaczmarek. Małgorzata Papała nie dzwoniła do dziennikarzy z prośbą o pomoc. Nie wypadało żonie generała? Bała się nacisków? Publicznego grzebania w życiu jej rodziny? Walczyła po swojemu.

Pawłowi Biedziakowi powiedziała: "Jestem wściekła. Śledztwo się ślimaczy. Apeluję do wszystkich świętych w tym kraju. Chodzę, pukam, rozmawiam, piszę listy. Przyjmują mnie i widzę, jak patrzą na zegarek. Ale pojawiają się powoli dobre informacje w śledztwie. Z czasem nawiązuje się nić porozumienia między mną a zespołem prokuratorsko-policyjnym. Widzę ich determinację, oni pewnie moją".
- Podstawowa różnica między tymi dwoma sprawami jest taka, że Małgorzata Papała wierzy śledczym. Ba, w sytuacji, kiedy prokurator prowadzący sprawę zabójstwa jej męża miał być odsunięty, wysłała wyraźny sygnał, że się z takimi działaniami nie zgadza - mówi nam osoba znająca Małgorzatę.

- Olewnikowie, widząc indolencję wymiaru sprawiedliwości, nie mieli innego wyjścia jak nagłośnić tę sprawę, bo tylko wtedy istniała szansa, że ktoś rozsądny się nią zajmie - ocenia jeden z prominentnych polityków PiS, zaangażowany w tę sprawę.
Marek Biernacki, poseł PO i szef komisji sejmowej ds. wyjaśnienia sprawy tego zabójstwa i porwania, podkreśla, że Krzysztof Olewnik był, można rzec, zwykłym obywatelem. Małgorzata Papała jest wdową po komendancie głównym policji, związanym ze środowiskiem polityczno-policyjnym.

- A to zmienia postać rzeczy, zwłaszcza że sprawa wciąż nie jest do końca wyjaśniona - mówi Biernacki.

Poseł Platformy tego nie powie, ale dla osób znających kulisy sprawy jest jasne, że trudno żonie generała wołać o sprawiedliwość, jeśli ma świadomość, że w zabójstwo jej męża mogą być zamieszani wszyscy: osoby z kręgu tych, którzy prowadzą śledztwo. I tych, które powinny śledztwo kontrolować.

Sprawy niewyjaśnione

Rozwiązanie zagadki zabójstwa Marka Papały wydaje się dziś już mało prawdopodobne. Po 11 latach wciąż nie wiadomo, ani kto strzelał do generała, ani kto stał za jego zabójstwem. Śledztwo przedłużano już kilkakrotnie. Na razie przedstawiono zarzuty nakłaniania i współudziału w zabójstwie Marka Papały dwóm gangsterom z grupy pruszkowskiej: Ryszardowi Boguckiemu (w 2003 r.) i szefowi gangu Andrzejowi Zielińskiemu ps. Słowik (w listopadzie 2005 r.).

Słowik dostał wyrok 6 lat więzienia za wymuszenia rozbójnicze. Bogucki odsiaduje 25 lat za zabójstwo gangstera Andrzeja K. ps. Pershing. Żaden z nich nie przyznaje się, by miał coś wspólnego z zabójstwem Papały.

Na razie donikąd zawiódł też śledczych trop związany z polsko-amerykańskim biznesmenem z Chicago Edwardem Mazurem. To Mazur, legitymujący się polskim i amerykańskim paszportem, może być, według śledczych, zleceniodawcą zbrodni. Jednak amerykański sąd w lipcu 2007 r. odmówił wydania go Polsce.

Jedną z wersji sprawdzanych przez śledczych była także ta o udziale w zabójstwie męża samej Małgorzaty Papały. Była pierwszą osobą, która znalazła się na miejscu zbrodni. Akurat wyszła na spacer z psem. Podobno generał miał wysokie ubezpieczenie na życie. Jakie? Nie wiadomo. No i miał przyjaciółkę, o którą mogła być zazdrosna.

- Bardzo przeżyła, kiedy podczas jednego z pierwszych przesłuchań oficer Urzędu Ochrony Państwa położył przed nią kartkę i kazał spisać przyznanie się do winy - opowiada jeden z naszych rozmówców.

Również w sprawie Krzysztofa Olewnika śledczy szukali porywaczy wśród najbliższych. Mimo że i w tym przypadku winnych należałoby zapewne szukać także wśród polityków i gliniarzy.

Krzysztof zniknął w nocy z 26 na 27 października 2001 r. Dzień wcześniej w jego domu bawiło się dwunastu miejscowy policjantów. Około 23 młody Olewnik odwiózł samochodem jednego z nich do domu. I zniknął. W mieszkaniu widać ślady walki - poprzewracane sprzęty, krew na ścianach i meblach. Na podłodze leżała łuska pocisku z pistoletu.

Policjanci nie zabezpieczają dowodów na miejscu przestępstwa, lekceważą tropy wskazywane przez rodzinę. Nie sprawdzają informacji z anonimu, w którym są nazwiska domniemanych zabójców. Potem okaże się, że były prawdziwe.

Kiedy wreszcie w 2006 r. zatrzymano 11 osób podejrzanych o uprowadzenie Krzysztofa, zaczyna się wśród nich epidemia samobójstw. Herszt grupy Wojciech Franiewski i jego dwóch zastępców wiesza się w monitorowanych celach.

Życie toczy się dalej

Danuta Olewnik stała się instytucją, jej twarz często pokazywaną w mediach bez pudła rozpoznają wszyscy. Liderzy partii politycznych chętnie widzieliby ją w swoich szeregach. Szczera i bezkompromisowa przekonała do siebie miliony Polaków, więc pewnie przyciągnęłaby ich łatwo do takiej czy innej opcji politycznej. - Pytałem ją nawet, czy chce zająć się polityką, zaprzeczyła - mówi Janusz Kaczmarek.

- To moja prywatna walka - zastrzega Danuta. - Nie robię tego dla sławy ani kariery. Staram się żyć normalnie.

Wychowuje dwójkę dzieci: sześcioletnią Nadię i dwuletniego Miłosza. Pieli ogródek wokół domu, pierze, robi zakupy.

- Mąż pracuje na to, żebym ja mogła walczyć - mówi. - I jestem mu za to bardzo wdzięczna.
Wciąż ma do siebie pretensje, że za mało zrobiła, aby pomóc bratu. - To nasza wielka porażka. Nie uratowaliśmy go, nie zdążyliśmy - łamie jej się głos.

Od chwili nagłośnienia sprawy śmierci Krzysztofa dziesiątki ludzi zgłasza się do jej rodziny i Fundacji im. Krzysztofa Olewnika, którą założyli. Nikomu nie odmawia pomocy.

- Ona ma w sobie siłę. Mimo tragedii, jaka ją dotknęła, zachowuje zimną krew. Potrafi analizować fakty. Chce, aby sprawa jej brata nabrała szerszego wymiaru. Pozwoliła prześwietlić swoje życia i rodziny, aby wyciągnąć wnioski i zmienić prawo tak, aby takie sytuacje już się nie zdarzały - mówi jeden z działaczy PiS. Politycy zasiadający w sejmowej komisji śledczej, która ma rozwikłać zagadkę porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika, zdają sobie sprawę, że Danuta będzie patrzeć im na ręce, a kiedy tylko coś jej się nie spodoba, rzuci im się do gardła.

Małgorzata Papała milczy, usunęła się w cień.

- Część ludzi po śmierci kogoś bliskiego przechodzi żałobę i wraca do normalnego życia. Małgosia cały czas jest tą śmiercią przytłoczona, nie może się z nią pogodzić - diagnozuje osoba z kręgu znajomych rodziny Papałów.

W rozmowie z Pawłem Biedziakiem przed trzema laty Małgorzata Papała mówiła: "Dzisiaj potrafię powiedzieć twardo "nie", upomnieć o swoje prawa. A zarazem łatwo mnie zranić. Wciąż noszę w sobie ból i osamotnienie. Dopóki sprawcy zabójstwa, zwłaszcza ci, którzy je zlecili, nie zostaną osądzeni, wszystko będzie do mnie wracać, każdym artykułem w mediach, spojrzeniem ludzi, wypowiedziami polityków. Będzie wracać, jak wracało dotąd. Codziennie. Wciąż czekam na sprawiedliwość".

- Dla mnie liczy się prawda. Chcę ją poznać: dla siebie, mojej rodziny, dla Krzysztofa - mówi Danuta Olewnik-Cieplińska.

Choć są tak całkiem różne, czują to samo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl