Te szokujące dane potwierdzają także inne badania, do których udało nam się dotrzeć, sporządzone przez Centrum Stosunków Międzynarodowych przy UW. Ogarnięte recesją Wyspy Brytyjskie przypominają tonący statek, którego pasażerowie depcą się w panice, biegnąc do łodzi ratunkowych.
Coraz trudniej o pracę, bez pracy jest 2 mln osób, a według szacunków CSM w tym roku straci zajęcie kolejnych 600 tys. Ponad połowa z nich - 360 tys. - to będą Polacy. Rządy brytyjski i irlandzki przykracają świadczenia socjalne, zwłaszcza cudzoziemcom, a związki zawodowe protestują przeciw zatrudnianiu imigrantów.
Marcin Studniarczyk stwierdził, że ma już serdecznie dość Wielkiej Brytanii. Choć do Londynu wyjechał trzy lata temu i wciąż jeszcze nieźle zarabia jako projektant stron internetowych, coraz poważniej zastanawia się nad wyjazdem.
- Wszystko przez kryzys - mówi krótko. Każdy musi liczyć się z tym, że jak nie dziś, to jutro może stracić pracę. - A nowej nie znajdzie się szybko albo i wcale - opowiada Marcin. Nie zamierza wracać do Polski, gdzie wynagrodzenia są niższe niż w krajach Zachodu, a złoty jest niestabilny. - Sonduję rynek i wizja emigracji na antypody jest mi coraz bliższa - mówi.
Podobnie jak on myśli już coraz więcej Polaków z najnowszej emigracji mieszkających w Zjednoczonym Królestwie i Irlandii - a jest ich tam ok. 1,2 mln. Według najnowszego raportu portalu Money.pl niemal 60 proc. chce uciec z pogrążonych w recesji Wysp. Najwięcej, bo 17,4 proc. z nich - czyli ponad 200 tysięcy - chciałoby wyjechać do Australii, 13,4 proc. do Norwegii, a prawie 6,7 proc. jako idealny kraj dla imigrantów wskazuje Kanadę. Podobne spostrzeżenia mają także eksperci z Centrum Stosunków Międzynarodowych, z których badań wynika, że Wyspy w tym roku może opuścić 400 tys. Polaków, a większość z nich wybierze Kraj Kangurów.
Jednak to Australia jest prawdziwym emigracyjnym hitem. Ogłosiła, że przyjmie 300 tys. młodych i wykształconych. To kraj mało dotknięty kryzysem, tu wciąż można zarobić. Np. lekarz i inżynier górnictwa dostaną 6-8 tys. dol. australijskich, czyli 15-20 tys. zł, nie licząc premii.
- Przyjeżdżajcie, to dobry kraj dla odważnych i wykształconych - mówi Ita Szymańska, wiceprezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej. Dziś mieszka tu ok. 200 tys. Polaków.
Szczególne zainteresowanie Australią potwierdzają także informacje portalu Global Visas, który śledzi zmiany w przepisach wizowych. Według pracujących dla portalu ekspertów w ostatnim kwartale 2008 r. aż o 70 proc. wzrosła liczba Polaków z Wysp, którzy pytali o możliwość migracji na antypody.
Według prof. Krystyny Iglickiej, badaczki emigracji z Centrum Stosunków Międzynarodowych, Australia kojarzy się przede wszystkim z bezpieczeństwem i dobrobytem. Jest to jeden z nielicznych krajów na świecie opierający się światowemu kryzysowi.
Australijski system bankowy od dawna obwarowany był licznymi regulacjami, dzięki czemu instytucje finansowe nie udzielały pochopnie pożyczek firmom i osobom prywatnym. Od kilku lat rośnie też zapotrzebowanie na australijskie złoża naturalne, głównie ze strony Chin. I choć wskutek kryzysu także gospodarka australijska kurczy się w tym roku o 1 proc., to nie dojdzie tam do krachu - regularne wpływy do budżetu zapewni turystyka.
- Ale Polaków skuszą przede wszystkim dwie rzeczy - wysokie zarobki i niskie ceny nieruchomości - podkreśla Paweł Iwanowski z wrocławskiej firmy Perfect, która organizuje kursy językowe w Australii.
Wysokie pensje nie są mitem - lekarz specjalista pierwszego stopnia na australijskiej prowincji zarobi równowartość 14-15 tys. zł, a inżynier 20 tys. Piekarz w małym mieście jest w stanie miesięcznie zarobić równowartość 8-9 tys. zł.
Rząd w Canberze szuka m.in. inżynierów, księgowych, architektów, specjalistów branży IT i lekarzy. Tylko ludzie mający zawody potrzebne gospodarce australijskiej (można je znaleźć na stronie ambasady) mogą liczyć na wizę emigracyjną.
Także Polacy, by tam legalnie pracować, muszą wykazać się odpowiednimi kwalifikacjami i doświadczeniem, biegle posługiwać się językiem angielskim i mieć mniej niż 45 lat. A polscy lekarze muszą nostryfikować swoje dyplomy, co trwa średnio dwa lata. - To jest różnica między Australią a Wyspami. Brytyjczycy przyjmowali wszystkich emigrantów z otwartymi rękoma - zarówno wykwalifikowanych, jak i tych niewykwalifikowanych. Australia potrzebuje przede wszystkim specjalistów - dodaje Paweł Iwanowski. To efekt planowej polityki imigracyjnej Australii, którą ten kraj ma zamiar prowadzić jeszcze minimum przez 8 lat.
Ale Polacy, zdaniem socjologów i ekonomistów i tak będą przyjeżdżać do Australii. Choćby dlatego, że za 100-metrowy dom nad oceanem trzeba zapłacić dokładnie tyle, ile za 80-metrowe mieszkanie w starej kamienicy w centrum Warszawy (ok. 700-800 tys. zł)
Do szczęśliwców, którzy korzystają z takich dobrodziejstw Australii, należą Joanna i Jakub Kozakiewiczowie. Ona w Polsce uczyła się, on był informatykiem. Cztery lata temu osiedli w Melbourne. Joanna pracuje w biurze, Jakub w prywatnej firmie informatycznej. - Żyjemy spokojnie, bez stresów i obaw o jutro - mówią.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?