Coraz więcej Polaków chce uciekać z Wysp na antypody

Tomasz Ł.Rożek, Maciej Stańczyk
Michał Pawlik/POLSKA
Ponad 700 tys. Polaków z najmłodszej emigracji mieszkającej na Wyspach Brytyjskich chce stamtąd jak najprędzej uciec - wynika z raportu portalu Money.pl, do którego dotarła "Polska".

Te szokujące dane potwierdzają także inne badania, do których udało nam się dotrzeć, sporządzone przez Centrum Stosunków Międzynarodowych przy UW. Ogarnięte recesją Wyspy Brytyjskie przypominają tonący statek, którego pasażerowie depcą się w panice, biegnąc do łodzi ratunkowych.

Coraz trudniej o pracę, bez pracy jest 2 mln osób, a według szacunków CSM w tym roku straci zajęcie kolejnych 600 tys. Ponad połowa z nich - 360 tys. - to będą Polacy. Rządy brytyjski i irlandzki przykracają świadczenia socjalne, zwłaszcza cudzoziemcom, a związki zawodowe protestują przeciw zatrudnianiu imigrantów.

Marcin Studniarczyk stwierdził, że ma już serdecznie dość Wielkiej Brytanii. Choć do Londynu wyjechał trzy lata temu i wciąż jeszcze nieźle zarabia jako projektant stron internetowych, coraz poważniej zastanawia się nad wyjazdem.

- Wszystko przez kryzys - mówi krótko. Każdy musi liczyć się z tym, że jak nie dziś, to jutro może stracić pracę. - A nowej nie znajdzie się szybko albo i wcale - opowiada Marcin. Nie zamierza wracać do Polski, gdzie wynagrodzenia są niższe niż w krajach Zachodu, a złoty jest niestabilny. - Sonduję rynek i wizja emigracji na antypody jest mi coraz bliższa - mówi.

Podobnie jak on myśli już coraz więcej Polaków z najnowszej emigracji mieszkających w Zjednoczonym Królestwie i Irlandii - a jest ich tam ok. 1,2 mln. Według najnowszego raportu portalu Money.pl niemal 60 proc. chce uciec z pogrążonych w recesji Wysp. Najwięcej, bo 17,4 proc. z nich - czyli ponad 200 tysięcy - chciałoby wyjechać do Australii, 13,4 proc. do Norwegii, a prawie 6,7 proc. jako idealny kraj dla imigrantów wskazuje Kanadę. Podobne spostrzeżenia mają także eksperci z Centrum Stosunków Międzynarodowych, z których badań wynika, że Wyspy w tym roku może opuścić 400 tys. Polaków, a większość z nich wybierze Kraj Kangurów.

Jednak to Australia jest prawdziwym emigracyjnym hitem. Ogłosiła, że przyjmie 300 tys. młodych i wykształconych. To kraj mało dotknięty kryzysem, tu wciąż można zarobić. Np. lekarz i inżynier górnictwa dostaną 6-8 tys. dol. australijskich, czyli 15-20 tys. zł, nie licząc premii.

- Przyjeżdżajcie, to dobry kraj dla odważnych i wykształconych - mówi Ita Szymańska, wiceprezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej. Dziś mieszka tu ok. 200 tys. Polaków.

Szczególne zainteresowanie Australią potwierdzają także informacje portalu Global Visas, który śledzi zmiany w przepisach wizowych. Według pracujących dla portalu ekspertów w ostatnim kwartale 2008 r. aż o 70 proc. wzrosła liczba Polaków z Wysp, którzy pytali o możliwość migracji na antypody.

Według prof. Krystyny Iglickiej, badaczki emigracji z Centrum Stosunków Międzynarodowych, Australia kojarzy się przede wszystkim z bezpieczeństwem i dobrobytem. Jest to jeden z nielicznych krajów na świecie opierający się światowemu kryzysowi.

Australijski system bankowy od dawna obwarowany był licznymi regulacjami, dzięki czemu instytucje finansowe nie udzielały pochopnie pożyczek firmom i osobom prywatnym. Od kilku lat rośnie też zapotrzebowanie na australijskie złoża naturalne, głównie ze strony Chin. I choć wskutek kryzysu także gospodarka australijska kurczy się w tym roku o 1 proc., to nie dojdzie tam do krachu - regularne wpływy do budżetu zapewni turystyka.
- Ale Polaków skuszą przede wszystkim dwie rzeczy - wysokie zarobki i niskie ceny nieruchomości - podkreśla Paweł Iwanowski z wrocławskiej firmy Perfect, która organizuje kursy językowe w Australii.

Wysokie pensje nie są mitem - lekarz specjalista pierwszego stopnia na australijskiej prowincji zarobi równowartość 14-15 tys. zł, a inżynier 20 tys. Piekarz w małym mieście jest w stanie miesięcznie zarobić równowartość 8-9 tys. zł.

Rząd w Canberze szuka m.in. inżynierów, księgowych, architektów, specjalistów branży IT i lekarzy. Tylko ludzie mający zawody potrzebne gospodarce australijskiej (można je znaleźć na stronie ambasady) mogą liczyć na wizę emigracyjną.

Także Polacy, by tam legalnie pracować, muszą wykazać się odpowiednimi kwalifikacjami i doświadczeniem, biegle posługiwać się językiem angielskim i mieć mniej niż 45 lat. A polscy lekarze muszą nostryfikować swoje dyplomy, co trwa średnio dwa lata. - To jest różnica między Australią a Wyspami. Brytyjczycy przyjmowali wszystkich emigrantów z otwartymi rękoma - zarówno wykwalifikowanych, jak i tych niewykwalifikowanych. Australia potrzebuje przede wszystkim specjalistów - dodaje Paweł Iwanowski. To efekt planowej polityki imigracyjnej Australii, którą ten kraj ma zamiar prowadzić jeszcze minimum przez 8 lat.

Ale Polacy, zdaniem socjologów i ekonomistów i tak będą przyjeżdżać do Australii. Choćby dlatego, że za 100-metrowy dom nad oceanem trzeba zapłacić dokładnie tyle, ile za 80-metrowe mieszkanie w starej kamienicy w centrum Warszawy (ok. 700-800 tys. zł)

Do szczęśliwców, którzy korzystają z takich dobrodziejstw Australii, należą Joanna i Jakub Kozakiewiczowie. Ona w Polsce uczyła się, on był informatykiem. Cztery lata temu osiedli w Melbourne. Joanna pracuje w biurze, Jakub w prywatnej firmie informatycznej. - Żyjemy spokojnie, bez stresów i obaw o jutro - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl