Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszykarski show zapierał dech w piersiach

Michał Lizak
Sobotnia noc pod znakiem konkursów podczas tradycyjnego Meczu Gwiazd NBA udowodniła niezbicie wszystkim niedowiarkom, że nikt nie zna się na robieniu koszykarskich widowisk tak dobrze jak Amerykanie.

A to, co zaprezentowano w Phoenix podczas konkursu wsadów, musiało budzić uznanie.
Mecz Gwiazd NBA rozrósł się już ze zwykłego, promocyjnego spotkania do trzydniowej imprezy będącej największym widowiskiem basketu na świecie.
W piątek drugoroczniacy pokonali 122:116 pierwszoroczniaków, a Kevin Durant ustanowił rekord, zdobywając aż 46 punktów.

W sobotę zaczęło się od rywalizacji rzucających gwiazd, w której umiejętnościami strzeleckimi popisywały się ekipy złożone z aktualnego asa ligi, legendarnego gracza oraz koszykarki WNBA. Trafić do kosza w jak najkrótszym czasie trzeba ze skrzydła, za trzy punkty i z... połowy boiska. Tym razem w finale gospodarze (Phoenix: Leandro Barbosa, Dan Majerle i Tangela Smith) ulegli Detroit (Arron Afflalo, Bill Laimbeer i Katie Smith).

Najlepszy w konkursie sprawności (dla rozgrywających) był młody gwiazdor Chicago Derrick Rose (faworyzowany Tony Parker, mimo dopingu z trybun swojej żony Evy Longorii, był tym razem najsłabszy).
W rywalizacji najlepszych strzelców z dystansu trzeci raz z rzędu tytułu nie zdołał zdobyć Jason Kapono (był w finale, ale zajął trzecią lokatę).
Po raz pierwszy w historii mieliśmy natomiast dogrywkę, w której Daequan Cook (Miami) zwyciężył Rasharda Lewisa (Orlando).

Wreszcie bardzo oczekiwany konkurs wsadów. Wydawało się, że w tym elemencie naprawdę trudno już coś nowego wymyślić. Tymczasem zeszłoroczni finaliści - Nate Robinson i Dwight Howard - udowodnili, że jak nikt inny potrafią robić koszykarski show.
Trudno było nie ulec wrażeniu, że konkurs nieco wyreżyserowano i J.R. Smith oraz Rudy Fernandez byli skazani na porażkę w eliminacjach (zachwycił zwłaszcza Hiszpan, który pokazał, że biali koszykarze z Europy też potrafią efektownie skakać).

W każdym razie warto było, bo kieszonkowy Robinson (172 cm wzrostu) z olbrzymim Howardem (210 cm) prześcigali się w superzagraniach. A gdy w kluczowym momencie Robinson przeskoczył nad rywalem i z wielką siłą wpakował piłkę do kosza, to wiadomo było, że zwycięzca tego pojedynku może być tylko jeden.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska