Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brzeszcze. Stracił posadę za libację w na terenie kopalni. Teraz wrócił i... dostał awans

B. Kwiecień, E. Sadko
Bogusław Kwiecień
Byłego głównego inżyniera robót górniczych w "Brzeszczach" dwa lata temu zwolniono dyscyplinarnie. Teraz powrócił do kopalni i jeszcze dostał awans. Dla wielu pracowników to prawdziwy skandal

W kopalni Brzeszcze można wylecieć z pracy w niesławie i wrócić jak gdyby nigdy nic na wyższe stanowisko. Chodzi o Janusza P., byłego głównego inżyniera robót górniczych, który dwa lata temu został zwolniony dyscyplinarnie, a niedawno dostał posadę kierownika działu górniczego kopalni.

Był jednym z trzech pracowników, którzy we wrześniu 2013 roku musieli odejść z "Brzeszcz", po tym jak jeden z górników nakrył ich na libacji alkoholowej w gabinecie na terenie zakładu. Dwóch już po kilku tygodniach znalazło intratne posady w kopalni "Janina" i Przedsiębiorstwie Robót Górniczych.

Oburzeni anonimowo

Janusz P. do pracy w "Brzeszczach" wrócił 24 sierpnia br. Ma teraz nad sobą tylko dyrektora. Dla wielu górników to skandal, tym bardziej że Spółka Restrukturyzacji Kopalń (SRK), której od maja tego roku podlega zakład, wstrzymała przyjęcia do pracy.

- Istnienie kopalni stoi pod znakiem zapytania, straszą nas kolejnymi zwolnieniami, a tutaj pracę dostaje człowiek, który wyleciał kiedyś dyscyplinarnie - dziwi się pan Krzysztof, jeden z górników.

Dyrektor kopalni nie chce komentować zatrudnienia Janusza P., odsyła do SRK. Rzecznik spółki Witold Jajszczok nie widzi problemu. Jak zaznacza, pracodawca miał wiedzę o przyczynach zwolnienia Janusza P. w 2013 roku.
- Artykuł 52 Kodeksu pracy nie oznacza dożywotniego zakazu pracy - zaznacza Jajszczok. - Wybór pracownika na to stanowisko nie wymagał procedury konkursowej, wynikał z pilnych potrzeb pracodawcy. Nie stoi w najmniejszej sprzeczności z ogólną zasadą wstrzymania przyjęć do pracy.

Zgodnie z porozumieniem podpisanym 17 stycznia br. przez związki zawodowe z rządem, wielu górników skorzystało z możliwości odejść na urlopy przedemerytalne, w tym duża część kadry kierowniczej kopalni.
- Nie wierzę, że nie można znaleźć innej odpowiedniej osoby na to stanowisko - dodaje górnik z "Brzeszcz", zastrzegając sobie anonimowość. Jego zdaniem, to przykład "kolesiostwa".

W Wyższym Urzędzie Górniczym w Katowicach, nadzorującym bezpieczeństwo w kopalniach, nie chcą odnieść się do sprawy, choć Janusz P. zajmuje stanowisko związane z zapewnieniem bezpieczeństwa pracy.
- To jest poza kompetencjami nadzoru górniczego. Nie mam prawa pytać SRK, dlaczego ten anonimowy dla mnie człowiek został zatrudniony i na jakim stanowisku - mówi Jolanta Talarczyk, rzeczniczka prezesa WUG. Jak dodaje, jeśli przeciwko tej osobie nie było postępowania nadzoru górniczego, zakończonego aktualnym zawieszeniem w czynnościach służbowych, to przedsiębiorca nie ma obowiązku pytać WUG o opinię.

Zatrudnieniem Janusza P. zainteresowała się za to (po naszych informacjach) inspekcja pracy, której prawnicy zbadają, czy dostał posadę zgodnie z prawem.

Związkowcy podzieleni

Patryk Kosela, rzecznik Wolnego Związku Zawodowego Sierpień '80, zastrzega, że nie zna szczegółów sprawy, ale według niego obrazuje ona sytuację w górnictwie. - "Białe kołnierzyki" zawsze spadają na cztery łapy. Zwykły pracownik nie dostałby drugiej szansy, tylko "wilczy bilet" - mówi. - W górnictwie ręka rękę myje, na górze są mocne układy.

Związkowcy w samej kopalni "Brzeszcze" są wstrzemięźliwi w opiniach. Przewodniczący "Solidarności" Stanisław Kłysz nie chce się wypowiadać. - Są ważniejsze dla nas sprawy, jak przyszłość kopalni - odparł.

Bogusław Studencki, szef ZZ Kadra rozumie decyzję SRK.

- Spółka zdecydowała się na przyjęcie pracownika, który jest wysokiej klasy fachowcem - i co ważne, zna kopalnię. Jego występek był incydentalny. Pracodawca uznał więc, że będzie właściwą osobą na tym stanowisku - powiedział. Jak dodał, rolą związków jest dbanie o interesy pracowników. Sprawy kadrowe nie są najważniejsze.

Tymczasem górnik, który powiadomił "Krakowską" o ponownym zatrudnieniu Janusza P., jest przerażony, że nikt nie widzi w tym nic złego. - Ten człowiek odpowiada za bezpieczeństwo górników. Dlaczego to dla związkowców nie jest ważne? - pyta. Jak podkreśla, dwa lata temu, gdy trzech pracowników wpadło podczas libacji, nie była to ich pierwsza impreza. - Tylko że wtedy zwyzywali człowieka, który ich przyłapał. Zdenerwował się i zadzwonił na policję - dodaje.

Sam zainteresowany nie komentuje sprawy. Podkreśla tylko, że dostał legalnie pracę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska