Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lutycka: Pacjent czekał 2 godziny na lekarza. To za krótko

Marta Żbikowska
Lutycka: Pacjent czekał 2 godziny na lekarza. To za krótko
Lutycka: Pacjent czekał 2 godziny na lekarza. To za krótko Łukasz Gdak
Polska służba zdrowia nie istnieje - stwierdził poznaniak Robert Walczak po tym, co przytrafiło mu się z soboty na niedzielę. Pan Robert szukał pomocy z rozciętym łukiem brwiowym. Do wypadku doszło w jego domu. - Szedłem w półśnie i wpadłem na drzwi - tłumaczy.

Z krwawiącą głową, o godzinie 3 zgłosił się na Szpitalny Oddział Ratunkowy przy ul. Lutyckiej w Poznaniu.

- Zostałem przyjęty, spisano moje dane i ­kazano mi czekać na lekarza przed salą numer 20 - opowiada Robert Walczak. - Czekałem, a w głowie coraz bardziej mi się kręciło.

Pan Robert twierdzi, że nie oczekiwał skomplikowanych badań. Chciał, żeby lekarz ocenił, czy ranę należy szyć, czy nie. - Kilkakrotnie chodziłem przypomnieć się na recepcji, pytałem, kiedy zostanę przyjęty, ale kazano mi tylko czekać - wspomina pan Robert. - Po dwóch godzinach, kiedy nie wiedziałem, czy to czekanie ma w ogóle jakiś sens, wróciłem do domu.

Zobacz też: Wielkopolska: Pracownicy boją się łączenia szpitali

Ponownie Robert Walczak zgłosił się do szpitala przy Lutyckiej w niedzielę o godz. 10. - Wtedy odesłano mnie do pomocy doraźnej - skarży się pacjent. - Podano mi nawet numery telefonu. Gdy zadzwoniłem pod jeden z nich, okazało się, że nie ma tam gabinetu zabiegowego i odesłano mnie do szpitala. W szpitalu pytałem, jak długo zwykle się czeka na lekarza. Usłyszałem, że średnio to sześć godzin. To jakieś kpiny.

Pomoc znalazł pan Robert w szpitalu MSWiA. - Tam znalazł się ludzki lekarz, który w parę minut zaopatrzył mi ranę i zrobił zastrzyk przeciwtężcowy - mówi pan Robert. - Nie chcę nawet wyobrażać sobie, co by było, gdyby pomocy potrzebował ktoś z moich bliskich. Teraz przynajmniej wiem, żeby nie jechać na Lutycką.

Zawiedziony pacjent zapowiada, że złoży skargę na postępowanie lekarzy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.

- Pacjent popełnił błąd odchodząc - twierdzi Janusz Bonowski, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu. - Mamy określone moce przerobowe, w czasie weekendów bywa u nas 200 pacjentów na dobę. Lekarz może był zajęty, ale na pewno nie zignorowałby pacjenta. Pacjent ma, oczywiście, prawo do złożenia skargi, my jej na pewno nie zlekceważymy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski