18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Krucjaty - zderzenie cywilizacji: Ważne dla Europy i Kościoła. A dla Arabów? [GALERIA]

Agaton Koziński
Saladyn przyjmuje hołd krzyżowców po bitwie pod Hittinem
Saladyn przyjmuje hołd krzyżowców po bitwie pod Hittinem Wikipedia Commons
Było siedem wypraw krzyżowych, ale efekt przyniosła tylko jedna. Na świecie islamu krucjaty nie zrobiły większego wrażenia. Były jednak ważnym wydarzeniem formacyjnym dla całej Europy Zachodniej, a także Polski - pisze Agaton Koziński.

Deus vult! (Bóg tak chce) - odkrzyknął Piotr z Amiens na wezwanie papieża Urbana II. Jest rok pański 1095. Ojciec Święty jest coraz bardziej zaniepokojony wieściami napływającymi z Konstantynopola. Imperium bizantyjskie tkwi po uszy w kryzysie - trwa w nim wyniszczająca państwo walka o władzę, na czym korzystają sąsiedzi. Turcy seldżuccy przejęli kontrolę nad niemal wszystkimi miastami Bizancjum położonymi w Azji Mniejszej. Ówczesny władca w Konstantynopolu nie ma środków na to, by zatrzymać ich pochód.

Dlatego prosi o pomoc Watykan. Urban II zwołuje natychmiast synod w Clermont. "O, synowie Boży, jest koniecznością, abyście niezwłocznie podążyli z pomocą waszym braciom zamieszkującym na Wschodzie, na nich zwalili się bowiem, jak o tym większości z was już doniesiono, Turcy i Arabowie. Zajmując coraz dalsze ziemie tychże chrześcijan, oni uzyskali nad nimi przewagę niejednokrotnie rozbijając ich w walce, wielu zabili lub wzięli do niewoli, kościoły porozbijali, a imperium spustoszyli.

I jeśli wy spokojnie pobłażać będziecie jeszcze przez pewien czas wszystkim tym gwałtom, oni zwyciężą jeszcze więcej ludzi oddanych Bogu. Niech zatem idący do Ziemi Świętej nie zwlekają, ale, powierzywszy swoje dobra [w godne ręce] i zebrawszy środki na koszty podróży, z końcem zimy, w najbliższą wiosnę, niech z Bogiem żywo wyruszą w drogę" - tłumaczy papież zebranym. "Deus vult!" - odkrzyknął Piotr z Amiens, a w ślad za nim zebrane tam rycerstwo. Rok później 20 tys. krzyżowców, z Piotrem na czele, zbliżało się do murów Konstantynopola.

Dziś wyprawy krzyżowe obrosły legendą. Siedem rycerskich krucjat między XI i XIII wiekiem, których misją było odzyskanie Ziemi Świętej, to już nie tylko wydarzenie historyczne, ale też mit, który regularnie powraca na kartach powieści, klatkach filmów czy pikselach gier komputerowych. Wyobraźnię rozpala rozmach tych wypraw, idealizm i wiara w słuszność sprawy ich uczestników, egzotyczne miejsca, jakie przyszło im oglądać. Ale także przepych muzułmańskich kalifatów, mistyka miejsc, w których nauczał Jezus Chrystus oraz nieprzebrane skarby, jakie miały wpaść w ręce uczestników krucjat. Za każdym razem, gdy jakiś autor postanowi napisać coś o zaginionych Świętym Graalu, Arce Przymierza, świętym żydowskim świeczniku menora czy Bursztynowej Komnacie, musi nawiązać do wypraw krzyżowych. Choć one nie inspirują tylko do tematyki lekkiej.

Przecież "Siódma pieczęć" Ingmara Bergmana nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie nastrój duchowego zawieszenia unoszący się nad słynnym pojedynkiem szachowym, jaki Śmierć rozgrywała z rozczarowanym życiem krzyżowcem.

Jest rok pański 1096. Piotr z Amiens wraz z 20 tys. krzyżowców zbliża się do murów Konstantynopola. Choć bardziej niż o wyprawie rycerzy należałoby mówić o pielgrzymce. Piotr to obdarzony charyzmą francuski mnich i kaznodzieja. Nikt go właściwie nie zna, ale wzbudza on powszechny szacunek. Dlatego ludzie (głównie chłopi i miejska biedota) biorą z niego przykład i z krzyżami w rękach idą z Francji przez Niemcy, Bałkany do Bizancjum. Gdy wreszcie docierają do Konstantynopola, jego władca Aleksy I Komnen (ten sam, który prosił Urbana II o pomoc) nie wpuszcza ich do miasta. A to dopiero początek ich niepowodzeń. Wkrótce krzyżowcy z przypadku zostaną przerzuceni do Anatolii, gdzie zmierzą się z armią sułtana Kilidż Arslana I. I poniosą w tym starciu sromotną klęskę. 6 tys. łacinników, którzy dotrwają w orszaku do decydujących bitew, albo straci w nich życie, albo trafi do niewoli, w której zostaną zmuszeni do wyrzeczenia się swej wiary i usługiwania na dworze sułtana.
Ale dziś historycy uważają pierwszą z siedmiu wypraw krzyżowych za tę, która (jako jedyna) zakończyła się pełnym sukcesem. Choć nie stało się tak za zasługą Piotra z Amiens, tylko za sprawą biskupa Ademara z Monteil oraz Gotfryda z Bouillon. Za pierwszą krucjatą (zwaną przez historyków ludową) ruszyła bowiem kolejna (zwana przez historyków pierwszą krucjatą rycerską). I to właśnie ona osiągnęła sukcesy, o jakich ich następcy mogli tylko pomarzyć.

Ale też o te sukcesy było stosunkowo łatwo, gdyż wraz z Ademarem i Gotfrydem ruszyła cała elita zachodniego rycerstwa. Prawie 40 tys. doborowych żołnierzy bardzo silnie zmotywowanych do tego, by osiągnąć swój cel: odbić Ziemię Świętą z rąk Saracenów. Ci krzyżowcy chyba jako jedyni nie myśleli o tym, jak na tej wyprawie mogą się wzbogacić. Postępowali dokładnie odwrotnie - byli gotowi zastawić własny majątek po to, by zdobyć środki niezbędne na tę wyprawę. Religijny zapał, jaki w nich wstąpił, okazał się na tyle duży, że byli gotowi przenosić góry. I właśnie to przyniosło efekt. Trzy lata zaciekłych walk z wojskami seldżuckimi zakończyło się zdobyciem Jerozolimy w 1099 r. (jak głosi legenda, pierwszy do miasta wtargnął Gotfryd z Bouillon) i utworzeniem Królestwa Jerozolimskiego. Nowe państwo, które było lennem Watykanu, objęło obszar dzisiejszego Izraela, Libanu i części Syrii. Na jego czele stanął Gotfryd, który jednak odmówił przyjęcia tytułu króla - zamiast tego sam się nazwał Advocatus Sancti Sepulchri, Obrońcą Grobu Świętego.

Królestwo Jerozolimskie istniało formalnie do 1291 r., choć jego problemy zaczęły się dużo wcześniej. Przez niemal 100 lat ekspansja krzyżowców wydawała się nie mieć końca. Zachodnie rycerstwo podbijało kolejne tereny na Bliskim Wschodzie i narzucało tam swoje prawa. Armię łacinników ciągle zasilali nowi chętni z Europy. Dla wielu z nich nowe państwo stało się czymś w rodzaju ziemi obiecanej, gdzie możliwy był szybki awans społeczny i szansa na łatwy zarobek. Z Europy w 1147 r. wyruszyła druga wyprawa krzyżowa, która jednak zakończyła się porażką - krzyżowcom nie udało się zdobyć Damaszku, sromotnie przegrali bitwę nad rzeką Bathys. Jednak samo Królestwo trwało niezmiennie, wydawało się być niewzruszone, trwałe jak skała.

Do czasu. Krzyżowcy uznali, że są niepokonani - a za grzech pychy spotkała ich kara. Jej ofiarą jako pierwszy padł Renald de Châtillon. Ten francuski arystokrata trafił na Bliski Wschód razem z II krucjatą. W 1153 r. został władcą Księstwa Antiochii, kraju zależnego od Królestwa Jerozolimskiego. To państewko było zdecydowanie poniżej jego ambicji. W 1181 r. podjął decyzję, która później okazała się początkiem końca europejskiego panowania na Bliskim Wschodzie. Książę zdecydował się zerwać zawieszenie broni z muzułmańskim sułtanem Saladynem. Wydawało mu się, że wszystkie karty są w jego ręku. Renald de Châtillon przygotował misterny plan opanowania wybrzeża Morza Czerwonego, z którego mógłby ruszyć w głąb terytorium muzułmańskiego i zająć Mekkę. To bez dwóch zdań byłby potężny cios w imperium islamskie. Zdobycie świętego miasta muzułmanów prawdopodobnie doprowadziłoby do ostatecznego rozpadu wspólnoty świata wyznawców Mahometa.

Ale on też był świadomy zagrożenia - dlatego podzielone kalifaty zjednoczyły się wokół Saladyna i wydały bój krzyżowcom. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 1187 r. muzułmańska armia zajęła Tyberiadę, Akkę, Jaffę, a na końcu Jerozolimę. Krzyżowcom udało się jedynie obronić Tyr i pobliski zamek Beaufort. W ciągu niespełna 10 lat potężne Królestwo Jerozolimskie skurczyło się do rozmiarów dzisiejszego Luksemburga.

Łacinnicy nie zamierzali jednak składać broni. Na wezwanie ówczesnego papieża Grzegorza VIII na odsiecz rycerstwu na Bliskim Wschodzie ruszyła kolejna, trzecia już krucjata. Była to wyprawa najbardziej dostojna ze wszystkich. Na jej czele stanęli niemiecki cesarz Fryderyk I Barbarossa, król francuski Filip II August i król angielski Ryszard Lwie Serce. Problem tylko w tym, że zjednoczenie tych osobowości pod jednym sztandarem okazało się niemożliwe. Jako pierwszy w kierunku Jerozolimy ruszył w 1189 r. Fryderyk na czele rycerstwa niemieckiego. Początkowo odnosił sukcesy (zwycięstwo pod Ikonium), jednak później krucjatę dosięgnął pech. Barbarossa utopił się podczas kąpieli w rzece Salef w 1190 r. Na czele armii stanął jego syn Fryderyk Szwabski, jednak on nie umiał zapanować nad wojskiem, dodatkowo zdziesiątkowanym przez epidemię. Krucjata się załamała.
Lepiej poszło za to Ryszardowi Lwie Serce. Jego nieliczna (8 tys. żołnierzy), ale niezwykle sprawna armia kilka razy starła się z wojskami Saladyna. Z tych starć wychodziła zwycięsko, zdołała odbić m.in. Akkę - ale nie udało jej się zrealizować celu naczelnego, czyli odzyskania Jerozolimy. Ryszard Lwie Serce wynegocjował jedynie zawieszenie broni z Saladynem, które gwarantowało europejskim pielgrzymom swobodny dostęp do świętego miasta. Więcej angielskiemu królowi nie udało się osiągnąć

Rozczarowany tym rozstrzygnięciem Watykan już w 1199 r. zaczął organizować czwartą krucjatę. Papież Innocenty III na wyprawę namówił Tybalda III, władcę Szampanii. Ostatecznie udało się wyruszyć w 1202 r. Celem był Egipt - choć część rycerstwa z Flandrii na własną rękę ruszyła od razu w kierunku Palestyny. Reszta (ok. 12 tys. rycerzy) za namową Wenecjan zmieniła zdanie i ruszyła w kierunku Konstantynopola. To był właśnie ten moment, w którym wyprawy krzyżowe ostatecznie straciły swój ideowy charakter i całkowicie zamieniły się w zwyczajne wojskowe awantury służące zarabianiu pieniędzy.

Krzyżowcy zamienili się w psy wojny, najemników, których można sobie wynająć do realizacji własnych celów politycznych. Takim celem było zajęcie Konstantynopola, gdzie doszło do walk o sukcesję. Krzyżowców wynajął Aleksy IV Angelos, który został wypędzony z miasta przez własnego stryja. Przy pomocy krzyżowców zdobył bizantyjski tron w w 1203 r.

Aleksy popełnił jednak zasadniczy błąd - zlekceważył krzyżowców. Oni pomogli mu zdobyć władzę, on natomiast nie odwdzięczył mu się tym, czego od niego oczekiwali, czyli złotem. W związku z tym krzyżowcy zdobyli Konstantynopol jeszcze raz w 1204 r., a przy okazji wypędzili Aleksego, splądrowali miasto i wyrżnęli jego mieszkańców. Bizancjum zostało natomiast oficjalnie przemianowane na Cesarstwo Łacińskie. Doprowadziło to do dalszego pogłębienia podziału między Kościołem katolickim i prawosławnym. Nic natomiast nie przysłużyło się sprawie łacinników na Bliskim Wschodzie.

Choć Królestwo Jerozolimskie dalej trwało - ze stolicą w Akce. Innocenty III , niezrażony fiaskiem IV krucjaty, znów postanowił mu pomóc i w 1207 r. zorganizował piątą wyprawę krzyżową. Jej celem ponownie był Egipt i tym razem jego opanowanie stało się bardziej realne. W 1218 r. wojska łacinników dotarły nad Nil, udało im się nawet zdobyć miasto Damietta. Dzięki temu droga do zdobycia Kairu stała przed nimi otworem. Krzyżowcy nie umieli jednak wykorzystać szansy. Dwa lata zbierali się do wykonania kluczowego uderzenia, czym dali muzułmanom możliwość stworzenia skutecznej obrony. Szansa prysła.

Gdy wydawało się, że idea wypraw krzyżowych ostatecznie upadnie, jej zwolennicy odnieśli duży sukces - choć na niwie dyplomatycznej, a nie militarnej. W latach 1228-1229 na Bliski Wschód pojechał cesarz rzymskoniemiecki Fryderyk II. Sam, bez wojska, a mimo to wrócił stamtąd z tarczą, nie na tarczy. W rozmowach z muzułmanami udało mu się wynegocjować odzyskanie przez krzyżowców Jerozolimy, a dodatkowo jeszcze Nazaretu i Betlejem. Sukces bez precedensu, większy niż odniosły cztery poprzednie krucjaty. 10 lat później kolejny sukces dyplomatyczny zanotowali łacinnicy. Wykorzystując spory między kalifami arabskimi, przejęli kontrolę nad całą Galileą. Jednak to był ich łabędzi śpiew na Bliskim Wschodzie. W 1244 r. krzyżowcy ponownie utracili Jerozolimę, a niemal 50 lat później w ogóle zostali wyparci z Ziemi Świętej (w 1291 r. padła ostatnia stolica królestwa, Akka). Nie pomogły im uniknąć tego losu dwie kolejny krucjaty, które zorganizowano w 1248 r. i w 1270 r. Obie zakończyły się kompletnym fiaskiem.
Czym właściwie były wyprawy krzyżowe? Używając terminologii zaproponowanej przez Samulea Huntingtona, można je nazwać pierwszym zderzeniem cywilizacji. Przy czym krucjaty do Ziemi Świętej były reakcją na akcję, którą wcześniej przeprowadzili muzułmanie. W VII-VIII w. wojska islamskie podbiły Afrykę Północną oraz Półwysep Iberyjski - a stamtąd zaczęły niebezpiecznie zapuszczać się na teren Francji. Ich pochód udało się powstrzymać dopiero walną bitwą pod Poitiers w 732 r. - zwycięstwo Karola Młota zahamowało muzułmańską ekspansję w Europie i pozwoliło łacinnikom odzyskać inicjatywę.

Watykan ciągle rozumiał jednak zagrożenie, jakim jest ekspansywny świat islamu i szukał sposobu, by temu zaradzić - właśnie stąd narodził się pomysł Urbana II na wyprawy krzyżowe na Bliski Wschód. Aż chciałoby się móc przedstawić je jako misję cywilizacyjną, która miała służyć wprowadzeniu wyższych europejskich standardów na terytorium muzułmanów.

Symbolem tej misji mógłby stać się potężny Krak des Chevaliers, jeden z największych zamków obronnych, jakie powstały w średniowieczu. Na terenie dzisiejszej Syrii, w pobliżu miasta Homs do dziś można zwiedzać świetnie zachowane ruiny zamczyska (jest ono ponaddwukrotnie większe od zamku w Malborku). Spacerując po nim, bardzo łatwo poczuć atmosferę wypraw krzyżowych, które się przez niego przetaczały w XI i XII wieku.

Problem tylko w tym, że budowanie teorii o wyższości cywilizacji zachodniej nad islamską na podstawie wydarzeń z X-XIII wieku byłoby dużym nadużyciem. O ile dla świata łacińskiego było to bardzo ważne wydarzenie, które do dziś znajduje swoje echa w naszej kulturze, o tyle dla muzułmanów było ono niewiele znaczącym epizodem. Przede wszystkim dlatego, że w tym okresie islamska cywilizacja była w zenicie swoich możliwości, a starcia o Jerozolimę odbywały się tylko na marginesie ich ówczesnego świata. Co znamienne, w historiografii czy literaturze muzułmańskiej nie ma właściwie żadnego śladu o tych wydarzeniach - co podkreśla arabista prof. Marek Dziekan w swoim monumentalnym dziele "Dzieje kultury arabskiej".

Prof. Dziekan wymienia tylko jednego świadka historii, który wspomina w swych pracach o krzyżowcach. Jest nim Usama ibn Munkiza, arabski pamiętnikarz i rycerz, który walczył z krzyżowcami. Jego relacje w żaden sposób nie wskazują na to, by spotkanie z łacinnikami było w jakikolwiek sposób inspirujące dla wyznawców Allaha. Ibn Munkiza precyzyjnie punktuje wyższość arabskiej medycyny, kultury prawnej czy osobistej. Podkreśla wprawdzie, że Europejczyków cechuje niezwykła, zwierzęca odwaga, ale zaraz dodaje, że nie idzie ona w parze z mądrością czy rozsądkiem. Pamiętnikarz zaznaczał zbawienny wpływ, jaki na Franków miał pobyt na Bliskim Wschodzie. "Każdy, kto właśnie co przybył z ziemi Franków, jest bardziej prymitywny niż ci, którzy zdążyli się już zaaklimatyzować i spędzić trochę czasu w towarzystwie muzułmanów" - pisał ibn Munkiza.

Na pewno wyprawy krzyżowe były ważnym wydarzeniem formacyjnym dla całej Europy. Przede wszystkim wzmocniły pozycję Watykanu. Wcześniej Kościół katolicki i prawosławny były mniej więcej równe sobie - po zakończeniu serii krucjat Bizancjum słaniało się na nogach, natomiast pozycja Rzymu była mocniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Watykan dzięki tym wyprawom ustawił się na pozycji krzewiciela wiary - nawet jeśli to krzewienie miało się dokonywać za pomocą ognia i miecza. Efektem pośrednim krucjat była na przykład chrystianizacji Prusów Wschodnich czy Litwy. Prusy zostały "ochrzczone" przez zakon krzyżacki, który po konieczności wycofania się z Bliskiego Wschodu szukał dla siebie przestrzeni do życia i na kilka wieków znalazł sobie punkt zaczepienia na Pomorzu bałtyckim. Działo się to na oczach Litwinów, którzy - nie chcąc podzielić losu mieszkańców Prus - zdecydowali się sprzymierzyć z Krakowem i przyjąć chrzest z rąk Polaków. Wcale nie można wykluczyć scenariusza mówiącego, że bez wypraw krzyżowych nie powstałaby Rzeczpospolita Obojga Narodów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl