Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijani trafiają do szpitali, bo nie mają gdzie

Krystian Dobrzański, Joanna Barczykowska
Pijani pacjenci to już 20 proc. osób, które trafiają na szpitalne oddziały ratunkowe.
Pijani pacjenci to już 20 proc. osób, które trafiają na szpitalne oddziały ratunkowe. Polskapresse/archiwum
Pijani pacjenci to już 20 proc. osób, które trafiają na szpitalne oddziały ratunkowe (SOR) i izby przyjęć w województwie łódzkim. Powód? W małych miastach nie ma ośrodków leczenia uzależnień. Pijanych do szpitali przywożą: pogotowie, straż miejska i policja, bo... często nie mają co z nimi zrobić. Pijani zajmują łóżka innym potrzebującym. Część z nich to stali bywalcy.

Amer Houli, dyrektor szpitala w Pabianicach, zaproponował wyjście z tej sytuacji - pacjenci pod wpływem alkoholu trafiali na oddział psychiatryczny obok szpitala.

- Takie osoby potrzebują pomocy, ale nie doraźnej na SOR, ale psychiatrycznej. W znacznej większości są bowiem uzależnione od alkoholu i oddział psychiatryczny jest dla nich lepszym miejscem niż SOR - tłumaczy Amer Houli.

Miejsce, gdzie mieliby być przewożeni nietrzeźwi pacjenci, musi zostać wyremontowane, a na to musi zgodzić się prezydent Pabianic Zbigniew Dychto.

- SOR nie jest odpowiednim miejscem dla tych ludzi, jednak nie ma pieniędzy na remont - ucina Joanna Stelmach, rzeczniczka pabianickiego magistratu.

Podobny problem mają lekarze w Zgierzu.

- Nie mamy w powiecie żadnej izby wytrzeźwień, więc wszyscy trafiają do nas. Na dobę na nasz SOR trafia od dwóch do pięciu pijanych. Problemów z tego typu pacjentami jest wiele. Po pierwsze jest z nimi bardzo utrudniony kontakt, więc by wykonać diagnostykę, trzeba wykonać różne badania, takie jak choćby tomograf, na który inni pacjenci muszą długo czekać. Nie możemy z góry założyć, że pacjent jest w stanie upojenia alkoholowego, bo podobne objawy występują podczas poważnych uszkodzeń mózgu. Mógł wypić tylko jeden kieliszek. Tomograf jest więc podstawą. Kolejna sprawa: takie osoby zaraz po wytrzeźwieniu podczas obserwacji same opuszczają szpital. Nie mają przy sobie dokumentów, nie znamy ich tożsamości, więc nie mamy płacone za pacjenta, który kilka godzin za darmo trzeźwiał na szpitalnym łóżku pod opieką lekarzy - tłumaczy Tomasz Olędzki, dyrektor do spraw medycznych w zgierskim szpitalu.

Przykładem miasta, gdzie problem częściowo rozwiązano, jest Łódź. Dziesięć lat temu powstał tu Miejski Ośrodek Profilaktyki i Terapii Uzależnień, w ramach którego działa Zakład Medycyny Uzależnień.

- Zakład powstał w miejsce dawnej izby wytrzeźwień. Zakład ma kontrakt z NFZ, a osoby, które tu trafiają, mają opiekę lekarską. Najpierw robi im się badania, by wykluczyć choroby neurologiczne i inne. Dzięki temu od początku istnienia zakładu nie było ani jednego zgonu, co zdarza się w miastach, gdzie funkcjonują standardowe izby wytrzeźwień - mówi Maciej Prochowski, dyrektor wydziału zdrowia UMŁ.

Od pijanych, którzy tu trafiają, nie pobiera się pieniędzy.

- Tak było na izbie wytrzeźwień, ale ściągalność nie przekraczała kilkunastu procent, a koszty windykacji były bardzo wysokie - mówi Maciej Prochowski.

Łódzki zakład jest jednak tylko dla łodzian, bo jego działalność jest współfinansowana z łódzkiego funduszu kapslowego (pieniądze z opłat za wydanie pozwolenia na sprzedaż alkoholu).

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki