W skierniewickim szpitalu zmarła 89-letnia pacjentka, którą z jednego oddziału na drugi - chodziło o jakieś 200 metrów - musiała przewieźć... karetka wezwana z odległej o 70 kilometrów Łodzi. - Takie są przepisy - mówi Dariusz Diks, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Skierniewicach. - Poza tym dyskusyjna jest decyzja dyżurującego wówczas ortopedy, który, wiele na to wskazuje, nie musiał tej karetki wzywać.
Do zdarzenia doszło w czwartek, 7 marca. 89-letnia kobieta ze Skierniewic, jak twierdzi dyrektor Diks, po dwóch zawałach i innych problemach kardiologicznych, przeszła operację ortopedyczną. Po udanym zabiegu i powrocie do zwykłej sali pacjentka zaczęła się skarżyć na duszności i bóle w klatce piersiowej. Jak wykazała w poniedziałek sekcja zwłok, starsza pani miała tzw. ostry zespół wieńcowy.
- Było podejrzenie zawału mięśnia sercowego i opiekujący się pacjentką lekarze uznali, że należałoby ją przewieźć na Oddział Intensywnej Terapii i Anestezjologii w tym samym szpitalu - mówi dr Diks. - Niestety, pozostająca 24 godziny na dobę do naszej dyspozycji karetka transportowa, w pełni wyposażona, musiała zawieźć do szpitala w Grodzisku pacjenta z masywnym krwiomoczem. Zgodnie z przepisami transport między szpitalami musi się odbyć przeznaczonym do tego celu karetkami transportowymi.
Lekarz postanowił wezwać karetkę z Łodzi. Rzeczniczka Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, Danuta Szymczykiewicz, potwierdziła, że do dyspozytora 7 marca wpłynęło zlecenie przewozowe ze szpitala w Skierniewicach po godz. 22. - Pojechaliśmy tam wyłącznie w celu transportowym - zaznaczyła pani rzecznik.
Jest to kwestia kluczowa w tej sprawie. Ratownicy z łódzkiej karetki jechali do Skierniewic mając świadomość, że jadą, aby tylko i wyłącznie przetransportować pacjentkę z jednego bloku szpitalnego do drugiego. - Nie jechaliśmy, aby ratować życie czy zdrowie tej kobiety. Wiedzieliśmy, że jest zabezpieczona i zaintubowana, a przy niej czuwa również lekarz anestezjolog - mówiła Danuta Szymczykiewicz.
Sytuacja zakończyła się tragicznie. Kobieta zmarła. Powstają pytania, czy 200 metrów to odległość tak wielka, by lekarz nie mógł z Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej przejść na ortopedię? Czy nie można było, po chłopsku, przepchać łóżka na drugi oddział w sytuacji zagrożenia życia? Czy wreszcie w takiej sytuacji lekarz nie powinien z pominięciem procedur zawieźć kobiety jakimkolwiek transportem na OIOM?
Dyrektor Diks decyzji o wezwaniu karetki nie uważa za rozsądną. - Karetka wezwana z Łodzi wjechała na teren szpitala równo z karetką, która nadjechała z Grodziska - dodaje. - Pacjentka została przewieziona łódzką karetką transportową na OIOM. Niestety za późno. Zmarła.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?