Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fedorowicz: Aktorzy boją się grać w filmie o Smoleńsku? Nic dziwnego - spójrzmy jak atakowano Stuhra

Maria Mazurek
Fot. Andrzej Banaś/Polskapresse
- Aktorzy boją się grać w filmie o Smoleńsku? Patrząc na to, jak różni ludzie zaatakowali Maćka Stuhra po tym, jak zagrał w "Pokłosiu", trudno się dziwić - mówi Jerzy Fedorowicz, aktor i poseł PO, w rozmowie z Marią Mazurek.

Dziwi Pana, że aktorzy odmawiają Antoniemu Krauzemu udziału w filmie o Smoleńsku?
Przede wszystkim aktor jest wolnym człowiekiem, który sam przecież decyduje o tym, czy rolę przyjąć, czy nie. Nie jestem od tego, aby kogokolwiek oceniać. Artysta czyta scenariusz i stwierdza, czy propozycja jest dla niego ciekawa, czy nie.

Tylko że Krauze twierdzi, że jego problemy ze skompletowaniem ekipy nie są kwestią atrakcyjności scenariusza, a strachu aktorów. Przed obciachem, byciem zaszufladkowanym, a może nawet - przed społecznym linczem.
Możliwe. Patrząc na to, jak różni ludzie zaatakowali Maćka Stuhra po tym, jak zagrał w "Pokłosiu", trudno się dziwić. A przecież młody Stuhr zagrał w filmie, który jest jedynie obrazem dramatycznych zdarzeń z dziejów z polskiej historii. Przy okazji była to wspaniale zagrana rola, która pozwoliła mu się pokazać na zupełnie innej przestrzeni artystycznej. I nagle okazuje się, że stał się obiektem ataków, nawet wściekłych, zupełnie niezasłużonych.

Myśli Pan, że Opania, który odmówił Antoniemu Krauzemu, bał się tego samego?
Może się zdarzyć, że aktor ceniący swój spokój i prywatność nie chce być poddany takiej "pralni". Możliwe też, że aktorzy nie chcą wziąć udziału w czymś, co może kojarzyć się z propagandą. Bo co innego zagrać w filmie historycznym, który pokazuje zdarzenia z przeszłości, nawet ostatnich 30-40 lat. A co innego w obrazie, który traktuje o czymś, co dzisiaj jest nieustannym przedmiotem debaty politycznej i sporów.

Nawet jeśli film wcale nie jest w propagandowy sposób zrobiony.
Otóż właśnie. Ale temat jest gorący. Choć, co oczywiste, ludzie filmu chcą pokazywać zdarzenia, które są w obiegu zainteresowania odbiorcy. W przypadku Smoleńska spodziewałem się, że taki scenariusz prędzej czy później powstanie.

Dlaczego?
Samo hasło "Smoleńsk" sprawi, że to się sprzeda. Szkoda by było, gdyby stał się on propagandową tubą, tym bardziej że znam i cenię Antoniego Krauzego.

To może Pan w nim zagra?
Z oczywistych względów nie będę występował w żadnym filmie, który dotyka bieżących wydarzeń.

A generała Jaruzelskiego by Pan zagrał?
Nie stawiajmy sobie takich hipotez. Jeśli dostanę propozycję, to będę na nią odpowiadał. Ale według mojej ponadprzyrodzonej wiedzy takiej propozycji po prostu nie dostanę. Powracając do "Smoleńska", jestem jednak przekonany, że Krauze skompletuje obsadę i będzie zadowolony. Nie widzę żadnego zagrożenia, że nie uda mu się znaleźć aktorów, którzy zechcą zagrać w jego filmie. Mnóstwo jest artystów o poglądach prawicowych. Zresztą, co innego być zwolennikiem jakieś opcji politycznej, a co innego - grać postać o takich poglądach.

A wskazane jest, żeby aktor miał w ogóle poglądy polityczne?
Jak każdy człowiek. Na tym polega wolność.

Pan z tej wolności skorzystał, angażując się w politykę.
Ja bym tu swojego aktorstwa z polityką nie mieszał. Nie zostałem politykiem dlatego, że byłem aktorem, raczej dlatego, że wykonywałem prace społeczne w Nowej Hucie, że działałem z młodzieżą, że byłem społecznie zaangażowany. Choć w naturalny sposób jestem kojarzony z tym, że byłem aktorem.

Ale nawet jak aktorzy popierają któregoś z kandydatów w kampanii przedwyborczej, to wzbudza to kontrowersje.
Po to myśmy się o tę wolną Polskę starali - dla nas i dla przyszłych pokoleń - żeby w ogóle nie było takich dylematów. To naturalne, że zawsze będzie lewa strona sceny politycznej czy myślowej i prawa strona. Niektórzy będą bardziej radykalni, inni mniej. Na tym polega demokracja i będę ostatnim człowiekiem, który będzie starał się mówić innym, jakie mają mieć poglądy. Przed wyborami wielu moich znajomych aktorów wsparło pana Komorowskiego - były to osoby, które myślą podobnie jak ja. Ale mam też kolegów, którzy opowiedzieli się za panem Kaczyńskim. I nie mam im tego ani odrobinę za złe. To są poglądy i decyzje dorosłych ludzi.

A aktorstwo i polityka mają wiele wspólnego?
Bardzo często ludzie mnie o to pytają. Faktycznie, politykowi przydaje się maska aktora, rodzaj pozy. Zwłaszcza jeśli mówi niepełną prawdę lub półprawdę. W polityce, zwłaszcza tej na najwyższych szczeblach, tam, gdzie słowa człowieka naprawdę mają wpływ na losy kraju, potrzebny jest pewien rodzaj umiejętności. Nie chcę nazywać tego talentem aktorskim, raczej umiejętnością efektownych wystąpień. Zresztą, proszę posłuchać, co w sztuce Szekspira Marek Aureliusz powiedział nad grobem Juliusza Cezara:

"Bracia Rzymianie
Słuchajcie z uwagą
Przychodzę chować Cezara
Nie Chwalić
Złe czyny ludzi żyją dłużej od nich".

Szekspir był genialny. To jest mowa, którą każdy polityk przynajmniej raz sobie powinien przeczytać. Przypomniałem ją pewnemu bardzo, bardzo ważnemu politykowi polskiemu. Widzę ostatnio, że rzeczywiście z tego skorzystał.

Pan często korzysta w pracy posła ze swoich aktorskich zdolności?
Widzi pani, okazuje się, że ja się do polityki w zasadzie jednak nie nadaję. Owszem, aktorstwo jest potrzebne politykom, ale aktorstwo też wymaga emocji. Te emocje wewnętrzne powodują, że aktor jest wyrazisty, natomiast w polityce nie są one dobrym przewodnikiem. I jeżeli płacę jakąś cenę za swój udział w polityce, to między innymi dlatego, że nieraz tych emocji nie potrafiłem wyhamować.

Nie wierzę, że żadnej posłance nie zdarza się w sejmowych korytarzach uronić łez.
Na to odpowiedzieć nie mogę. Ale jak w 2006 r., w związku z Rokiem Wyspiańskiego wyszedłem na mównicę sejmową, było strasznie głośno, nie dało się skupić uwagi posłów. A ja, jako człowiek teatru, nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś mnie nie słucha. Zacząłem więc słowami:

"Panie Marszałku, Wysoka Izbo
Pamiętam, niegdyś
Wchodziłem do księdza, do pustelni, I przystanąłem w sieni
Pamiętam, gdy pozdrowiłem, ci czyści I nieskazitelni
Pojrzeli ku mnie zdziwieni
Boże! pokutę przebyłem
I długie lata tułacze
Dziś jestem we własnym domu
I krzyż na progu znaczę".

Ten monolog tak trwał i trwał, a Sejm zamierał, zamierał coraz bardziej, aż doszło do słów:

"O Boże, wielki Boże
Ty nie znasz nas Polaków
Ty nie wiesz, czym być może
Straż polska u twych znaków
Nie ścierpię już niedoli
Ani niewolnej nędzy
Sam sięgnę lepszej doli
I łeb przygniotę jędzy
Zwyciężę na tej ziemi
Z tej ziemi PAŃSTWO wskrzeszę
Synami my Twojemi
Błogosław czyn i rzeszę".

I nagle, tymi słowami, wywołałem wielką owację.

Próbował Pan to powtórzyć?
Próbowałem, przy roku Słowackiego. Już nie dali się na to nabrać. Muszę jednak przyznać, że sztuka filmowa wzbudza w Sejmie gorące dyskusje. Raz w miesiącu Polski Instytut Sztuki Filmowej organizuje projekcje polskich filmów w Sejmie połączone ze spotkaniem z twórcami i rozmową, którą ja prowadzę. Jeśli film jest historyczny, a reżyser przedstawia jakąś swoją wizję tej historii, z którą nie zgadzają się posłowie, od razu zaczyna się ostra dyskusja polityczna. Te dwa światy ostatnio bardziej się przenikają. Ale przecież film jest wizją, obrazem reżysera. Zresztą, zobaczymy, co wyjdzie z tego całego zamieszania.

To przenikanie się tych dwóch światów nie jest przecież nową rzeczą...
Nie jest. W czasie stanu wojennego niektórzy aktorzy, w tym ja, bojkotowali telewizję i środki masowego przekazu. Nie braliśmy udziału w propagandowej telewizji, byliśmy za wolnością, nie dawaliśmy się manipulować. Ale to były inne czasy jednak. Mimo tego byli aktorzy, i to znani oraz wielcy, którzy nie przyłączyli się do tego bojkotu. Dalej występowali.

Pan ich rozumiał?
Nie zastanawiałem się wtedy nad tym, tak samo jak nie zastanawiałem się specjalnie nad tym, czy ktoś był w partii, czy nie. Skupiałem się na tym, aby robić swoje i zostać pierwszoligowym aktorem. Do tej pierwszej ligi, ekstraklasy, nie udało mi się dojść.

Występował Pan za to w pierwszoligowych spektaklach.
W Starym Teatrze graliśmy przedstawienia wybitne, ale też pokazujące to pragnienie wolności. Byliśmy w pewnym sensie opozycją. Bo tu mówię o "Dziadach" Swinarskiego, o "Biesach" Wajdy, "Weselu", o "Nocy listopadowej". Na te przedstawienia przychodziły tłumy, jeździliśmy z nimi za granicę, widownia płakała. Na tych spektaklach wyrosły wielkie gwiazdy polskiego teatru i filmu: Nowicki, Trela, Stuhr, Dymna. Cała wielka ekipa Starego Teatru. Mieliśmy szczęście, że graliśmy w takich przedstawieniach, w tej polskiej klasyce romantyzmu. Ale jednocześnie muszę pamiętać i tego wyprzeć się nie mogę, że graliśmy też w "Bolszewikach", sztuce o początkach czerwonego terroru. I to wyglądało na zlecenie. No i musiałby historyk teatru odpowiedzieć na to, czy warunkiem wystawienia "Dziadów" było to, żeby najpierw wystawić "Bolszewików"? Byłem młody, nie zastanawiałem się nad tym, czy my przypadkiem nie jesteśmy wentylem.

A jak Pan już został posłem, była sytuacja, w której usłyszał Pan: Nie wypada, aby Pan to grał?
Wystąpiłem w serialu "Przepis na życie" u boku Ostaszewskiej i Adamczyka. I wtedy rozgorzała dyskusja, na szczęście dość humorystyczna, czy poseł i polityk może grać w komercyjnym serialu. Zagrałem też w serialu Agnieszki Holland "Ekipa"... posła SLD.

Nie miał Pan z tym problemu?
Nie, bo to była tylko fikcja artystyczna na temat polityki. Ale inna sprawa, że trzeba też odróżnić, jakiego rodzaju to są produkcje. Czy artystyczne, w których chce wziąć udział każdy z nas, bo tam jest miejsce na stworzenie kreacji wspólnie z reżyserem i parterami? Czy jest to kino komercyjne, nieniosące ze sobą większej wartości? Bo w nim też grają czasem wybitni aktorzy. A potem dostaje im się za to, że zagrali w "Kac Wawie" czy filmie "Ciacho". Ale każdy dorosły aktor sam decyduje o swoim artystycznym losie.

Gorzej, że widownia ma problem z rozróżnieniem aktorów od granych przez nich postaci. Do aktorów, którzy grają w serialach księży, przychodzą podobno potem ludzie, aby się wyspowiadać.

Widownia telewizyjna jest nieco bardziej naiwna niż kinowa.

Ale gejów aktorzy dalej trochę boją się grać?

Tego akurat nie wiem. Ale w ostatnich latach, po filmie "Brokeback Mountain", wiele się zmieniło. Zmienia się świat. Pewne stereotypy zostały obalone, pewne tabu - przełamane. I dobrze.

Rozmawiała Maria Mazurek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska