Partacze i fachowcy czyli remont po polsku

Agnieszka Sikora
Jeśli choć raz przeżyłeś remont mieszkania albo budowę domu, zapewne bez wahania możesz stwierdzić, że przeszedłeś prawdziwą katorgę: kilka razy musiałeś zmieniać ekipę, zamówiona usługa nie była dokończona, wanna przeciekała, ściany były krzywe. Dlaczego nasi fachowcy partaczą robotę? Jak z nimi walczyć? Jak się ustrzec przed nieuczciwymi? Skąd wziąć dobrego majstra?

Rafał nie mógł się doczekać, kiedy dostanie klucz do swojego nowego mieszkania. To miało być jego pierwsze własne miejsce w dorosłym życiu. Kupił je u dewelopera, który w przystępnej cenie oferował również prace wykończeniowe w środku. Rafał cieszył się, że nie będzie musiał nadzorować robotników, nie będzie trzeba użerać się z glazurnikiem, elektrykiem i innymi fachowcami. Kiedy jednak po zamknięciu robót wykończeniowych wszedł do środka, zamarł z przerażenia. Ściany były pomalowane w taki sposób, że przez farbę przebijał tynk! Futryny kupione do wewnętrznych drzwi były szersze niż ściana, więc brakujące miejsce "eksperci" wypełnili akrylem. Uszczelnienie natychmiast wchłonęło kurz i z białego zamieniło się w ciemnoszare.

- Oczywiście panowie, robiąc ten bałagan, musieli palić, a kiepy wrzucali do umywalki, więc już po dwóch dniach użytkowania okazało się, że jest zapchana - opowiada Rafał, który do dziś nie może uwierzyć, że można być tak bezczelnym i nieuczciwym jak jego ekipa remontowa. - To wszystko jeszcze nic! Chciałem podłączyć pralkę. Okazało się, że rura, która powinna odprowadzać wodę, była tylko wetknięta w ścianę i nie była przyłączona do odpływu! Gdybym włączył pranie, zalałbym pewnie nie tylko swoje mieszkanie, ale również sąsiada! Najgorszy szok przeżył, kiedy postanowił się wykąpać. Wanna, do której wszedł, licząc, że nieco wyluzuje się po niemiłych przeżyciach, po prostu się pod nim zapadła i pękła! Okazało się, że "fachowcy" zamontowali ją na bardzo wątpliwej konstrukcji składającej się z gruzu, resztek płytek i innych odpadów, które powinny znaleźć się na śmietniku.

- Mieszkałem tam cztery lata - wspomina Rafał - ale w sumie nie było zbyt przyjemnie. Ci ludzie zrobili wszystko byle jak, potem przyklepali, przypudrowali, żeby nie było widać. Żeby to mieszkanie doprowadzić do porządku, trzeba by zrobić wszystko od nowa. Historia Rafała brzmi jakby żywcem wzięta z serialu "Alternatywy 4". Przywodzi na myśl scenę, kiedy to słynny blok na warszawskim Ursynowie odwiedza delegacja burmistrzów z całego świata. Mieszkańcy pod okiem aktywnego dozorcy przygotowują dekorację - żeby przed domem rosły drzewka, żeby klatka schodowa ładnie wyglądała i żeby się podobało.

W czasie wizyty dostojnych gości scenografia zaczyna się sypać jak domek z kart. Czar pryska. I to właśnie polska rzeczywistość. Fuszerka, partactwo, bylejakość. Do tego dochodzi strach przed poważnym zagrożeniem, bo niezwykle często zdarza się, że do zadań, których niewłaściwe wykonanie może być dla nas niebezpieczne, biorą się kompletni amatorzy. PIROTECHNICY Piotr zamówił wkład do kominka z instalacją w poważnej firmie. Poważnej, bo usługa była dokładnie opisana w umowie, rozpisana na dwa etapy. Nic na gębę. Przyjechało dwóch "specjalistów". Postawili wkład na specjalnych nóżkach. Konstrukcja niezbyt stabilna. Gdyby się o nią oprzeć czy ją delikatnie pchnąć, mogłaby się przewrócić.

To jeszcze nic! Rurę, która ma odprowadzać dym, po prostu wepchnęli w komin. W żaden sposób jej nie zabezpieczyli. Za usługę montażową skasowali 1,5 tys. zł. - Spytałem tych panów, co to ma być - opowiada Piotr. - Odpowiedzieli, że mam dokładnie przejrzeć umowę. Tam jak wół jest napisane "montaż". Moi specjaliści stwierdzili, że wykonali dokładnie taką usługę. Zadzwoniłem do firmy, która ich do mnie przysłała. Stwierdzili, że po pracy zostały wykonane zdjęcia i że nie dopatrzyli się na nich niczego podejrzanego. Piotr wezwał drugiego fachowca, który okazał się znawcą tematu. Za swoją pracę policzył tyle samo, ale kominek stanął na stabilnym podeście, został obmurowany, obłożony izolacją cieplną, a rura zabezpieczona. Fachowiec najlepiej podsumował pracę wykonaną przez poprzedników: "Panie, jakby pan odpalił ten kominek, toby cała chata z dymem poszła!".

Zadzwoniliśmy do firmy, która zainstalowała kominek, narażając mieszkańców (chodzi o czteroosobową rodzinę z dwójką małych dzieci) na niebezpieczeństwo. Rozmawiający z nami przedstawiciel handlowy dziwił się, że taka sytuacja mogła mieć miejsce. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy ocena montażu kominka dokonana na podstawie zdjęć jest wystarczająca, by odrzucić reklamację. A może ktoś powinien ocenić sytuację na miejscu? Przecież chodzi o bezpieczeństwo klientów! Handlowiec milczał. Pytany o prawidłowy montaż nie był w stanie podać szczegółów. Sugerował rozmowę ze specjalistą. Niestety nie było go w firmie. Ma wrócić za tydzień. REKLAMACJA Przedsiębiorcy często ograniczają prawa konsumentów do reklamacji. Aneta Styrnik z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wyjaśnia, że usługodawcy zawierają w umowach klauzule sprzeczne z obowiązującymi przepisami. W umowach możemy więc znaleźć na przykład zapis: "towar zabudowany nie podlega reklamacji".

- Niedopuszczalne są wszelkie utrudnienia, które ograniczają prawo do reklamacji - mówi urzędniczka. - Na przykład klauzula, że koszty "nieuzasadnionej reklamacji" obciążą konsumenta, albo konieczność wypełnienia skomplikowanego formularza reklamacyjnego czy dołączania zdjęć. Jeśli fachowiec źle wykonał usługę, mamy prawo domagać się poprawek. Należy jednak rozróżnić między taką sytuacją, kiedy umowa dotyczy wytworzenia rzeczy ruchomej, np. wykonania drzwi, oraz sytuacją świadczenia usługi, np. położenia płytek.

W pierwszym przypadku, w razie ujawnienia się usterek, do składania reklamacji zastosowane zostaną przepisy ustawy o sprzedaży konsumenckiej - na ich podstawie na reklamację mamy dwa lata od daty wykonania usługi. Natomiast w drugim przypadku - wadliwie położonych płytek - konieczne będzie skorzystanie z uprawnień wynikających z przepisów kodeksu cywilnego dotyczących rękojmi za wady fizyczne dzieła. W tym przypadku możemy dochodzić roszczeń przez rok, począwszy od dnia wykonania pracy. Żądanie usunięcia wad (reklamację) powinniśmy skierować do wykonawcy na piśmie. Reklamacja jest świętym prawem klienta. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby tak zwany "fachowiec" wmawiał nam, że jest inaczej.

Często robi tak tylko po to, by odsunąć od siebie problem. OSZUŚCI I ZŁODZIEJE Niestety w branży remontowo-budowlanej nie brakuje złodziei. - Na dobrą sprawę jeśli człowiek chce być spokojny o swoje, powinien stać nad nimi, liczyć zużyte materiały, trzy razy pomyśleć, zanim wpłaci zaliczkę, a najlepiej nie wpłacać jej wcale - podsumowuje swoje doświadczenia Ryszard, który w czasie remontu domu trzy razy zmieniał ekipę. Za każdym razem, gdy kolejna wylatywała za drzwi, okazywało się, że czegoś brakuje. Zniknęły listwy do płytek, narzędzia, dziesiątki drobiazgów. - Ilość farby, która została kupiona do pomalowania pomieszczeń, mogłaby wystarczyć na pomalowanie hali fabrycznej - żali się. Katarzyna z mężem zaplanowali budowę domu. Rozpisali kolejne etapy realizacji projektu. Umówili się z ekipą budowlaną, umówili elektryka, hydraulika. Mieli nagraną ekipę wykończeniową.

Żyli sobie w błogim przekonaniu, że wykonali dobrą robotę, że mają niezły plan i za parę miesięcy będą wieszać firanki w wymarzonym gniazdku. Robota ruszyła pełną parą rok temu. Miała zakończyć się na przełomie czerwca i lipca. Tymczasem ciągle koniec robót jest odległy. Plan upadł już na samym początku jego realizacji. Po skończeniu parteru zaczęły się schody. - Okazało się, że właściciel firmy nie rozlicza się z robotnikami, więc zawinęli się i pojechali na inną budowę - opowiada Katarzyna. - Potem na naszej posesji pojawiali się jacyś podejrzani ludzie. Co chwilę inna grupa. Pierwsze piętro budowały trzy ekipy. To była jakaś zbieranina i tak samo wyglądała ich robota. Każdy kawałek inaczej. Ściany krzywe. Co chwilę trzeba było poprawiać, zmieniać. Jednej z ekip pomyliły się plany i wylała sześć betonowych słupów, które miały być robione na parterze, nie na piętrze.

Tam, gdzie zgodnie z planem miała stać ściana, wykuli dziurę na schody. Katarzyna długo wymienia błędy i potknięcia wątpliwych fachowców. Pochodzili z różnych stron - Ukraińcy, Ormianie, górale. Wszyscy mieli podobne upodobania - palenie papierosów, picie piwa i robienie straszliwego bałaganu. Pewnego razu Katarzyna z mężem przyjeżdżają na budowę, a tam… martwa cisza. Nie słychać młotów, warkotu betoniarki, krzyków. Nie ma żadnych narzędzi. Nie ma też ludzi. Co najgorsze, nie ma też świeżo zakupionej więźby na dach! Nadzorujący prace nie odbiera telefonu. Na drzwiach jego siedziby nie ma już tabliczki z nazwą firmy... Przepadł jak kamień w wodę. Razem ze swoimi ekipami i więźbą, która miała się znaleźć na dachu Katarzyny. Straty związane z tym zniknięciem Katarzyna oszacowała na 40 tys. zł. Chciała pójść do sądu, ale nie wie, gdzie szukać winnego.

Często ludzie, którzy pojawiają się na budowie, pracują nielegalnie. Właściciele firm budowlanych wyszukują ich na tzw. giełdach. Grupy bezrobotnych przybyszów z Ukrainy czy Rosji oczekują na propozycje pracy. Są to często ludzie bez żadnych kwalifikacji. Za swoje usługi każą słono płacić, a ich fachowość pozostawia wiele do życzenia. - Bardzo dużo jest ludzi, którzy robią w zawodzie budowlanym, ale nie mają o nim pojęcia - mówi majster Józef Sawicki.

- Ludziom się wydaje, że to zawód, który nie wymaga wiedzy, a to nie jest prawda. Jak się nie wie, co się robi, można wyrządzić wiele szkód. Sam doświadczyłem tego typu sytuacji. Niestety odpowiednie wykształcenie ma niewielu. W istocie z każdym rokiem ubywa specjalistów. Nie tylko dlatego, że polscy fachowcy uciekają na Zachód. Z roku na rok coraz mniej jest szkół kształcących zawodowo. Coraz mniej jest też chętnych. "Do Dublina czy Londynu fachowcy nie pojechali, tam siedzą sami gamonie, żadna strata dla kraju - głosi zapis w internecie, który komentuje trudności w znalezieniu specjalisty na rynku - zapytacie, dlaczego brak fachowców w kraju? Szkoły budowlane pozamykane, od 18 lat nikt nie garnie się do zawodu, mamy teraz samych WYKSZTAŁCIUCHÓW!". Z MAŁEJ CHMURY DUŻY DESZCZ Józef Sawicki jest majstrem od 15 lat. Swoją pracę traktuje niezwykle poważnie i denerwuje się, kiedy jego koledzy zamiast budować, naprawiać, ulepszać - rujnują. - Lepiej samemu zrobić coś od początku, niż poprawiać po innych - stwierdza Sawicki.

- Problem w tym, że nie zawsze da się poprawić tak, żeby było idealnie, bo już za wiele zostało zepsute, a nie każdy właściciel ma ochotę wszystko zniszczyć i budować od nowa. Najbardziej zaskoczyła go sytuacja, kiedy został wezwany do poprawki niechlujnego podłączenia wanny. Okazało się, że woda zamiast spływać do rur, ściekała pod wannę. Był to domek kanadyjski. Zbierająca się pod wanną woda spowodowała gnicie ścian. Gdy Józef Sawicki to poprawił, podłączył wannę do odpływu, musiał zabrać się za wymianę drewnianej konstrukcji. Nie było to łatwe, bo konstrukcja podtrzy-mywała dach. Prace wymagały wielu skomplikowanych zabiegów. Udało się. Po Sawickim do kanadyjczyka weszła kolejna ekipa. Robotnicy spowodowali zwarcie i… dom się spalił.

- A to wszystko zaczęło się od nieprawidłowego podłączenia wanny! - łapie się za głowę majster. LICZY SIĘ PR Jarek przez półtora roku procesował się w sądzie ze swoją ekipą. Tak położyli płytki na tarasie, że zaczęły odpadać. W końcu musiał zatrudnić kolejnych fachowców, żeby poprawili to, co ich poprzednicy umieli tylko zepsuć. Umówił się, że dokonają rozbiórki starego tarasu i wywiozą gruz. Kiedy jednak zobaczyli, że gruzu jest dużo i będzie trzeba włożyć w wywózkę nieco wysiłku, zaczęli się wykręcać od roboty. - Pracował majster i jego pięciu ziomków. To byli przypadkowi ludzie z łapanki. Nie mieli zielonego pojęcia! - opowiada Jarek, który myślał, że remont skończy się w kilka tygodni, ale z powodu wątpliwych zabiegów ekipy trwał pół roku.

- Oni najchętniej zagadaliby człowieka. Mydlą oczy, jak to są świetnie przygotowani, wykwalifikowani, uskuteczniają sobie pogawędki, a czas leci. Dwie godziny taki gada, żeby człowieka urobić i jak najmniej pracować! - wspomina Jarek. - Jak zamawiający nie ma pojęcia, to taki fachura go urabia i potem wmawia, że jest krzywo, bo inaczej się nie da. Jarek nie zatrudnia majstrów bez umowy. - Chcesz pracować, musisz podpisać. Nie chcesz, nie rób - pointuje. To dobra metoda. Wszelkie nieprawidłowości łatwiej zgłosić do sądu, jeśli ma się odpowiednią dokumentację. NIC NA GĘBĘ Niestety niezwykle często nie zabezpieczamy się przed nieuczciwymi robotnikami. - Szukając fachowców, warto skorzystać z doświadczeń znajomych i wybrać wypróbowaną ekipę - sugeruje Aneta Styrnik z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta.

- Jeśli mamy możliwość, obejrzyjmy ich wcześniejsze prace, porozmawiajmy z właścicielami budynków. Warto ponadto dowiedzieć się, czy ekipa ma własny sprzęt. Zadbajmy też o wyboór kierownika budowy. Nie powinien być to byle kto. Pamiętajmy, że może nim być jedynie osoba posiadająca odpowiednie uprawnienia budowlane. O czym jeszcze należy pamiętać? Umowa na wykonanie usługi powinna być zawarta na piśmie. Oczywiście można wszystko ustalić w czasie rozmowy i to również jest ważne, jednak należy pamiętać, że w przypadku konfliktu możemy mieć kłopoty z dochodzeniem swoich praw. Umowę, którą podpiszemy z naszym majstrem, warto zachować, bo może nam się przydać jeszcze kilka miesięcy po zakończeniu prac. - W przypadku sporu sądowego brak dokumentu pisemnego powoduje poważne trudności w dochodzeniu swoich roszczeń - wyjaśnia Styrnik.

- Jest ona też niezbędna, gdy domagamy się poprawek. Warto zadbać o swoje prawa i o swoje pieniądze. Konsekwencje wybrania niewłaściwej ekipy są przecież duże. Opóźnia się wykonanie prac, czas przecieka przez palce, a razem z nim nasze oszczędności. Remont zaczyna kierować naszym życiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl