Przemysław Saleta z córką Nicole: Szczęśliwe życie z jedną nerką

Anita Czupryn
18-letnia Nicole Saleta od pięciu lat żyje dzięki nerce, którą oddał jej tata Przemysław. Wspólne  przeżycia umocniły więź między nimi
18-letnia Nicole Saleta od pięciu lat żyje dzięki nerce, którą oddał jej tata Przemysław. Wspólne przeżycia umocniły więź między nimi Bartek Syta/Polskapresse
Pamiętam, że strasznie się bałem, żeby nie wydarzyło się nic złego, żeby nie było żadnego wypadku, kiedy będą tę moją nerkę wieźć dla Niki - Przemysław Saleta i jego córka Nicole opowiadają o rodzinnym przeszczepie w rozmowie z Anitą Czupryn

Pięć lat temu okrzyknięto Pana narodowym bohaterem. Oto ojciec, który poświęcił się dla córki i oddał jej własną nerkę, aby mogła żyć. Ale czy poświęcanie się dla innych nie zawiera w sobie elementu egoizmu, bo tak naprawdę robimy coś dla siebie, żeby czuć się lepiej?
Przemysław Saleta: Ani wtedy, ani teraz nie uważam, że to było poświęcenie. Pomogłem Nicole. Ale prawdą jest też, że pomogłem sobie. Cierpienie i choroba dziecka sprawia, na tym emocjonalnym poziomie, że wtedy najbliżsi cierpią również. Jeśli więc można coś zrobić, to należy to zrobić, należy zrobić wszystko. W tym sensie, o poświęceniu nie ma mowy. Natomiast patrząc na to z poziomu praktycznego, to Nika była straszliwie uwiązana dializami, a przez to my wszyscy byliśmy też uwiązani. Nie można było nigdzie z dzieckiem wyjść, wyjechać na wakacje czy na weekend. Po przeszczepie życie się usprawniło. Logistycznie.
_Nicole Saleta: _Moje życie bardzo się zmieniło. Przede wszystkim teraz żyję tak, jak żyją inni moi rówieśnicy. Mogę chodzić do szkoły, jeść to, na co mam ochotę, mogę podróżować. Jedynym odstępstwem jest to, że muszę brać leki immunosupresyjne, przeciwko odrzutowi przeszczepu. Ale po tylu latach i to stało się codzienną rutyną. To już przyzwyczajenie, normalność, tak jak mycie zębów. Biorę dwa razy dziennie po kilka tabletek, ale dawki się zmniejszają. Zdarza się, że zapomnę, bo jak mam dużo zajęć, to tracę poczucie czasu, ale mama czuwa.

Wróćmy do tego dnia, kiedy Pan pierwszy raz dowiedział się o chorobie córki. Mieszkał Pan wówczas w Stanach Zjednoczonych. Zadzwoniła Ewa Pacuła, mama Nicole, Pańska była żona. Nicole trafiła wtedy do szpitala. Co Pan pamięta z tamtego dnia, z tamtej rozmowy?
P.S.: To był luty, może marzec, 2006 roku. Pamiętam, że pierwszym uczuciem było niedowierzanie. Jak to, chora? To spadło na nas tak nagle. Ewa zareagowała bardzo nerwowo, próbowałem ją uspokajać, że najpierw trzeba zrobić badania. Wtedy nie było jeszcze dokładnie wiadomo, co to za choroba, no, ale pojawiło się hasło: nerki. Nic nie wiedziałem o chorobie nerek, więc byłem zdania, że trzeba się jak najwięcej dowiedzieć. Drugim uczuciem była bezsilność. Jestem daleko od Ewy, od córki, ale w głowie siedziało mi wówczas i to, że nawet gdybym był z nimi, niewiele w tamtym momencie umiałbym pomóc.
N.S.: Znalazłam się w szpitalu i tak naprawdę nie wiedziałam, co się dzieje. To wszystko stało się tak szybko. Czułam się dobrze, a lekarze mówią, że jest bardzo źle i od razu zdecydowali o tym, żebym miała dializę.

Nie mogę zrozumieć, dlaczego u nas jest tak mało przeszczepów rodzinnych - tylko 5 proc. wszystkich przeszczepów. W Europie Zachodniej - 50 proc. Nie wydaje mi się, że tam kochają się bardziej

Jak długo dojrzewała w Panu decyzja, że odda Pan córce własną nerkę? Radził się Pan kogoś, szukał informacji?
P.S.: _To nie było dojrzewanie. Decyzja została podjęta szybko i stało się to pod wpływem sytuacji politycznej. Kiedy było już wiadomo, że Nicole potrzebuje przeszczepu nerki, mama i ciocia Nicole zrobiły badania i początkowo to ciocia miała być dawcą. Ustalono już nawet datę przeszczepu - w czerwcu. Ja również chciałem pomóc, ale będąc za granicą, nie mogłem nawet zrobić badań co do zgodności tkankowej choćby na podstawowym poziomie. Tuż przed terminem przeszczepu sprawa się skomplikowała. W nerce Nicole lekarze wykryli tajemnicze złogi. Przeszczep odsunięto do czasu zrobienia badań i wyjaśnienia wątpliwości, aby mieć pewność, że choroba nie zaatakuje przeszczepionej nerki. Wszystko to trwało długo, dopiero w grudniu 2006 roku dostaliśmy zgodę na przeszczep. Wtedy już mieszkałem w Polsce, ale lekarze sugerowali, żeby ten pierwszy przeszczep był od dawcy martwego, a rodzinną nerkę żeby trzymać na wszelki wypadek. Minął styczeń, ale nie martwiliśmy się specjalnie, Nika była wysoko na liście oczekujących przeszczepu. No, a potem zdarzyła się ta pamiętna konferencja ministra Zbigniewa Ziobry, na której powiedział, co powiedział. [Ziobro poinformował o zatrzymaniu kardiochirurga Mirosława G. za korupcję i zabójstwo - red.] Po tej aferze przeszczepy w całym kraju stanęły, nikt ich nie wykonywał. W marcu w Warszawie nie było ani jednej tego typu operacji. Wtedy zdecydowałem, że ja oddam swoją nerkę. Wyszedłem z założenia, że mama Nicole jest ode mnie parę lat młodsza, więc lepiej tę młodszą nerkę przetrzymać.
Nie miał Pan wówczas żadnych wątpliwości, nie zastanawiał się, jak będzie wyglądało życie tak aktywnego sportowca, jakim Pan był, po przeszczepie?
_P.S:
Już wtedy miałem wiedzę na temat przeszczepu, i na temat poziomu transplantologii w Polsce. Nie, obaw nie było. Bogiem a prawdą, to standardowy zabieg, a nie poważna operacja, po kilku dniach wychodzi się ze szpitala. Miałem zaufanie do lekarzy, wiedziałem, że z jedną nerką można normalnie funkcjonować, można wyczynowo uprawiać sport. Nie był to więc dla mnie żaden problem. Jedyne obawy, jakie miałem, dotyczyły tego, czy przejdę badania lekarskie. Są one dosyć skomplikowane i skrupulatne. Była też kwestia rozmiaru nerki, bo jestem sporo większy od Nicole, wtedy 13-letniej, więc czy się ta nerka zmieści? A druga sprawa - 20 lat uprawiania sportu wyczynowego nie jest dla zdrowia dobre. Zacząłem badania w czerwcu, trochę trwały, bo w lipcu z kolei był strajk pielęgniarek i lekarzy, słynne białe miasteczko pod kancelarią premiera . Lekarze wykryli u mnie ślady po żółtaczce, o której nie wiedziałem, że przeszedłem. W końcu zielone światło dostałem w październiku.

Jak na to wszystko reagowała Nicole?
_N.S.: _Ja zawsze do takich rzeczy podchodzę spokojnie. Mam to po tacie. Wiedziałam, że trzeba zrobić to, co trzeba. Nie ma wyjścia. Wiadomo było, że po przeszczepie będzie lepiej, więc nie ma się czego obawiać. Nie zadawałam też sobie pytań, w stylu: dlaczego ja, po co ta choroba mnie właśnie spotkała.

W czym jeszcze jesteście podobni?
P.S.: _Lenistwo, bałaganiarstwo... Co jeszcze? Masz jakieś dobre cechy?
_N.S.: _A ty? Bo jeśli ty masz, to i ja. (śmiech)
_P.S.:
Na pewno Nika ma po mnie jeszcze tendencje do samodzielności, radzi sobie sama. Jak nie musi prosić o pomoc, to o nią nie prosi.
N.S.: _Tata zawsze mówił, żebym lubiła to, co robię. I do tego dążę.

Przed przeszczepem odbyliście jakąś wspólną poważną rozmowę, o życiu, o śmierci?

_P.S.: _Rozmawialiśmy na wesoło. Data operacji była wyznaczona tuż przed świętami Bożego Narodzenia, więc moje żartobliwe pytania dotyczyły tego, czy wystarczy jej moja nerka, czy muszę kupować jej coś jeszcze pod choinkę. Okazało się, że muszę coś jeszcze. (śmiech) Naprawdę się nie przejmowałem. Robiłem to dla swojego dziecka, no i nie chciałem jej tym obciążać. Wystarczyło jej stresu przez ostatnie półtora roku: szpitale, dializy, narkozy, tego było mnóstwo. Ale też w szpitalu widziałem o wiele gorsze przypadki i miałem świadomość, że nie zawsze można pomóc. Nasze narzekania zwykle nie kończą się, dopóki nie porównamy naszej sytuacji z kimś, kto ma gorzej.
_N.S.:
Dla mnie ta cała sytuacja stała się lekcją odpowiedzialności. To wiąże się z lekami, które muszę brać, z tym, że trzeba o tym pamiętać. Stałam się też bardziej dojrzała, tak zresztą widzieli to również moi znajomi, ale ja też to czułam. Tego typu przeżycia uczą dojrzałości, widziałam to też u innych dzieci w szpitalach. Chorzy mają inne spojrzenie.

Przed chorobą Nicole był Pan skoncentrowany na swoim życiu, karierze, mieszkał daleko od córki. Czy mieliście wtedy tak samo silny kontakt jak teraz, czy choroba Was zbliżyła?
P.S.: _Zawsze mieliśmy świetne relacje. Z Polski wyjechałem we wrześniu 2005 roku, wcześniej mieszkałem w Warszawie, Nika również. Spędzaliśmy ze sobą czas, wspólne wypady, zoo. Dziś Nicole ma 18 lat i starsze dzieci mają już mniej czasu dla rodziców. Ale na pewno wspólne przeżycia tę więź umacniają. Jednak z punktu widzenia dziecka ważne jest co innego: ono ma świadomość, że zawsze na swoich rodziców może liczyć. I to jest istotne. Tak jak to, że gdy dostała burę, to wiedziała, że ta bura jej się należała.
Choroba Nicole nie zmieniła Pańskiego stosunku do córeczki? Nie stał się Pan łagodniejszy, mniej wymagający?
_P.S.:
No, nie. Nika mieszka z mamą, a mamy zwykle mają miększe serca. Ja uważałem, że chore dziecko też należy traktować normalnie i nie dawać mu taryfy ulgowej. Traktowanie dziecka z przymrużeniem oka nie służy jego wychowaniu i rozwojowi. Wolałem, aby była traktowana bez tej taryfy ulgowej. Pamiętam swoje dzieciństwo, było szczęśliwe, choć na pewno krócej byłem trzymany niż moje dzieci. Mama jest nauczycielką, dużą uwagę przywiązywała do nauki, pilnowała nas z przedmiotów humanistycznych, ojciec inżynier rolnik - z przedmiotów ścisłych. Miejscowość, w której mieszkałem, ma dziś 10 tysięcy mieszkańców, wtedy nic się nie dało ukryć, jak w Warszawie, gdzie wszystko tak naprawdę jest anonimowe.

Aha, więc sąsiadki wtedy wołały: "Pani Saletowa! Pani syn już po kryjomu pali papierosy"?
_P.S.: _Na przykład. (śmiech) To były zupełnie inne czasy. Dziś świat, przez internet, bardzo się zmniejszył. Młodym ludziom ciężko sobie wyobrazić, że kiedyś go nie było. Mój znajomy mówił dziecku: "Synu, kiedyś były takie czasy, że we wszystkich sklepach nic nie można było kupić. Był tylko ocet". Syn się zdziwił: "Tato, jak to? W całej Galerii Mokotów tylko ocet?".
_N.S.: _Moje dzieciństwo przed przeszczepem jest pełne dobrych wspomnień. Nie pamiętam żadnych złych sytuacji, nawet bury. Czy w trakcie przeszczepu, czy po przeszczepie - ten okres spowija mgła. Wszyscy się dziwią, pytają: "Jak to, nie pamiętasz, musiało cię boleć." Nie pamiętam bólu.

Młodzi ludzie nie myślą o bólu, chorobach, o śmierci, wydaje im się, że będą żyć zawsze. Czy rozmawialiście o tym, jak poważny jest stan Nicole?
_P.S.: _Z chorobą Nicole było tak, że musiała na nią zapaść kilka lat wcześniej. Nikt nie miał pewności co do przyczyn, mogła to być niewyleczona grypa, mogło być wiele powodów. Choroba się rozwijała, ale organizm też się do niej adaptował, z dnia na dzień jego funkcje zwalniały. Te pierwsze minimalne zmiany nawet nie były zauważalne. Nika dużo spała, to znaczy, myśleliśmy, że lubi spać, dużo piła - to samo. Badaliśmy ją pod kątem anemii, nikomu nie przyszło do głowy, że to choroba nerek. Nikt w rodzinie ani Ewy, ani mojej na nerki nie chorował. Teraz więcej się mówi o tym w mediach, wówczas to nie był nośny temat.
_N.S.: _Dość szybko sobie uświadomiłam chorobę, już podczas tej pierwszej dializy w szpitalu, podczas pierwszej operacji. Byłam świadoma, że dzieje się coś złego, ale byłam też wiele młodsza wtedy i, jak to dziecko, do końca nie zdawałam sobie sprawy, o co chodzi, z jakimi konsekwencjami to się wiąże.

Nie jest tak, że nie będę mógł pić piwa, czegoś jeść, trenować. Jest zalecany zdrowy umiar. Ale jest on też zalecany ludziom zdrowym, z dwiema nerkami. Pokazuję, że nadal można żyć pełnią życia

Zadam niepopularne pytanie, bo ponoć prawdziwi mężczyźni nie płaczą, ale czy zdarzyło się Panu płakać ze szczęścia, gdy wszystko się udało?
P.S.: Ja też nie płaczę. Generalnie. Ale kiedy się obudziłem ze śpiączki i pomyślałem o córce, to miałem mokre oczy... No, ale może to przez te narkotyki, jakimi mnie nafaszerowano. (śmiech)
N.S.: Akurat. Tak tylko mówisz. (śmiech)
Dzień, w którym miała odbyć się transplantacja, Nicole jest w Centrum Zdrowia Dziecka, Pan w klinice na Lindleya. Jakimi słowami się pożegnaliście?
_P.S.: _Słów nie pamiętam. Pamiętam jedynie, że strasznie się bałem, żeby nie wydarzyło się nic złego, żeby nie było żadnego wypadku, kiedy będą tę moją nerkę wieźć dla Niki.
_N.S.: _Ja pamiętam tylko czekanie na to, żeby już jak najszybciej było po wszystkim. Żeby zobaczyć, jak to jest, kiedy już będę mogła wszystko. Lekarze mówili: po przeszczepie będziesz mogła to i to. Będziesz mogła jeść zupę pomidorową i czekoladę, bo przez trzy lata dializowania miałam ostrą dietę.

Modlił się Pan?
_P.S.: _Jestem niewierzący. Wierzę w siebie, a że, ogólnie rzecz biorąc, ufam ludziom, to zaufałem lekarzom, medycynie i nauce.

Pańska nerka okazała się jednak dla córeczki za duża.
_P.S.: _Ale na badaniach nie wyszło, że jest taka duża, to się okazało potem. Nie można więc było od razu zaszyć Nicole mięśni brzucha, trzeba było przykryć ją specjalną siatką i dopiero zaszyć. Ale dzieci, które w Centrum Zdrowia Dziecka spędzają dużo czasu, są uodpornione na tego typu rzeczy. Z punktu widzenia osoby z zewnątrz ich rozmowy wyglądają wręcz makabrycznie. Na przykład, gdy jest weekend majowy, to wprost mówią, że może któreś będzie miało przeszczep, bo wiadomo, że w tym czasie zdarza się dużo wypadków, a co za tym idzie - będzie więcej narządów, więc nie kryją tego ożywienia. Tak reagują i to jest normalne, bo widzą większą szansę, że wtedy dostaną organ. Ktoś się może dziwić i obruszać, podobnie jak tym, że pracownik prosektorium je przy zwłokach kanapkę. Pewnie pierwszego dnia pracy nie jadł, ale potem się przyzwyczaił i to stało się normalne.

Po operacji początkowo było wszystko dobrze, a nagle u Pana zrobiło się dramatycznie. Pojawiły się komplikacje, zagrożenie życia.
_P.S.: _Operacja była w środę, przez czwartek, piątek normalnie funkcjonowałem. Z Niką nie rozmawiałem, bo nie miała telefonu. Ale jeszcze na żywo rozmawiałem w programie, w którym brałem udział: "Gwiazdy tańczą na lodzie". Tylko, że ja z tego już nic nie pamiętam. Lekarze stwierdzili krwotok w sobotę rano. Trafiłem na stół operacyjny, była to druga operacja, nastąpiła niewydolność oddechowa. Byłem intubowany, trzymano mnie w śpiączce, bym się nie zerwał nagle i nie wyrwał rury z gardła, za pomocą której oddychałem. Do następnego czwartku nic nie pamiętam. Ale dziś widzę, że te komplikacje i śpiączka były pożytecznym przejściem. Mówię o tym w tym sensie, że to mi uświadomiło, jak życie jest kruche. Dziś jesteśmy, jutro może nas nie być, dlatego warto robić to, co się chce, lubi, warto spędzać czas z tymi, z którymi się chce, nie odkładać niczego na jutro, bo tego jutra może nie być. I to wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewamy.
_N.S.: _O tych przeżyciach taty dowiedziałam się z jednodniowym opóźnieniem. Mama nie chciała tego przede mną ukrywać, bo w mediach było głośno, informacje o stanie zdrowia taty leciały na pasku w telewizorze, więc i tak bym się dowiedziała.
Paparazzi czekali na Pana, próbowali wedrzeć się do sali?
_P.S.: _W szpitalu byliśmy dobrze izolowani. Gdy z niego wychodziliśmy, to bocznym wyjściem. Ale nikt z nas nie robił niczego, czego należałoby się wstydzić albo ukrywać, a do dziennikarzy człowiek się przyzwyczaja.

Co było najtrudniejsze w dochodzeniu do zdrowia?
_P.S.: _Potraktowałem to jako projekt sportowy. Do szpitala poszedłem 5 grudnia i ważyłem 110 kilo, wyszedłem 22 grudnia i ważyłem 93. Założyłem, że chcę na 40. urodziny, czyli w marcu, być w dobrej formie. Już 1 stycznia zacząłem się ruszać, poszedłem na siłownię. Podnosiłem, co mogłem, a niewiele wówczas mogłem. Ale to było wyzwanie i nie było trudne. Nika wyszła ze szpitala przede mną. Razem spędziliśmy wigilię.

Jakie były tamte święta?
P.S.: Inne niż wszystkie. Ja nie lubię świąt, ale wtedy było naprawdę dużo emocji. I Nika była też inna. Taka... Ona nie jest dzieckiem, które samo przychodzi i siada na kolana, tuli się. A wtedy tak było.
N.S.: _Po przeszczepie po prostu czułam, że to nerka ciągnie do właściciela. (śmiech)

Myśli Pan czasem o tej jednej nerce, która Panu została? O tym, jak ona pracuje?

_P.S.:
Nie, nie myślę. Ale kiedy obudziłem się dziś rano i poczułem ból w boku, pomyślałem: nerka. Ale zaraz przypomniałem sobie, że z tej strony akurat nerkę mam wyciętą. Bolała mnie nerka, której nie mam. (śmiech)

Jak bardzo różni się tamten Przemysław Saleta od dzisiejszego?
P.S.: _Nie mam nerki. (śmiech) Wcześniej też uważałem, że trzeba realizować swoje marzenia. Ale przeżycia związane z operacją mocno utwierdziły mnie w tym. Gdybym się nie wybudził ze śpiączki, to dziś nic bym nie robił. Może też stałem się dziś poważniejszy. (śmiech)
_N.S.:
Wcale nie stałeś się poważniejszy. Nie widzę w tobie żadnych zmian.

Ale jednak Pańskie życie inaczej dziś wygląda. Sport to chyba już też zamknięty rozdział?
_P.S.: _Chyba jeszcze nie, chyba jeszcze coś będzie. (śmiech) Żyję aktywnie. Cały sierpień jeździłem motocyklem po Bałkanach, powstaje z tego program.

Jak widzicie siebie za kilka lat?
P.S.: Nie mam pojęcia. Mam problem z tym, żeby precyzyjnie mówić o przyszłości. Robię to, co lubię, co chcę, płynę z prądem, bo dużo rzeczy zdarza się po drodze. Kiedy wymyśliłem wyprawy motocyklowe, kolega wciągnął mnie w wyścigi motorowe. Zawsze coś się wydarza.
_N.S.: _Jestem przed maturą, interesuję się Japonią. Chcę się dostać na japonistykę i to jest mój cel jak na razie. A potem zobaczę, co będzie moim następnym celem. Nie wybiegam daleko w przyszłość.
Nicole, czy Ty uważasz, że tata zrobił dla Ciebie coś wyjątkowego i masz u niego dług?
_P.S.: _Ma. Stówkę mi wisi. (śmiech)
_N.S.: _Nie czuję tego, abym była coś tacie winna. Ale wiem, że muszę dbać o tę nerkę. Czuję wdzięczność. Dużo dostałam.

Oboje zaangażowaliście się w promowanie transplantologii, jesteście ambasadorami akcji "Żywy dawca nerki. Oddaję, bo kocham". Macie poczucie misji i to daje też poczucie sensu życia?
_P.S.: _Nie użyłbym na pewno słów misja czy sens życia. Zanim odkryliśmy, że Nika jest chora, jak już mówiłem, o chorobach nerek i transplantologii nikt z nas nie wiedział nic. Po tym, kiedy byliśmy w tym głęboko, przeszliśmy to razem, nie mogę zrozumieć, dlaczego u nas jest tak mało przeszczepów rodzinnych. W Polsce to 5 proc. wszystkich przeszczepów, a w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych - 50 proc. Nie wydaje mi się, że to dlatego, że tam się kochają bardziej, tylko że to zależy od świadomości i wiedzy na ten temat. Zatem ta sytuacja w naszym kraju jest dla mnie niezrozumiała. Wydawałoby się, że pomóc swojemu dziecku czy bliskiej osobie jest normalnym odruchem, niewymagającym od człowieka niczego szczególnego, tym bardziej, że nic się nie traci. Nie jest tak, że nie będę mógł pić piwa, jeść czegoś, trenować. Jest zalecany zdrowy umiar. Ale ów zdrowy umiar zalecany jest też ludziom zdrowym, z dwiema nerkami. Dlatego zaangażowaliśmy się i mówimy o tym, dlatego pokazuję, że nadal można żyć pełnią życia.

Dzień, w którym Nika dostała Pańską zdrową nerkę, uważacie za najszczęśliwszy w Waszym życiu?
P.S.: Całe życie jestem szczęśliwy, ale są dni, które pamięta się bardziej. Jak narodziny córek. Byłem przy narodzinach Nicole. Nie stresowałem się, Ewa szybko urodziła, ale fakt, że zostaje się ojcem po raz pierwszy, to było dla mnie przeżycie szczególne. Pierwsze tygodnie czułem się trochę bezradny, bo nie wiadomo, o co temu dziecku chodzi. Nika urodziła się w Stanach Zjednoczonych, nie było babć, które by pomogły i wytłumaczyły, czy płacze, bo jest głodna, czy ją coś boli. Z tym zgadywaniem, czy głodna, czy chora, kojarzyłem pierwszy okres. Ale nie myślałem, nie wyobrażałem sobie, patrząc na nią, kim będzie. Nie chcę, żeby moje dzieci żyły moimi ambicjami, jedną i drugą córkę namawiam do tego, aby rozwijały zainteresowania i hobby, jeśli się czymś interesuje i jest w tym dobry, to nieważne, co robi, ale to może stać się zawodem. Nie gonię je ani do sportu, ani konkretnego kierunku nauki. Zależy mi, żeby były szczęśliwe. Ich wybór to też ich odpowiedzialność. Przeszczep to historia, która już była. Dziś jedyną rzeczą, która mnie martwi, jest to, że jedna nerka nie starcza na całe życie. Gonię Nikę, żeby dbała o siebie, bo nerka może funkcjonować 5 lat bez problemu, a może i lat 20. Nie ma reguły, ciężko to przewidzieć, i to jest stres. Gdyby się musiała znów dializować, to podejrzewam, że byłoby dla niej gorzej niż wcześniej. Dobrze o tym wie, bo mówiła też, że normalne życie docenia się wtedy, gdy się je straci. Moje szczęście polega na tym, że mogłem pomóc. Spotkałem się z rodzicami, którzy mi zazdrościli, bo oni swojemu dziecku pomóc nie mogli. Nie przeszli badań. W całej tej sytuacji to był największy stres: abym mógł pomóc.
N.S.: U mnie każdy dzień jest najszczęśliwszy. Każdego dnia żyję tak, aby go przeżyć jak najlepiej. Czy czuję się szczęściarą? Nie. Czuję się normalnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl