Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była podróż ich życia: wózkiem przez Polskę

Katarzyna Kojzar
fot. Wózkiem na Woodstock
Było ich dwóch - Jarek i Janek. Razem z nimi sklepowy wózek, zapełniony bagażami. W takim składzie przemierzyli niemal całą Polskę - z Krakowa na Przystanek Woodstock.

Tę wyprawę śledziły tysiące Polaków. Nic zresztą dziwnego, bo nikt wcześniej nie wpadł na podobny pomysł. Znajomi i rodzina pukali się w głowy. 500 kilometrów na piechotę, z wózkiem sklepowym? Brzmiało absurdalnie.

Jednak dwaj studenci z Krakowa - Jarek Kowalski i Jan "Kfiatek" Kwiatkowski - udowodnili, że idea, mimo że szalona, nie była niemożliwa do realizacji. Na pomysł wpadł Kfiatek.

- To już mój dziesiąty Woodstock. Tam czuję się jak w domu. Zauważyłem, że ten festiwal powoli staje się moją religią. A rzeczą normalną dla wyznawców są pielgrzymki. Dlaczego i ja nie mógłbym zorganizować swojej? - mówił przed wyprawą. Iść samemu jest nieprzyjemnie, więc zaangażował w to młodszego kolegę, Jarka. To nie pierwsza ich wspólna podróż - przemierzyli autostopem pół Europy. Ale ta wyprawa miała być zupełnie inna. Taka, jakiej jeszcze nie było w całej historii Przystanku Woodstock.

Mieli iść piechotą. Po prostu, z plecakami, śpiworami i namiotem. Spać pod gołym niebem, poznawać ludzi po drodze, grać na gitarze. Był już nawet plan utworzenia strony na Facebooku "Z buta na Woodstock". Wtedy znaleźli wózek sklepowy - stary, brudny, widać, że już nieużywany. W obu głowach zapaliła się lampka: przecież piesza wycieczka to banał. Ale piesza wycieczka z wózkiem to zupełnie coś innego! Tak powstała inicjatywa "Wózkiem na Woodstock", którą dziś "lubi" na Facebooku ponad 4 tysiące osób.

Wyruszyli 1 lipca - z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby zdążyć na 30, czyli dzień rozpoczęcia Przystanku Woodstock. "Najpiękniejszego festiwalu świata", jak określają go uczestnicy.

Planowana trasa: Kraków - Ojców - Olkusz - Częstochowa - Kluczbork - Wrocław - Głogów - Słubice i wreszcie Kostrzyn nad Odrą. Jakieś 560 kilometrów. Bez ustępstw - cały czas piechotą, polnymi drogami, czasami poboczem.

- Nasz Woodstock zaczął się na początku lipca i trwał miesiąc. Cała podróż, wszystko co po drodze przeżyliśmy, składa się na największą przygodę życia - mówi Jarek.

Bywało trudno - studenci dojechali na festiwal z mandatem, biedniejsi o 100 zł. "Bardzo się spieszymy na Woodstock, ale tym razem chyba przesadziliśmy" - pisali na Facebooku.

- Policja wstrzymała ruch, żeby nas ukarać. A to wszystko dlatego, że chcieliśmy skrócić drogę i przejechać kawałek po drodze bez pobocza - opowiada Jarek. We Wrocławiu zostali okradzeni...

Jarek macha ręką. - To nieważne. Więcej mamy dobrych wspomnień - uśmiecha się. Wymienianie ich zajęłoby wieki: od przypadkowych ludzi, którzy zatrzymywali się, żeby pogratulować pomysłu, przez spontaniczne imprezy. "W poniedziałek wjeżdżamy do miasta i przez las kierujemy się z szampanem pod Dużą Scenę!" - pisali pod koniec wyprawy. Na terenie festiwalu powitał ich tłum, który od razu porwał wózek i obydwóch podróżników. Gratulował każdy, kto ich spotkał. Gratulował sam Jurek Owsiak. Osiągnęli cel - chcieli wywoływać uśmiech.

Wózek nie wrócił do Krakowa. Ochrzczony jako LumpRydwan został przetransportowany do stolicy i zostanie zlicytowany podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. A czym chłopcy za rok dojadą na Woodstock? Tego na razie nie zdradzają. Zapewniają tylko, że ich pomysłowość nie zna granic. W to nie wątpimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska