Sławomir Opala. Dobrzy gliniarze nie idą do nieba

Dorota Kowalska
Sławomir Opala
Sławomir Opala Fot. TVP Info
Niektórzy mówią, że w tej pracy trzeba być twardym sukinsynem. Jak trzeba - przywalić, jak trzeba - zastraszyć. Czasem podrzucić obciążające dowody albo zbratać się z bandziorami. Cel uświęca środki - pisze Dorota Kowalska

D...a, nie glina - tak mówią o Marku K. z Krościenka policjanci. Dał się wrobić smarkuli, a teraz płacze.

Marek K., postrach dilerów, został oskarżony przez 15-letnią dziewczynę o zmuszanie do "innych czynności seksualnych". Mówiąc po ludzku, o próbę pocałunku i sprośne uwag a' propos jej biustu. Przełożeni bronią sierżanta. Świetny gliniarz - mówią. On sam snuje przypuszczenia, że to zemsta środowiska przestępczego, bo wśród gnębionych przez niego dilerów był brat dziewczyny. Do policjantów dochodziły zresztą informacje, że narkotykowy półświatek szykuje się do odwetu. Ale i tak sierżant został zawieszony, sprawą zajmuje się prokurator, a ludzie dywagują: chciał pocałować czy został wrobiony.

Na forum internetowym "Polski" internauci biją się na słowa.
"Lala25" pisze: "Najpierw dowiedzcie się, jak było, a potem oskarżajcie. Marek jest niewinny i wbrew temu, co o nim piszą, jest dobrym policjantem".

"Donkojot" ripostuje: "Wszyscy w Szczawnicy wiedzą, że to nie pierwszy raz. Pan Marek K. ma słabość do młodych dziewczyn".
Jeśli rzeczywiście został wrobiony, to dał się załatwić jak dzieciak. - Stracił czujności - ocenia Sławomir Opala, były policjant operacyjny.

Inny gliniarz komentuje, że Marek K. za bardzo trzyma się prawa. On kiedyś miał podobny kłopot. Zatrzymał się z kolegą przy grupie prostytutek, a te szybciutko rozpoznały w nim "operacyjnego". Zrobiły aferę: pojechały na policję i zeznały, że ich pobili. Potem zniknęły. Zadzwonił do gangstera, który znał dziewczyny i ich alfonsa. Dziwki szybko się znalazły, grzecznie przyczłapały na komendę i odwołały zeznania.

- Ale cały czas trzeba pilnować granicy - zastrzega. Tyle że nie wiadomo, gdzie ona jest.
W policji służy prawie 100 tys. osób: sześciu na dziesięciu policjantów pracuje w prewencji, co trzeci w wydziałach kryminalnych i dochodzeniowo-śledczych. I jeśli ci od kontaktów z obywatelami muszą być mili i uśmiechnięci, tak w "operacjach" nie ma miejsca dla mięczaków. Muszą łapać bandytów i uważać, żeby nie dać się przez nich wrobić.

Jak na wojnie
- To nie jest praca dla grzecznych chłopców - przyznaje dr Zbigniew Rau, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, specjalista w sprawach policyjnych, dziś doradca podsekretarza stanu. - Ale ci niegrzeczni muszą być praworządni - dorzuca.

Pracują właśnie nad tym, żeby "operacyjni" mogli robić legalnie to, przy czym dzisiaj często muszą kombinować. Projekt ustawy o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych daje policjantom wielkie możliwości, bo przenikając w środowiska przestępcze, będą mogli pić, brać narkotyki i dokonywać przestępstw (poza gwałtem i zabójstwem, rzecz jasna). Zresztą jeśli dziś policjanci naginają - jak mówią - prawo, robią to w tajemnicy, pod groźbą odpowiedzialności karnej i na własną rękę. W przyszłości ich poczynania mają kontrolować specjalne zespoły sędziowsko-prokuratorskie, bo stąpając po cienkiej linii, łatwo można popełnić błąd.

- Walka z przestępcami to wojna - mówi Jerzy, 16 lat pracy w kryminalnych. Przyszedł do służby napakowany paragrafami, ale zweryfikowało je życie.
Mówi: - Kiedy wiesz, że facet, którego ścigasz, to kawał gnoja, zrobisz wszystko, żeby go zapuszkować. Nawet jeśli miałbyś to zrobić nie do końca legalnie.

On i jego kumple znają dziesiątki takich historii. Na przykład taka: Ścigali złodziei samochodowych. Mieli informację, że na parkingu stoi ich wóz, ale nie wiedzieli, co jest w środku. To się włamali. Był towar: trefne tablice rejestracyjne, jakieś radia i inne fanty. Wtedy sprokurowali notatkę służbową: "drogą operacyjną uzyskaliśmy wiarygodne informacje, że w pojeździe o numerach rejestracyjnych takich i takich znajdują się przedmioty pochodzące z kradzieży". Notatka wylądowała na biurku komendanta, a oni dostali zgodę na "zdjęcie" złodziei.

Procedury otrzymania zgody na przeszukanie są tak rygorystyczne, że policyjne głowy wypracowały sposoby ich obchodzenia. - Same podejrzenia to mało, by dostać pozwolenie na wejście na kwadrat (mieszkanie - przyp. red.) - opowiada jeden z oficerów. - Potrzebne są dowody. Kiedy brak mocnych, dopisuje się adresy z "wątpliwej" sprawy do tej mocno udokumentowanej. I pozwolenie uzyskuje się hurtem. Liczy się nie metoda, a efekt.

Inna historia: Dostali cynk o grupie ściągającej z restauratorów haracze. Jeden z właścicieli poszedł na współpracę. Czekali na bandytów w jego knajpie: jeden stał z właścicielem za ladą, czterech na zapleczu. Bandyci przyszyli o umówionej porze, właściciel położył pieniądze na ladzie i... puściły mu nerwy. Wyciągnął siekierę i ruszył do ataku.

- Zatrzymaliśmy chłopców, ale problem był w tym, że żaden nie wziął do ręki koperty z haraczem. To kolega wsadził ją niepostrzeżenie bandziorowi do kieszeni - opowiada Jerzy. Dla niego sprawa jest prosta: dopóki grasz w drużynie "białych", nie ma co zawracać sobie głowy dylematami moralnymi czy prawnymi. Za tę robotę nie idzie się do nieba.

Sławomir Opala ma w środowisku opinię oryginała. Jedni mówią o nim: świetny glina. Inni: świr. Pił wódkę z ludźmi Wołomina i Prószkowa, znał "Pershinga", "Nastka", "Klepaka" i "Dziada". Po 15 minutach od strzelaniny w restauracji Gama na Woli wiedział, że to "Baranina" stoi za zabójstwem pięciu gangsterów. - Nasi informatorzy mieli tyle pieniędzy, że mogliby kupić połowę komendy, im chodziło o coś innego - tłumaczy Opala. Chcieli wykończyć konkurencję. I spodziewali się nietykalności. Nigdy im tego nie obiecywał. Mówił: "Dasz się złapać, licz na siebie". Ale pewnie, że przymykało się oko.

Na dwa fronty
Marek, policjant operacyjny: - Miałem sprawę braci, którzy prowadzili zwalczające się gangi. Jeden zaczął donosić i dzięki temu dobraliśmy się drugiemu do tyłka. Zawarliśmy z informatorem pakt o nieagresji. I miał spokój, gliniarz też czasem musi dotrzymywać słowa. Coś za coś.

Jerzy opowiada: - W Warszawie, w drodze na lotnisko, złodzieje oskubali obcokrajowca. Wzięli paszport, kasę. Facet był VIP-em, sprawie nadano rangę priorytetu. Policjanci urządzili spotkanie z kieszonkowcami: jest tak i tak. Na drugi dzień facet miał swoje rzeczy z powrotem, a "niebiescy" nie robili w czwartki łapanek na złodziei w autobusie linii 175.
Kiedy pewnemu politykowi skradziono z domu flintę, też odnalazła się w ciągu kilku dni. Dali informatorom z półświatka cynk: "Szukać, k...a, tej broni, inaczej wszyscy pójdziecie siedzieć".
Nieetyczne? Gliniarze mówią: jak pracujesz w szambie, musisz się ubrudzić. Byle nie za bardzo.
- Granica jest cienka, a życie po tamtej stronie wydaje się ciekawsze - zauważa Jerzy Dziewulski, były policjant, komandos i poseł. - Tu marna pensja, w do-mu płaczące dzieciaki i zrzędliwa żona. A tam najlepsze wozy, piękne kobiety i szmal. Człowiek może się pogubić.

Krzysztof W. był uznawany za gwiazdę wrocławskiej policji. W 2001 roku został aresztowany. Oskarżono go o korupcyjne układy: ponoć brał od gangsterów pieniądze, przekazywał informacje, nosił narkotyki do więzienia. Gliniarz się tłumaczył, że to była taka gra mająca na celu infiltrację środowiska przestępczego.

- Pytałem się kiedyś Krzyśka - opowiada jeden z wrocławskich gangsterów. - Ty się tak jawnie z nami spotykasz. Co powiesz, jak cię ktoś z nami zobaczy? "Praca operacyjna" - śmiał się.
Okazało się, że "infiltrował" na własną rękę, żaden z przełożonych nie wiedział o tych "akcjach specjalnych". Niedawno w pierwszej instancji zapadł wyrok: 5 lat.

Wielu policjantów przenika w struktury grup przestępczych, udaje bandziorów. Inni "tylko" ich rozpracowują. Wszyscy muszą przyjąć ich sposób myślenia, na jakiś czas wejść w ich skórę.
- Ale to praca, nie przyjaźń - tłumaczy Piotr Wróbel, super-glina, pogromca bandytów. Najgroźniejszych: "Pershinga", "Dzia-da", "Parasola". To on skaperował na świadka koronnego "Masę", który swoimi zeznaniami pogrążył polską mafię. "Masa" przekazywał mu informacje.

Wiedzieli o tym przełożeni Wróbla, z każdego spotkania pisał raporty. Później dziennikarze napisali, że się z "Masą" polubili, pili razem wódkę. - Zawsze traktowałem go jak przestępcę. Był moim informatorem, to wszystko - mówi Wróbel. Dziś jest poza policją. Ma spokojniejszą pracę. "Masa" oskarżył go 8 lat temu, że współpracował z mafią. Sprawa wciąż trwa.
W tej robocie trzeba mieć mocną głowę i twardy tyłek.

Rafał, 40 lat, ponad 20 lat w policji: -Kolega wylądował na odwyku, bo w pewnym momencie pić nie przestawał w ogóle. Trupy i cudze brudy. Po 15 latach gliniarz może przejść na emeryturę. Ale po długim pływaniu w syfie, mało który jest szczęśliwym emerytem.

Nowe przepisy pewnie nie załatwią wszystkiego. Zawsze znajdą się ci, którzy będą działać ponad prawem. Ale większość gliniarzy jest szczęśliwa, że wreszcie nie będą musieli kombinować. Zniknie stres, że łamiąc prawo przy łapaniu bandytów, tak naprawdę stajesz się jednym z nich.

Współpraca: Marcin Rybak, Marcin Zasada

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 6

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

o
oper-rozp
Śledząc przygody tego typu policjantów dochodzę do wniosku, że nie warto się angażować w tę pracę bo odbija się to czkawką takiemu policjantowi. Lepiej robić tak jak większość nowo przyjętych leniwych pseudogliniarzy i przychodzić do roboty po wypłatę i w d....ie mieć wyniki. Olać system skoro system potem odwraca się przeciwko Tobie. Lepiej brać wypłatę i nie robić za wiele a za to na pewno nikt Cie nie zwolni ze służby bo historia pokazuje że za nadgorliwość zwolniono już wielu
z
zalatany
A który to doliniarz trzyma fanty?, pierwsze co robią to fru do śmieci, z wyjątkiem kasy oczywiście.
m
marcin
ponad 20 lat w policji." Już jako nastolatek łapał bandziorów? :P
m
marcin
ponad 20 lat w policji." Już jako nastolatek łapał bandziorów? :P
b
bolzzz
Pewnie chodzi o podwarszawski Pruszków, a nie podopolski Prószków. Jak na gazetę z aspiracjami proszę nie popełniać takich błędów. Pozdrawiam.
G
Gość
"kolegów" i układów w środowisku, ale ten przykład z okradzionym VIP-em to jawny przykład równych i równiejszych. Kilkudziesięciu pechowych pasażerów potraciło dokumenty i pieniądze, aby równiejszy mógł odzyskać swoje
Wróć na i.pl Portal i.pl