Elitarny Klub AA, czyli nasi siatkarze z innej strony

Paweł Hochstim, Londyn
Michał Ruciak może liczyć na wsparcie rodziny, która pojechała na igrzyska
Michał Ruciak może liczyć na wsparcie rodziny, która pojechała na igrzyska
- Nie musimy się kochać, mamy ze sobą współpracować. W drużynie są przyjaźnie, ale są też gracze, którzy się po prostu tolerują - mówi kapitan reprezentacji Polski siatkarzy Marcin Możdżonek. Kim są siatkarze, którzy za tydzień mają nam dać wielką radość z powodu olimpijskiego medalu?

Rożni ich bardzo wiele - są żonaci, są i kawalerowie; są tacy, którzy bez przerwy żartują i tacy, którzy odzywają się dwa razy dziennie na dzień dobry i do widzenia. Są młodzi i są starzy, ale wszystkich łączą trzy sprawy - są wysocy, chętnie angażują się w akcje charytatywne i mają jednego mentora - Andreę Anastasiego, który pokazał im, jak zdobywać medale. Odkąd z nim pracują, jeszcze nigdy nie zakończyli ważnej imprezy bez krążka na szyi. Można ich nazwać ekskluzywnym "Klubem AA". Dwunastoosobowym.

Na samym szczycie stoi niespełna 52-letni Włoch Anastasi. Najczęściej uśmiechnięty i wyluzowany, ale, gdy trzeba, albo ponoszą go emocje, potrafi zachowywać się jak furiat. Tydzień przed igrzyskami po nieudanej akcji Zbigniewa Bartmana trzasnął z całej siły mazakiem o ziemię, a później obraził się na drużynę. Nie pierwszy raz zresztą, bo podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Europy zrobił dokładnie to samo, nie zamieniając z nimi ani jednego słowa w trakcie przerwy technicznej. Stara się być opanowany, ale - jak widać - włoski temperament czasem w nim zwycięża. Może dlatego tylko czasem, że pochodzi z północnych, a nie południowych Włoch.

Wychował się w maleńkim miasteczku Poggio Rusco w Lombardii, gdzie mieszka do dzisiaj razem z żoną Ericą. Rodzina - małżonka, synowie Pietro i Giulio, matka i rodzeństwo - to jedyne, co w jego życiu jest ważniejsze od siatkówki. Z rodziną jest zżyty do takiego stopnia, że zdarza mu się jadać wspólne obiady za pośrednictwem… Skype'a - on je na zgrupowaniu, a oni w domu we Włoszech. Nawzajem się widzą i mogą rozmawiać po jedzeniu.

Zaraz po zakończeniu londyńskich igrzysk będzie obchodził z żoną 29. rocznicę ślubu. Już wiadomo, że tylko we dwoje wyjadą w romantyczną podróż na grecką wyspę Karpathos. Może w ten sposób wynagrodzi małżonce fakt, że w 1983 roku spóźnił się na własny ślub. Oprócz siatkówki, godzinami może mówić także o tenisie, bo jest fanem Rogera Federera. Gdyby odwiedził Wimbledon, mógłby obejrzeć najpiękniejsze angielskie trawniki. To też jego pasja - ogrodnictwo. Ponoć ma najpiękniejszy trawnik w Poggio Rusco.

Twierdzi, że w drużynie nie ma ulubieńców, ale na pewno są w drużynie postaci ważniejsze i mniej ważne. Jedną z najważniejszych jest rozgrywający Łukasz Żygadło, przedłużenie ręki trenera na boisku. Jest wzorowym wykonawcą poleceń. Czy taki sam jest w domu? Być może tak, bo - to nie jest częste w małżeństwach sportowców - jego żona Agnieszka jest w świecie niemniej znana od niego. Jest bowiem wziętą modelką, która na najbardziej znanych wybiegach prezentowała stroje m.in. Hugo Bossa, Coco Chanel czy Karla Lagerfelda. Jako, że są ludźmi bardzo zajętymi widują się bardzo rzadko.

Żygadło może imponować inteligencją i empatią. Nigdy nie waha się, by wesprzeć akcje charytatywne. Ostatnio mocno wspiera fundację Iskierka, odwiedzając chore dzieci w szpitalach, czy przekazując swoje trofea na licytacje. W 2006 roku, zaraz po powrocie z mistrzostw świata w Japonii, przekazał swój srebrny medal na aukcję, której dochód wsparł budowanie "Domu Misi" - specjalnego ośrodka dla ciężko chorych dzieci i ich rodziców.

Do grupy najważniejszych członków "Klubu AA" należy też kilku innych siatkarzy, jak choćby najwyższy w zespole Marcin Możdżonek, którego Anastasi sam wskazał, gdy wybierano kapitana zespołu. - Gdyby Marcin żył w antycznej Grecji, Socrates miałby problemy, by stać się największym myślicielem tamtych czasów - mówi o nim Konrad Piechocki, prezes PGE Skry Bełchatów, w której Możdżonek spędził ostatnie sezony.

Gdy spojrzy się na niego z boku, sprawia wrażenie odludka, ale przy bliższym poznaniu bardzo zyskuje. Interesuje się m.in. polityką, co wśród sportowców nie jest zbyt popularne. Gdy jego koledzy w trakcie jazdy autokarem na mecze grają w karty, on w tym czasie zawsze czyta. Na wielu jego meczach, także teraz w Londynie, pojawia się narzeczona Hania.

- Jest dla mnie wielkim wsparciem - mówi "High Tower". Ten pseudonim, ze względu na olbrzymi wzrost, został mu nadany w czasach, gdy furorę w polskiej telewizji robiła amerykańska komedia "Akademia Policyjna". Po każdym meczu obowiązkowo musi znaleźć Hanię na trybunach, która zawsze pierwsza ma okazję pogratulować mu zwycięstw.

Spokojny i opanowany Możdżonek jest przeciwieństwem choćby Krzysztofa Ignaczaka, dla którego czas bez żartów jest czasem straconym. - To nasza maskotka - mówi o nim Zbigniew Bartman. Ignaczak, obok Pawła Zagumnego to najstarszy zawodnik w drużynie Anastasiego, jest autorem wideobloga pt. "Igłą Szyte". Podróżując z drużyną po świecie zawsze ma przy sobie kamerę i pokazuje kibicom siatkarzy od strony, z której ich nie znają. Ostatnio, już w Londynie, nakręcił rozmowę Anastasiego z byłym znakomitym włoskim siatkarzem Andreą Zorzim. Podłożył jednak zabawne tłumaczenie: Jak gotujesz spaghetti carbonara. Na maśle, czy na margarynie? - zdaniem Ignaczaka miał pytać Zorzi. Inne też są zabawne, bo nie ma pytania, którego Ignaczak nie mógłby zadać swoim kolegom. Pokój dzieli z Grzegorzem Kosokiem, o którym mówi, że też lubi żarty, ale "jest znacznie spokojniejszy". To akurat nie jest trudne...

"Igła", prywatnie mąż Iwony, szefowej działu marketingu Asseco Resovii Rzeszów i ojciec Sebastiana i Dominiki, zawsze ma ciętą ripostę. W tym potrafił przebić go tylko Daniel Pliński, do niedawna etatowy kadrowicz, dzisiaj pomijany przez Anastasiego. Pliński też uwielbia robić żarty kolegom, ale nie tylko. Do historii polskiej siatkówki przeszła opowieść o tym, jak kiedyś zadzwonił do swojego ojca i, przedstawiając się nazwiskiem znanego dziennikarza siatkarskiego, poprosił o wywiad na temat syna.

Telefoniczne żarty i podawanie się za dziennikarza w dzisiejszej kadrze to domena Michała Winiarskiego. "Winiar" kiedyś przez zestaw głośnomówiący przeprowadził wywiad z jednym ze swoich kolegów, a pozostali zawodnicy słuchali odpowiedzi po coraz dziwniejszych pytaniach. Wywiad zakończył się wtedy, gdy Winiarski powiedział: "Do naszej redakcji dostarczono zdjęcie, na którym widać, jak spożywa pan alkohol na przystanku. Czy mógłby pan to skomentować?".

Po chwilowym zakłopotaniu jego ofiary "wywiad" przerwały salwy śmiechu przysłuchujących się rozmowie siatkarzy. Z kolei w PGE Skrze Winiarski wprowadził zwyczaj naklejania na plecy nieświadomych niczego kolegów (i nie tylko) krzyży z plastra. Zwyczaj przyjął się na tyle, że podczas podróży zaczęto rywalizować o "lepsze trofeum". Na razie w nieoficjalnym rankingu prowadzi jeden z pracowników klubu, który nakleił krzyż na… plecy pilota samolotu i to w czasie lotu.

Gdy Winiarski jest poza drużyną, staje się zupełnie innym człowiekiem. Jego najbliższa rodzina to żona Dagmara i syn Oliwier, który urodził się 28 listopada 2006 roku. Jego tata w tym czasie grał przeciwko Rosji w meczu mistrzostw świata w Japonii. Po meczu cieszył się ze zwycięstwa, które dawało Polakom awans do półfinału, a chwilę później dowiedział się, że został ojcem. Na zgrupowaniach kadry Winiarski dzieli pokój z Pawłem Zagumnym, który jest flegmatyczny do bólu. Uwielbia spać, a jego partner z pokoju musi zachowywać się bardzo cicho, bo, gdy się obudzi, potrafi być zły. Sprawia wrażenie nieco wyizolowanego w zespole. Być może też dlatego, że większość kadrowiczów jest od niego dużo młodsza. Za rok ze swoją żoną Oliwią, byłą siatkarką, będzie obchodził dziesiątą rocznicę ślubu. Mają dwoje dzieci - córkę Wiktorię i syna Mikołaja. O jego małomówności krążą legendy. Jeden z dziennikarzy wspomina, jak zrobił wywiad z Zagumnym jadąc windą i przez pięć pięter musiał zadać siedem pytań...

"Postrachem" ludzi mediów, zwłaszcza tych młodszych, jest też Zbigniew Bartman, który przed odpowiedzią na pytanie po meczu lubi przepytać dziennikarza z imienia, nazwiska i nazwy redakcji. - Ja się nazywam Zbigniew Bartman, jestem atakującym reprezentacji Polski. Chciałbym wiedzieć, z kim mam do czynienia - powiedział ostatnio w Katowicach, gdy obległ go tłum dziennikarzy. Bartman to wulkan energii. Ma piękną dziewczynę, Joannę Michalską, która jest lekkoatletką i uprawia skok o tyczce. Na stałe mieszka na warszawskim Ursynowie, a - co ciekawe - w tej samej klatce mieszkanie ma także Tomasz Majewski, złoty medalista olimpijski w pchnięciu kulą.

Do niedawna Bartman i Michał Kubiak tworzyli w reprezentacji i klubie (razem grali w AZS Politechnice Warszawa i Jastrzębskim Węglu) nierozłączną parę przyjaciół. Kilka miesięcy temu się poróżnili, bo dzisiaj nie mieszkają już ze sobą w trakcie zgrupowań. Złośliwi twierdzą, że Kubiak na tym zyska, bo do tej pory łączony był z Bartmanem, który w siatkarskim środowisku wzbudza mieszane uczucia - z jednej strony jest bardzo dobrym i ambitnym zawodnikiem, a z drugiej - ma trudny charakter. Być może też z tego powodu co roku zmienia kluby. Potrafi mieć jednak wielkie serce i też angażuje się w akcje charytatywne. Gdy odwiedza w szpitalach chore dzieci, potrafi się z nimi bawić godzinami.

Większe emocje u nastolatek w polskiej reprezentacji od Bartmana wzbudza tylko Bartosz Kurek. Największa gwiazda polskiej reprezentacji specjalnie nie strzeże swojej prywatności, ale też nie lubi o niej opowiadać. Kibice obecni na Memoriale Huberta Wagnera w Zielonej Górze mogli jednak zauważyć drobną blondynkę, którą Kurek czule obejmował po meczach. Kilka dni temu jeden z bułgarskich portali sportowych poinformował, że dziewczyną polskiego gwiazdora jest modelka prezentująca się na okładce tamtejszego "Playboya". Nieprawda.

Pokój na zgrupowaniach dzieli z Piotrem Nowakowskim, zwanym "Cichym Pitem", a to dlatego, że właściwie się nie odzywa i z tego powodu nic o nim nie wiadomo. Nowakowski w niczym nie przypomina już uśmiechniętego chłopca z mistrzostw świata we Włoszech w 2010 roku, gdy cieszył się, że chcą z nim rozmawiać dziennikarze. Dzisiaj przez strefę mieszaną prawie przebiega, byle tylko nie zostać zaczepionym.

Kurek jest jednym z grona obecnych kadrowiczów, których rodzice też grali w siatkówkę. Synami byłych siatkarzy są także Zagumny i Jakub Jarosz, a z kolei ojciec Kubiaka jest trenerem siatkówki. Największą karierę jednak zrobił tata Jarosza, Maciej, który był trzykrotnym wicemistrzem Europy. Kuba przez lata miał z tego powodu problemy, bo albo był porównywany do ojca - wtedy to porównanie nie wypadało dla niego korzystnie - albo słyszał głosy, że gra w kadrze, bo "ma dobre nazwisko". Umiał to przezwyciężyć i dziś jest pełnoprawnym członkiem "Klubu AA". Niedawno się ożenił z Agnieszką, cheerleaderką z Wrocławia, która tańczyła na jednym z meczów Ligi Światowej. Ślub odbył się kilka tygodni temu, ale zanim do tego doszło Jarosz długo musiał zabiegać o względy swojej obecnej żony. Ponoć długo nie chciała zgodzić się nawet, by przyjąć zaproszenie na kawę.

Od wielu lat żonaty jest za to Michał Ruciak. Justyna, małżonka Michała, przyjechała wraz z synami Rafałem i Filipem do Londynu, gdzie z trybun dopinguje swojego męża. Przy okazji pisze blog w internecie, gdzie opisuje każdą chwilę spędzoną w brytyjskiej stolicy. Cała rodzina kilka dni temu spotkała się w wiosce olimpijskiej. - Synowie nie spuszczali tatusia z oczu - napisała Justyna na swoim blogu.

Siatkarze reprezentacji Polski spędzają na zgrupowaniach przynajmniej cztery miesiące w ciągu roku. Gdy do tego doda się niezliczone wyjazdy na mecze w klubach, wyjdzie na to, że spędzają poza domem większą część roku. Nie zapominają jednak o potrzebujących. Większość z nich współpracuje blisko z fundacją Herosi, przekazując na licytację swoje pamiątki, czy też np. malując bombki przed świętami, które później trafiają na aukcje. Bardzo często przy okazji zgrupowań odwiedzają w szpitalach chore dzieci, którymi opiekuje się fundacja. To właśnie dzięki nim trudne i bolesne życie małych pacjentów przez chwilę nabiera kolorów. Bo siatkarze to zupełnie inni ludzie, niż piłkarze.

Złośliwi żartują, że niewielu piłkarzy byłoby w stanie zrozumieć system gry w siatkówkę. I mają jeszcze jedną zaletę - wiedzą, że futbol jest sportem numer jeden i nie obrażają się na to. W przeciwieństwie do wielu sportowców uprawiających niszowe dyscypliny.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Elitarny Klub AA, czyli nasi siatkarze z innej strony - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl