Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Anna Rogowska straciła smak i węch, czyli koniec kariery byłej mistrzyni świata [ROZMOWA]

Artur Gac
Fot. Karolina Misztal
Anna Rogowska, najbardziej utytułowana polska tyczkarka, brązowa medalistka igrzysk olimpijskich, mistrzyni świata, zakończyła karierę sportową.

Więcej osób Pani zmartwiła czy ucieszyła decyzją o rozbracie z tyczką w wieku 34 lat?
Z pewnością zaskoczyłam parę osób przekonanych, że na pewno wystąpię na tegorocznych mistrzostwach świata w Pekinie, ewentualnie przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Rio. Jednak po dłuższej przerwie, którą zrobiłam sobie po poprzednich mistrzostwach Polski w Szczecinie, zadecydowałam, że jest to dla mnie - zawodniczki i kobiety - dobry moment, aby pomyśleć o zupełnie innych rzeczach niż sport zawodowy. Decyzję uważam za trafną, bo nie podjęłam jej pod wpływem emocji, ale poprzedziły ją dłuższe przemyślenia. W dobrym momencie dojrzałam, aby powiedzieć sobie, że ten etap życia należy zakończyć, a rozpocząć kolejny.

Górę wzięła kwestia wieku, zdrowia, wypalenia zawodowego, czy po prostu określenie nowych priorytetów?
Na zdrowie, mimo że w ubiegłym roku nie było pod tym względem cudownie, nie mam prawa narzekać. I tak miałam bardzo dużo szczęścia, bo cała moja kariera obyła się bez żadnej operacji, co w sporcie wyczynowym zdarza się niezwykle rzadko. Cieszę się, że odeszłam w momencie, gdy skakanie i w ogóle sport sprawiały mi olbrzymią frajdę. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie mogłabym patrzeć na tyczkę i zmuszona byłabym powiedzieć "pas" z powodu wypalenia zawodowego.

Co takiego ma tyczka, czego nie miał bieg przez płotki, Pani pierwsza konkurencja?
Skok o tyczce jest konkurencją wszechstronną. Tutaj trzeba być zawodnikiem szybkim, silnym i bardzo sprawnym od strony akrobatycznej i przygotowania gimnastycznego. Właśnie ta różnorodność treningu była magnesem. Posiadanie predyspozycji tylko mnie utwierdziło, że dokonałam dobrego wyboru.

Co ciekawe, tyczką zajęła się Pani już wkraczając w dorosłość.
To prawda, zmieniłam konkurencję wyjątkowo późno, bo miałam już prawie 18 lat. Znam sportowców, którzy w tym wieku decydują się na zakończenie kariery lub odcinają kupony od sławy (śmiech). Cóż, miałam przekonanie, że warto spróbować skakania, a pierwsze drobne sukcesy tylko dodały mi pewności siebie.

Co wzbudzało w Pani większy strach: łamiące się tyczki czy kłopoty z dłońmi?
Nic z tych rzeczy. Proszę sobie wyobrazić, że skacząc, w ogóle nie myślałam, że tyczka może się na przykład złamać. Poza tym byłby to niedobry sygnał, bo niepotrzebny stres nigdy nie służy wynikowi. Z kolei otarcia dłoni i schodzący naskórek były permanentnym problemem na początku przygody z tyczką, gdy skóra nie była przyzwyczajona do specjalnego kleju i wysiłku. Jedyne, czego sportowiec może się obawiać, to poważnych urazów i kontuzji krzyżujących przygotowania i plany startowe.

Po odniesieniu urazu czaszki na treningu w Spale (w grudniu 2013 roku) myślała Pani o zakończeniu kariery?
Wręcz odwrotnie. Zadziwiające jest to, że w takich trudnych sytuacjach człowiek bardzo szybko potrafi się pozbierać. Tak też było w tym przypadku. Pierwsze pytanie, które skierowałam do lekarza, brzmiało: Doktorze, kiedy będę mogła wrócić do treningu?

Zdawała sobie Pani wówczas sprawę z powagi sytuacji?
Myśl, czy w ogóle będę zdolna nadal uprawiać sport, nawet nie zaświtała w mojej głowie. Takie sytuacje bardzo często rozwijają zawodnika mentalnie. Trudny moment spowodował, że wyszłam z niego obronną ręką, jeszcze mocniejsza psychicznie niż przed wypadkiem.

A co z pełnią smaków i aromatów? Przypomnijmy, że w wyniku urazu czaszki ucierpiały Pani dwa zmysły.
Jeśli chodzi o smak - jest w porządku, natomiast węch jeszcze nie wrócił do stanu sprzed wypadku. To i tak bardzo duży postęp, bo z początku lekarze zapowiadali, że jeśli w pierwszym okresie nie nastąpi pełna regeneracja, w ogóle mogę mieć problemy z odzyskaniem węchu. Jak widać, siła woli potrafi zdziałać cuda.

Zmierza Pani do zawodu trenerki?
Czas pokaże... W tej chwili muszę sprawdzić, czy ta praca będzie sprawiała mi przyjemność oraz zweryfikować, czy posiadam odpowiednie predyspozycje.

Nie tylko to jest istotne. Odwiedzając szkoły i gimnazja, Pani też załamuje ręce nad sprawnością ruchową dzieci i młodzieży?
Niestety. Moim zdaniem potrzebne jest większe zaangażowanie ze strony rodziców, nauczycieli i w ogóle szkół, bo w interesie nas wszystkich jest dorastanie zdrowego i sprawnego społeczeństwa. Winne są nie tylko dzieci, bo to świat dorosłych oferuje im tak bogatą gamę rozrywek niezwiązanych z aktywnym spędzaniem czasu. Dlatego najmłodsi idą na łatwiznę i wolą pograć, nie ruszając się sprzed monitora.

Skakanie o tyczce ustawiło Panią finansowo?
Nigdy nie należałam do osób rozrzutnych, wolałam dobrze inwestować pieniądze. Poza tym od kilku lat posiadamy wspólnie z mężem obiekty sportowe w Trójmieście do gry w piłkę nożną, siatkówkę i koszykówkę. Dzięki temu, jeśli chodzi o finanse, odczuwam komfort i chyba mogę spać spokojnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki