Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akompaniator diabłem podszyty

Magda Huzarska
W spektaklu "Akompaniator" granym na Scenie Miniatura Teatru im. J. Słowackiego muzyka zabrzmi dwa razy. Po raz pierwszy na samym początku, kiedy to Akompaniator w dowcipnie umownej scenie będzie przygotowywał przestrzeń gry, usuwając instalacje, które wchodzącemu widzowi mogły wydać się eksponatami z galerii sztuki współczesnej. W rytm tej samej operowej arii, w tymże prologu, znikną ze ściany trzy męskie portrety. Czyje? Musimy poczekać z wyjaśnieniem do mniej więcej połowy.

Drugi raz głos Marii Callas usłyszymy w finale. Ale tej sceny nie zdradzę. I choć między tymi dwoma muzycznymi fragmentami teatralne głośniki milczą, muzyczny świat "Akompaniatora" tworzą żywe instrumenty - aktorzy tej opowieści. Partytura, pióra Anny Burzyńskiej, nie należy do najłatwiejszych.

Oto Akompaniator (Marcin Kuźmiński), po trzydziestu latach milczącej współpracy z operową diwą imieniem Amelia (Monika Niemczyk), postanawia wreszcie przemówić. I zaczyna od razu z wysokiego C, wyznając śpiewaczce miłość.

Ta puszcza to mimo uszu, koncentrując się na castingu, który zamierza wygrać. I w tym momencie, po mniej więcej pięciu minutach trwania spektaklu, kurtyna mogłaby opaść. Ale to dopiero preludium. Banalny, melodramatyczny wręcz początek nie zapowiada tego, co nastąpi później.

Grany na scenie w Słowackiego spektakl jest dla tych, którzy chcą być zaskakiwani

A później będziemy świadkami swoistej psychodramy, dziejącej się między mężczyzną a kobietą. Ale
i to nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby całość raz po raz nie wznosiła się na rozmaite piętra znaczeń i niedopowiedzeń.

Gdyby nie zostawiała tropów, które, gdy już wydaje nam się, że chwyciliśmy byka za rogi, prowadzą nas w wymyślnie utkane zaułki zaskoczeń, nieoczekiwanych puent i nagłych zwrotów akcji. Jest bowiem w "Akompaniatorze" - wyreżyserowanym przez Józefa Opalskiego - coś z muzycznej formy.

Z tą wszelako różnicą, że świat dźwięków zastępuje tu partytura emocji, mieniących się rozmaitymi barwami i temperaturami: od spokojnego piano, do nieokiełznanego furioso.

Tak gra Marcin Kuźmiński. Z zadziwiającą lekkością przeistacza się z demonicznego demiurga
w bezbronnego, wobec zwierzęcej (dosłownie) kobiecości Amelii, mężczyznę. Tworzy postać wieloznaczną, którą widz sam powinien sobie dopowiedzieć. Psychopata, kabotyn, diabeł, marzyciel, kreator cudzego życia, czy po prostu zakochany nieprzytomnie facet? Wszystkiego po trochu. Emocjonalną gęstością i bogactwem ekspresji zagarnia przestrzeń spektaklu.

Monika Niemczyk pozostaje gdzieś w cieniu swego akompaniatora. Będąc z nim w duecie, gra zanadto piano i legato. Jej Amelia niewielu dobywa nut, by grać swą arię. I nawet kiedy suspens się piętrzy,
a absurd gęstnieje, ona pozostaje zawsze kilka taktów za Akompaniatorem.

Świat, wykreowany przez Annę Burzyńską i Józefa Opalskiego, jest ironiczny i przewrotny. W tym świecie śmiało mogłoby się obejść bez - sprawiających wrażenie jedynie ozdobnikowych - kwestii podawanych przez aktorów spod fortepianu, czy nieco za długiego godowego tańca Amelii. Tajemnica, dowcip i groza "Akompaniatora" nic by na tym nie straciły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska