Życie trochę na niby

Anna Błaszkiewicz
Dlaczego mężczyzna, który lata wirtualnym samolotem, nie chce zapisać się na kurs pilotażu? Czy to normalne, że miłośnik cyberwyścigów nie ma prawa jazdy? Wirtualne męskie pasje kobiety nazywają stratą czasu. Ale czy tak jest naprawdę - pisze Anna Błaszkiewicz

Zobacz, jaki księżyc! - z sąsiedniego pokoju woła Olę 31-letni Piotr, jej narzeczony. - Nie obchodzi mnie to, co widzisz na ekranie komputera! - krzyczy wściekła Ola, machinalnie przerzucając kartki magazynu dla kobiet. Jest sobotni wieczór i najchętniej poszłaby do kina na nowy film Kusturicy.

Tyle że Piotr właśnie leci samolotem cessna 182 z Warszawy do Bratysławy i ta wirtualna podróż potrwa jeszcze godzinę. Chyba że popsuje się wirtualna pogoda, bo wtedy jeszcze dłużej. Ola, 30-letnia lektorka języka angielskiego, i Piotr, współwłaściciel niedużej warszawskiej agencji public relations, od trzech lat mieszkają razem. Od pół roku Piotr, który, jak twierdzi, zawsze marzył o pilotowaniu, wolny czas spędza za sterami wirtualnych samolotów.

I bardzo mu się to podoba. Z joystickiem w ręku uczy się nawigacji, poznaje prawo lotnicze i skomplikowane procedury obowiązujące w powietrzu, wsłuchuje się w trudne do zrozumienia komunikaty nadawane przez sieciowych kontrolerów ruchu. Porusza się w świecie będącym odwzorowaniem rzeczywistości. Cyberlotnisko w Bratysławie wygląda jak prawdziwe, a ponieważ internetowe serwisy pogodowe donoszą, że zaczynają się zbierać chmury, Piotr będzie lądował w deszczu. Przestań marzyć, zacznij działać - Nie rozumiem, jak można tak marnować czas. Robić coś na niby, kiedy można robić to naprawdę. Prawdziwych marzeń nie da się przecież spełnić wirtualnie. To oszukiwanie samego siebie - denerwuje się Ola.

- Mógłbym zbudować w pokoju kokpit i zabierać cię na swoje wycieczki. Tak robią niektórzy pasjonaci, czytałem w internecie - śmieje się Piotr. Kiedy w niedzielę idą na spacer do parku, Piotr wzdycha: "Piękna pogoda, świetnie by się dziś latało!". A Ola najpierw milczy, zaciskając zęby, a potem zaczyna się zastanawiać, czy nie kupić mu w prezencie urodzinowym takiego "kursu zapoznawczego", jaki znalazła w ofercie jednej ze szkół. Wykład i godzinny lot cessną z instruktorem kosztuje 900 zł.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. To tak, jakbym mu mówiła:"Jesteś już duży, możesz zacząć żyć naprawdę". Może to będzie wspaniały prezent, coś, o czym marzył? A może on wcale nie chce latać naprawdę? Psychoanalityk Slavoj Žižek powiedział, że spełniona fantazja może okazać się koszmarem. - Dlatego lepiej porozmawiać, nim sprawimy komuś taką niespodziankę - radzi Barbara Tyboń, psychoterapeutka z warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Rozwoju Osobistego "Dobra 4".
- Warto pamiętać o programach telewizyjnych, które proponowały uczestniczkom metamorfozę. Kobiety, które trafiały w ręce chirurgów plastycznych i speców od urody i stawały się atrakcyjne, czasami zapadały na depresję, choć zmiana nosa czy powiększenie biustu były ich marzeniem. Czemu? Jedną z przyczyn mógł być silny, choć nieświadomy lęk przed szczęściem. Jego źródłem są rodzinne przekazy, które mówią, że posiadanie to tylko zapowiedź bolesnej utraty. Bezpieczniej jest więc tylko marzyć, że ma się idealną figurę, czy licencję pilota.

Mężczyzna ma prawo się bawić A jakie jeszcze mogą być powody, dla których zdrowy i finansowo niezależny "miłośnik latania" - jak mówi o sobie Piotr - nie chce usiąść za sterami prawdziwego samolotu? Choćby na próbę. Barbara Tyboń przekonuje, że warto się zastanowić, jakie jego wewnętrzne potrzeby realizują się przez wirtualne loty. Może Piotr wcale nie chce być prawdziwym pilotem, a tylko zanurzyć się w fantazji, oderwać od rzeczywistości, dostarczając sobie silnych emocji, których mu brakuje?

A może uwiódł go świat wirtualny, w którym wygodnie, szybko i niewielkim kosztem da się osiągnąć satysfakcję? Badania australijskiej firmy Leading Edge pokazują, że ponad połowie mężczyzn i 39 proc. kobiet właśnie serfowanie w internecie, gry on-line i korzystanie z portali społecznościowych dają prawdziwe zadowolenie. Dlatego czasem zostajemy w sieci i nie zastanawiamy się, co by było, gdybyśmy to samo zaczęli robić w rzeczywistości. Poza tym jesteśmy zapracowani, zmęczeni, nie chce nam się załatwiać kursów, treningów, wyjazdów. Łatwiej włączyć komputer. Tym bardziej że podczas wirtualnych i rzeczywistych lotów stymulowane są podobne ośrodki przyjemności i ekscytacji, mówi Tyboń.

- Dorośli też mają prawo się bawić. Potrzebują, chociaż na chwilę, ucieczki od rachunków, terminarzy i telefonów. Dlatego jedni włączają telewizor, inni komputer, idą na spacer z psem albo piją wino z przyjaciółmi - dodaje Tyboń. Piotr ze światem wirtualnym jest od dawna zaprzyjaźniony. Już w podstawówce dostał komputer, co zaimponowało jego kolegom. Wtedy grał, żeby się oderwać od rzeczywistości, zapomnieć o szkole. Czasem wolał wirtualnie pokopać piłkę, niż biegać z chłopakami po podwórku.

- Nie ma nic złego w tym, że coś, co sprawiało nam przyjemność w młodości, nadal cieszy. O ile świat rzeczywisty nie zostaje zepchnięty na boczny tor - mówi Barbara Tyboń. Kiedy trzeba uderzyć na alarm Zagrożenia wirtualnych lotów? Rozmyciu mogą ulec granice między realem a wirtualem. Z czasem coraz trudniejsze stają się też powroty do rzeczywistości, bo wirtual fascynuje i wciąga.

Oddziałuje na wiele zmysłów, silnie angażuje nas emocjonalnie, bo odwołuje się do naszych marzeń, wyobrażeń i snów. - Jeśli Piotr realizuje swoją pasję, radzi sobie w pracy, jest w związku, można powiedzieć: "nie ma się czego obawiać". Choć jego zachowanie wzbudza lęk w partnerce, bo ona widzi, że świat wirtualny staje się dla niej konkurencją. Czy ma rację? Czasem trudno nam zaakceptować to, że partner chce wolny czas spędzać po swojemu. Jeśli ona czyta książkę, a on w tym czasie lata - nie ma sprawy.

Ale jeśli kolejny weekend on lata i nie chce iść z nią do kina, zaczynają się problemy. Trzeba porozmawiać, postawić sprawę jasno i ustalić zasady. Ile wolnego czasu potrzebujemy tylko dla siebie, np. na rozwijanie pasji, których druga osoba nie podziela. Kiedy to wiemy, możemy zaplanować, co i kiedy będziemy robić razem, tylko we dwoje. Możemy ustalić, że np. w sobotę wspólnie zjemy śniadanie, pospacerujemy z psem po parku, a później każde z nas zrobi to, na co ma ochotę: przeczyta gazety, pogra na komputerze, pójdzie na basen albo jogę.
Ale o 16 zabierzemy się do wspólnego gotowania obiadu, a potem pójdziemy na koncert. Trening na sucho - Często mówimy o tym, czego nie rozumiemy, że to strata czasu. Jeśli chodzi o rzeczywistość wirtualną, wątpliwości jest szczególnie dużo. A przecież to nie jest świat "na niby", bo to, co się w nim dzieje, dla wielu ludzi ma realne znaczenie - mówi dr Krzysztof Krejtz, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, który zajmuje się wpływem, jaki internet wywiera na komunikację i relacje z innymi.

- Gdy wirtualnymi pieniędzmi będziemy grać na giełdzie, nic nie stracimy, a zyskamy doświadczenie. Może się nam kiedyś przyda. Dzięki nowoczesnym technologiom mamy coraz więcej możliwości wirtualnego "przetrenowania" różnych umiejętności i sprawdzenia się w wielu rolach. Możemy np. dowiedzieć się, czy będziemy mieć czas, żeby nakarmić psa, wyjść na spacer. Jeśli po tygodniu nasz cyberprzyjaciel będzie zaniedbany - może raczej pomyślmy o kupnie kota.

Są serwisy, które pozwalają nam nawet przymierzyć się do roli rodziców wirtualnego dziecka. Mistrz kierownicy ucieka Centralne miejsce na dębowym biurku 24-letniego Jacka zajmuje obciągnięta czarną skórą kierownica. Obok stoi przekładnia zmiany biegów, a na podłodze stalowe pedały - gaz, hamulec i sprzęgło. Na ten zestaw wydał tysiąc złotych. Jacek ma 24 lata, studiuje geografię i pracuje jako ankieter. Jest jedynakiem i nadal mieszka z rodzicami. Wieczorami ściga się i bije rekordy prędkości na wirtualnym torze.

Rano wsiada do zatłoczonego autobusu i jedzie na uczelnię. O sprzęcie i symulatorach mówi ze znawstwem, w środowisku uchodzi za eksperta. Tyle że nigdy nie prowadził prawdziwego samochodu i nie ma prawa jazdy. Rodzice usilnie namawiają go, żeby poszedł na kurs, ojciec obiecuje pożyczać samochód. - A gdzie ja tak sobie pojeżdżę? W tych korkach? - pyta Jacek. Jego matka widzi to jednak inaczej: - To straszny dzieciak jest, on nigdy nie dorośnie.

Jacka powstrzymuje lęk przed porażką. Jako wirtualny kierowca świetnie się sprawdza, ale w rzeczywistości może nie być mistrzem. - Znam młodych ludzi uzależnionych od pornografii w sieci, którzy nie mieli żadnych doświadczeń seksualnych. Dlaczego? Bo w wirtualu nie boją się porażki. Dlatego ci, którzy nie wierzą w siebie, mają kompleksy lub często odczuwają lęk, łatwo mogą zostać uwiedzeni przez świat wirtualny - mówi Barbara Tyboń. I dodaje, że nigdy nie zastąpi on rzeczywistości, bo zawsze zostawia poczucie pustki. Skąd ona się bierze?

Z braku zmysłowego, cielesnego kontaktu z ludźmi. W wirtualu nawet podczas seksu nie dotykamy innego człowieka, nie czujemy jego zapachu czy smaku. Wiemy, że to tylko fantazja. Ale tak naprawdę zdajemy sobie sprawę, że to niepełny kontakt, dopiero wtedy, gdy z sieci wyjdziemy. - Kolejne niebezpieczeństwo to idealizacja. W rzeczywistości zawsze coś jest inaczej, niżbyśmy chcieli, musimy radzić sobie z tym, że inni mają swoje zdanie, z uczuciem frustracji i niemiłymi niespodziankami. W swoim laboratorium tożsamości - To, czy Jacek zrobi prawo jazdy, to jego sprawa.
Ale jeśli rodzice zobaczą, że nie ma przyjaciół, zawala studia, nie szuka pracy, nie wychodzi z domu, powinni się zaniepokoić - ostrzega Barbara Tyboń. - A może on wcale tego prawa jazdy na razie nie potrzebuje? Albo przygotowuje się do działania? - zastanawia się Krzysztof Krejtz. I wyjaśnia, że kiedy boimi się zrobić coś w rzeczywistości, warto spróbować zrobić to w świecie wirtualnym. Łatwiej się w nim otworzyć, przełamać swój wstyd czy strach.

- Terapeuci przyznają, że niektórym pacjentom łatwiej nawiązać z nimi pierwszy kontakt i opowiedzieć o swoich problemach właśnie za pośrednictwem internetu - mówi Krejtz. Podaje też przykład dziewczyny, która w grze komputerowej wcieliła się w matkę nieumiejącą porozumieć się z córką. To pozwoliło jej przepracować problemy, które miała w relacji z matką, i ostatecznie nawiązała z nią dobry kontakt. Powołuje się też na wyniki badań przeprowadzonych w USA.

Okazało się, że ludziom, którzy starają się ukrywać pewne swoje cechy, poglądy czy np. orientację seksualną, pomogło zapisanie się do internetowej grupy dyskusyjnej skupiającej rozproszone po całym świecie osoby mające podobny problem. Chociaż nie spotykali się w rzeczywistości, mogli się wymienić doświadczeniami, opowiedzieć o sobie. Takie zaangażowanie sprawiło, że lepiej się poczuli, zwiększyła się ich samoocena i samoakceptacja.

I dlatego nabrali chęci, by się "ujawnić" także w środowisku, w którym żyją. Internet nie bez powodu jest nazywany "laboratorium tożsamości". Pozwala doświadczyć tego, jak to jest być kobietą, gdy jest się mężczyzną, być kimś młodszym od własnej córki. Pilotem, gdy jest się kierowcą, i kierowcą, gdy nie ma się prawa jazdy. I - paradoksalnie - właśnie dlatego może się zdarzyć, że w świecie wirtualnym poczujemy się bardziej sobą, niż jesteśmy w rzeczywistości.

***

[b]RAMKA
Wirtualni mężczyźni, kim są? Mówi dr Waldemar Świętochowski, psychoterapeuta z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego[/b]

"Prawdziwy mężczyzna" zawsze musi dawać sobie radę. Czuje potrzebę, by wciąż na nowo udowadniać, że jest wartościowy, np. rywalizując z innymi. To wynika ze sposobu wychowania chłopców i tego, że rodzice kochają ich warunkowo: "Będziemy cię kochać, jeśli zasłużysz na naszą miłość". Dlatego mężczyzna boi się porażki. Szuka obszarów, w których mógłby się wykazać i podnieść w ten sposób swoją samoocenę.

Myśli: "Muszę przecież w jakiś sposób zaimponować tej kobiecie, żeby mnie kochała". Ale takich nisz, w których mógłby się poczuć panem sytuacji, ubywa. Bo kobiety coraz lepiej dają sobie radę w dziedzinach do niedawna zarezerwowanych dla mężczyzn. Świat wirtualny tymczasem nadal wydaje się im takim miejscem. Tam mogą rywalizować, sprawdzać się i realizować pasje, a przy tym czuć się bezpiecznie. Ryzyko porażki jest minimalne. I zawsze można zacząć od początku.

Kobietom trudno się jednak pogodzić z tym, że mężczyźni "marnują tam czas". Same są zapracowane, a po powrocie do domu czekają na nie kolejne obowiązki. Czują, że w życiu trzeba się raczej skupiać na zadaniach, nie szukać rozrywek w świecie na niby. Ale też patrzą na takie "zabawy" przez palce i z politowaniem, bo nie zastanawiają się, jakie potrzeby w ten sposób zaspokajają mężczyźni. Mają tylko poczucie, że czasem trzeba im na to pozwolić, tak jak ich matki pozwalały ojcom siedzieć z wędkami nad rzeką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl