Jak dobrze zaplanować dziecku całe wakacje

Sonia Ross
Na wakacje czekają tylko dzieci, dla rodziców to problem. Trwają aż dwa miesiące, a kto ma tyle urlopu. Dziadkowie to wtedy prawdziwy skarb. A co z tego mają babcia i dziadek. Mogą wreszcie zbudować bliskie relacje z następnym pokoleniem.

Sobota. Na dworze słońce, pod oknem pachnie bez. A Kasi Chęcińskiej cierpnie skóra. - Idą wakacje - wyjaśnia. - Mam troje dzieci i tylko 26 dni urlopu. Jak go rozłożyć na ferie, wakacje i resztę roku?
Kasia myśli: "Najpierw ja wezmę urlop i pojadę z dziećmi na Mazury. Potem posiedzi z nimi Piotrek. Później do dziadków. A na koniec tydzień spędzimy wspólnie".

Kasia jest product menagerem w firmie farmaceutycznej. Jej mąż Piotr pracuje w NIK-u. Oddali dzieci do szkoły muzycznej, bo w zwykłej podstawówce musiałyby siedzieć do szóstej po południu w świetlicy. Tutaj przynajmniej ćwiczą. 9-letnie bliźniaczki, Kinga i Maja, grają na gitarze i flecie. Od września dołączy do nich 7--letni Gucio. Będzie się uczył gry na saksofonie. - Od września - mówi Kasia. - A co teraz?

Trójka wnuków to niedużo

Na szczęście rodzice Kasi mają w Złotokłosie pod Warszawą działkę. Drewniany domek, drzewa dają miły cień. W trawie poziomki. - Jak dzieci były zupełnie małe, moja mama zrobiła warzywniak - wspomina Kasia. - Kiedy podrosły, rodzice powiększyli trawnik do gry w piłkę. Teraz Gucio, Kinga i Maja bawią się w Złotokłosie z innymi dziećmi z okolicy.

- Kiedyś miałam pod opieką prawie dwudziestkę - śmieje się Teresa Kordas, mama Kasi. - Nie jest łatwo okiełznać wszystkich. W tamtym roku był straszny płacz, bo dwie dziewczynki znalazły jaszczurkę. I tak ją sobie wyrywały, że każdej zostało po pół...

Co dwa dni Kasia lub jej mąż Piotr dowożą na działkę zakupy. Kasia mówi, że chociaż wie, że dziadkowie przychyliliby wnukom nieba, to czasem nie mają siły się za nimi uganiać. Dlatego Chęcińscy postanowili: Prosimy o opiekę nad dziećmi tylko wtedy, gdy jesteśmy bez wyjścia. - Moi rodzice ciągle są aktywni, chodzą na wykłady Uniwersytetu Trzeciego Wieku i ciężko wpisać się w ich kalendarz - śmieje się Kasia. -Ale kiedy już się zajmują dziećmi, robią wszystko, by ciekawie spędziły czas.

Według psychologów, zbytnie obciążanie dziadków opieką nad wnukami nie jest dobre dla rodziny. Eksploatowane babcie nie skarżą się, bo ciąży na nich społeczna presja. Jak świat światem, rodzice pomagali dzieciom w wychowaniu wnuków. Ale jest też druga strona medalu: dziadkowie, którzy skupiają się wyłącznie na własnych zainteresowaniach, nie zbudują z wnukami bliskich relacji. A gdy te będą nastolatkami, trudno będzie je włączyć do pomocy niedołężnym dziadkom. Najlepiej więc wykorzystać wakacje na na budowanie wzajemnych relacji.

- Rozumiem, że rodzice mają swoje zainteresowania i pasje - tłumaczy Kasia Chęcińska. - I nie powinni z nich rezygnować. Jestem wdzięczna za każdą pomoc, którą od nich dostaję.

Dziewczynki i Gucio uwielbiają jeździć do Złotokłosu. Mają tam tajemne skrytki, przyjaciół. Babcia i dziadek wymyślają różności: - Dzieciom podobały się nocne podchody - mówi babcia.

- Każdy z nas miał latarkę. Szukaliśmy skarbu. - Który ja ukryłem - dorzuca dziadek Kazimierz. Kinga i Maja lubią, kiedy babcia rozpala ogień w kominku (jest na zewnątrz domu), a później wszyscy siedzą przy nim, owinięci kocami, i śpiewają piosenki. Słuchają, jak dziadek opowiada bajki.

Z dziadkiem w przyczepie

Barbara Sypniewska z Puław, babcia czworga wnucząt, również opowiada im bajki. Jej córka Iwona Hajewska pięć tygodni temu urodziła czwarte dziecko, chłopczyka. Iwo ma dwie siostry, 6-letnią Marysię i 4-letnią Anię. Najstarszy jest Jaś, właśnie skończył 9 lat.

Iwona, razem z mężem Rafałem, są architektami krajobrazu. I choć mieszkanie mają małe, 40-metrowe, to ogród doklejony do niego wygląda jak z powieści Jane Austen: kępy fioletowych irysów, clematis oplatający okna. Iwona robi mi herbatę i zagląda do wózka Iwona. Telefon ciągle dzwoni. - Prowadzimy firmę, a teraz mamy najwięcej zleceń. O wakacjach nie ma mowy - stwierdza. - Rafał wstaje o 5 rano i pędzi do pracy. Później przywozi tylko dzieci ze szkoły i przedszkola i znów do niej wraca. Gdyby nie pomoc rodziców, byłoby nam ciężko. Często biorą dzieci do siebie.

Mieszkają w Puławach, w bloku, ale te wyjazdy są dla Jasia, Ani i Marysi zawsze wielką atrakcją. Gdy wiedzą, że pojadą do dziadków, pakują się tydzień wcześniej, siedzą na walizkach - śmieje się Iwona. - Mają tam mnóstwo atrakcji. Tuż obok jest piękny park Czartoryskich, w którym się bawią. W Puławach są też place zabaw, wyposażone lepiej niż warszawskie.

Nie martwi się o dzieci, choć jej rodzice lubią z nimi podróżować, np. do ruin zamku w Janowcu. Jej tata dobrze prowadzi. Kiedyś jeździli z namiotem, teraz z przyczepą. W podróż zabierają wnuki. - Może czasem wcale nie mają na to ochoty? - pytam, ale Iwona zaprzecza. - Wiele razy im odradzałam. Ale oni twierdzą, że to radość. Chcą, żebym ja trochę odpoczęła lub dokończyła projekt. - Ale jak dzieci siedzą tam dłużej, to po powrocie muszę nad nimi trochę popracować, bo dziadkowie je rozpuszczają - śmieje się.

- To nie jest męczące? Da się choć trochę odpocząć? - pytam mamę Iwony, Barbarę Sypniewską, która jest inicjatorką wspólnych wyjazdów. Jej mąż Andrzej mniej angażuje się w opiekę, bo wciąż prowadzi własną firmę. Barbara niedawno przeszła na wcześniejszą emeryturę. - Nie narzekam. Kiedy dzieci nie są absorbujące, można jeszcze odpocząć - mówi. - Gdy byłam z dużo mniejszym Jasiem nad morzem w Jarosławcu, leżałam na leżaku, czytałam książkę, a on bawił się w piasku. Na te wakacje jedziemy w to samo miejsce. Teraz zabieram dwójkę starszych. Z trójką nigdy nie byłam na wyjeździe, ale kiedy Ania podrośnie, to kto wie...

- Podziwiam moją mamę -mówi Iwona. - Opieka nad moimi dziećmi jest trudna, bo wszystkie są alergikami. Jasiek ma astmę, Maria atopowe zapalenie skóry, Ania duszności. Nie mogą jeść nabiału, pić mleka, jeść jogurtów, sera, wołowiny i cielęciny. Trudno temu sprostać, zwłaszcza gdzieś poza domem. Trzeba nauczyć się gotować.

- Więc jak sobie radzi? Iwona wskazuje głową na zgrzewkę koziego mleka. - Na wyjazd musimy zaopatrywać się w takie mleko, a także sery - dzieci jedzą dużo klusek, pierogów na słodko, surówek, ale bez dodatku śmietany. To oczywiście utrudnia życie.

Ale babcia Basia nawet nie wspomina, że ma z tym kłopot. Boi się czego innego. - Opieka nad wnukami jest trudniejsza niż nad własnymi dziećmi - ocenia. - To nie moje dzieci i odpowiedzialność jest większa. Kiedy zabraliśmy Jasia do Slovenskiego Raju, przechodziliśmy przez przełęcze, trzymając się łańcuchów, wspinaliśmy się po drabinkach. Bałam się o niego. Przyczepiłam go więc paskiem do swoich spodni -śmieje się. - W Czechach, gdzie zwiedzaliśmy jaskinie, trzymałam go za rękę. Ale największy stres przeżyłam, gdy 5-letnia Marysia zachorowała. Przez tydzień miała 40 stopni gorączki. Infekcja na szczęście minęła.

Basia twierdzi, że kontakty z wnukami umacniają więzi między nimi. - Dzieci, jeżdżąc z nami, poznają przyrodę, uczą się - wylicza. - Kiedyś powiedzą: "A tu byliśmy z babcią". Ale i chwile z wnukami są bardzo cenne.

Z babcią po górach

- Babciu, zobacz! - 6-letnia Kamilka pokazuje babci, Majce Borczyk, całkiem niezniszczone traperki.
- Nie mogę wcisnąć nogi! - Babcia jest zmartwiona: - Takie świetne buty i już za małe... Musimy kupić nowe, bo w czym pójdziesz na Kornuty? Kornuty to rezerwat skalny na zielonym szlaku ciągnącym się od Gorlic przez Krempną aż do Ożennej, tuż przy ukraińskiej granicy.

- Dziewczyny czekają na tę wyprawę. Są zaprawione w górskich wędrówkach. Na szlaku nie marudzą i nie narzekają - chwali wnuczki Majka.

- W ubiegłym roku zabrałam je w Pieniny. Przeszły od wąwozu Homole przez Jawornik, Białą Wodę z powrotem do wąwozu. Zrobiły 13 kilometrów. Kawał drogi. W pewnym momencie Patrycja się zbuntowała. Siadła na trawie i powiedziała, że dalej nie idzie. Że chce do autobusu. - Dziecko, do autobusu mamy 7 kilometrów - otrzeźwiła ją babcia. - Musisz dojść. Ja cię nie poniosę, mam plecak.
Patrycja chwilę rozważała za i przeciw. Sprawa rozwiązała się sama. Na połoninę wyszły owce. Pobiegła do nich w podskokach. Nogi w cudowny sposób przestały ją boleć.

Majka jest instruktorką ZHP. Chodzi po górach, jeszcze do niedawna prowadziła własną drużynę w Cieklinie koło Jasła. Imponuje dziewczynkom. - Babcia ma kondycję - mówią z uznaniem. - Ledwo za nią nadążamy. I wymyśla świetne trasy.

- Ze starszą, Kamilą, byłam na obozie harcerskim - mówi Majka. - Pobudka, apel, zajęcia, zdobywanie sprawności. Wędrówki, wieczorne ogniska. Wróciła zachwycona. Cieszę się, że mogę się z nimi dzielić tym, co umiem. Fajnie, że mój świat staje się też trochę ich światem. Że nie mogą się doczekać kolejnej wyprawy. Hartują się. Nie mazgają. Nie narzekają. Jestem pewna, że to da im siłę na życie.

Psychologowie nazwaliby te relacje babci i wnuków idealnymi. Dlaczego? Bo udało się połączyć opiekę i realizację pasji. Majka nie zrezygnowała z wędrówek po górach tylko dlatego, że jest babcią. Nie skupiła się na gotowaniu i wychodzeniu z dziewczynkami na plac zabaw. Pokazuje im świat, który sama lubi. Górskie wędrówki wciągnęły także wnuczki.

Dlatego dziewczyny nie mogą się doczekać wakacji. Młodsza, Patrycja, mieszka w Rzeszowie. Przyjeżdża do babci na cały miesiąc. Starsza jest u niej codziennie.

- Je obiad, odrabiamy lekcje - wylicza Majka. - Ale ulubiony moment to ten, w którym obydwie pochylamy się nad mapą. - Babciu, chodźmy tutaj - Kamila z przejęciem stuka długopisem w nazwę wzniesienia Pasmo Magury. - Tu jeszcze nie byłyśmy. Majka się cieszy. Lubi tę trasę. - Często chodzimy z PTTK, harcerzami, w grupie przyjaciół - wyjaśnia. - Dziewczynki bywają w trasie zmęczone, ale kiedy już dojdą, są z siebie dumne. A ja z nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl