18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Marcin Piotrowski: Poszukiwacz skarbów

Błażej Przygrodzki
- Poruszam się powoli. Na dworze świta, a ja detektorem sprawdzam każdy centymetr lesistego wzgórza. Mam partyzancką, ręcznie robioną mapę.

Jeśli jest dokładna, to podczas wojny tu była zimowa kwatera oddziału Armii Krajowej. Był to doskonały i bezpieczny punkt obserwacyjny. Żołnierze mogli tutaj spokojnie odpocząć. Pewnie zostały tu strzępy mundurów, zużyta broń, naboje, orzełki z żołnierskich czapek. Może uda mi się je odnaleźć... Tak Marcin Piotrowski z uśmiechem streszcza jedną ze swoich wypraw w poszukiwaniu skarbów. Pasją kilka lat temu zarazili go koledzy, z którymi poszedł na badanie poniemieckiego śmietnika na wrocławskich Niskich Łąkach. Nie znalazł nic ciekawego, ale poczuł dreszczyk emocji jak Indiana Jones z "Poszukiwaczy zaginionej Arki" na tropie kolejnej zagadki. Podstawowym atrybutem polskiego poszukiwacza jest detektor metali. Urządzenie, które za pomocą fal elektromagnetycznych lokalizuje zakopane przedmioty z cyny, miedzi, cynku, ołowiu, złota czy srebra.

Jeśli detektor rozpozna metal, poinformuje o tym za pomocą dźwięku w słuchawkach. Oprócz wykrywacza na wyprawy warto również zaopatrzyć się w saperkę i wygodne, najlepiej wojskowe, ciuchy. Jednak sprzęt i dobre chęci nie wystarczą. Zanim pan Marcin wyjdzie w teren, dokładnie zapoznaje się z jego historią i topografią: - Szukanie po omacku to strata czasu - podkreśla. - Staram się dotrzeć do jak najstarszych map. Czasem w miejscu gdzie teraz jest łąka, przebiegała dawniej ruchliwa droga. Jeśli wyznaczę jej trakt, mam szanse odkryć coś, co kiedyś ludzie wyrzucili lub zgubili podczas podróży. Zdobycie ciekawego przedmiotu to dopiero początek. - Dajmy na to, znajdę guzik od munduru. Z ekspertami od wojskowości ustalam, o jaki uniform może chodzić. Gdy już wiem, że ten guzik zgubił piechur z armii napoleońskiej, interesuje mnie reszta: czapka, buty płaszcz.

Kiedy już wszystko ustalę, chcę poznać, co wojacy cesarza robili na moim terenie. I tak się uczę historii wojen napoleońskich - opowiada poszukiwacz. Bywa, że mimo dobrych map i ciekawego miejsca poszukiwania kończą się klapą. Kiedyś pan Marcin wraz z archeologami prowadził badania na terenie, gdzie przed wojną była osada. Po kilku godzinach detektory wykryły, że w ziemi znajduje się coś dużego. Rzucili się do kopania. Na głębokości półtora metra ich oczom ukazał się "skarb": emaliowany garnek z czasów Gierka. Wartość historyczną osiągnie za jakieś 100 lat... Ale przypadkowi poszukiwacze mają też sukcesy. Jakiś czas temu znaleziono pod Płockiem bullę Bolesława Kędzierzawego z XII wieku. Dzięki akcji magazynu "Inne Oblicza Historii" trafiła do muzeum na Zamku Królewskim w Warszawie. Na ziemiach polskich można również znaleźć cenne monety, nawetz początków państwa polskiego.

Żeby natrafić na prawdziwy skarb, wcale nie trzeba odkryć zakopanej przez Niemców legendarnej Bursztynowej Komnaty. Kilka lat temu w Brzegu na Dolnym Śląsku cenne przedmioty znaleziono w... średniowiecznym wychodku. Był tam nawet pas rycerski. Tajemnice II wojny światowej najlepiej zgłębiać w Górach Sowich. Niektórzy uważają, że jest to najbardziej tajemniczy obszar w Europie, skrywający wiele niewyjaśnionych zagadek. Są tam głęboko ukryte, niedostępne sztolnie, tunele i podziemne fabryki. - Słyszałem, że poszukiwacze znaleźli motocykl Harley Davidson na rosyjskiej rejestracji. Potem przeczytałem, że Amerykanie pod koniec wojny przysyłali te maszyny w ramach pomocy dla Armii Czerwonej.

Odkrywcy z prawdziwego zdarzenia po skończeniu prac zakopują dziury, a znalezione eksponaty zgłaszają do muzeum. Współpracują z archeologami i zdarza się, że są od nich dużo bardziej skuteczni. Boleją, że państwo nie chce ich uznać i zalegalizować jako grup poszukiwaczy pamiątek z przeszłości. - Mogę sobie kupić detektor, mogę nawet z nim chodzić po lesie, ale teoretycznie nie mam prawa wykopać tego, co znajdę. Potrzebne jest pozwolenie konserwatora zabytków, a o to niezwykle trudno. Ja działam uczciwie, a i tak mogę mieć nieprzyjemności z policją. Teoretycznie należy się znaleźne, ale nie liczę nawet na dyplom - podkreśla pan Marcin. - Nie chodzi mi o zysk, ale nie chcę, żeby ktoś za moją pasję zamykał mnie w więzieniu.

Zawodowi archeolodzy często oskarżają poszukiwaczy o to, że robią to dla zysku. - Pewnie, że zdarzają się nieuczciwi - przyznaje pan Marcin. - Zakazy sprawiają, że trofea lepiej schować lub sprzedać, niż pójść do muzeum. Do państwa należy nawet to, co znajdziemy na własnej działce! Mimo to nie zamierza porzucić swojej pasji. - Ile razy wracam przemoczony, zziębnięty, nawet bez łupu, i tak jestem szczęśliwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl