Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A miała być wielka, nieskończona miłość...[REPORTAŻ]

Alicja Zboińska, Agnieszka Jasińska
Znalezienie prawdziwej miłości to wielkie wyzwanie. I nawet jeśli się nam wydaje, że się nam udało, to wielką radość mogą szybko przesłonić wielkie kłopoty. Bo wybranki mogą nie zaakceptować nasi rodzice, a partner może jednak bardziej od nas kochać pieniądze.

Miało być tak pięknie. Wzajemne zauroczenie, najpierw wspólnie spędzane chwile, w planach wspólne życie. Jednak zamiast weselnego tortu pojawiają się przeszkody. I to przeszkody, których czasem pokonać się nie da. Powody są różne, np. brak akceptacji ze strony rodziny. A czasem o źle ulokowanym uczuciu chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Ale nie pozwalają na to... firma windykacyjna lub komornik.

Przyszli z karabinem, bo... była za stara na żonę dla synka

To była wielka miłość. Dziś mówią o nich nie tylko Poddębice, ale i cała Polska. Ona ma 34 lata, on - 21. I w tym był problem. Rodzice chłopaka nie zaakceptowali starszej synowej. Uznali, że jest za stara na żonę dla ukochanego syna. A kiedy słowne perswazje nie pomogły, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Pojechali do kobiety z karabinem - a dokładnie z atrapą broni - i chcieli wybić jej z głowy zamążpójście.

- Policjanci z Poddębic zatrzymali małżeństwo w wieku 46 i 52 lat. Podejrzani grozili 34-latce, która spotykała się z ich synem - potwierdza asp. Elżbieta Tomczak, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Poddębicach.

Sceny niczym z komedii romantycznej rozegrały się w Poddębicach na początku wakacji, 9 lipca o godz. 14.

- Niedoszli teściowie wtargnęli do domu kobiety niespodziewanie. Żądania były kategoryczne. Zastraszając 34-latkę przedmiotem przypominającym broń palną, chcieli zmusić ją do zaniechania kontaktów z ich synem. Grozili, że ją zabiją- opowiada asp. Tomczak. - Teraz małżeństwu grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.

Policjanci ustalili, że niedoszli teściowie działali wspólnie i w porozumieniu.

- Po ostrej wymianie zdań, małżeństwo oddaliło się spod domu kobiety. 34-latka zachowała zimną krew. Od razu po tym zdarzeniu złożyła oficjalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa - kontynuuje asp. Tomczak. - Policjanci natychmiast pojechali do domu małżeństwa. Chcieli ustalić okoliczności i przebieg zdarzenia. Zastali niedoszłych teściów w domu. Małżeństwo nie ukrywało odwiedzin u niechcianej synowej. Policji tłumaczyli jednocześnie, że chcieli zniechęcić kobietę do kontaktów z ich 21-letnim synem, bo ich zdaniem była między nimi zbyt duża różnica wieku.

W trakcie rozmowy z policjantami, 52-latek przyniósł z domu przedmiot przypominający broń palną. Oświadczył przy tym policjantom, że jest to tzw. straszak, który znalazł kilka miesięcy temu, podczas pobytu w Niemczech. Nim chciał zastraszyć niechcianą synową.

- Ponadto podczas przeszukania pomieszczeń, w garażu małżeństwa policjanci znaleźli jeszcze karabinek pneumatyczny wraz z lunetą. Mężczyzna nie potrafił logicznie wytłumaczyć jego pochodzenia. Powiedział jedynie, że kupił go kilka lat wcześniej w Niemieczech - opowiada asp. Tomczak. - W związku z zaistniałymi okolicznościami podjęto decyzję o zatrzymaniu małżonków. Niedoszli teściowie zostali przewiezieni do komendy. Znaleziona broń została zabezpieczona w depozycie policyjnym. Zarówno 52-latek, jak i jego 46-letnia żona przyznali się do zarzucanych im czynów.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jeśli trafią za kratki, będą mieć dużo czasu na przemyślenia. Może długa rozłąka z synem i jego miłością życia sprawi, że przekonają się do starszej synowej?

Szczęścia do ślubnego kobierca nie miała też para ze Skierniewic. Jednak tutaj na przeszkodzie nie stanęli rodzice, ale alkohol. Zakochani dwa razy próbowali wziąć ślub cywilny, dwa razy nieskutecznie. Najpierw on przyszedł do Urzędu Stanu Cywilnego nietrzeźwy, następnym razem ona. Na sam koniec w USC pojawił się sam pan młody. Powiedział, że rezygnuje ze ślubu. Chciał też zwrotu opłaty za ślub.

Planowany ślub oddali się znacznie w czasie także innej parze. 20 -latek z Łodzi dla wybranki swojego serca wyniósł suknię z salonu ślubnego. Problem w tym, że za nią nie zapłacił. Do salonu włamał się w nocy. A suknie wyniósł razem z manekinem.

- Policjanci z wydziału wywiadowczego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi zatrzymali 20-latka, który wybił szybę w salonie sukien ślubnych przy ul. Zachodniej w Łodzi, a następnie skradł z wystawy sukienkę wraz z manekinem - opowiada mł. insp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Funkcjonariusze dostali zgłoszenie kilka minut po północy. Policjanci zauważyli na ulicy Rybnej 20-latka niosącego manekina ubranego w suknię ślubną. Mężczyzna usiłował uciec, ale po krótkim pościgu został jednak zatrzymany.

Jak się okazało, 20-latek nie był wcześniej notowany. W chwili zatrzymania miał 1,5 promila alkoholu w organizmie.

Myślała, że to miłość, a chodziło o taki świetny telefon

Pani Anna z Łodzi niemal dwa lata walczyła o to, by były partner pozostał tylko wspomnieniem. Nietrafione uczucie w połączeniu z naiwnością i chęcią pomocy skończyło się bowiem finansowymi tarapatami. A wszystko zaczęło się, gdy jej partner, z którym spotykała się dwa lata, poprosił o pomoc w zdobyciu nowego telefonu.

- Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to początek moich kłopotów - mówi łodzianka. - W końcu tłumaczył, że zależy mu na telefonie, którego w Łodzi u operatorów komórkowych nie można otrzymać. Chciał go więc kupić przez internet i zapytał, czy może go zamówić do mojego domu.

Pani Anna nie widziała w tym nic podejrzanego. Sądziła, że znajomy zapłaci, a następnie odbierze telefon od kuriera i na tym sprawa się zakończy. Nie zakończyła, tak jak nie chodziło tylko o sam aparat. Znajomy najwidoczniej nie był minimalistą, nie dość, że zamówił drogi aparat, to na dodatek uruchomił wiele dodatkowych opcji. Dodatkowo płatnych. Tylko jakoś "zapomniał" o tym powiedzieć pani Annie. Tak jak "nie pamiętał", by powiadomić ją, że co prawda telefon zabiera, za to zostawia jej abonament. Do płacenia.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Sposób był prosty: partner posłużył się danymi kobiety, a umowę odebrał od kuriera w jej imieniu. Nie miał większych problemów ze sfałszowaniem jej podpisu. Poszło mu na tyle dobrze, że powtórzył ten manewr. Tym razem jednak nie chodziło o telefon komórkowy, w końcu jeden już miał. Kolejny krok to zawarcie umowy z dostawcą telewizji cyfrowej. Patent ten sam: partner ma dekoder i największy pakiet programów, pani Anna rachunki do zapłaty.

Tylko że jeszcze o tym nie wie. Ale stan błogiej nieświadomość nie potrwa już długo. Zakłóci go pismo od operatora telefonii komórkowej, który będzie się domagał zapłaty zaległych rachunków wraz z odsetkami. Początkowo pani Anna pomyśli, że to pomyłka. Nie skojarzy, że zaległe rachunki to efekt działania partnera, który w międzyczasie zyskał status byłego partnera. Nie ułożyło się.

Łodziance przestaje się także układać finansowo. Do pretensji operatora komórkowego dołączają się bowiem pretensje dostawcy usług telewizyjnych. Wtedy do pani Anny dociera, że najwidoczniej jej podpis znalazł się na kolejnej umowie. Nie tyle jej podpis, co raczej jego podróbka, gdyż na zawarcie tej umowy zgody także nie wyraziła.

- Zaufałam mu, a on to wykorzystał - mówi łodzianka. - Myślałam, że mogę mu ufać, że to, co jest między nami, jest prawdziwe i coś znaczy. Dla niego najwidoczniej nie znaczyło. Rozstanie tak nie zabolało jak świadomość, że zostało się wykorzystanym.

W sumie obie instytucje chcą od pani Anny ponad 3 tysiące złotych. Kobieta płacić nie chce, ale nie bardzo ma pojęcie, co z tym wszystkim zrobić. Ma na głowie pracę i chorą mamę. Niebawem będzie też miała nakaz zapłaty z sądu elektronicznego w Lublinie i groźbę komorniczej windykacji.

Wtedy na scenę wkroczy Zbigniew Kwaśniewski, miejski rzecznik praw konsumentów w Łodzi. To u niego pani Anna poszuka pomocy. Zbigniew Kwaśniewski nie pierwszy raz widzi, do czego może doprowadzić źle ulokowane uczucie. A jego walka z romantyzmem nic wspólnego nie ma. By partner pani Anny pozostał tylko wspomnieniem, trzeba bowiem stoczyć walkę z nakazem zapłaty. Zakochana czy zawiedziona kobieta miała bowiem dwa tygodnie na to, by się od niego odwołać.

Nie zrobiła tego, więc rzecznik musi znaleźć najpierw powód, dla którego kobieta nie wniosła sprzeciwu w terminie, a następnie nadrobić opóźnienie. Na szczęście się udaje: pani Anna tłumaczy się przed sądem długimi godzinami pracy i opieką nad chorą mamą. Sąd dochodzi do wniosku, że na złożenie sprzeciwu zabrakło jej czasu.

To jednak nie koniec. Walka trwa, biegły stwierdza, że podpisy pod umowami nie należą do kobiety. To początek końca jej kłopotów. Mija półtora roku i pani Anna zostaje wreszcie uwolniona nie tylko od kłopotów, ale i nieuczciwego partnera...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki