Były wiceszef CBŚ daje dziwne alibi oskarżonemu

Łukasz Cieśla
Były wiceszef poznańskiego CBŚ Przemysław Woźniak pracuje w firmie kierowanej przez biznesmena Dariusza M., oskarżanego przez prokuraturę o oszustwa gospodarcze, wyłudzenia i fałszowanie dokumentów. Niedawno w procesie karnym biznesmena dał mu alibi, którego wiarygodność budzi wątpliwości uczestników procesu. Prokuratura na razie nie wypowiada się, czy zostanie wszczęte postępowanie odnośnie prawdziwości zeznań Przemysława Woźniaka. Chce poczekać na koniec procesu biznesmena.

Żeby zrozumieć, o co chodzi w zeznaniach Woźniaka, trzeba prześledzić działalność Dariusza M. To były wojskowy z Goleniowa koło Szczecina. Ma średnie wykształcenie, do tej pory nie był karany. Po zdjęciu munduru zaczął działać w biznesie. Było to na początku lat 90. Dziś w Goleniowie o jego działalności krążą różne opinie. Mówi się, że jest samoukiem z ekonomii, świetnie zna prawników i różnych bankowców oraz potrafi załatwić kredyty.

Z czasem do prokuratur zaczęły się zgłaszać osoby, które twierdziły, że doradzający im Dariusz M. oszukał je na duże kwoty. Niezadowoleni klienci mówili, że zasypuje ich fałszywymi fakturami, szantażuje sfałszowanymi wekslami. Ten ostatni czyn to zbrodnia - za puszczenie w obieg fałszywego weksla grozi do 25 lat więzienia.

Oszukany przez Dariusza M. poczuł się m.in. Marcin Pacholski, młody przedsiębiorca z Goleniowa. W marcu 2010 roku zawiadomił tamtejszą prokuraturę o działaniach M. Sprawa zakończyła się aktem oskarżenia. Proces, odbywający się w sądzie w Szczecinie, może zakończyć się już w najbliższą środę. To właśnie w tej sprawie "dziwne" zeznania, korzystne dla Dariusza M., złożył niedawno Przemysław Woźniak.

Zawyżanie kredytu
Kilka lat temu Pacholski, nie mogąc dostać kredytu w banku, skontaktował się z Dariuszem M. Potrzebował pieniędzy m.in. na zakup dzierżawionego gruntu, na którym jego firma zajmowała się naprawianiem uszkodzonych europalet.

- Dariusz M. namówił mnie na zawyżenie ceny zakupu działki, po to, by bank dał wyższy kredyt. Mówił, że dzięki temu za te dodatkowe pieniądze rozkręcę działalność. Zgodziłem się na to. Na zawyżenie ceny transakcji przystał też sprzedawca gruntu - opowiada Marcin Pacholski.

Bank przyznał mu 1,8 mln kredytu. Z tej kwoty milion złotych został przeznaczony na zakup gruntu. Sprzedawcą terenu był Dariusz Giec, inny mieszkaniec Goleniowa. Jak wynika z aktu oskarżenia, strony umówiły się, że Giec odda wartość zawyżonej kwoty na rachunek Dariusza M.

- Taki mechanizm oddania pieniędzy wymyślił M. Stwierdził, że nie można ufać Giecowi, że odda nadwyżkę. M. powiedział, że wystawi Giecowi fakturę. Obiecywał też, że gdy Giec przeleje mu kasę, to da mi ją do ręki - mówi Pacholski.

Giec przelał na konto Dariusza M. 561 tys. zł. W zamian w grudniu 2007 roku dostał od M. fakturę - jak wiele wskazuje fikcyjną - na doradztwo finansowe.

- Dariusz M. zatrzymał te ponad pół miliona złotych, które przelał Giec. Żeby to uwiarygodnić zaczął zasypywać mnie fakturami na usługi, których nie wykonał. Wymyślał, że jestem mu winien jakieś pieniądze - wspomina Marcin Pacholski.

W styczniu 2011 roku prokuratura w Goleniowie oskarżyła Dariusza M. o działanie na szkodę Pacholskiego. Nie chodziło wyłącznie o sprawę z zawyżeniem kredytu, ale także o zarzuty wystawiania fikcyjnych faktur i przywłaszczania pieniędzy Pacholskiego na łączną kwotę kilkuset tysięcy zł. Dariusz M. tłumaczył, że pieniądze należały się jemu z tytułu prowizji za załatwienie kredytu oraz innych usług, które jego firma rzekomo świadczyła na rzecz Pacholskiego.

Dwie wersje Dariusza M.
Niebawem w sądzie w Szczecinie rozpoczął się proces przeciwko M. Zaczęto raz jeszcze weryfikować dokumenty.

Pojawił się również wątek pieniędzy, które właściciel działki Dariusz Giec przelał na konto Dariusza M. z tytułu rzekomego doradztwa. Pacholski i Giec zapewniają, że był to zwrot nadwyżki za zawyżenie ceny ziemi.

Jeszcze na etapie śledztwa w prokuraturze Dariusz M. tłumaczył, że pieniądze od Gieca były wynagrodzeniem za doradztwo. M. twierdził, że pomagał Giecowi w kwestii dotyczącej handlu maszynami rolniczymi. W sądzie Dariusz M. i jego obrońcy przedstawili niedawno nową wersję wydarzeń, która miała potwierdzić zatrzymanie pieniędzy od Gieca. A tę nową opowieść próbował uwiarygodnić w sądzie Przemysław Woźniak, były wiceszef poznańskiego CBŚ, obecnie emeryt.

Woźniak pojawił się na rozprawie w Szczecinie 17 stycznia tego roku. Przedstawił się jako prezes poznańskiej firmy budowlanej Marcinbud. Zeznał, że w lutym 2008 r. zawarł z Dariuszem M. umowę na budowę hali (jest na to nawet stosowny dokument).

Policjant budowniczym
Inwestycja - jak zeznawał Woźniak - miała być wspólnym przedsięwzięciem Dariusza M. i Dariusza Gieca. Były wiceszef CBŚ przed sądem powiedział także, że osobiście poznał Gieca. Opisywał nawet jego wygląd, że jest wysoki, szczupły, normalnej budowy...

- Jakiegoś tam pana Woźniaka nie widziałem na oczy, nigdy się nie poznaliśmy, nie rozmawialiśmy. Od pana słyszę, że ktoś taki istnieje i złożył takie zeznania - mówi nam Dariusz Giec. - Nie było też tematu wspólnej budowy hali z Dariuszem M. To wymyślone, podejrzewam, że jedynie na potrzeby procesu Dariusza M. Poza tym gdybym chciał coś budować, to mamy swoją firmę i inne zaprzyjaźnione w okolicy. Nie byłoby potrzeby szukać jakiejś firmy z daleka - dodaje Giec.

Przemysław Woźniak w swoich zeznaniach nie pochwalił się, jakie relacje łączą go z Dariuszem M. Stwierdził jedynie, że czasami Dariusz M. służy mu doradztwem i wyszukiwaniem klientów. Nie powiedział za to, że od dłuższego czasu jest pracownikiem pewnej dużej podpoznańskiej firmy, której prezesem jest Dariusz M.

To nie koniec. Bo wszystko wskazuje na to, że Dariusz M. i Woźniak nie mogli zawrzeć umowy w lutym 2008 roku, bo po prostu wtedy jeszcze się nie znali.

Firma bez zleceń
Taki wniosek można wyciągnąć analizując historię firmy budowlanej Marcinbud.

Z naszych ustaleń wynika, że firma nigdy nie wykonała żadnych robót budowlanych. Została zarejestrowana w sądzie w grudniu 2007 roku. Jej pierwszym prezesem został poznański przedsiębiorca Aleksander K., a właścicielem firmy jego syn. Marcinbud był jedną z wielu inicjatyw gospodarczych Aleksandra K.

Jednak pod koniec stycznia 2008 roku Aleksander K. przestał być prezesem Marcinbudu. Biznesmen miał już wtedy kłopoty finansowe. Nowym prezesem został właśnie Woźniak, który pracował w innych firmach Aleksandra K. Powody powołania Woźniaka na prezesa ujawnia Aleksander K.

Z informacji uzyskanych od K. wynika, że w 2007 roku nie miał zdolności kredytowej i firma Marcinbud z nim, jako prezesem, nie mogłaby liczyć na finansowanie z jakiegokolwiek banku. Dlatego K. zrezygnował z prezesury i nowym szefem Marcinbudu został właśnie Przemysław Woźniak - współpracownik Aleksandra K.

Zmiana na stanowisku prezesa Marcinbudu została wpisana w dokumentach rejestrowych spółki dopiero we wrześniu 2008 roku. To ciekawa informacja, bo jeśli wierzyć Woźniakowi, to w lutym 2008 roku, czyli kiedy jeszcze sąd nie wpisał go jako prezesa firmy, rzekomo zawarł umowę z Dariuszem M.

Czy Woźniak w 2008 roku mógł znać Dariusza M.? Sporo do powiedzenia ma na ten temat wspomniany już Aleksander K. On poznał Dariusza M. wiosną 2010 roku. Szukał wtedy kogoś, kto przeprowadzi działania naprawcze w jego firmach, które wpadły w dołek wskutek kryzysu gospodarczego.

Z informacji od Aleksandra K. wynika, że kiedy poznawał Dariusza M. w 2010 roku, to nie miał żadnej wiedzy, by doradca z Goleniowa znał Przemysława Woźniaka. Ale to nie wszystko.

Choć K. przestał być prezesem Marcinbudu na początku 2008 roku, nadal wiedział, co się dzieje w firmie. Jej właścicielem do 2011 roku był bowiem jego syn. I do tego czasu, jak wynika z informacji od Aleksandra K., Marcinbud nie wykonał żadnych prac budowlanych, nie przyjmował żadnych zleceń, ani nie podpisywał umów na realizację jakiejkolwiek inwestycji budowlanej. Nie mogło być więc tak, że Przemysław Woźniak podpisał umowę z Dariuszem M. na początku 2008 roku.
Do zeznań byłego wiceszefa CBŚ, który próbował pomóc oskarżonemu Dariuszowi M., odniosła się też prokuratura.

- Zeznania Przemysława Woźniaka na tym etapie postępowania podlegają ocenie wyłącznie przez sąd i dlatego nie chciałbym mówić, czy zostanie wszczęte śledztwo w sprawie ich wiarygodności. Poczekam z decyzją na prawomocny wyrok sądu. W tej chwili mogę powiedzieć tyle, że zeznania pana Woźniaka miały uwiarygodnić linię obrony oskarżonego Dariusza M. Te zeznania są zadziwiające. Przemysław Woźniak pojawił się jako świadek obrony dopiero na etapie postępowania sądowego. Mam własną ocenę jego zeznań, ale przed wyrokiem sądu powstrzymam się od jej wypowiadania - mówi nam prokurator Hubert Kołtuniak, który w sądzie oskarża Dariusza M. o przestępstwa gospodarcze.

Przemysław Woźniak i Dariusz M. nie chcieli z nami rozmawiać.

We wtorkowym "Głosie Wielkopolskim" opiszemy historię Aleksandra K. Poznański biznesmen, nie wiedząc, że Dariusz M. ma kłopoty z prawem, uwierzył, że doradca z Goleniowa wyciągnie jego spółki z kłopotów finansowych.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl