Polski sen Malaiki

Dorota Kowalska
Władysław Jurkow
Kiedy rok temu przyjechała do Polski z zapadłej wioski w Ghanie, pisały o niej wszystkie gazety. Afrykańskie dziecko wyrwa-ne z okrutnego świata, dostało nowe życie. Teraz, gdy odesłano ją do domu, o Malaice powstał film - pisze Dorota Kowalska

To miała być opo-wieść o Kindze Choszcz, która za 50 dolarów wykupiła z baru w Abidżanie, największym porcie Wybrzeża Kości Słoniowej, 11-letnią afrykańską dziewczynkę i dała jej na imię Malaika. Historia zwyczajnego, codziennego bohaterstwa i ludzkiej potrzeby czynienia dobra. Ale życie napisało zupełnie inny scenariusz. Bez happy endu. Kinga zmarła na malarię mózgową kilkanaście dni po spotkaniu Malaiki. Jej matka, Krystyna, pojechała śladami córki i przywiozła dziewczynkę do Polski.

- Dla kogo pani to zrobiła? Dla Kingi? Dla siebie? Dla Malaiki? - dociekali dziennikarze na warszawskim lotnisku Okęcie.

- Myślę, że dla wielu, wielu osób. Dla siebie, dla rodziny, dla Malaiki - odpowiadała.
Malaika nic nie mówiła. Patrzyła w kamerę. Przystrzyżone włosy, dżinsowa kurteczka sięgająca bioder. Rok później, kiedy Krystyna Choszcz podjęła decyzję o odesłaniu dziewczynki do Af-ryki, Malaika miała dłuższe włosy i nosiła na nich opaskę.

Reżyser Władysław Jurkow odtworzył, miesiąc po miesiącu, historię dziewczynki, która trafiła do wielkiej cywilizacji białych ludzi. Tak powstał film "Afrykański sen". Poszliśmy jego śladem.

Jezioro Wolta w Ghanie. Ośmio-, może dziewięcioletni chłopiec nabiera wodę do wielkiego żółtego baniaka, układa go na głowie i wychodzi na brzeg. Obok kilkunastu takich jak on. Wycierają brudnymi T-shirtami spocone czoła. "Dzieci nie mają nic. Afryka dzieci nie mogą iść do szkoły, mo-gą iść do pracy.

Afryka dzieci nie mają nic. Dlaczego?" - śpiewa łamaną polszczyzną Malaika. Kinga Choszcz, podróżniczka i pisarka, musiała widzieć wiele takich scen. Czarny Ląd przyciągał ją w jakiś niewytłumaczalny sposób. Tu wszystko było inne: smaki, ludzie, kolory. I bieda - straszniejsza niż gdzie indziej. A ona musiała dotknąć każdego kamienia na drodze, porozmawiać z każdym napotkanym człowiekiem.

- Był z niej taki niespokojny duch. Brała życie pełnymi garściami. Chciała poznawać nowych ludzi i dawała im z siebie wszystko - opowiada Radosław Siuda "Chopin", życiowy partner Kingi.
Nigdy nie pozwalała, aby cokolwiek powstrzymało ją od realizacji marzeń. A Afrykę nosiła w ser-cu. - Pokochała ten kontynent. Zafascynowała ją kultura, ludzie. Przejęła się losem dzieciaków, które w Afryce muszą pracować na utrzymanie swoje i swoich rodzin - mówi "Chopin". - Chciała wykupić z niewoli jakieś afrykańskie dziecko. Dać mu szansę.

Z pamiętnika Kingi: "Ludzie nie mają pojęcia, że istnieje jeszcze niewolnictwo i handel ludźmi. Jest tu cała masa dziewczynek przywiezionych z Ghany, które pracują ponad swoje siły. Ekua jest jedną z nich, ma około 11 lat i pracuje w garkuchni".

Ekua nie znała swojej biologicznej matki. Miała dwa lata, kiedy kobieta zostawiła ją i dwójkę młodszych dzieci. Ojciec, rybak, rzadko bywał w domu, więc dziewczynką opiekowała się babcia. Ekua nigdy się nie uczyła. Skończyła 10 lat i pojechała do pracy do Abidżanu, jak jej matka, żeby na siebie zarobić. Za miskę ciepłej zupy i siennik zmywała garnki i pomagała kucharkom w barze.

Właśnie tu znalazła ją Kinga. Zaraz po spotkaniu napisała do swojego przyjaciela Jasona, który mieszka w Kalifornii: "Spotkałam dziewczynkę, która tęskni za rodziną i jest zmuszana do pra-cy. Można ją wykupić za 50 dolarów". Jason dzień wcześniej na kolację z przyjaciółką wydał 150 dolarów. Posłał Kindze te 50 dolarów.

"Skoro na mnie w Afryce mówią Malaika i taki jest tytuł mojej ulubionej piosenki, dałam to imię swojej przybranej córce. Nie trwało długo, kiedy zaczęła mówić do mnie mamo" - zapisała w pamiętniku Kinga.

Dlaczego wybrała dziewczynkę, a nie chłopca, który czerpał wodę z jeziora Wolta? Być może dlatego, że los dziewczynek w biednych afrykańskich krajach jest trudniejszy. Chociaż każde z nich może trafić na targ niewolników w Abidżanie, na którym za kilkanaście dolarów da się kupić zdrowego dzieciaka do pracy.

Kinga cieszyła się Malaiką zaledwie kilka dni. - Nie miała w planie sprowadzenia Malaiki do Polski - mówi "Chopin". - Myślała raczej o wysłaniu jej do szkoły i tym samym spełnieniu marzenia choć jednego afrykańskiego dziecka.

Zdążyła jeszcze dojechać do Akry, stolicy Ghany, kupić dla małej przybory szkolne, ale już nie dowiozła ich do Moree, rodzinnej wsi dziewczynki. Zachorowała i zmarła 9 czerwca 2006 roku w szpitalu w Akrze.

Podwórko w Moree. Jest tak ciasne, że kilka osób wydaje się niewyobrażalnym tłumem. Wszędzie wisi pranie i rybackie sieci. Dzieci siedzą na ziemi i bawią się kamykami.

Krystyna Choszcz przyjechała tu w marcu 2007 roku śladami swojej córki. - Chwile ważne dla dziecka są ważne i dla jego matki - tłumaczy pani pedagog, szef fundacji Freespirit, którą założyła po śmierci Kingi, aby pomagać dzieciom czarnej Afryki. I dodaje, że ta wyprawa była przede wszystkim okazją do poznania sytuacji dzieci pozbawionych możliwości nauki. I szukaniem odpowiedzi: jak pomóc?

Pomysł, żeby zaprosić Malaikę do Polski, powstał już wcześniej. Chodziło o to, żeby mała nadrobiła braki w edukacji, poznała inny kraj, inną kulturę.

- Staliśmy się przecież jej drugą rodziną - mówi Krystyna Choszcz. Dla niej zaopiekowanie się dziewczynką, którą przed śmiercią tak pokochała jej córka, było szczególnie ważne. Na podwórku w Moree rzuciły się sobie w objęcia. Malaika tuliła się do Krystyny. Chciała jechać do Polski i chciała się uczyć.

W Polsce poszła do prywatnej szkoły św. Jana de la Salle w Gdańsku, jednej z najlepszych w mieście. - Dzielna dziewczyna, bardzo charakterna. Ciężko u nas pracowała - mówi o. Marek Kozyra, dyrektor placówki.

Chodziła do czwartej klasy, choć tak naprawdę powinna iść do pierwszej. Cztery lata edukacji nadrabiała w jeden rok.

- Nowa kultura, nowi ludzie, nowy język, starała się, jak mogła, żeby podołać wyzwaniu - opowiada o. Kozyra. - Czasami była już tak zmęczona, że wszystko jej się myliło. Dzwonili do niej bliscy z Ghany, a ona zapominała rodzinnego języka - dodaje.
Bardzo ją lubili. Pogodna, szczera, zdolna, urodzony przywódca. Na wyjazdach organizowanych przez szkołę potrafiła rozbawić całą klasę. Uczyła koleżanki tańców afrykańskich i afrykańskich słówek.

Kiedy po roku tej idylli Krystyna Choszcz podjęła decyzję, że Ma-laika musi wrócić do Ghany, dziewczynka zostawiła dyrektorowi karteczkę na biurku. Napisała, że chce zostać w Polsce.

Gdańskie mieszkanie Krystyny Choszcz. Malaika w pokoju uczy się matematyki. Na liczydle dodaje dwie żółte kule do pięciu czerwonych. Źle. Dodaje jeszcze raz. Potem biega po podwórku z koleżankami. Śpiewa z nimi piosenki i uczy afrykańskich wyliczanek: "bam, bam, bam" - rachuje i ucieka.

- Nigdy jej nie mówiliśmy, że tu zostanie. Wizę miała na rok. Wiedziała, że po roku wróci do Moree. Tam jest jej rodzina, korzenie i świat o wiele prostszy i dla niej zrozumiały - tłumaczy Krystyna Choszcz. - Malaika bardzo się cieszyła z powrotu do domu, sióstr i braci - zapewnia.

Twierdzi, że najważniejsze, iż Malaika zrozumiała, jak wielkie ma możliwości. Już nie chce być żoną rybaka, jak większość dziewczynek w Moree. Uczy się teraz w szkole, a oni, czyli fundacja Freespirit, pomagają dzieciom w jej rodzinnej wiosce. Założyli tam nawet bibliotekę i zespół taneczny.

- A my się z tym wyjazdem Malaiki nie możemy pogodzić - zasępia się o. Kozyra. - Znalazły się już trzy rodziny, które chcą adoptować dziewczynę, i zrobimy wszystko, żeby to było możliwe.

Gdańsk, dzielnica Chełm. Malai-ka zbiera maki na łące i śpiewa: "Dzieci nie mają dobrze. Nie mają jedzenia. Ja była Polska. Nie chce wracać Afryki. Jest mi smutno. Jadę do Afryki. Ja boję się do Af-ryki. Do widzenia. Dziękuję moja klasa. Była grzeczna w szkole".

To ostatnia scena, jaką nakręcił Władysław Jurkow. - Bo tu tak naprawdę kończy się ta historia - tłumaczy. - Dalszy ciąg każdy już może sobie wyobrazić.
PS 28 sierpnia 2008 roku Malaika wróciła do Afryki. Na lotnisku nie było dziennikarzy. Kilka dni temu zadzwoniliśmy do Ghany. Chcieliśmy powiedzieć Malaice, że lada dzień telewizja wyemituje film, którego jest główną bohaterką. Zapytać, co u niej słychać. Usłyszeliśmy, że rodzina dziewczynki nie zgadza się, by z Malaiką rozmawiali dziennikarze.

Film "Afrykański sen" w reżyserii Władysława Jurkowa zostanie wyemitowany 15 i 17 października w HBO 2. Można o nim przeczytać na stronie internetowej: www.ar-kadiafilm.pl/afrykanskisen

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polski sen Malaiki - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl