Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kopacz: Ordynator porodówki przy Kamieńskiego wróci na stanowisko. Ale pieniędzy na remont nie ma

Agata Grzelińska
Jaroslaw Jakubczak/Polskapresse
Ordynator porodówki w szpitalu przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu, który poskarżył się ministrowi zdrowia że w jego placówce "kobiety rodzą w skandalicznych warunkach" wróci na stanowisko. To ustalenie po dzisiejszym spotkaniu premier Ewy Kopacz i ministra zdrowia Mariana Zembali z dyrektorem szpitala prof. Wojciechem Witkiewiczem. Będą też pieniądze na zatrudnienie nowych lekarzy-rezydentów. Ale - wbrew wcześniejszym informacjom - szpital nie ma zapewnionych 100 mln złotych na remont. - Taka obietnica nie padła - stwierdziła Ewa Kopacz.

Korzystasz ze starej wersji portalu? Zobacz jak wygląda nowa GazetaWroclawska.pl - kliknij przycisk "PRZEŁĄCZ" pod logo na górze strony.

Dr Janusz Malinowski przez 13 lat był ordynatorem oddziału położniczo-ginekologicznego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu. W piątek stracił stanowisko. Prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor szpitala, zawiesił go w wykonywaniu obowiązków. Powód? „Z powodu utraty zaufania”.

Poszło o wypowiedź na czwartkowym spotkaniu z ministrem zdrowia. Po referacie prof. Witkiewicza o sukcesach szpitala, gdzie m.in. działa robot da Vinci, głos zabrał ordynator ginekologii. – Warunki, w których rodzą kobiety w naszym szpitalu, są skandaliczne. Brakuje miejsc. Kobiety po porodzie trafiają do trzyosobowych sal bez łazienek. Tak jest w wielu szpitalach w Polsce – mówił dr Malinowski, prosząc ministra zdrowia prof. Mariana Zembalę, by zainteresował się sytuacją kobiet i warunkami na porodówkach.

Opowiedział o ciasnocie i braku miejsc na oddziałach położniczych. We Wrocławiu sytuacja jest ostatnio dramatyczna, tym bardziej że zamknięta została na dwa tygodnie porodówka na Brochowie, a od 1 lipca przestał działać oddział ginekologiczno-położniczy w Środzie Śląskiej.

– W szpitalach brakuje lekarzy. Lepiej pracować w poradniach, gdzie wynagrodzenie za godzinę jest wyższe, a odpowiedzialność żadna albo prawie żadna – mówił lekarz. – To spowodowało przeciążenie pozostałych oddziałów. Jestem dumny, że oddział, którym kieruję, cieszy się tak dużym powodzeniem, ale jednocześnie jesteśmy tym przerażeni. Obawiamy się, że to się skończy problemami.

Po tym wystąpieniu dyrektor zawiesił ordynatora. W poniedziałek interwencję w tej sprawie zapowiedziała premier Ewa Kopacz. Dziś wspólnie z ministrem zdrowia spotkała się z profesorem Wojciechem Witkiewiczem. Efekt spotkania, to przywrócenie do pracy ordynatora.

- Pani premier zaapelowała do pana profesora Witkiewicza, aby odwiesił zawieszenie. Myślę, że pan profesor nie będzie lekceważył apelu pani premier - powiedział portalowi GazetaWroclawska.pl dr Janusz Malinowski. - Jestem dumny ze wsparcia kobiet, które zrozumiały moje intencje. Z tego, co wiem, jest obietnica 100 milionów na rozbudowę dalszej części szpitala, gdzie znajdzie miejsce nowoczesne położnictwo i ginekologia, jest obietnica uzyskania etatów rezydenckich i uznania ginekologii i położnictwa jako specjalności preferencyjnej. Pani premier wystąpiła do ministra o to, żeby wszyscy rezydenci, którzy wyrażą chęć robienia specjalizacji, a ja mam pięć miejsc, żeby dostali te rezydentury. Spodziewam się, że od jesieni będę miał znacznie poprawioną sytuację kadrową - dodał.

Po wrocławskim posiedzeniu rządu premier Ewa Kopacz zdementowała wcześniejsze informacje, jakoby na zamkniętym spotkaniu z dyrektorem szpitala obiecała mu 100 mln zł na remont porodówki. - Zaproponowałam dyrektorowi, żeby rozważył
zamiast remontu rozbudowę i złożył wniosek o dofinansowanie - powiedziała Kopacz. - To była obietnica wsparcia, ale bez konkretnej kwoty. To ja powiedziałem, ile nam potrzeba. Natomiast pani premier zapewniła, że będzie nas wspierać - precyzuje dyrektor Witkiewicz.

ZOBACZ TEŻ: Dziś wyjazdowe posiedzenie rządu we Wrocławiu

Dr Janusz Malinowski mówiąc o sytuacji rodzących kobiet miał dużo racji. Ciasne sale bez łazienek i bez intymności, nierzadko obskurne wnętrza, a do tego niemiły personel. Taki opis pasuje do co drugiej porodówki w Polsce. Gdy więc rozniesie się fama, że gdzieś położne i lekarze nie „burczą”, tylko odnoszą się do rodzącej normalnie, a do tego jest sprzęt i specjaliści, którzy w razie komplikacji mogą kompleksowo zająć się noworodkiem, nie można się dziwić, że przyszłe mamy tam właśnie chcą rodzić. Nawet jeśli po porodzie trafiają na... korytarz albo do trzyosobowej sali bez łazienki.

Ordynator uważa, że mówiąc o „skandalu”, nie przesadził. – To słowo jest adekwatne do sytuacji. Widziałem szpitale od Chin po Stany Zjednoczone i takich warunków, jak w Polsce nie widziałem nigdzie, nawet w Chinach było lepiej – mówił lekarz z 40-letnim stażem.

Niestety, ten dramatyczny głos wołającego na puszczy nie trafił do serca żadnego z dwóch specjalistów od serca – ani do szefa szpitala przy Kamieńskiego, ani do ministra zdrowia. Prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu, robił dobrą minę do złej gry. – Nie można mówić o skandalu. Szpital cieszy się bardzo dobrą renomą i wszystkie kobiety chcą tam rodzić. Padamy ofiarą własnego sukcesu – tłumaczył prof. Witkiewicz.

Będący w wyraźnie zażyłych stosunkach z dyrektorem szpitala przy Kamieńskiego minister zdrowia w czwartek najpierw strofował dr. Malinowskiego. – Mówiąc o skandalu na oddziale jako ordynator wystawia pan pośrednio świadectwo sobie i dyrektorowi szpitala – grzmiał prof. Marian Zembala i zapowiedział kontrolę konsultanta krajowego ds. ginekologii i położnictwa. Jednak kilka godzin później już o kontroli nie chciał mówić. – Oddalamy skandal we Wrocławiu – oświadczył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska