Robespierre, ojciec tyranów

Włodzimierz Knap
Louis-Leopold  Boilly, Portret Maksymiliana Robespierre`a
Louis-Leopold Boilly, Portret Maksymiliana Robespierre`a fot. Wikipedia
28 lipca 1794. Maksymilian Robespierre, reżyser rewolucyjnego terroru traci życie na gilotynie. Po jego śmierci ukazały się satyryczne nekrologi: "Przechodniu, nie opłakuj mej śmierci. Gdybym żył, ty byłbyś martwy"

Francois Furet, jeden z najlepszych historyków rewolucji francuskiej, a przy tym przenikliwy znawca systemu komunistycznego, pisze: "Lenin, przywódca bolszewików, starał się być Robespierrem; wcielił się w niego!". Obu ogarnęło szaleństwo niekończącej się potrzeby wyzwalania ludzi i niszczenia tych, którzy chcieli ten proces tylko opóźnić. Ich celem było stworzenie nowego człowieka.

Ze Stalinem Robespierre'a łączyła natomiast potężna wola demaskowania wrogów rewolucji, ludu (proletariatu) i posyłania ich na śmierć. Obaj w ten sposób pozbywali się również przeciwników z własnego obozu.

Zresztą terror jakobiński, na czele którego stał Robespierre, i terror bolszewicki, wpisują się do tego samego rejestru działań obłąkanej, fałszywej wolności. Mechanizm funkcjonowania obu terrorów był podobny. Komuniści okazali się pojętnymi uczniami Nieprzekupnego.

Maksymilian Robespierre mówił: "Jestem stworzony do zwalczania zbrodni". Do końca wierzył, że jest obrońcą ludu i demokracji. A przy tym widział siebie w roli męczennika za "wielką sprawę". Grzmiał: "Obrońcy wolności będą proskrybowani, gdy zwycięży horda łajdaków".

W przytoczonych słowach Robespierre niemal wszystko powiedział o sobie. Przedstawił siebie jako człowieka mającego monopol na cnotę i słuszność. Dysponującego prawem dokonywania czystek, bez względu na skalę. Zaprezentował się jako człowiek o narcystycznych skłonnościach, ale był gotowy złożyć ofiarę z samego siebie.

Robespierre. Z kata ofiara
W przypadku Maksymiliana Robespierre'a sprawdziły się jego własne słowa, choć nadawał im inne znaczenie niż my dziś. W ostatnim wystąpieniu, dwa dni przed śmiercią, powiedział: "Śmierć nie jest wiecznym snem. Jest początkiem nieśmiertelności".

Robespierre budził i budzi emocje. Fascynuje. Kiedy jednak zanadto rozczulimy się nad jego nieprzekupnością, deklaracjami o umiłowaniu cnoty, ludu i rewolucji, warto pamiętać o epitafium, które ułożono zaraz po jego śmierci. Brzmiało tak: "Przechodniu, kimkolwiek jesteś, nie opłakuj mej śmierci. Gdybym żył, ty byłbyś martwy". Bo też wysyłał ludzi na śmierć, jakby chodziło o insekty.

Lista skazanych za rządów terroru, którego był głównym symbolem i motorem, jest tekstem niezwykle przygnębiającym. Oto mikroskopijny jej fragment: Dwadzieścia dwie ubogie kobiety, w tym wiele wdów, zostały skazane i zgilotynowane za "wspieranie planów kleru, arystokratów i angielskich agentów".

Jean Sauvage, lat 34, rusznikarz, Melanie Cunosse, lat 21, modystka, Marie Virolle, lat 25, fryzjerka - zgilotynowani za prowadzenie korespondencji. Genovieve Gou-on, lat 77, szwaczka, oskarżona o spiski - zgilotynowana. Marie Plaisant, szwaczka, zgilotynowana za okrzyk "Figa dla narodu".

Sam Robespierre mówił: "Terror jest niczym innym jak sprawiedliwością, niezwłoczną, srogą, nieugiętą. Dlatego jest emanacją cnoty; konsekwencją ogólnej zasady demokracji dostosowaną do najpilniejszych potrzeb państwa". Lenin, Trocki, Stalin, Dzierżyński czy Mao - byli po nim.

Nudny i pogardzany
Robespierre żył zaledwie 36 lat. W dziejach waży jednak tylko pięć ostatnich. Od wiosny 1789 r., gdy został wybrany do Stanów Generalnych (zgromadzenia trzech stanów: szlachty, duchowieństwa i reszty społeczeństwa francuskiego. Stany Generalne zwoływane były wtedy przez króla i miały charakter doradczy). A i ten krótki okres pozbawiony jest romansów, awanturniczości, choć opozycja próbowała go "wkręcać" w skandale, głównie obyczajowe.

Przyszły przewodniczący klubu jakobinów, lider Komitetu Ocalenia Publicznego, urodził się w 1758 r. w Arras na północy Francji. Matka mu zmarła, gdy miał sześć lat. Ojciec, adwokat, gdy Maksymilian miał 14 lat, porzucił dom i dzieci. Zaopiekował się nimi wuj - piwowar. Edukacją Maksymiliana zajęli się księża. Umieścili go w paryskiej szkole im. Ludwika Wielkiego.

Tam, gdy miał 17 lat, dostąpił zaszczytu wygłoszenia mowy hołdowniczej do młodego Ludwika XVI i jego żony Marii Antoniny.

Czyż historia nie płata figli? Młody Robespierre, jeden z późniejszych królobójców, jako 17-latek klęczał w deszczu na kolanach i wygłaszał czołobitne przemówienie. Ludwik XVI nawet nie wysiadł z karety.

Po studiach wrócił do Arras. Zarabiał na życie jako adwokat. Pisał wiersze, głównie dla pań: marne, jak oceniają znawcy.

Zaczytywał się w Rousseau, chciał być nieskazitelnie czysty jak bohater jego powieści. Biografowie piszą, że płakał, widząc martwe ptaki. Wzruszała go natura. Historycy wyciągają świadectwa, z których wynika, że chętnie i dobrze tańczył. Lubił śpiewać, ale miał fałszować. Ostro, jako obrońca, występował przeciwko... karze śmierci.

Ciążyło mu jednak brzemię człowieka ubogiego. Tak na niego patrzyły elity Arras. "Widziały w nim cherlawego młodzieńca o twarzy łasicy i piskliwym głosie. Ich wyniosłość nie mogła nie ranić Maksymiliana" - pisze Jan Baszkiewicz, jego biograf.

Stendhal zaś w powieści "Czerwone i czarne" nie ma wątpliwości: "Takie upokorzenia stworzyły Robespierre'a".

Namiętny mówca
W kwietniu 1789 r. został wybrany do Stanów Generalnych jako jeden z 587 deputowanych stanu trzeciego. Zabierał tam głos raz za razem. Pod tym względem nie miał równych sobie. Chateaubriand w "Pamiętnikach zza grobu" tak wspomina pierwsze wystąpienie Robespierre'a: "Na trybunę wszedł deputowany o pospolitym wyglądzie, twarzy szarej i bez życia, starannie uczesany, schludnie ubrany, niczym wiejski notariusz. Wygłosił długie i nudne przemówienie; nie słuchano go".

Niedługo potem Mirabeau, przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, mistrz w ocenianiu zdolności do robienia kariery politycznej, powiedział o pośle z Arras: "Ten zajdzie wysoko, bo wierzy w to, co mówi". Badacze życia Maksymiliana podkreślają, powołując się na zgodne ze sobą źródła, że do końca był mówcą trudnym do słuchania.

Mówił jednak ciągle i na niemal każdy temat. "Aż stał się Słowem Rewolucji" - pisze Jean-Francois Fayard w "Wielkim terrorze. 100 dniach Robespierre'a". W jego mowach do znudzenia powtarzały się słowa: "biedacy", "uciskani", "cnota".
Z czasem stał się symbolem władzy. Laurent Dingli stwierdza, że nie mówiono już "armia francuska", "policja polityczna", tylko "ludzie Robespierre'a". Konkluduje: "To połączenie Francji z Robespierrem przyczyniło się ostatecznie do ocalenia tej pierwszej dzięki upadkowi tego drugiego".

Arcykapłan
Zanim upadł Nieprzekupny, jak nazywany był Robespierre, dzielił i rządził, uprawiając kult samego siebie. Walczył z Bogiem chrześcijan, papiestwem, duchowieństwem. Skłonił jednak deputowanych do przegłosowania dekretu, który mówił, że "lud francuski uznaje istnienie Najwyższej Istoty i nieśmiertelność duszy". Nie wszystkim się to podobało.

Najodważniejsi przeciwnicy Robespierre'a sprzeciwiali się pomysłowi Nieprzekupnego. Powoływali się na rewolucyjną ideę laickości. I zadbali o to, by po Paryżu krążył pamflet: "Nie dość mu, że jest królem, Robespierre chce zostać Bogiem". Niemniej w czasach wielkiego terroru Bóg nazywał się Najwyższą Istotą, a Nieprzekupny był Jego arcykapłanem.

"Nigdy w życiu nie wziął łapówki, o pieniądze nie dbał, od kobiet stronił, nie pił, nie grał w karty. Mieszkał u stolarza. Wynajmował u niego pokój i był przez rodzinę gospodarza otoczony czcią" - pisał o nim Paweł Jasienica w "Rozważaniach o wojnie domowej".

Jak wyglądał dzień człowieka będącego wcieleniem rewolucji francuskiej? "Świadectw na ten temat nie ma wiele, ale są one precyzyjne i zgodne" - pisze Fayard. Wstawał wcześnie, jadał skromnie, bardzo dbał o schludny strój. Nie znosił prostactwa.

Uparcie odmawiał zwracania się na "ty", mimo że od roku 1793 taki sposób zwracania się był obowiązkiem. Czytał Racine'a, Corneille'a, bajki La Fontaine'a, a zwłaszcza Rousseau, którego ciało kazał przenieść do Panteonu. Mieszkał u rodziny Dupley'ów, której głową był stolarz. Jego córka, Eleonora zakochała się w Nieprzekupnym. On nie zaprzeczał, gdy rodzina stolarza przedstawiła go jako narzeczonego Eleonory.

Jego biografowie nie potrafią jednak dać oczywistej odpowiedzi na pytanie, czy zaznał miłości fizycznej. Nie mają natomiast wątpliwości, że nienawidził tych, którzy w jego ocenie nie potrafili całkowicie poświęcić się sprawom publicznym, np. Dan-tona i jego żony.

Wspomniany już Dingli twierdzi, że mentalnie Robespierre był bliski Hitlerowi. Furet oraz Wiktor Suworow porównują go z Leninem. Fayard twierdzi, że miał wszelkie cechy psychotyka, doskonale operującego dialektyką spisku. Ma go też za narcyza, utożsamiającego się z Cnotą.

Realia
Warto pamiętać, w jakich realiach funkcjonował Robespierre. Jules Michelet, XIX-wieczny wybitny francuski historyk, przypomina, że Francja w XVIII stuleciu stanowiła wzór cywilizacji. Mówiło się wówczas o "francuskiej Europie". Przez spory czas panowania Ludwika XVI, które rozpoczęło się w 1774 r., bogactwo Francji rosło, a rzadko który król był równie popularny! Mentalność ówczesnych Francuzów była zarazem kartezjańska, jak i naznaczona szalonym irracjonalizmem.

Po kraju krążyła Encyklopedia, lecz też pisma libertyńskie i pornograficzne. W 1789 r. przyszła rewolucja. Francja pogrążyła się w nieustannych wojnach. W konsekwencji Francuzi zaczęli głodować. Wraz z głodem przyszedł bunt. Władza rewolucyjna, przekonana o wielkości celów, w odwecie wprowadziła we wrześniu 1793 r. ustawę o podejrzanych.

To ona umożliwiła terror na masową skalę. Istniała tylko jedna kara: śmierci. By na nią skazać, wystarczyło pomówienie. Przesłuchanie, świadkowie, prawo do obrony - wszystko to zostało zniesione.

"A jednak Francja lat terroru bawiła się, chodziła na spektakle, do kawiarni. Uczyła się żyć według nowego kalendarza, z nowymi imionami. Grywała w karty, w których królów zastąpił Wolter, Rousseau, La Fontaine i Molier. Zamiast dam były Cnoty, zamiast waletów i asów wielkie ustawy republikańskie" - pisze Fayard.

I tak się działo, choć władze zabraniały zabaw publicznych. Kwitło donosicielstwo. Prostytucja w Paryżu osiągnęła monstrualne rozmiary. Wszelkie jej formy były z trybuny potępiane, ale w praktyce tolerowane. Policja polityczna wręcz wysyłała na ulicę dziewczęta, które miały donosić na klientów.
Korupcja stała się wszechobecna. No i więzienia były przepełnione, mimo że egzekucja goniła egzekucję. Gazet ukazywało się mnóstwo; historycy ustalili, że w czasie rewolucji wychodziło ponad 1300 tytułów.

Kto mieczem wojuje...
Dlaczego ten, który był panem życia i śmierci, sam stracił głowę? Według historyków, zbyt się go bano. Nikt nie mógł się czuć bezpieczny, dopóki Nieprzekupny żył. 26 lipca 1794 r. po kilkutygodniowej przerwie przyszedł na posiedzenie Konwencji Narodowej (parlamentu).

Tam wygłosił przemówienie, w którym 26-krotnie użył bezosobowego "oni". Przede wszystkim jednak straszył. Ale nie powiedział, kogo zamierza posłać na szafot. I to go zgubiło, bo każdy mógł się lękać, że rychło spadnie jego głowa.

Następnego dnia przybywającego do konwentu Nieprzekupnego powitały krzyki: "Precz z tyranem". Robespierre zabrał głos, ale nikt go nie słyszał, bo wrzask był wielki. Nagle wstali dwaj deputowani i oskarżyli Robespierre'a. Ten spokojnie odpowiedział: "Proszę o śmierć". Za nim ten zwrot powtarzali inni jego zwolennicy, w tym jego brat i Saint-Just.

10 termidora II roku Republiki, czyli 28 lipca 1794 r. wedle chrześcijańskiego kalendarza przedrewolucyjnego, około godz. 18 z więzienia Conciergerie wyjechały trzy wózki katowskie. Na ulicach zebrały się tłumy zwabione wieścią, że wśród skazanych jest Robespierre. Paryżanie chcieli obejrzeć koniec człowieka, który przyczynił się do śmierci tylu ludzi. Rozeszła się też wiadomość, że poprzedniej nocy próbował popełnić samobójstwo.

Gilotyna stała na placu Rewolucji. Najsłynniejszy jakobin sam wszedł na miejsce kaźni. "Nim położono go na deskach - pisze Ruth Scurr - kat zerwał bandaż z jego twarzy (najpewniej w więzieniu strzałem w głowę chciał popełnić samobójstwo). Może kat sądził, że opatrunek jest na tyle gruby, by mógł o niego zawadzić spadający nóż, a może chciał być okrutny.

Rozległ się ostry krzyk człowieka cierpiącego straszliwy ból. Ten krzyk był ostatnim aktem człowieka, który jak nikt inny starał się stać wcieleniem rewolucji. Była to chwila zerwania, kiedy Robespierre'a ostatecznie opuściła wymarzona wizja demokratycznej republiki, czystej i opartej na cnocie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Robespierre, ojciec tyranów - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl