Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Carnaval Sztukmistrzów za nami: Od śmiechu po zadumę (WIDEO, ZDJĘCIA)

paf
Na Carnavalu Sztukmistrzów przeżyłem chwile radości i irytacji, upał, ulewę, niemiłosierny ścisk i, po raz pierwszy w historii imprezy, chwilę refleksji.

I jak tu teraz wrócić do szarej codzienności? Od czwartku, za sprawą Carnavalu Sztukmistrzów 2015, Lublin był miastem pełnym wigoru, kolorów, szaleństwa, nieskrępowanej radości. Pokazy uliczne, w namiotach i na placach Litewskim oraz Zamkowym przyciągnęły tysiące widzów, nie tylko z Lublina. Najwięcej frajdy miały oczywiście dzieci, ale i dorośli zapominali na chwilę o tym, że są dorośli.

Po ośmiu edycjach święta Carnavalu człowiek robi się, niestety, wybredny. Na pierwszych edycjach imprezy biegałem oglądać wszystko, co się rusza i ma sztuczny czerwony nos, w tym roku bywało, że machałem ręką po kwadransie ulicznego przedstawienia, bo albo znałem ciąg dalszy, albo mogłem go przewidzieć. Inna sprawa, że niektórych artystów musiałem zobaczyć przed festiwalem w internecie, co zabija spontaniczną radość. A mimo to zdarzało się, że podczas kolejnego show klowna budziło się we mnie wewnętrzne dziecko i rżałem jak koń z najbardziej ogranych tricków i magicznych sztuczek, gapiąc się na artystę jak sroka w gnat. Choć kto wie, czy było to wewnętrzne dziecko, czy dysfunkcja mózgu - po kilku godzinach prażenia się w upale i walce o choćby kawałeczek widoku na akcję - takie rzeczy są możliwe.

Ale nawet kaprysząc i przebierając w wydarzeniach, nie sposób nie przyznać, że Carnaval Sztukmistrzów to impreza hit. I pod względem frekwencyjnym (te tłumy na placu Zamkowym!), i często: artystycznym.

Nawet jeśli widziało się Burnt Out Punks wcześniej, to ich rozmach robi wrażenie, nawet jeśli Lords of Strout sięgali momentami poziomu najsłabszego polskiego kabaretu, to byli sprawni technicznie, nawet jeśli Bram Brasseur, Izimagic i Hoopelai nie odkrywają cyrkowego prochu, to nie można się było na ich przedstawieniach nie uśmiechnąć, a highlinerzy (ci od taśm na wysokościach), mimo że znamy ich w Lublinie od lat, wciąż budzą respekt. Na dodatek mieliśmy w tym roku bardzo pomysłowy - kartonowy korowód na otwarcie.

O parasolkach na placu Po Farze wolę się nie wypowiadać, by nie narazić się jednogłośnie zachwyconym nimi - jak zauważyłem - lublinianom.

Osobny akapit chciałbym zaś poświęcić Davidowi Erikssonowi i jego "Pink on the Inside". Wiele już na Carnavalu widziałem i kilka rzeczy ścięło mnie z nóg, ale cyrkowego spektaklu, który wzruszałby jak najlepszy komediodramat i kazał myśleć jak najlepsza autobiografia - jeszcze nie.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski