Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy państwo z niego zakpiło, musiał szukać pomocy w Bułgarii

Dorota Stec-Fus
Zdj. ilustracyjne
Zdj. ilustracyjne MICHAL PAWLIK
Kontrowersje. Choremu na stwardnienie rozsiane odmówiono w Polsce finansowania leczenia. Zapożyczył się, kupił mieszkanie w Bułgarii i tam zaczął opłacać składkę zdrowotną.

Janusz Ż. był zdrowy i silny. Miał 38 lat i ambitne plany. Nagle zaczął odczuwać niedowład i odrętwienie nogi. Pojawiły się zawroty głowy, zaczął zmieniać się głos. Wyjście na trzecie piętro stawało się coraz trudniejsze.

Początkowo myślał, że odezwały się zadawnione dolegliwości kręgosłupa, ale diagnoza lekarza z Oddziału Neurologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie zabrzmiała jak wyrok: to stwardnienie rozsiane (SM). - W jednej chwili świat wywrócił się do góry nogami - mówi.

Wkrótce zawroty głowy i kłopoty z mówieniem zaczęły się nasilać. Dalsze wykonywanie pracy stało się niemożliwe, ZUS zaczął wypłacać niewysoką rentę. - Przeszedłem załamanie psychiczne. Ale powiedziałem sobie: nie dam się, będę walczył. Mam dwoje dzieci i schorowanych rodziców - opowiada.

Nie spodziewał się jednak, że najgorsze dopiero przed nim i musi walczyć nie tylko z chorobą, ale przede wszystkim ze skrajnie zbiurokratyzowaną machiną, zwaną - jak mówi - z przyczyn dla niego niezrozumiałych systemem ochrony zdrowia. Okazało się, że musi przyjmować interferon. To powszechnie stosowany w SM preparat, który należy podawać przy występowaniu pierwszego objawu choroby, a nawet wówczas, gdy nie ma jeszcze pewności jej rozpoznania. Wtedy zmiany mogą być jeszcze odwracalne.

Lekarz zalecił mu przyjmowanie rebifu, odmiany interferonu beta 1a. I dał nadzieję. - Byłem pełen wiary w wyleczenie - mówi pan Janusz. Ale radość trwała krótko, bo wkrótce dowiedział się, że jest... za stary, aby otrzymywać lek w ramach ubezpieczenia.

3300 zł, które musiałby płacić za rebif co cztery tygodnie była dla niego kwotą ogromną. W walkę o pieniądze włączyła się rodzina, a także przyjaciele, przekazując 1 proc. podatku. Wkrótce Janusz Ż. zaczął przyjmować lek i stan jego zdrowia wyraźnie się poprawił. Wówczas spadł kolejny cios: śmierć rodziców. Bez ich pomocy zakup leku okazał się niemożliwy.

Pan Janusz znów zaczął szukać ratunku. Dowiedział się, że rebif jest refundowany w... Bułgarii. Aby jednak mógł opłacać tam składkę i otrzymywać lek za darmo, musiał uzyskać kartę stałego pobytu.

Rozpoczął więc kolejną batalię. Zapożyczył się wszędzie, gdzie mógł i kupił małą garsonierę w niewielkim bułgarskim mieście. Zameldował się tam i opłacił składkę zdrowotną za cały rok: 420 zł, czyli prawie 10-krotnie mniej, niż w Polsce!

Kiedy zaczął korzystać z rebifu finansowanego z bułgarskiego ubezpieczenia okazało, się że ten lek nie jest mu potrzebny... Teraz chce sprzedać mieszkanie i oddać długi. Choć może poruszać się tylko o lasce, czuje się na tyle dobrze, by uruchomić z kolegą niewielki biznes. Jak twierdzi - na publiczną służbę zdrowia w Polsce liczyć już nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski