Świat po znajomości

Andrzej Krajewski
Niby czasy się zmieniły, a jednak nadal jedną nogą tkwimy w PRL. A jeśli ktoś nie wierzy, to niech spróbuje żyć w Polsce bez koneksji rodzinnych i znajomości. Świat po znajomości kręci się w najlepsze - pisze historyk i publicysta "Polski".

Wpopularnej w Rosji zgadywance na pytanie: "Czy syn pułkownika może zostać generałem?", jedyna możliwa odpowiedź brzmi: "Nie!". A dlaczego? To przecież oczywiste - generał też ma dzieci! W polskiej wersji tego dowcipu generała należałoby zastąpić prawnikiem, lekarzem, urzędnikiem państwowym etc.

Takich zamkniętych kast są już zresztą dziesiątki, co pewnie zdaniem premiera Pawlaka wskazywałoby na sukces rządowej polityki prorodzinnej. No bo świadczy o tym, że rodzice dbają o dzieci i to nie tylko swoje, ale też te krewnych oraz znajomych. I niewiele zmieni jakaś tam dziennikarska prowokacja po raz tysiąc pierwszy odkrywająca, że np. w Agencji Rynku Rolnego w Bydgoszczy członkowie PSL mogą od ręki załatwiać krewnym rządowe posady przez telefon.

Czy też nowe sensacyjne odkrycie, że zarząd KGHM - jednej z najbogatszych spółek Skarbu Państwa - prawie w całości zaanektowali działacze PO wraz z żonami, dziećmi, teściami... i aż dziw bierze, że stanowisk w radzie nadzorczej nie obsadzili też swymi ulubionymi zwierzątkami domowymi. Właściwie nawet trudno ich potępiać, bo ktokolwiek ma w Polsce władzę, robi dokładnie to samo.

Ta praktyka jest tak powszechna i społecznie akceptowana, że choć PRL skończył się jakieś dziewiętnaście lat temu, to nadal karierę w dużej mierze ułatwiają nie wykształcenie, wiedza, umiejętności czy inne tego typu bzdury, lecz dwa podstawowe kryteria: "kogo się zna" oraz "co się potrafi załatwić".

A jeśli ktoś nie wierzy, że niewiele się zmieniło, wystarczy, by przejrzał np. reportaż Hanny Krall "Bagaż dla posła" opublikowany na łamach "Polityki" w 1976 r. Autorka przedstawia w nim, jak dziki entuzjazm wśród partyjnych notabli w Sieradzu wywołała informacja, że Biuro Polityczne zdecydowało, iż z ich regionu posłem do Sejmu będzie Mieczysław F. Rakowski. "Taki redaktor zna różnych ludzi w Warszawie i przy załatwianiu naszych spraw powinien wiedzieć, do kogo uderzyć" - cieszyli się lokalni działacze PZPR.

Redaktor naczelny "Polityki" zostawał ich znajomym, oni zaś liczyli, że w zamian za przysługi zapewni im profity. W PRL taka nieformalna grupa ludzi wspierających swe kariery nosiła nazwę kliki. "W przedsiębiorstwie, organizacji [partyjnej - aut.] czy powiecie, gdzie rządzi klika, ludzie uczciwi zaangażowani po stronie socjalistycznej sprawiedliwości stanowią ogromną większość" - pisał Jacek Moskwa w tekście zdjętym przez cenzurę z łamów "Słowa Powszechnego" w 1975 r. "Uczciwi mają za sobą poparcie słuszności, społeczny interes, poparcie najwyższych władz i nas wszystkich. A jednak w wielu przypadkach wolą milczeć, bądź - co gorsza - przegrywają samotną walkę. Dlaczego?" - pytał autor.

"Ochronie samowolnej władzy, bezprawnych przywilejów służy z jednej strony zasłona dymna, ukrywająca pole działania kliki pod okiem instancji kontrolnych i organów nadrzędnych, a z drugiej bogaty zestaw środków wykańczania niewygodnych - donosy, szeroko rozgałęzione znajomości, tłumienie wszelkich przejawów krytyki, także prasowej" - odpowiadał sobie samemu Jacek Moskwa. Tu uwidacznia się podstawowa różnica między PRL a współczesnością. Wówczas takie artykuły konfiskowała cenzura. Dziś można całe zjawisko opisywać z detalami, co nie znaczy, że upowszechnienie wiedzy o tym, jak w Polsce działają mechanizmy preferowania lub promowania swoich znajomych i krewnych, zmienia cokolwiek.

Obserwując w 1965 r. procedurę wybierania przez członków Biura Politycznego osób, które będą posłami, Mieczysław F. Rakowski odnotował w dzienniku, że wszyscy forsowali swych znajomych bez zwracania uwagi, co ci sobą reprezentują. "Jest coś niebywałego w tym pchaniu kompletnych zer w górę. Czasami ogarnia mnie przerażenie na myśl, jaką przyszłość ci ludzie zgotują Polsce. Nic dobrego nas nie czeka" - zapisał Rakowski. Ciekawe, co mogliby opowiedzieć współcześni politycy z różnych partii, którzy uczestniczyli w układaniu list wyborczych?

Czy w przypływie szczerości nie zgodziliby się z tezą, że w takiej rzeczywistości najlepiej funkcjonują miernoty umiejące zadbać o to, by mieć wysoko postawionych przyjaciół. Rakowski po usłyszeniu wiadomości, że stary stalinowiec Włodzimierz Sokorski znów zostanie posłem, pieklił się: "Po prostu »wychodził« sobie tę zaszczytną funkcję. Od dwóch lat systematycznie odwiedza Moczara, Kliszkę i Strzeleckiego. I oto nastąpiło ukoronowanie tego wydeptywania ścieżek. Kto tego nie robi, kto nie merda ogonem i nie podlizuje się, ten nie ma co liczyć na to, że zostanie zauważony, względnie nagrodzony, za samodzielne działanie bądź też myślenie".

Oczywiście ten mechanizm funkcjonował do pewnego momentu. Kiedy jakaś osoba, która doszła prawie na szczyt, nagle lądowała na aucie i przestawała wiele znaczyć, wówczas automatycznie wypadała z kręgu znajomości. Wszechpotężny w latach 60. szef MSW Mieczysław Moczar, odsunięty na boczny tor (czyli urząd prezesa NIK), w roku 1974 nie potrafił już nawet zapewnić miejsca w szkole artystycznej dla córki kolegi.

Jak odnotował minister kultury Józef Tejchma, wściekły z powodu swej bezsilności Moczar zadzwonił do niego i wykrzyczał przez słuchawkę telefonu: "Co, kurwa mać, nie wpuszczają do szkół artystycznych nikogo, tylko swoich?!". Tak było na szczytach władzy, ale zgodnie z porzekadłem, że przykład idzie z góry, w PRL i na dole każdy, aby poprawić swój status materialny i społeczny, musiał szukać znajomych, którzy z kolei mieli swoich ważnych znajomych, tworząc wspólnie niezwykły łańcuszek szczęścia.

Mieszkająca we wsi Markowa matka ministra Tejchmy pisała w 1974 r. w liście do syna o prośbie dawnej sąsiadki: "Ona jest z Markowej, a mieszka w Katowicach, za mężem nazywa się Fatyga, z domu Szylarów, cioteczna siostra tej Czesi Kluza, co dawała lekcje w czasie okupacji. Więc ona ciebie bardzo prosi, że jesteś ministrem kultury i sztuki, abyś pomógł jej córce dostać się na zagraniczne studia muzyczne i otrzymanie stypendium. Ja nie chciałam tego pisać do ciebie, niechby sobie sama pisała, ale się uparła, i powiedziałam, że napiszę.

Nie wiem, co ty na to, jak możesz, to im to zrób". Ów nieszczęsny minister po kolejnej wizycie u rodziców na wsi zrobił w dzienniku spis rzeczy do załatwienia. "Anielka [cioteczna siostra - aut.] ma zawsze najwięcej spraw: wsadź syna Możdżenia do jakiejś szkoły, bo nie zdał na akademię w Krakowie.

Mama informuje, że był znowu Krówko z Leżajska i błagał, abym pomógł wyjść z więzienia jego synowi" - odnotował Tejchma i wcale nie był to kres wyliczanki. "Zdziszek: chłop kupił w Bieszczadach używany kombajn zbożowy, po utworzeniu nowych województw tamtejsze władze nie puszczają maszyn poza swoje granice.

Załatw to. Anielka: w Krakowie wyrzucają z mieszkania Zośkę - załatw" - notował. A kiedy przybity całym tym bagażem wymagań krewnych i znajomych opuszczał dom rodziców, współczująca matka na pożegnanie mówiła: "Józek, zmień pracę, bo cię zamęczą".

Tamten świat znajomości, tak podobny, jeśli chodzi o swe funkcjonowanie, do współczesnego, tym jednak zasadniczo się różnił, że wówczas dzięki nieformalnym układom zwykłym ludziom było łatwiej żyć w absurdalnej rzeczywistości. Zwłaszcza kiedy spośród wszelkich rodzajów produktów żywnościowych ponad 50 proc. dostępnych było jedynie na kartki (dane GUS z połowy lat 80.), mieszkania dostawało się z przydziału, a nowe samochody na talony, zaś wysokie stanowiska mogły zajmować jedynie osoby należące do PZPR.

Dziś jednak te same zwyczaje ciążą państwu jak kamień u szyi, skutecznie bowiem promują (zwłaszcza na posadach państwowych) karierę osób, które w normalnych okolicznościach nie powinny zarządzać nawet kioskiem z warzywami, jednocześnie blokując możliwość awansu ludziom kompetentnym, acz niemającym odpowiednio mocnych pleców.

To, że w ostatnich latach Polskę opuściło prawie 2 mln młodych ludzi, nie bierze się przecież z niczego. Tam, dokąd wyjechali, nie zrobią karier po znajomości i jakoś wcale im to nie przeszkadza. Gorzej, że przez peerelowski świat znajomości Polska traci jedno pokolenie, i to pokolenie ludzi, którzy mogliby go chcieć zmienić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl