Skróć wodze, dziewczyno!

Sonia Ross
W stadninach i klubach jeździeckich same dziewczyny. Kolejny bastion męskości wzięty szturmem.

Małe dziewczynki nie chowają się już za mamą. Oswajają swój lęk z wysokości końskiego grzbietu. I są w tym coraz lepsze. Szósta rano. Za oknem szarówka. Dzwoni budzik. 16-letnią Iwonę Sitowską bolą wszystkie mięśnie. Czuje każdą kość. Wczoraj jeździła do 21, potem odrabiała matematykę i angielski.

Zanim dotrze do szkoły, musi wyczyścić Majestata, świrniętego, jak mówi, ogiera. - Jest rozpieszczony - przyznaje, choć niechętnie. - W stajni mi wytykają, że nie powinnam z nim marnować czasu na zabawy. Ale my to obydwoje uwielbiamy. Nauczyłam go podawać mi ochraniacze - chichocze. - I to nie jest czas stracony. Wspólna zabawa nas zbliża. Majestat to nie tylko koń. To przyjaciel.

Dziś śpię w boksie

"To nie koń, to przyjaciel" - słyszę to później wielokrotnie od dziewczynek. Konie czują i wiedzą. "Czy wiesz, że Kasztanka wie, że jutro wyjadę?" - wyszlochała mi do słuchawki moja 13-letnia córka Natasza, kiedy wyjeżdżała z obozu jeździeckiego i musiała zostawić swoją ulubienicę. "Ja dziś nie wyjdę z boksu, ja z nią śpię". - Dziewczynki traktują konie inaczej niż chłopcy - mówi wieloletni komendant obozu jeździeckiego w Runowie koło Wejherowa, Jerzy Mojsiuk. - Przytulają je, pieszczą, głaszczą. Wyprowadzają na spacer jak pieska. I koń idzie posłusznie. Potem one leżą na trawie, patrzą w niebo, a koń tuż obok skubie trawkę - śmieje się Mojsiuk. - Setki razy widziałem takie obrazki. I zawsze robiły to tylko dziewczynki. Chłopcy, o ile się w ogóle jakiś trafi, traktują konia bardziej użytkowo, a później, kiedy już potrafią dobrze jeździć, sportowo. Koń umożliwia im przeżycie przygody, dostarcza ekstremalnych wrażeń.

Wyzwala w nich ducha rywalizacji. Dzięki niemu mogą się ścigać, rozwijać swoją fizyczność. U dziewczynek ważny jest kontakt. Głęboki, emocjonalny. Koń to nie tylko dostarczyciel parkurowych pucharów. To czująca istota, którą można przytulać, głaskać, drapać za uszami, zaglądać jej w oczy. I zgadywać, czy ma ochotę na kostkę cukru, czy kawałek marchewki. - Dziewczynki zdolne są też do większych poświęceń - dodaje Mojsiuk. - Kiedy w lipcu miała się oźrebić klacz, kilka obozowiczek uznało, że musi przy niej czuwać całą noc. Żeby dać znać, kiedy zacznie się poród. Przyniosły do stajni materace i koce, rozpisały warty. Rano ziewały, ale bez szemrania szły czyścić boksy i końskie kopyta. Tak trzy noce z rzędu. Klacz oźrebiła się dopiero o czwartej.

Mimo to wytrwały. - Kiedy rodzice, którzy przywożą swoje córki na obóz, pytają nas, co dziewczynki będą robić oprócz jazdy konnej, odpowiadamy: "nic" - mówi instruktor jazdy konnej w Rzepkowie koło Koszalina, Ireneusz Nowak. - "Jak to?! Dlaczego?". Rodzice nie kryją zdumienia. - A dlatego, że nigdy nic innego nie chcą robić - tłumaczy. Stadnina piękna, wokół łąki i lasy. Ale do morza tylko 6 km. Plaża zawsze jest atrakcją. Nowak kręci głową: - Nie dla nich. One najchętniej by się stąd nie ruszały. - Wiszą na boksach, głaszczą konie, tarzają się w sianie - potwierdza Piotr Miśkiewicz, właściciel stadniny w Runowie. - Ile razy pytałem: "Co chcecie robić? Pojedziemy na wycieczkę? Nad jezioro?". Zawsze słyszałem to samo: "Eee, my sobie tu postoimy przy koniach". 15-letniej Beaty Szumińskiej nie można odciągnąć od padoku. Rezygnuje z basenu, wycieczek.

Spotkania towarzyskie tylko w stajni. - Chcę, żeby w czasie wakacji zmieniła środowisko, wyjechała - mówi mama Beaty, Hanna Szumińska, właścicielka kilku ośrodków jeździeckich. - Nie chce. Mówi, że musi ćwiczyć. Upał, deszcz, nieważne. Ona jeździ. A mogło być różnie, bo jako 5-latka spadła z konia. Zraziła się. Po dwuletniej przerwie znów zaczynała od lonży. - Ale podstaw techniki jeździeckiej nauczył mnie tata na… koniu bujanym - śmieje się Beata. - Już jako 2-letni brzdąc słyszałam: "Palce do konia, skróć wodze!". Po skończonej "jeździe" odprowadzałam konia pod ścianę. Dziewczynki są uważne, nigdy nie odpuszczają.

Nie rzucą byle gdzie zgrzebła czy szczotki po skończonej pracy w stajni. Plotą nawet koniom warkoczyki, przystrajają grzywy. - A prawdziwy szał zaczyna się, kiedy wybieramy miss i mistera konia - mówi Jerzy Mojsiuk. - Czego one nie wymyślą! Wstążki, kokardy, ozdoby na siodło. Same też ubierają się galowo i stoją dumne przy swoim koniu, wygłaszając o nim zebrane informacje. Jedna dziewczynka, zakochana w Amonie, napisała o nim wiersz. Inna ułożyła koński układ choreograficzny. - I obserwują je nieustannie! Kiedyś wpadły do mojego pokoju trzy 11-latki z przerażeniem w oczach - dorzuca instruktor jeździectwa w Słupsku, Tomasz Bobkowski. "Panie Tomku! Coś się stało koniowi! On chyba umiera!". Biegnę do boksu. A koń się po prostu położył, bo był zmęczony. Wytłumaczyłem im, a one później godzinę go głaskały i żałowały, że taki spracowany. Chłopcy w tym czasie grali w piłkarzyki.

- Dziewczynki są bardziej empatyczne niż ich rówieśnicy. Mają silnie rozwinięty instynkt opiekuńczy, troszczą się o konia - mówi psycholog Małgorzata Ohme. - Dla nich kontakt z tym zwierzęciem to nie trampolina do sukcesów w jeździectwie, tylko możliwość przeżycia duchowego związku. Przeżywają, kiedy koń, na którym jeździły, lub taki, który stał w boksie, a one, przechodząc, zawsze go głaskały, zostaje sprzedany.

Kieszonkowe na bryczesy

- Nie mogły sobie miejsca znaleźć, gdy ich ulubioną Grację odkupiło starsze niemieckie małżeństwo - opowiada Jerzy Mojsiuk. - To był leciwy koń, a oni chcieli mu zapewnić spokojną starość. Gracja trafiła w dobre ręce. Dziewczynki wiedziały o tym, a jednak do końca obozu były smutne, płakały i pytały, czy mogą do niej zatelefonować.

- Mają też bzika na punkcie kolekcjonowania końskich gadżetów - dorzuca Bobkowski. - Książki, gazety, breloczki, długopisy. Miesiącami odkładają na modne bryczesy. Z dumą noszą buty do konnej jazdy. Chętnie by w nich spały. I potrafią się zajadle kłócić o konia. Przez całe lato prowadziłem szkółkę jeździecką pod Łebą. Dochodziło tam do dantejskich scen! Nawet 7-letnie dziewczynki potrafiły tupnąć nogą i upierać się, że one były wcześniej i to im właśnie należy się upatrzony koń. Musiałem je godzić, rozdzielać. Drobne, delikatne, same chciały dźwigać ciężkie siodła. I nie dawały sobie pomóc!

W klubie jeździeckim Szumawa w Bobrowcu koło Warszawy kręcą się same dziewczyny. Jedne na padoku, drugie w stajni. Iwona Sitowska trzyma tu swojego Majestata. - Jeżdżę dzięki mamie - mówi Iwona. - To ona pierwsza wsadziła mnie na konia. Miałam chyba pół roku, kiedy kłusowałyśmy po łące. Ja z przodu, przytulona do niej. Dziś mama już nie jeździ. Za dużo miała pracy, a ten sport jest wymagający, zazdrosny o każdą chwilę. Dlatego żal mi czasu na spanie, jedzenie, naukę. Tylko tego, który spędzam z końmi, nie żałuję. Beata Szumińska rozważa: "Pójść do lepszego liceum, ale dojeżdżać i mieć mniej czasu na treningi, czy zdecydować się na słabsze, ale za to więcej jeździć?".

Wykształcenie jest ważne, ale swoją przyszłość wiąże z końmi. Chce prowadzić stadninę rodziców. Ale nie ma taryfy ulgowej, ma nawet więcej pracy niż inni. Zastaję ją za stajnią, jak smaruje koniom kopyta oliwą. Ociera pot z czoła, uśmiecha się. - Możemy porozmawiać za pół godziny - mówi. - Mam obowiązki. W piątek jadę na zawody, muszę ćwiczyć. Zuzia Najder, gimnazjalistka, jeździ od 4 lat. Zaczynała jako 11-latka. Nie mogła doczekać się jazdy, popędzała mamę, żeby już wiozła ją na lekcje. Teraz dojeżdża na rowerze. Przybywało szkolnej nauki. Nie zrezygnowała. Bo bycie z koniem to największa radość. Powoli jazda rekreacyjna zmieniała się w coś więcej. Dobrze jej szło. Pojechała na jedne zawody, drugie. Płakała i nie mogła się pozbierać, gdy jej Kaszmir okulał. Byli do siebie przywiązani. Teraz marzy o własnym koniu. Ale to sporo kosztuje. Sam koń to wydatek 3-5 tys. Miesięczne utrzymanie to co najmniej 400 zł.

Drogie są wizyty weterynarza, potrzebny jest kowal. - Chcę się dostać do dobrego publicznego liceum - planuje. - Żeby nie płacić za czesne, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na utrzymanie konia. Chciałabym coś zdobyć w tym sporcie. Cieszę się, że poczuję zapach stajni. Pogalopuję. Na twarzy wiatr. Tej radości nie da się opisać. Michalina Piskier, 14-latka z Łazów koło Koszalina, od dziecka wpatrywała się w konie niemal z nabożeństwem. "Tato, zatrzymaj się!" - prosiła, gdy jechali samochodem, a na łące pasły się siwe, kare, kasztanowate. Wychodziła i patrzyła. W końcu mama zawiozła ją do stadniny.

Trochę się bała, drżały jej ręce. Ale kiedy poczuła się pewnie w siodle, lęk zniknął. Zamiast niego pojawiła się radość. Teraz ma już za sobą setki wyjeżdżonych godzin. Była na zawodach, odniosła pierwsze sukcesy.

Konie pamiętają

- To niezwykłe uczucie przejechać dobrze parkur - ekscytuje się Michalina. - Nic nigdy nie sprawiło mi tyle radości. Koń też się wtedy cieszy. - Wie, że się nam udało, podskakuje, podrzuca łbem - śmieje się Iwona , która na zawodach nieraz płakała. - Nie szło mi, ciągle spadałam, strącałam przeszkody. Wracałam do domu poobijana, spłakana.

A na drugi dzień rano znów budzik o szóstej. Miała kryzys. Chciała sprzedać konia, którego kiedyś wybłagała u rodziców. Odzyskać wolny czas, zagoić siniaki. Nie spalać się tak nieustannie. - Wytrzymałam pół roku. Wróciłam. Nie potrafiłam bez nich żyć. Michalina Piskier potwierdza: - Nie można przestać. Do koni się tęskni, myśli się o nich. Bliski kontakt jest już na całe życie. - Często wracają do nas kobiety 30-, 40-letnie, które jeździły jako nastoletnie dziewczynki - mówi Krzysztof Szumiński, właściciel Szumawy. - I konie je pamiętają. Witają się. To wzruszające momenty.

Czasem do stadniny wpadają rodzice dziewcząt. Szukają ich, bo już się ściemnia. Wyszły z domu do szkoły tuż po siódmej. Jadły tylko śniadanie. Ich plecaki leżą w stajni, a one same kręcą się przy koniach. - Jedna to się nawet ukrywała przez 10 dni - wspomina Szumiński. - Spała zakopana w sianie, a wychodziła, gdy dzieci kończyły lekcje w szkole. Dziewczynki, dziewczyny i kobiety zagarnęły konie dla siebie. - To się zmieniło w ciągu ostatnich lat - zauważa Ireneusz Nowak. - Kiedyś w stadninach i klubach chłopców i dziewcząt było od 40 do 60 proc. Teraz dziewczynek jest nawet 80, 90 proc. I zaczęły być widoczne na poważnych zawodach. Kiedyś kręciło się ich dużo do pomocy, wiele zaczynało. Ale trofea zdobywali starsi chłopcy i mężczyźni. Dziś dziewczyny przeganiają swoich kolegów. Zaczynają sięgać po najwyższe laury.

Ujarzmić żywioł
- Ma to związek z przemianami społecznymi - tłumaczy Nowak. - Dziewczynek i kobiet nic już nie ogranicza, mają takie szanse jak ich rówieśnicy. Nie boją się. Są odporniejsze psychicznie. Mierzą się ze światem. Gdy nauczą się panować nad tym wielkim zwierzem, czują, że panują także nad swoim życiem. Wszystkie późniejsze kłopoty, w domu, w szkole, łatwiej się rozwiązuje. Myślą: "Jeśli poradziłam sobie z tym nieokiełznanym koniem, to poradzę sobie ze wszystkim". Nabierają odwagi. - Kiedyś bałam się otworzyć usta przy obcych. Teraz, po porażkach, ciężkiej fizycznej pracy, wiem, że nie ma rzeczy nie do pokonania - mówi Iwona. - Nie boję się koni, choć kilka razy byłam w niebezpiecznej sytuacji.

Spadłam, a koń z obcej stajni przestraszył się i chciał mnie pokopać. Zdążyłam się wyturlać - mówi Michalina. - Jazda konna to była męska czynność - mówi Małgorzta Ohme. - Te dziewczyny, które ćwiczą jeździectwo, udowadniają sobie, że mogą być zdobywcami. Dla mężczyzny to naturalna droga, ma to we krwi. One muszą się ze sobą zmagać. I zwycięstwo smakuje im bardziej niż chłopcom. Konfrontacja z koniem to także konfrontacja z własnym lękiem. - Gdy człowiek musi współpracować ze zwierzęciem, uczy się strategii radzenia sobie w trudnych sytuacjach - dodaje Ohme. - To dobrze robi ludziom, którzy ciągle chcą kontrolować sytuację wokół siebie. Tu nie wszystko zależy od nich. Muszą nauczyć się ufać. Dziewczyny ufają swoim koniom. Zuzia Najder szeptała Kaszmirowi do ucha swoje tajemnice. Michalinie, gdy przytuli się do gniadej Tekili, przechodzi smutek. Gdy pytam Beatę Szumińską, co by zrobiła, gdyby ktoś zabronił jej jeździć, jej oczy robią się wielkie jak spodki. - Zabronił? - Nie wiem... Może bym uciekła. Na koniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl