Żona dla Brytyjczyka

Anita Czupryn
Mąż Brytyjczyk nie włoży dresu, nie zje karpia i nie otworzy kobiecie drzwi. Żona Polka nie tknie angielskiego chleba i ubolewa, że jej brytyjski mąż nie mówi po polsku. Jak się żyje Polce u boku Brytyjczyka w Anglii, a jak Brytyjczykowi z Polką w Polsce.

Jak się poznali?

Christopher Thompson, konsul brytyjski w Warszawie: Poznałem żonę w sylwestrowy wieczór, kiedy przyjechałem do Warszawy powitać 2000 rok. Razem z przyjacielem postanowiliśmy uciec na tę noc z Londynu i powitać nowe tysiąclecie w innym, ciekawszym miejscu. Wybór padł na Warszawę. Mieliśmy tu kolegę, pracował w Ambasadzie Brytyjskiej. Zarezerwował hotel. W recepcji powitała nas prześliczna dziewczyna Ewa. Pierwsza Polka, którą poznałem. Sylwester 1999/2000 na całym świecie miał być niezwykły. My przebraliśmy się przed wyjściem z lotniska w Warszawie - mój kumpel za psa, a ja za nietoperza. W tych strojach wkroczyliśmy do hotelu. Ewa później przyznała, że uznała nas za dziwaków. Gdybyśmy nie mieli rezerwacji, nie wpuściłaby nas do hotelu. Trzy lata temu wzięliśmy ślub.

Ewa Stockton, lat 57, kierowniczka wydziału muzycznego szkoły ogólnokształcącej w Londynie: Miałam 24 lata, gdy po raz pierwszy znalazłam się w Anglii. Był 1975 rok. W bibliotece Muzeum Brytyjskiego chciałam zrobić badania naukowe do pracy magisterskiej. Znajoma miała odebrać mnie z lotniska. Coś jej wypadło, wysłała kolegę. To był Maurice. Od pierwszej chwili mieliśmy wrażenie, jakbyśmy się znali od dawna. Pobraliśmy się półtora roku później. Ślub był w mojej rodzinnej Łodzi.

Iwona Dowell,
lat 30, razem z mężem Peterem, 48 lat, prowadzi w Ostródzie szkołę języka angielskiego: Studiowałam w Olsztynie, Peter był moim nauczycielem angielskiego. Skończyłam studia, wyjechałam, zmieniłam numer telefonu i nasz kontakt się urwał. Peter nie dał jednak za wygraną. Postanowił mnie odnaleźć. W 2004 r. przyjechał do Ostródy, gdzie mieszkam. Chodził po ulicach, wierząc, że mnie spotka. I spotkaliśmy się, banalnie, na przejściu dla pieszych. Rok później byliśmy już szczęśliwym małżeństwem.

_

Co podobne, a co inne_

Ewa Stockton: Przyjaciółka w dniu ślubu powiedziała nam: "Ty i Maurice wyglądacie jak brat z siostrą". Tak też się czuliśmy i wciąż czujemy. Mimo że oboje zajmujemy się zupełnie czym innym. Ja - muzyk, on menedżer w budownictwie. Od lat zapowiadam, że na stare lata kupię mu perkusję i zacznę uczyć grać. Mieszkamy w Londynie. Na wakacje przyjeżdżamy do Polski. W Łodzi wybudowaliśmy sobie mały domek.

Christopher Thompson:
Ludzie pytają mnie: "Dlaczego ożeniłeś się z Polką? W czym jest lepsza od Szkotki?". Odpowiadam, że Polacy i Szkoci są do siebie bardzo podobni. Jedni i drudzy śmieją się z tych samych dowcipów. Potrafią zachować dystans do wielu spraw. Nie zamartwiają się bez potrzeby. Może też Polki są bardziej bezpośrednie i rozmowne niż Szkotki. I bardziej ciekawe świata. To mi się w nich podoba.

Iwona Dowell: Między mną a Peterem jest różnica temperamentów. On jest spokojny, zrównoważony. Wyluzowany. Cechuje go podejście Kubusia Puchatka: "Spróbuję raz jeszcze, a jak nie wyjdzie, to jeszcze raz". Wszystko bierze na chłodno. "Jak ty tak możesz?" - pytam go czasem, bo mnie ponosi. On jednym zdaniem komentuje zdarzenie, robiąc między tymi zdaniami długie przerwy.

Ja kipię, mnie rzuca po ścianach, on siedzi. Albo - my, Polacy, jesteśmy przyzwyczajeni, że robimy wszystko sami lub z pomocą rodziny: budujemy czy wykańczamy domy, remontujemy, urządzamy, malujemy. Peter nie weźmie gwoździa do ręki. Ma kłopot z wkręceniem żarówki. Nigdy go nie widziałam z pędzlem do malowania. On dzwoni po fachowca. Tłumaczę mu, że są sytuacje, gdzie mógłby wykonać i sto telefonów, ale nikt nie zrobi, jeśli sam się za to nie weźmie.

Ewa Stockton: Będąc w Polsce tego lata, Maurice postanowił przykręcić lustro do ściany. Śrubki łamały się jedna za drugą. Mąż cierpliwie wkręca następne. Znów się łamią. Trwało to kilka godzin. On wciąż tak samo spokojny, cierpliwy. Ani nie zaklął, ani się nie zdenerwował. Najwyżej lekko się zdziwił: "Przecież specjalnie poszedłem do sklepu i kupiłem mocniejsze". To jego opanowanie chwilami mnie irytuje, ale i rozśmiesza. Ja muszę czasem trzasnąć drzwiami, albo dojść do sedna sprawy, drobiazgowo analizując wszystkie za i przeciw. Pytam go: "Co o tym sądzisz?". Maurice po chwili milczenia odpowiada: "No... może być. Tak. W porządku". Czasem z powodu tej lakoniczności aż mnie zakręci w środku, ale go nie zmienię. Taki jest. Dobrze nam się żyje.

Peter Dowell: Angielskie kobiety są bardziej niezależne od Polek. Jak mają problem, to same sobie radzą. Protestują, gdy im się coś nie podoba. Kilka lat temu zbuntowały się, że w angielskich supermarketach przy kasach wystawione są słodycze. Przychodziły po zakupy z dziećmi i te, widząc batoniki, ulegały presji i chciały, by mama kupiła. "Tak być nie może" - uznały angielskie mamy i dziś przy kasach nie ma słodyczy. Za to Polki są uczuciowe. Podoba mi się ich serdeczność i szczerość.

Iwona Dowell: Niejednokrotnie, gdy idziemy razem, to Peter pakuje się w drzwi pierwszy, przede mną. Nie przychodzi mu do głowy, że mógłby mnie przepuścić przed siebie, ustąpić kobiecie.

Peter Dowell: W Polsce, gdy kobieta wraca z zakupów i ma w ręku siatkę, to oczekuje od mężczyzny, że on tę siatkę poniesie. W Anglii kobiety same noszą siatki. Jest równouprawnienie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego mam nosić siatki i dlaczego się tego ode mnie wymaga. Nigdy nie pocałowałem kobiety w rękę. To był dla mnie mały szok, gdy zobaczyłem, że Polacy w ten sposób całują kobiety. Jak i to, że mężczyźni podają sobie ręce na powitanie. Ilość uścisków dłoni, jakie muszę wymieniać w ciągu dnia, jest nie do policzenia.

Ewa Stockton: Mój mąż Maurice przyjął polski zwyczaj, że kobietom otwiera się drzwi i podaje płaszcz.

Dziecko polskie czy angielskie?

Peter Dowell: Chcielibyśmy, aby nasz synek Marcel (2 lata) wziął to, co najlepsze z Polski i z Anglii. Ja mówię do niego po angielsku, Iwona po polsku, a gdy jesteśmy w trójkę - rozmawiamy po angielsku.

Iwona Dowell:
Od pierwszych dni po urodzeniu Marcel był przyzwyczajony do zimnego chowu. Czapka z głowy - ku przerażeniu mojej rodziny. Staramy się go nie przegrzewać. Zimą temperatura w naszym domu nie przekracza 17 stopni. W takiej temperaturze był kąpany, w takich warunkach się wychowuje.

Ewa Stockton: Nasze dwie córki są już dorosłe. Mówią po angielsku, znają język polski. Tańczą i śpiewają w sławnym polskim zespole tańca Mazury w Londynie. Są niezależne, bardzo angielskie i równocześnie bardzo polskie. Przyjeżdżają do kraju dwa, trzy razy każdego roku.

Christopher Thompson: Mamy dwóch synów 2-letniego Kubę i 3-miesięcznego Krzyśka. Ewa przyjęła moje nazwisko (nie namawiałem, sama powiedziała, że chce). Nasze dzieci też nazywają się Thompson, ale noszą polskie imiona. Kuba ma na drugie Stanisław, po polskim dziadku, ojcu Ewy, a Krzysiek - John, po szkockim dziadku i moim ojcu. Rozmawiamy z dziećmi w dwóch językach - ja po angielsku, a Ewa - po polsku.

_

Teściowa nie przytula, teść pędzi bimber _

Ewa Stockton: Rodzina męża od razu mnie zaakceptowała. Jest ich dużo. Ośmioro dzieci. Zostałam przyjęta niczym kolejne ich dziecko. Teściowie byli przyzwyczajeni do pełnej chaty, więc gości traktowali podobnie jak my - gość w dom, Bóg w dom - po staropolsku. Mama Maurice'a, Irlandka, dobrze wiedziała, jak może się czuć dziewczyna z obcego kraju, więc tym bardziej się mną opiekowała. Z ojcem przełamałam lody i jego sztywność tym, że dużo mówiłam. Potrafiłam go otworzyć. Ojciec Maurice'a to hobbysta kolei. W Polsce był zachwycony parowozami. Gdy raz wyciągnął aparat, żeby zrobić zdjęcie, natychmiast pojawiło się przy nim dwóch panów z ostrzeżeniem, że fotografowanie zabronione. Przyjął to jak typowy Anglik - ze stoickim spokojem.

Iwona Dowell:
Mamie Petera najbardziej zależy na tym, by jej syn był szczęśliwy. I widzi, że jest. Moi teściowie są rozwiedzeni, żyją w nowych związkach. Teściowa jest trochę podobna do mojej mamy w tym ciągłym upewnianiu się: "Nie jesteś głodna?" - i podtyka jedzenie. Uczuciowo to typ wiktoriański: żadnego przytulania, dotykania, całowania.

Na początku się jej bałam i myślałam, że na pewno mnie nie polubi. Dziś już przekonałam się, że potrafi dawać wsparcie i nie musi tego robić w tak otwarty, żywiołowy sposób, jak robią to moi rodzice. Z teściem nie jestem blisko. Trudno mi go zrozumieć. Był żonaty cztery razy, wciąż czegoś poszukuje. Chłodny, daleki, obcy. Taka postawa w naszej kulturze szokuje.

Christopher Thompson: Martwiliśmy się z żoną przed ślubem, jak to będzie z weselem, które miało się odbyć u moich przyszłych teściów, w Iganiach na przedmieściu Siedlec. No bo różnice kulturowe, bo bariery językowe, kulinarne i obyczajowe. Na przykład, co począć z przemowami? W Anglii i Szkocji są obowiązkowe. Przemawia pan młody, potem panna młoda, świadkowie i wszyscy pozostali chętni. W Polsce wesele ma mniej formalny charakter.

Nie spaliśmy po nocach, wydawało nam się, że natkniemy się na tysiące przeszkód i że nic się nie uda. Było odwrotnie - wszystko urządziliśmy po polsku, tylko zespół grał światowe przeboje, więc wszyscy świetnie się bawili. A po kilku kieliszkach wódki i bimbru, którego napędził mój teść specjalnie na nasze wesele, zniknęły wszelkie bariery.

Peter Dowell: Moi teściowie mieszkają 10 minut od nas. Ze swoimi rodzicami nie miałem tak częstego kontaktu. Wyprowadziłem się z domu, gdy miałem 17 lat. Cudowne i pozytywne u moich teściów jest to, że wciąż są małżeństwem. Skoncentrowani na swoich dzieciach, dużo dla nich robią. W Anglii to, czego możesz się spodziewać od rodziców, dostaniesz dopiero po ich śmierci. Wcześniej nie dadzą nic. Czasem ciężko mi zrozumieć nadopiekuńczość teściowej w stosunku do naszego synka. Te czapki, te ciepłe skarpety, wciąż się upewnia, czy wszystko OK, czy nie zmarznie, poprawia mu ubranko, sznuruje buty. A gdy podjeżdżam samochodem pod dom i kropi lekki kapuśniaczek, biegnie z parasolką, by ochronić wnuka. Teść raz kocha, raz nienawidzi. Ze swoimi zmiennymi nastrojami potrafi dać w kość.

Zdziwienia obyczajowe


Maurice Stockton
, 57 lat, menedżer budownictwa: Po raz pierwszy przyjechałem do Polski z Ewą w grudniu 1975 roku. Śnieg, mróz, na dworcu przywitała nas przyjaciółka Ewy. Miała ze sobą chleb, sól i wódkę. "Łam chleb, pij wódkę" - podała mi na peronie. Byłem zszokowany tak intensywną spontanicznością.

Peter Dowell: Pierwsze zdziwienie? W Polsce śpi się w living roomie! 12 lat temu, w wakacje, poznałem w Londynie dziewczynę z Polski. Wakacyjny romans tak mnie zauroczył, że spakowałem walizkę i przyjechałem za nią. Był październik, lał deszcz. Ona mieszkała w ciasnym mieszkanku, w betonowym wieżowcu. Czekał na mnie gar bigosu. Byli też jej rodzice. Siedliśmy w salonie. Ja na kanapie, dochodzę do siebie po bigosie, zerkam w telewizor. Nagle jej rodzice mówią: "No, Peter, czas iść spać". Odpowiadam uprzejmie: "Dobrej nocy zatem, do zobaczenia jutro". A oni na to: "Chyba nie do końca rozumiesz. My śpimy tutaj. A ty siedzisz na naszej kanapie, którą musimy rozłożyć". Pościel trzymali w szafkach. W głowie mi się nie mieściło, że można spać w salonie.

Ewa Stockton: W Anglii można było wpaść do kogoś bez uprzedzenia, ale wchodziło się wtedy od kuchni, bo te drzwi zwykle były otwarte. I wtedy nie częstowało się ich nawet herbatą. Anglik musi mieć formalne zaproszenie, żeby przyjść na podwieczorek, obiad czy kolację. W wigilię Bożego Narodzenia Anglicy stroją się jak na bal i idą do pubu na piwo. W Wielkanoc robią pranie, planują remonty, malowania, prace w ogrodzie. Są też zafascynowani telewizją. Maurice rzadko ją ogląda, ale gdy już siądzie przed telewizorem, to nawet gdyby mu oliwę wlać do zupy czy powiązać skarpetki - nic nie zauważy.

Iwona Dowell:
Nie znałam wcześniej nikogo, kto by kroił szczypiorek nożyczkami. Peter nie używa noża ani deski. Zdumiało mnie też, że posiada absolutną nieumiejętność chodzenia w kapciach. Nie wie, co to są kapcie ani skąd się wzięły. Nie rozumie, dlaczego mu je podają i każą ściągać buty. On nie umie chodzić w kapciach.

Christopher Thompson: W kościele przed ołtarzem w Iganiach, rodzinnej wsi mojej żony, stawiłem się w szkockim stroju, w spódnicy w kratę i białych wełnianych podkolanówkach. Moi szkoccy przyjaciele też się tak ubrali. Wzbudzili sensację. Kościół pękał w szwach. Przyszła cała wieś i okolica. Na weselu Polacy śpiewali po angielsku, a Szkoci i Anglicy po polsku. Tańce trwały do rana.

Peter Dowell: Anglików i Polaków różni sposób picia alkoholu. Anglicy w pubach piją piwa z nalewaków, a Polacy piją na ulicach z butelek. My pijemy mało, za to często. Polacy w weekend robią imprezę rodzinną, gdzie pozwalają sobie poszaleć przy większej ilości alkoholu.

_**

O wyższości polskiego chleba **_

Ewa Stockton: Kuchnia angielska na pierwszy rzut oka jest bez wyrazu. Ale nasze dzieci uwielbiają angielski obiad niedzielny: sztuka mięsa pieczonego, pieczone ziemniaki, warzywa, a na deser pudding. Nie lubię angielskiego chleba. Był i jest paskudny. Dawniej bywało, że z jednego końca Londynu na drugi jechałam po chleb do polskich delikatesów. Teraz jestem zadowolona, że w Londynie jest tak wielu Polaków, ponieważ polski chleb można teraz kupić bez problemu. Gdy jesteśmy w Łodzi, mąż przypomina mi: "Pamiętaj, wejdź do Karolaka po chleb".


Iwona Dowell:
Tradycyjne angielskie jedzenie jest pyszne. Ale drażni mnie brak soli w gotowanych potrawach. Peter nie posoli ryżu, nie posoli ziemniaków. Nigdy w życiu nie zjem (nawet nie mogę o tym spokojnie myśleć) jajek w zalewie octowej. W Anglii stoją one w wielkich słojach w sklepach czy restauracjach. Anglicy jedzą to jako przystawkę. Peter lubi się uraczyć czymś takim, ale musi uważać. Nie wolno mu tego zrobić przy mnie.

Christopher Thompson:
W Warszawie brakuje mi szkockiego piwa i tradycyjnej w moich rodzinnych stronach potrawy, która nazywa się haggis (jest trochę podobna do polskiej kaszanki, ale delikatniejsza). Podaje się ją zawsze w dniu świętego Andrzeja, 30 listopada. Na pociechę mam bigos, barszcz, pierogi i gołąbki, które robi babcia Ewy. Z polskiej kuchni nie smakuje mi tylko świąteczny karp. Nie zrozumiem tej tradycji. U nas w Szkocji tego nie jadamy.

Peter Dowell: Nigdy nie zjem bożonarodzeniowego karpia w galarecie ani żadnej innej ryby przyrządzonej w ten sposób. Macie w Polsce takie pyszne ryby. Nie rozumiem, dlaczego z taką lubością je galaretujecie.

_**

Trudno mi to zaakceptować **_

Ewa Stockton: W moich pierwszych miesiącach pobytu w Anglii poszłam raz na długi spacer po Londynie. Było gorąco, weszłam do pubu i poprosiłam o kufel zimnego piwa. Cały pub utkwił we mnie zgorszony wzrok. Sami mężczyźni. W Anglii jeszcze w latach 80. kobiety były inaczej traktowane. Uważano, że w pubie powinny pić mały kufel. W niektórych pubach w małych miejscowościach były osobne miejsca dla kobiet, osobne dla mężczyzn.

Ten brak niezależności kobiet był dla mnie na początku najtrudniejszy do zaakceptowania. Wiele z nich było gospodyniami domowymi z wyboru. Ja pochodzę z rodziny niezależnych kobiet, więc czułam się przyduszona. Jednak teraz sposób traktowania kobiet bardzo się zmienił. Mają wszystkie prawa mężczyzn, nieomal zrównano im płace.

Peter Dowell: Na rodzinnych spotkaniach jestem zawsze wycałowany nie tylko przez ciocie, ale - co gorsza - przez wujków. Nie akceptuję zachowań polskich kierowców. W Anglii przywykłem, że pieszy jest święty i kierowcy zatrzymują się przed pasami. Tu wciąż atakowały mnie małe fiaty. Do tej pory mam wrażenie, że walczę o życie, gdy przechodzę przez ulicę. Zawsze też kiepsko działa na mnie ludzka nieuprzejmość. W sklepie pani żuje gumę i nie chce jej się odpowiedzieć "dzień dobry". Nie znoszę też zdań: "nie ma" i "nie wiem". I nigdy nie włożę na siebie dresu Adidasa.

Ewa Stockton: "Nie rozumiem" - mówi mąż w polskich urzędach. Czuje się tam zagubiony. Jednocześnie rozśmiesza go i irytuje widok robotników podpierających szpadle, gdy tylko jeden z nich pracuje.

Iwona Dowell: Peter nienawidzi rajstop u polskich kobiet. Dla niego nogi mają być nagie. Chodzę więc z gołymi nogami, bo mówi, że wszystko go boli, jak widzi mnie w rajstopach. Kupuje mi pończochy. Dla mnie najcięższe jest to, że mąż nie mówi po polsku. Nie ma w nim silnej determinacji, aby się nauczyć polskiego. Dlatego też to ja muszę załatwiać wszystkie sprawy w urzędach. On przez tyle lat funkcjonuje w Polsce bez znajomości języka. Rozkręcił interes, wspaniale sobie poradził. Ma dar zarządzania. Potrafi dobrać ludzi, którzy wokół niego robią to, co właściwie on powinien robić.

Christopher Thompson:
Moja polszczyzna ciągle kuleje. Nie urodziłem się poliglotą. W domu Ewa mi odpuszcza, przeważnie rozmawiamy po angielsku. Ale odwiedziny u teściów w Iganiach są dla mnie wyzwaniem - tam muszę mówić po polsku, inaczej nikt mnie nie zrozumie.

Ewa Stockton:
Maurice przez pół roku chodził do polskiej szkoły na lekcje polskiego. Powtarza: "Nie nauczyłem się języka polskiego, bo wszyscy Polacy woleli na mnie ćwiczyć angielski". Ale jego władanie polszczyzną wzmaga się u niego wraz z liczbą wypitych kieliszków wódki z polskimi przyjaciółmi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl