Domy dziecka w Polsce pękają w szwach, dzieci nie mają w nich poczucia bezpieczeństwa, odpowiedniej opieki pedagogów i warunków do nauki. Na dodatek są źle żywione.
Inspektorzy NIK ustalili, że w 67 proc. ośrodków dzieci są źle odżywiane - w posiłkach jest za mało białka, warzyw i owoców.
W połowie domów panuje przeludnienie (np. w ośrodku numer 2 w Szczecinie-Zdrojach dzieci było trzykrotnie więcej, niż powinno). W 83 proc. placówek wychowankowie nie mają osobnych szafek, lampek nocnych czy biurek. W niektórych przypadkach ubrania i osobiste rzeczy dzieci przechowywano w pomieszczeniach dla wychowawców.
Ale podopiecznym brakuje nie tylko poczucia intymności. W wielu ośrodkach NIK stwierdziła poważniejsze problemy. Wychowawcy często wymuszają posłuszeństwo krzykiem, stosują wobec dzieci przemoc lub nie chronią słabszych przed agresywnymi kolegami.
W Wielkiej Brytanii i Norwegii dzieci trafiają do rodzin zastępczych. Domy dziecka są już tylko w Europie Wschodniej
W domu dziecka w Kłobucku wśród wychowanków na porządku dziennym były przemoc fizyczna, kradzieże i molestowanie seksualne.
Tradycyjne domy dziecka są szkodliwym reliktem z czasów PRL. Najwyższy czas zastąpić je domami rodzinnymi i rodzinami zastępczymi, w których dzieci żyją godnie i mają odpowiednią opiekę. By to było możliwe, trzeba uchwalić nowe przepisy i zapewnić państwowe dotacje.
Takie rozwiązania znalazły się w projekcie poselskim Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Od jego złożenia minęło ponad pół roku, ale Sejm nie znalazł czasu nawet na dyskusję.
W bidulach dzieci mają piekło
Jeszcze niepublikowany raport NIK, do którego dotarła "Polska", nie zostawia suchej nitki na państwowych domach dziecka. Żadna ze skontrolowanych placówek nie zapewniła wychowankom odpowiednich warunków.
Dziś w domach dziecka przebywa blisko 25 tys. dzieci. W ostatnich latach trafia do nich coraz więcej maluchów, także tych, których rodzice wyjechali do pracy na Zachód.
Dlatego też domy dziecka są przepełnione. W jednej takiej placówce przebywa średnio 49 wychowanków. Z raportu wynika, że w co drugim skontrolowanym bidulu panuje przepełnienie. W prawie każdym pokoju mieszka więcej niż pięcioro dzieci.
W co trzecim domu wychowankowie nie mieli zapewnionej opieki w nocy. W co piątym - także w ciągu dnia.
Co najgorsze, w domach dziecka umieszcza się nieletnich, którzy zgodnie z orzeczeniami sądowymi powinni trafić do młodzieżowych ośrodków wychowawczych. Stąd tyle agresji w tych placówkach. W co trzeciej dzieci skarżyły się, że nie czują się bezpieczne.
- Domy dziecka to najgorsze rozwiązanie z możliwych - mówi Magdalena Słomka z Fundacji "Archon+", działającej na rzecz rozpowszechniania rodzicielstwa zastępczego.
Bidule to postkomunistyczny relikt. Działają właściwie już tylko w Europie Wschodniej. I to nie całej, bo np. Słowenia i Chorwacja już ich nie mają. Na Zachodzie nie ma ich od lat. W Austrii już w latach 50. postawiono na wioski dziecięce. Zatrudniano w nich kobiety, budowano im dom, do którego wprowadzały się razem z własnymi dziećmi i na przykład piątką sierot. Dostawały za to pensje.
W Wielkiej Brytanii, Islandii, Norwegii i Słowenii żadne małe dziecko nie trafia już do domu dziecka, tylko do rodziny zastępczej. - Dzieci wychowywane w bidulach kompletnie nie są przygotowane do życia, nie potrafią uprać, ugotować czy ukroić chleba - tłumaczy Słomka.
Jej zdaniem tradycyjne domy dziecka produkują głównie klientów opieki społecznej. - Lepiej by było, gdyby jak najmniej dzieci tam trafiało. Niestety, to nie takie proste.
W zasadzie rodzinne domy dziecka zakładają tylko fundacje i stowarzyszenia. Powód: organizacja jest w stanie zapewnić zaplecze administracyjne i księgowe oraz dać pieniądze na konieczne zwykle terapie dla podopiecznych po doświadczeniach w domu dziecka.
Inaczej jest z rodziną zastępczą, którą stosunkowo łatwo zostać, ale dość trudno nią być. - Rodzice zastępczy nie mają żadnego wsparcia ze strony państwa ani lekarza, ani psychologa, ani pedagoga - mówi Słomka.
To ma się jednak zmienić. Resort pracy przygotowuje projekt ustawy regulującej rodzicielstwo zastępcze. Zgodnie z nowymi przepisami do 2010 r. mają zostać zlikwidowane wszystkie domy małego dziecka. A maluchy, które nie ukończyły 7. roku życia, trafią do rodzin zastępczych.
Dodatkowo każda rodzina, która zdecyduje się zaopiekować dzieckiem w trudnej sytuacji, oprócz pieniędzy dostanie także wsparcie specjalistów. Projekt ma być gotowy w październiku.
- Ten projekt jest bardzo podobny do tego, który już kilka miesięcy temu złożyłam w Sejmie - komentuje była minister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska. - Niestety, nic się z nim nie dzieje. Mam jednak nadzieję, że kiedy w końcu trafi do Sejmu projekt rządowy, uchwalimy wreszcie tę ustawę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?