Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największa nawałnica w historii Polski przeszła nad Lublinem

Wojciech Klusek, Ewa Pajuro
Dzisiejsze wichury to igraszka w porównaniu z tym co się stało w 1931 r.
Dzisiejsze wichury to igraszka w porównaniu z tym co się stało w 1931 r. archiwum
Co najmniej kilka osób zginęło, kilkadziesiąt zostało rannych, a część Koziego Grodu legła w gruzach - takie były skutki trąby powietrznej, która 20 lipca 1931 r. zaatakowała Lublin. Najprawdopodobniej była to największa nawałnica w historii naszego kraju.

Według niektórych źródeł prędkość wiatru mogła sięgać trudnej do wyobrażenia wartości 500 km/godz. Czy to możliwe? Zdaniem meteorologów, taka siła żywiołu zmiotłaby miasto z powierzchni ziemi. Jednak w archiwum IMGW zachowały się zapiski o lubelskim kataklizmie, o którym rozpisywała się ówczesna prasa.

Jako pierwszy informację o katastrofie podał dziennik ABC z 22 lipca 1931 r. - Ok. godz. 7 ( 20 lipca, w poniedziałek - przyp. red.) wieczorem horyzont od północy pokrył się czarnym kłębem chmur, równocześnie spadł ulewny deszcz w śródmieściu. Od strony Czechówki dał się zauważyć słup ciemny mający przy ziemi kształt leja. Posuwał się szybko w stronę południową. W chwili, gdy znalazł się na przestrzeni łąk nadbystrzyckich i połączył z takim samym słupem czarnym z płd. zachodu powstała trąba powietrzna wysoka na kilkadziesiąt metrów, która wśród przeraźliwych błyskawic i huku piorunów przeszła ul. 1 Maja w stronę Wrotkowa, a napotkawszy stojący na torach zapasowych pociąg z końmi wyścigowymi, oderwała wagony przenosząc je jak igraszkę.

Huragan - relacjonuje dalej gazeta - przeszedł przez Kośminek, Bronowice, Tatary, rzeźnię miejską i zniknął za wsią. Burza trwała zaledwie kilkanaście minut. Kiedy się uspokoiło, mieszkańcy w centrum wylegli na ulicę nieświadomi klęski, jaka nawiedziła inne rejony miasta. Jak podaje ABC, w wyniku nawałnicy zginęło 5 osób, a kilkadziesiąt zostało ciężko rannych. Natychmiast przystąpiono do akcji ratunkowej z udziałem lekarzy, wojska i policji.

Głos Lubelski, z 23 lipca krzyczał wielkimi tytułami: "Wieczór i noc grozy", "Huragan nad Lublinem", "Część miasta legła w gruzach". Reporterzy relacjonowali: "Autobus miejski wraz z pasażerami został rzucony przez wichurę o ścianę domu i zgnieciony. Pasażerowie odnieśli ciężkie rany. Poważnym uszkodzeniom uległ most prowadzący w kierunku Zamościa. Wszystkie przewody elektryczne i telefoniczne zostały przerwane. Z wielu domów huragan zerwał dachy. Zawaliły się kominy fabryczne. Drzewa w parkach zostały powyrywane z korzeniami. Ludźmi znajdującymi się na ulicach wiatr miotał jak piórkami. Mało tego, nawet samochody i autobusy porywane były przez wichurę. W gruzach legł młyn".

Przy zbiegu ulic Zamojskiej i Fabrycznej cyklon porwał dorożkarza i wyrzucił na pobliską fabrykę. Na posterunku zginął policjant przywalony spadającą belką.

- Wszędzie leżą porozwalane szczątki samochodów, dachów, drzewa i słupy telegraficzne. (...) Zrujnowany został majątek Tatary. Fabryka maszyn świeci ponuro szkieletami murów, bez dachów i szyb. W tamtym rejonie ocalał tylko krzyż Chrystusowy wznoszący wysoko ramiona ku górze, choć u stóp jego leżą świeżo połamane drzewa - relacjonował Juliusz Wapniewski, reporter ABC.

Czytaj także:
*Burza w Lublinie, 8 lipca 2011: Zalane ulice, kałuże na drogach (ZDJĘCIA)
*Burze nad Lubelszczyzną, rok 2010 (WIDEO, ZDJĘCIA, AKTUALIZACJA)

Szlak trąby powietrznej z 20 lipca 1931 roku, to był pas o szerokości 250 - 300 m, ciągnący się przez ok. 20 km przypominał obraz zniszczenia wojennego - informował dziennikarz Głosu Lubelskiego.

O katastrofie rozpisywała się prasa zagraniczna. "Berliner Tageblatt" w depeszy z Polski donosił, że cyklon zniszczył Lublin, 19 osób straciło życie, było 300 rannych. Odnośnie do ilości ofiar relacja ta była przesadzona. Polska prasa miała też za złe Niemcom, że pisali o oszalałym bydle pędzącym po ulicach Lublina, co dyskredytowało obraz kraju.
Straty po nawałnicy były ogromne. Według pierwszych szacunków Głosu wyniosły 2 mln zł, ale już kilka dni później pracownicy PZU ocenili je na 5 mln zł. Tylko w majątku Tatary straty wyniosły 1 mln. zł. Do Lublina przyjechał wicepremier rządu, aby zorientować się w skali zniszczeń. Lubelski dramat znalazł się na czołówkach gazet. "Straszliwa katastrofa żywiołowa, która dotknęła Lublin wywołała w kraju wielkie przygnębienie" - pisał Głos.

Tydzień po kataklizmie w Urzędzie Wojewódzkim odbyła się konferencja prasowa, na której poinformowano o planie pomocy dla ofiar wichury.

Wcześniej na 1 stronie Głosu Lubelskiego ukazały się ogłoszenia firm oferujących materiały do krycia dachów, blachę ocynkowaną, eternit, papę i gwoździe. Ze zniszczeń spowodowanych trąbą powietrzną miasto podnosiło się przez kilka miesięcy. Odbudowa fabryk i budynków trwała dłużej.

Dziennikarze relacjonujący kataklizm często nazywali wichurę huraganem lub cyklonem "szalejącym nieraz w innych częściach świata, ale o których nigdyśmy w Polsce nie słyszeli". Na podstawie opisu zjawiska meteorolodzy uważają, że była to trąba powietrzna, która jest odpowiednikiem amerykańskich tornad.

Skąd nad Lubelszczyzną wichura o takiej sile? Czy istotnie prędkość wiatru osiągała 500 km/godz.? Kiedy 4 lata temu zapytałem o to ekspertów portalu "Twoja Pogoda" potwierdzili podane informacje. - To zjawisko jest polską legendą, która wędruje wśród "łowców burz i tornad", ale można z całą pewnością powiedzieć, że naprawdę miało miejsce. W wielu europejskich krajach obserwowano już tornada czwartej kategorii (F4) np. w Holandii, Anglii czy Niemczech. W Polsce także ono wystąpiło. Wiatr w takim tornadzie wieje z prędkością od 330 do 417 km/h. Stąd też jest niemal pewne, że lubelskie tornado niosło wiatr o sile ponad 400 km/h.

Z pogodą bywało gorzej

Z Adamem Kieliszkiem z pracowni monitoringu meteorologicznego w Zakładzie Meteorologii i Klimatoloii UMCS rozmawia Ewa Pajuro

Burze, ulewy, wichury, nawałnice, pioruny, grzmoty, trąby powietrzne, pogodowa apokalipsa - grzmią tytuły w gazetach i na portalach inter-netowych. Czy to, co obserwujemy za oknem, powinno nas martwić? Czy mamy do czynienia z czymś niespotykanym do tej pory?
Ilość opadów nie odbiega zasadniczo od normy. Także obserwowane w innych częściach kraju zjawiska ekstremalne, jak trąby powietrzne występowały już wcześniej, także u nas. Przypomnę na przykład, że w latach 30. ubiegłego wieku trąba powietrzna, która pojawiła się w okolicach Lublina, niszczyła budynki i wywracała wagony towarowe (piszemy o tym na str. 1). Wprawdzie były one drewniane, ale mimo wszystko świadczy to o jej sile.

Chce nam Pan powiedzieć, że bywało gorzej.
Odnotowujemy pewne zjawiska ekstremalne, ale patrząc na dłuższy okres czasu, to nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Większość tych zjawisk ma charakter lokalny. Wcześniej informacja o nich nie docierała do tak wielu osób. Dziś, dzięki mediom, słyszy o nich prawie każdy i może stąd też bierze się przeświadczenie, że dzieje się coś niespotykanego.

Czy na podstawie tych pojedynczych zjawisk występujących lokalnie możemy wnioskować, że nasz klimat się zmienia? Często słyszymy na przykład o globalnym ociepleniu. Czy te ekstremalne zjawiska możemy z nim wiązać?
Trudno określić to jednoznacznie. Od czasu do czasu mamy na przykład dane o większej ilości opadów. Mieszczą się one jednak w przyjętej szerzej normie i dlatego potrzeba dłuższych obserwacji, by to stwierdzić.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski