Nadchodzi kolejna wojna światowa

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Wojna kusi każde kolejne pokolenie jako najkrótsza i najszybsza droga do spełnienia wielu celów
Wojna kusi każde kolejne pokolenie jako najkrótsza i najszybsza droga do spełnienia wielu celów REUTERS
Już długo żyjemy w pokoju i nie przeraża nas wybuch nowego konfliktu zbrojnego na światową skalę. Niektórym wydaje się, że to nawet lepsze rozwiązanie niż długotrwałe spory dyplomatyczne - pisze Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.

Trzecia wojna światowa? Wiadomo na pewno tylko tyle, że będzie. Już jest, jeśli do wojen światowych wliczyć wojnę z terrorem, toczącą się siódmy rok na wielu kontynentach, od Ameryki przez Europę i Afrykę po Azję, aż do Pacyfiku.

Jednak ta konfrontacja islamskiego fundamentalizmu z Zachodem i innymi cywilizacjami przybrała postać mgławicy lokalnych wojen nieregularnych i asymetrycznych, takich jak w Afganistanie, Iraku czy Sudanie. Daleko odbiega od intensywności I i II wojny światowej lub wojen napoleońskich i innych toczonych o globalne panowanie w czasach, zanim rozpoczęto numerację. Daleko nawet od XX-wiecznej zimnej wojny, bo pod jej lodową powłoką świecił nuklearny ogień.

Wojna w Gruzji - gdzie okręty i samoloty wojskowe Rosji i Stanów Zjednoczonych śledzą się nawzajem wzrokiem - rodzi pytanie, czy światu grozi powrót do historii pełnej symetrycznych wojen między równorzędnymi supermocarstwami, wystawiającymi wielkie regularne armie i wspieranymi przez alianse, osie i bloki.

Sama Rosja dziś jeszcze nie podejmie wojny światowej - nie jest sowieckim supermocarstwem i brak jej silnych, wiernych sojuszników. Ale co się stanie, jeżeli sukcesy rosyjskiej polityki podboju i zastraszania pozostaną bezkarne, przyciągną inne państwa i pozwolą zbudować nowy blok?

Wszystko możliwe, gdyby system bezpieczeństwa międzynarodowego rozpadł się jak Liga Narodów w latach 30. XX w. Gdyby Zachód okazał się podzielony, a NATO przeciążone misją w Afganistanie. I gdyby w Unii Europejskiej ostatecznie upadł traktat reformujący razem ze wspólną polityką zagraniczną i wojskową, a kolejne szczyty unijne w Brukseli stały się telenowelą na temat niezdecydowania lub jawnych rozłamów - pośmiewiskiem przed Rosją i resztą świata. Kreml stwierdziłby, że musi przejąć odpowiedzialność nie tylko za Kaukaz, lecz za całą niezdolną rządzić się Europę.

Koniec historii ogłaszano wielokrotnie. Zapewniano, że ludzkość będzie wolna od wysokiego ryzyka i dramatycznych zwrotów, których przyczyną są konflikty, a źródłem głównym - wojny jako konflikty największe.

Marzenie wziął za rzeczywistość nie tylko amerykański politolog Francis Fukuyama, głoszący w 1989 r. - u kresu zimnej wojny - że zwycięska cywilizacja zachodnia zapanuje powszechnie, a świat stanie się pokojowy i stabilny na zawsze. Brytyjczycy głosili to samo podczas hołdów globalnego imperium dla królowej Wiktorii - tuż przed progiem XX w., bogatszego w wojny i zwroty dziejowe niż jakiekolwiek stulecie wcześniejsze.
Wszystkie imperia i supermocarstwa - nie wyłączając sowieckiego i carskiego - u szczytu potęgi przekonane były o swojej doskonałości, czyniącej dalszy bieg historii zbędnym i niemożliwym. Jednak historia nie kończy się, a tylko zatacza koło. Rządzą nią cykle, w tym cykl wojny i pokoju. Imperia na wojnie powstają i na wojnie giną. Wojny tworzyły i niszczyły także Polskę, zmieniały ją i przesuwały na mapie, zniewalały i wyzwalały.

Wojny regularne i nieregularne, symetryczne i asymetryczne, międzynarodowe i domowe towarzyszą ludzkości od narodzin cywilizacji. Średni poziom siły i przemocy w świecie pozostaje stały mimo wielkich wysiłków, aby go obniżyć. Konflikt wraca w zachowaniach państw i innych podmiotów stosunków międzynarodowych - przykładem ruchy religijne i ideologiczne - podobnie jak w indywidualnych zachowaniach ludzi.

Okresy między wojnami światowymi są pełne wojen ograniczonych i peryferyjnych. Podczas pokoju rozwijają się zaspokojenia zastępcze: sporty walki i ekstremalne, kibicowanie na stadionach w wojennym zjednoczeniu i uniesieniu, paintball zamiast blitzkriegu, blitzkrieg wirtualny. Cykl pokoju i wojny jest nieustający jak cykl zmiany władzy albo cykl ekonomiczny wzrostu i recesji. Związany jest również z fundamentalnym cyklem pokoleń.

Wśród wielu teorii wojny, szukających jej źródeł biologicznych, psychologicznych, społecznych, politycznych i kulturowych, teoria pokoleniowa jest jedną z najmocniej wspartych przez historyczne fakty.

Wojna ze wszystkimi jej niebezpieczeństwami wydaje się łatwiejsza do zaakceptowania, a perspektywa wojennego zwycięstwa bardziej atrakcyjna dla ludzi, którzy wojny jeszcze nie zaznali jako przeżycia pokoleniowego. Mimo wiedzy z lekcji historii, książek, filmów czy gier komputerowych, młodzi optymistycznie obliczają bilans za i przeciw.

Są bardziej skłonni do ryzyka w sprawach wojny i pokoju, podobnie jak w innych sferach życia. To druga strona medalu odważnych innowacji, odkryć, pozytywnych przełomów w rozwoju ludzkości, dokonywanych przez każde nowe pokolenie.
Zgodnie z teorią pokoleniową dziś, po blisko 20 latach od końca zimnej wojny - gdy młodzi już po niej ukształtowani grają coraz większą rolę społeczną i polityczną we wszystkich krajach świata - prawdopodobieństwo nowej wielkiej wojny zimnej lub gorącej rośnie.

Po każdej wojnie światowej próbowano stworzyć gwarancje przeciw powrotowi wojny. Zakładano instytucje utrzymania pokoju, począwszy od zjazdów królów i cesarzy po Radę Bezpieczeństwa ONZ. Niestety miały one skuteczność żadną lub ograniczoną.

Podpisywano wieczyste traktaty pokojowe i antywojenne, wyjmowano wojnę spod prawa - jednak wojna tylko zmieniała nazwę, np. na "misje", "akcje" czy "operacje pokojowe", jak ostatnio w Gruzji. Liczono na odstraszanie od wojny coraz to innymi broniami absolutnymi, od kuszy przez broń chemiczną po atomową - ale w przeszłości wszystkie zawiodły.

Mimo grozy gazów bojowych z I wojny światowej nie nastał pokój chemiczny, a w 60 lat po Hiroshimie arsenały nuklearne powszednieją. Pracowano nad pacyfistyczną przemianą kulturową świata - jednak kultura nie chciała oczyścić się z wojny i wciąż przenosi ją między pokoleniami. Wojna tkwi w genach kulturowych, podobnie jak w genach biologicznych.
Wojna kusi każde kolejne pokolenie jako najkrótsza i najszybsza droga do spełnienia wielu celów. Wojny bywają toczone o władzę nad światem lub regionem albo "za wolność Waszą i naszą", o przetrwanie narodu i państwa lub zniszczenie innego, o prawa człowieka, o wiarę religijną i świeckie doktryny, o tożsamość cywilizacyjną, o zasoby gospodarcze i wolny handel - oraz o wszystko inne, co liczy się w stosunkach międzynarodowych. O cele słuszne i sprawiedliwe - lub cynicznie za takie przedstawiane.

Wojna obiecuje ostateczne i nieodwracalne rozwiązanie problemów lub zaspokojenie ambicji. Ani Kosowo nie wróci do Serbii, ani Irak pod rządy Saddama Husajna. A Afganistan pod rządy talibów i Al-Kaidy - uwierzyło NATO. Nie będzie Gruzji całej i niepodległej - uwierzyli Rosjanie, w tym młodzież putinowska. Nie będzie Ukrainy europejskiej i atlantyckiej? Nie powstanie amerykańska tarcza w Polsce? Moskwa stanie się - jak dawno wieszczono - nowym Rzymem?

Każde pokolenie będzie miało nowy regularny i symetryczny 1 września i nowy nieregularny i asymetryczny 11 września. Znów wszyscy będą zaskoczeni. Bądźmy zaskoczeni jak najmniej.

***

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog i amerykanista, były dyrektor w MSZ i MON oraz główny negocjator wycofania wojsk sowieckich z Polski, ukończył uniwersytety Georgetown i Johns Hopkins w Waszyngtonie, gdzie uzyskał doktorat ze studiów strategicznych pod kierunkiem Zbigniewa Brzezińskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nadchodzi kolejna wojna światowa - Portal i.pl

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

H
Harry
Dodałbym, że po 2 wojnie światowej Polska została sprzedana - to fakt. Ale bardziej zawiniła Anglia, z którą przed wojną mieliśmy traktaty. Europejskie gwarancje okazały się nieznaczącymi świstkami papieru. Dlatego ja również wolę liczyć na USA i ich bazę w Polsce. Po prostu amerykańska doktryna zakłada, że im więcej wolnych, demokratycznych krajów tym lepiej to służy interesom USA. Oby jak najdłużej nie zmienili zdania. Porządek w stylu sowiecko-rosyjskim to będzie tragedia dla naszego regionu i duże niebezpieczeństwo dla Polski.
A
Andrzej
Za duzo pijesz kolego, ale czytajac twego posta powinienes bardziej raczyc sie rosyjskim samogonem:))
USA zawsze byla i jest straznikiem demokracji swiatowej, czy to sie malym ludziom podoba, czy nie. Oprocz niefortunnych wystepow prezydenta Clintona (demokraty), ktory w probie maskowania swych randek rozpoczal wojne na Balkanach, to kazda interwencja amerykanska byla proba obrony demokracji i niezaleznosci krajow. Dzieki USA pokonalismy Niemcow w 1 wojnie swiatowej i w 2 takze (tyle, ze Roosevelt - rowniez denokrata) sprzedal na stalinowi w jalcie. Widac z tego, ze za kazdym razem, kiedy demokraci rzadza w USA jest problem swiatowy. Trzymajmy wiec kciuki za wygrana McCaina:))
J
Jack Daniels
Jak te lata zmieniaja historie kiedy to studia były konczone w Moskwie a teraz sa w Waszyngtonie DC. Nigdy Polska nie była niepodległa, jedynie wpada z jednego bloku do drugiego.
Wróć na i.pl Portal i.pl