[III Powstanie Śląskie] Rozkaz: wysadzić most. Akcja sabotażowa grupy Wawelberg w Szczepanowicach

Artur  Janowski
Artur Janowski
Oddział Dywersyjny kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg w III powstaniu śląskim. Fotografia wykonana w Pyskowicach w końcu czerwca 1921. Siedzą od lewej: 2 Stefan Mańkowski (z odkrytą głową), 3 Michał Kaczorowski (w czapce), 4. Tadeusz Puszczyński (w kapeluszu). Stoją w I rzędzie od lewej: 1 Stanisław Sachs (z latarką na piersi), 2 Tadeusz de Nisau, 4 Bohdan de Nisau. Stoją w I rzędzie od prawej: 4 Stanisław Baczyński (w czapce nieco wyższy), 5 Dobiesław Damięcki (z rozwichrzoną czupryną). W II rzędzie od lewej 4 Stanisław Dubois (daszek czapki obrócony w lewo), W II rzędzie od prawej: Kazimierz Kuszel (z papierosem), W III rzędzie od lewej 5 Stanisław Leśniewski.
Oddział Dywersyjny kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg w III powstaniu śląskim. Fotografia wykonana w Pyskowicach w końcu czerwca 1921. Siedzą od lewej: 2 Stefan Mańkowski (z odkrytą głową), 3 Michał Kaczorowski (w czapce), 4. Tadeusz Puszczyński (w kapeluszu). Stoją w I rzędzie od lewej: 1 Stanisław Sachs (z latarką na piersi), 2 Tadeusz de Nisau, 4 Bohdan de Nisau. Stoją w I rzędzie od prawej: 4 Stanisław Baczyński (w czapce nieco wyższy), 5 Dobiesław Damięcki (z rozwichrzoną czupryną). W II rzędzie od lewej 4 Stanisław Dubois (daszek czapki obrócony w lewo), W II rzędzie od prawej: Kazimierz Kuszel (z papierosem), W III rzędzie od lewej 5 Stanisław Leśniewski. Wikipedia Commons/Domena publiczna
[GRUPA WAWELBERG][POWSTANIE ŚLĄSKIE] Po akcji w Szczepanowicach na rękach dywersantów zostały żółte plamy po materiale wybuchowym. Jak Niemcy mogli tego nie zauważyć?

Noc z 2 na 3 maja 1921 roku. Wójtowa Wieś pod Opolem. W domu Franciszka Poliwody - działacza plebiscytowego Związku Polaków w Niemczech - zbierają się członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej. Stąd wymaszerują do III powstania śląskiego. Nagle wszyscy zrywają się na równe nogi.

Słychać potężny wybuch. Franciszek Poliwoda zanotował w swoich wspomnieniach: "wysadzenie mostu przez polskich saperów wstrząsnęło fundamentami domostw". Wybuch był częścią tajnej operacji polskiego wywiadu, w której uczestniczyli Opolanie. Ich nazwiska przez wiele lat były okryte tajemnicą.

Melanit ukryty w sianie
W marcu 1921 r. w strzeleckim hotelu "Deutsches Haus" zameldował się kupiec Konrad Wawelberg. Nie wzbudził podejrzeń. Handlujący drzewem Wawelberg był świetnym kamuflażem dla porucznika Tadeusza Puszczyńskiego, pracującego na zlecenie II oddziału Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Puszczykowski dowodził grupą "Wawelberg", czyli polskimi grupami dywersyjnymi, które miały działać na rzecz III powstania śląskiego (3 maja - 5 lipca 1921).

Konflikt zbrojny był nieunikniony. Powstanie planowano na wypadek zwycięstwa w plebiscycie zwolenników pozostawienia Górnego Śląska w granicach Niemiec. Szykowano je na długo przed plebiscytem, a podobne działania przygotowywali także Niemcy na wypadek, gdyby to oni przegrali plebiscyt. Ostatecznie w marcu 1921 r. to strona niemiecka cieszyła się z korzystnych wyników plebiscytu. Polskie powstanie było tylko kwestią czasu.

CZYTAJ TAKŻE: III Powstanie Śląskie: Zryw narodowy czy wojna domowa?

Kilkudziesięcioosobową grupę specjalną szkolono od grudnia 1920 r. na terenie Polski. Członkowie pięciu grup dywersyjnych w większości byli Polakami, zamieszkującymi Śląsk członkami Polskiej Organizacji Wojskowej.

Już wtedy planowano, że agenci wysadzą osiem mostów na liniach kolejowych łączących Śląsk z Niemcami m.in. w Opolu, Kluczborku, Głogówku i Kędzierzynie. Miało to uniemożliwić Niemcom szybkie przerzucenie dodatkowych oddziałów wojskowych na tereny planowanego powstania.

Największym problemem był przerzut materiałów wybuchowych, które na Śląsk jechały aż z Warszawy. Najpierw ukryto je w kopalnianych magazynach na granicy-polsko niemieckiej. Stamtąd przemycono je na teren plebiscytowy. Akcja była ściśle tajna, a przy wpadce groziła skandalem na skalę międzynarodową. Aby ułatwić transport, zarejestrowano konne przedsiębiorstwo przewozowe.

Głównie dzięki niemu ponad tona melanitu i ekrazytu, materiałów wybuchowych - ukrytych zazwyczaj w sianie lub w ziemniakach - trafiła na Śląsk. Ale akcja nie obyła się bez strat. Podczas transportu melanitu do Opola zginął siedemnastoletni chłopak o nazwisku Filipczyk, członek POW. Niemcy aresztowali także dowódcę jednej z grup dywersyjnych. Dostał tylko dwa miesiące aresztu, tuż przed rewizją zdążył utopić materiały wybuchowe w Odrze. Mimo tych trudności pod koniec kwietnia 1921 - po pięciu miesiącach przygotowań - grupa Wawelberga była gotowa do akcji o kryptonimie "Mosty". Rozkaz wydano 1 maja.

Bohaterstwo Jurzycy
Kluczowe znaczenie dla całej operacji miał 200-metrowy most żelazny w Szczepanowicach (wówczas niemieckie Sczepanowitz) pod Opolem. Łączył on bowiem dwie linie kolejowe z Nysy i Wrocławia. Dowódcą opolskiej grupy operacyjnej został sam Puszczyński.
Dowodził dziewięcioma osobami, wśród których było sześciu miejscowych członków POW, m.in. Alojzy Damboń i Józef Wocka. Puszczykowski - razem z kapitanem Stanisławem Baczyńskim - dotarł do Szczepanowic 2 maja o 21.00 Przygotowania do operacji trwały już od południa. Materiały wybuchowe wraz z lontami i spłonkami wydobyto z klepisk stodół - stojących blisko mostu - a należących do rodziny Biasów i Damboniów.
Puszczyńskii pisał potem, że po wydobyciu materiałów okazało się, że źle przechowywany lont zamókł. Tylko kilka metrów nadawało się do użytku. Tymczasem most w Szczepanowicach spoczywał na mocnych, granitowych filarach, a zgodnie z planem miały być wysadzone dwa z nich, co miało doprowadzić do zniszczenia środkowego przęsła.

- Mimo to akcja musi się odbyć - przekonywał Puszczyński.

Ostatecznie zdecydowano, że cały 320-kilogramowy ładunek melanitu będzie umieszczony pod jednym filarem. Problem z brakiem odpowiedniego detonatora rozwiązał Wiktor Wiechaczek. Z zawodu górnik, saper w niemieckiej armii carskiej, przygotował naprędce odpowiednie urządzenie.

Około godziny 23.30 oddział - uzbrojony jedynie w pistolety Mausery - dotarł do pilnowanego przez strażników i częściowo oświetlonego mostu. Każde potknięcie Wiechaczka - niosącego prowizoryczny detonator - doprowadzało zespół do granic wytrzymałości. Montaż ładunku odbył się w kompletnej ciszy.

CZYTAJ TAKŻE: III Powstanie Śląskie: Zryw narodowy czy wojna domowa?

Gdy już zapalono lonty, pojawił się zaalarmowany przez dróżnika niemiecki patrol. Polscy dywersanci błyskawicznie wycofali się, i czekali na detonację. Ale wybuchu nie było.

- Wracamy - oznajmił zaskoczonemu oddziałowi Puszczyński.

Dowódcy towarzyszyli Wiechaczek oraz 18-letni Herman Jurzyca. I to on - ryzykując życiem - zapalił ponownie lonty, które miały już tylko 50 centymetrów długości. Tym razem się udało, most został poważnie uszkodzony.

Zdzierali skórę na rękach
Inne grupy powstańcze mniej więcej w tym samym czasie wysadziły lub uszkodziły inne mosty. Opolska grupa kierowała się brzegiem rzeki w stronę Groszowic, a potem przez ogarnięte powstaniem tereny w stronę Kamienia Śląskiego. Tu zaplanowano koncentrację całego oddziału Wawelberga. Dopiero po wielu latach okazało się, że Niemcy szukali dywersantów na drogach, zupełnie zapominając o przeszukaniu okolicznych lasów.

Spośród kilkudziesięciu dywersantów kilkunastu Niemcy zdołali jednak pochwycić. Żadnemu nie udało się udowodnić udziału w grupie dywersyjnej, mimo że na ubraniach i rękach członków grupy pozostały żółte ślady po melanicie. Jak opisuje Zyta Zarzycka w książce poświęconej grupie Wawelberga, w obawie przed dekonspiracją członkowie grupy - siedzący już w aresztach - zdzierali skórę na rękach do krwi. Żadna z tych osób nie stanęła przed sądem.

Akcję "Mosty" uznano za sukces polskich powstańców. Większość dywersantów otrzymała krzyże Virtuti Militari. Ale ich nazwiska przez kilkadziesiąt lat trzymano w tajemnicy. Po pierwsze z obawy przed represjami ze strony niemieckiej, po drugie część uczestników akcji działała do 1939 roku na rzecz polskiego wywiadu, a nazwisk agentów nie ujawnia żaden szanujący się wywiad.

Dziś o akcji "Mosty" pamiętają jedynie nieliczni historycy. Od mieszkańców Szczepanowic można jedynie usłyszeć, że pamięć o wysadzeniu mostu zabrali do grobu ich dziadkowie. W ubiegłym roku Opole zorganizowało głośną rocznicę wysadzenia auli uniwersytetu przez braci Kowalczyków, którzy chcieli w ten sposób zamanifestować sprzeciw wobec komunistycznego reżimu. O podobnej pamięci Opolanie z grupy Wawelberga mogą jedynie pomarzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: [III Powstanie Śląskie] Rozkaz: wysadzić most. Akcja sabotażowa grupy Wawelberg w Szczepanowicach - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na i.pl Portal i.pl