Ks. Kobyliński: Kwestia o. Bashobory i charyzmatyków dzieli Kościół. To hybrydowa wojna religijna

Magdalena Nałęcz (AIP)
Ojciec John Bashobora w Wałbrzychu
Ojciec John Bashobora w Wałbrzychu Dariusz Gdesz / Polskapresse
- Polskiemu katolicyzmowi brakuje podjęcia wyzwań kulturowych świata współczesnego. Trzeba pomyśleć, jak nie ograniczać religijności do obrzędów i emocji, jak oceniać rewolucję bioetyczną - mówi dr hab. ks. Andrzej Kobyliński, etyk, w rozmowie z Magdaleną Nałęcz.

W sobotę na Stadionie Narodowym kilkadziesiąt tysięcy osób będzie modlić się z o. Johnem Bashoborą, charyzmatykiem z Ugandy. Dwa lata temu to samo wydarzenie zelektryzowało media i opinię publiczną. Teraz panuje względna cisza. Cuda już nam spowszedniały?
Podobnych spotkań mieliśmy ostatnio setki w różnych miejscowościach całej Polski. Traktujemy je już trochę jako część naszego życia społecznego. Również organizatorzy nie ukazują tegorocznego spotkania jako przełomowego, tak jak to miało miejsce dwa lata temu. Pamiętajmy o tym, że 5 lipca 2013 r. mieliśmy w stolicy Polski Rekolekcje Narodowe. Spotkanie z ks. Johnem Bashoborą w Warszawie jest dzisiaj świetną okazją, żeby przyjrzeć się niezwykle głębokim zmianom, jakie zachodzą w naszej polskiej religijności na przestrzeni ostatnich kilku lat. To, co się u nas dzieje obecnie, jest częścią pewnego procesu ogólnoświatowego, szczególnie gdy chodzi o kontynenty takie jak Ameryka Południowa czy Afryka. W języku naukowym - w ramach filozofii religii czy etyki - używa się pojęcia pentekostalizacji. Także polska religijność podlega obecnie głębokiemu procesowi pentekostalizacji.

Co to za rodzaj zmian?
Chodzi o proces przekształcania chrześcijaństwa w wymiarze globalnym w jedną, trochę synkretyczną wersję chrześcijaństwa charyzmatycznego, pentekostalnego, zielonoświątkowego. Pojęcie pentekostalizacji jest obecne w wielu głównych językach świata od 20-30 lat. Myślę, że warto w końcu wprowadzić je do języka polskiego. W pewnym sensie nie mamy w Polsce świadomości dokonującego się procesu, jeśli nie istnieje nawet adekwatne pojęcie służące do jego opisu i diagnozy.

Co atrakcyjnego katolicy znajdują we współczesnej religijności zielonoświątkowej?
W pewnym stopniu w tej formie religijności każdy otrzymuje to, co chce. Jest ona na tyle pojemna, że prawie wszyscy mogą się w niej odnaleźć. To religijność w dużym stopniu synkretyczna - łączy w sobie bardzo wiele różnych elementów, kładzie niezwykle mocny akcent na sferę uczuciową człowieka. Do tego podejmuje tematy, których ludzie bardzo potrzebują: uzdrowienie i przebaczenie. Wiele Kościołów pentekostalnych w Brazylii czy Wenezueli, corocznie przejmujących miliony katolików, kupuje nowe kina, hale sportowe i przekształca je na swoje świątynie. Na niektórych z nich można spotkać hasło: "Przestań cierpieć". Nowe formy religijności pentekostalnej obiecują ludziom uzdrowienie, sukces życiowy, rozwiązanie problemów osobistych czy rodzinnych. Tego wszyscy bardzo potrzebują.

W katolicyzmie również mamy do czynienia z przebaczeniem i pojednaniem.
Tak, ale w religijności pentekostalnej niezwykle mocno zaakcentowano emocje. W tej wersji religijności przebaczenie zyskuje zupełnie nowy kształt. Na wielu charyzmatycznych spotkaniach modlitewnych chrześcijanie płaczą, krzyczą, wpadają w histerię, tracą przytomność, wydają z siebie dziwne dźwięki. To jest świat gwałtownych emocji i te nowe formy religijności dają ludziom niezwykłą nową energię, która często pozwala im przezwyciężać kryzys, radzić sobie lepiej w rodzinie, rozwiązywać konflikty. Swego rodzaju moda na religijność pentekostalną wynika też z obiecania ludziom uzdrowienia i sukcesu, także materialnego, czyli to, co się nazywa fachowo ewangelią sukcesu - Prosperity Gospel. Chodzi o bardzo wyraźne ukazywanie bogacenia się, sukcesu majątkowego jako przejawów Bożego błogosławieństwa. Przekaz jest jasny: jeśli głębiej uwierzysz, będziesz uzdrowiony i otrzymasz sukces ekonomiczny.

Co wywołuje emocje podczas tych spotkań? Odpowiedni dobór słów, specjalne techniki?
Przez 2 tys. lat w różnych odłamach chrześcijaństwa próbowaliśmy precyzyjnie określić relację natury i łaski, tzn. rozgraniczyć, co jest ludzkie, a co boskie. Gdzie się kończą siły i zdolności człowieka, a gdzie się zaczyna ingerencja tego, co nadprzyrodzone. Jeśli chodzi o dzisiejszy etap rozwoju życia religijnego w Polsce i na świecie, coraz rzadziej czerpiemy z tego, czego się przez ten czas dowiedzieliśmy o religii i Bogu. W związku z tym dzisiaj rzadko próbujemy oceniać chociażby problem emocji czy zachowań religijnych ludzi, coraz rzadziej interpretujemy religię w sensie filozoficznym. Dlatego zwyciężają irracjonalizm, subiektywizm, skrajnie fideistyczne podejście do religii. Coraz częściej w ogóle nie pada pytanie, jak należy interpretować dane zjawisko, co ono znaczy. Każdy zaczyna wierzyć w to, co chce, i tłumaczy sobie pewne rzeczy tak, jak mu się wydaje.
Religia się subiektywizuje?
Bardzo precyzyjnie widać to w ocenie zjawisk cudownych, przy których pojawia się konieczność oddzielania tego, co ludzkie, od tego, co ponadnaturalne. Gdy dziś obserwujemy tę nową falę religijności zielonoświątkowej, okazuje się, że w wielu krajach to, co jest wytłumaczalne medycznie, rozumowo, zupełnie niepotrzebnie jest ukazywane jako boskie, nadprzyrodzone. Następuje głęboka banalizacja religii. Czasami nawet kompromitacja. Jeśli w religii odrzucamy fundament racjonalny, to cofamy się do religijności mitycznej.

Powinniśmy być więc sceptyczni wobec uzdrowień, które mają miejsce np. podczas spotkań z o. Bashoborą?
Musimy być bardzo delikatni w tej kwestii. Rozumiemy to, że ktoś jest chory, cierpiący i szuka pomocy. Bardzo często w różnych okolicznościach ludzie doświadczają polepszenia swojego stanu zdrowia. Przecież ciągle tak mało wiemy o niezgłębionych tajemnicach ludzkiej psychiki. Ostatnio pokazują nam to niezwykle wyraźnie badania prowadzone w ramach neuronauk. Trzeba zawsze odróżniać rzeczywiste i sprawdzone cuda od uzdrowień, które mają charakter naturalny lub pozostają tajemnicą.

Takich, jakie mają miejsce np. w sanktuarium maryjnym w Lourdes?
To sanktuarium istnieje od 150 lat. Rocznie pielgrzymuje tam ok. 6 mln osób z całego świata, w większości po to, żeby uzyskać uzdrowienie dla siebie lub innych. W ciągu 150 lat specjalne komisje medyczne uznały jedynie około 70 cudów. Mamy więc jeden cud na dwa lata. Świadczy to o tym, że także dzisiaj cuda są możliwe, ale są czymś rzadkim. W większości przypadków uzdrowienie może być kwestią innych czynników, np. siły woli, autosugestii, emocji, energii drzemiącej w człowieku itp. Cudem w sensie religijnym nie jest to, co możemy wytłumaczyć rozumowo. Szanując osobiste przekonania ludzi, którzy dostępują różnych uzdrowień, musimy zachować chłodny umysł, żeby nie klasyfikować jako nadnaturalne tego, co czymś nadprzyrodzonym w ogóle nie jest. Odróżniajmy to, co Boskie, od tego, co ludzkie.

Czy niewielka liczba uznawanych przez Kościół uzdrowień świadczy o tym, że udaje mu się zachować ten chłodny rozsądek?
Katolicyzm różni się od innych religii m.in. tym, że bardzo dowartościowuje rolę rozumu i wiedzy. Katolicy mają wypracowane niezwykle precyzyjne zasady oceny zjawisk nadprzyrodzonych. W 2000 r. Kongregacja Nauki Wiary wydała niezwykle precyzyjny dokument, który mówi, w jaki sposób powinny być prowadzone w Kościele katolickim msze święte z modlitwą o uzdrowienie i jak należy postępować z osobami, które czują, że podczas tych spotkań zostały uzdrowione. Dokument jasno pokazuje, do kogo taka osoba powinna się zgłosić, jak należy to zbadać medycznie. Ilu katolików w Polsce zna te zasady? Na ilu mszach świętych z modlitwą o uzdrowienie przestrzega się wytycznych określonych przez Kongregację Nauki Wiary?

Dlaczego tak się dzieje?
Coraz częściej to, czego chce większość, zastępuje to, jak powinno być naprawdę. Często nie szukamy w religii prawdy, lecz zaspokojenia swoich emocji. Kierujemy się własnymi projekcjami czy wizjami. Niestety, także katolicyzm w wielu krajach staje się ostatnio coraz bardziej irracjonalny.

Jacy ludzie przychodzą na spotkania z o. Bashoborą?
Bardzo różni. Jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o ocenę takich spotkań modlitewnych, bo osoby w nich uczestniczące mają bardzo szlachetne intencje. Trzeba uszanować osobiste przekonania ludzi. Z jednej strony, nie wolno nikogo zranić, ale z drugiej - trzeba ciągle poddawać religię kontroli rozumu. Jak kania łaknie dżdżu, tak nasza polska religijność potrzebuje zdrowego fundamentu racjonalnego. Jak w Polsce poszerzyć racjonalny namysł nad różnymi nowymi i dziwnymi zjawiskami religijnymi? Będziemy o tych kwestiach gorąco dyskutować przez najbliższe 100 lat, ponieważ proces pentekostalizacji w Polsce jest dopiero na samym początku. Tak naprawdę wszystko dopiero przed nami.

Czy jego wpływ można już zaobserwować w doktrynie Kościoła katolickiego?
W wielu krajach coraz częściej wyparowują tradycyjne formy pobożności katolickiej. Na miejsce form dawnych przychodzą nowoczesne nabożeństwa pentekostalne, np. wieczory chwały czy inne charyzmatyczne spotkania modlitewne, które wykorzystują muzykę, światło, techniki audiowizualne. W wyniku pentekostalizacji katolicy w wielu krajach zmieniają swój stosunek do polityki, kultury czy moralności. Przy podejściu antyintelektualnym i wrogim refleksji filozoficznej trudno np. o argumentację bioetyczną, która będzie się odwoływać do kategorii prawa naturalnego, systemu etycznego Kanta czy filozofii praw człowieka. Nurtowi charyzmatycznemu bliska jest postawa Marcina Lutra, który radykalnie zakwestionował etykę racjonalną w duchu Arystotelesa, ponieważ był przekonany, że jedynymi prawdziwymi zasadami moralnymi są przykazania Boże, przykazania te pojmował on natomiast w perspektywie Ockhama - zasady nie mają dalszego uzasadnienia czy podstawy poza tym, że są nakazami Boga. W konsekwencji takiej postawy charyzmatykom pozostaje jedynie argumentacja o charakterze religijnym, która uniemożliwia merytoryczną debatę bioetyczną w przestrzeni publicznej demokratycznych i wielokulturowych społeczeństw cywilizacji zachodniej.
Jaki jest stosunek Kościoła katolickiego do ruchów pentekostalnych? Jak informują organizatorzy spotkania, o. Bashobora przyjeżdża na zaproszenie abp. Hosera.
Ocena tych zjawisk i stosunek katolików do ruchu pentekostalnego są przedmiotem ostrych sporów w wielu krajach. O te kwestie będziemy się kłócić coraz częściej. To jest wojna religijna nowej generacji, hybrydowa wojna religijna, jakiej chrześcijaństwo jeszcze nie znało. Od wielu lat śledzę publikacje naukowe na ten temat wydawane w wielu krajach świata.

Mam nieodparte wrażenie, że to jednak świetnie, że w Kościele ciągle jest miejsce na ożywione spory dotyczące sposobu przeżywania religijności. Świadczy to o tym, że ta kwestia nie jest nam obojętna.
Brak nam pogłębionej diagnozy czasu, w którym żyjemy. Potrzebujemy refleksji z pogranicza filozofii dziejów, historii idei czy filozofii kultury. Wydaje mi się, że w syntezie myśli trzech autorów: Luter - Nietzsche - Ratzinger, możemy szukać dzisiaj adekwatnej diagnozy naszego czasu. Luter pomaga nam zrozumieć korzenie chrześcijaństwa pentekostalnego. U Nietzschego mamy przenikliwą diagnozę zburzenia fundamentu moralności i kultury świata zachodniego. Ratzinger chciał przygotować katolików na czasy, które nadchodzą, czyli kiedy nasza tożsamość jest zagrożona.

Tę walkę o zachowanie tożsamości religijnej przegrywamy.
Najbardziej znany na świecie żyjący niemiecki filozof Jürgen Habermas, który w 2001 r. wprowadził kategorię społeczeństwa postsekularnego, trafnie zdiagnozował obecny etap rozwoju kultury i cywilizacji. Pokazał, że wygasł tzw. paradygmat sekularyzacji, czyli umarło przekonanie, że wraz z rozwojem dobrobytu skończy się religia. Zdaniem Habermasa w XXI w. z epoki sekularnej przechodzimy do epoki postsekularnej, w której religie odżywają na nowo. Mamy do czynienia z nową epoką w dziejach świata: powrotu bogów i religii.

W jaki sposób jednak te religie powracają? Rozpoznanie dotyczące wpływu pentekostalizmu przynosi refleksję, że są to formy sprymityzowane.
Niestety, religia jest dzisiaj często przeżywana w formie fanatycznej czy fundamentalistycznej. Zobaczmy, co się dzieje z wieloma nurtami islamu czy hinduizmu. Są to zjawiska często przerażające. Jakie skutki powrót religii w tym kształcie może przynieść? Jak będziemy mogli porozumieć się w społeczeństwie wielokulturowym, gdzie - z jednej strony - mamy fanatycznych muzułmanów, a z drugiej - irracjonalnych chrześcijan pentekostalnych? Czy będziemy w stanie budować stabilną demokrację opartą na prawach człowieka?

Dlaczego za granicą te zmiany zachodzące w obrębie chrześcijaństwa zostały przebadane, a u nas nie?
Najwięcej badań w tym zakresie prowadzi się w USA. W Europie ciekawe opracowania można znaleźć w Niemczech i we Włoszech. Filozoficzny namysł nad religią nigdy nie był mocną stroną polskiej religijności.

Religia nie jest na topie, w dyskursie akademickim dominuje nurt laicki.
I tak, i nie. W Polsce nie przeszliśmy trzech wielkich rewolucji, które zmieniły świadomość Europy. Nie było u nas dyskusji religijnej i filozoficznej po Lutrze, nie poddaliśmy analizie myśli oświeceniowej, nie uczestniczyliśmy w światowej debacie wokół Soboru Watykańskiego II i rewolucji obyczajowej 1968 r. Te trzy wielkie spory ideowe stoją u naszych bram, pukają do naszych drzwi. W dobie internetu i globalizacji nie uciekniemy przed nimi. Czekają nas wielka praca duchowa i potężny wysiłek intelektualny. Musimy rozpoznać, w jakim etapie dziejów żyjemy i dokąd zmierzamy, oraz zastanowić się nad tym, jak pewnie rzeczy nazywać, interpretować oraz jaką wizję moralności przekazać następnym pokoleniom.
Dlaczego w naszej religijności brakuje silnej podbudowy intelektualnej?
Zaważyło na tym wiele czynników, takich jak: komunizm, zabory, wymordowanie dużej części naszej inteligencji w Oświęcimiu oraz Katyniu itp. Nasza słowiańska dusza zawsze była mniej racjonalna niż duch germański czy umysłowość anglosaska.

Czego katolicyzm w Polsce najbardziej teraz potrzebuje?
Przede wszystkim dialogu i podjęcia wyzwań kulturowych świata współczesnego. Trzeba pomyśleć, jak często nie ograniczać naszej polskiej religijności do obrzędów i emocji, jak oceniać obecną rewolucję bioetyczną, która się przetacza przez świat? Ważne są tu pytania, które stawiają Francis Fukuyama i Jürgen Habermas. Ci filozofowie pytają o to, jaka będzie przyszłość natury ludzkiej, jeśli wprowadzimy zmiany, które dziś są możliwe: od inżynierii genetycznej po terapię genową, od klonowania ludzi po tworzenie ludzi doskonałych, gdy chodzi o manipulacje genowe. Więc gdy chodzi o np. in vitro w Polsce, w tle są pytania tysiąc razy ważniejsze. Nasza dyskusja o in vitro jest ważnym elementem ogólnoświatowego pytania o rewolucję biotechnologiczną. Trzeba się zastanowić, jaki świat stworzymy w wyniku tej rewolucji? Czy chcemy tego świata, który nadchodzi - niezależnie od tego, czy jesteśmy ateistami, katolikami, buddystami czy muzułmanami?

Z czego wynika brak oporu katolików w wielu krajach wobec stosowania in vitro? Z nieznajomości doktryny katolickiej czy też ze świadomego odrzucenia jej?
Nie wystarczy wiedzieć, aby czynić dobrze. Na kształtowanie poglądów moralnych składa się wiele czynników. To jest kwestia wychowania, przekazu religijnego w ramach nauczania w szkole, w parafii.

Kościół katolicki nie potrafi przekazać tej wiedzy?
Trzeba promować przekaz racjonalny, zdroworozsądkowy, który ma dobry wpływ na kulturę, demokrację, życie społeczne ludzi. Takiego zdrowego przekazu potrzebujemy również w Polsce. Jeśli będziemy promować twórcze, inspirujące poznawczo widzenie religii, połączone z kulturą i moralnością, będzie to z pożytkiem dla wszystkich, niezależnie od przekonań czy Kościołów, do których należymy. To jest wspólne wyzwanie, aby przenieść naszą polską dyskusję z tzw. magla czy targowiska na poziom dyskusji bardziej akademickiej, inspirującej poznawczo i kulturowo.

Czy do tego wzywa nas papież Franciszek?
To jest być może jedno z głównych przesłań jego pontyfikatu, od którego rozpoczął ubiegłoroczny Nadzwyczajny Synod w Rzymie. Wtedy papież poprosił zebranych o szczerą dyskusję w duchu parezji, tzn. taką, w której każdy może wyrazić swoje przekonania i opinie, niezależnie od tego, co inni na ten temat sądzą. Może nad Wisłą nadszedł czas na dyskusję o tym, co tak naprawdę myślimy? Jak ona wygląda w naszych parafiach, zakonach czy seminariach duchownych?

Wydaje mi się, że jednak nie jesteśmy jeszcze na taką dyskusję ani chętni, ani gotowi.
Będziemy do niej zmuszeni. Nie ma innej drogi. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy powtórzyć obecny dramatyczny los katolików w Irlandii, Holandii, Belgii czy Austrii? Chcemy powtórzyć ich błędy czy też chcemy zachować naszą religijność, obrzędy, tradycję? W pewnym sensie nasza przyszłość religijna jest w naszych rękach. Przed nami ciekawe czasy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 38

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

J
Jacek
Ks. Prof Kobyliński jest naprawdę mądrym człowiekiem. Na pewno przegrałbym z Nim dyskusję, chociaż nie ma On racji w tym co twierdzi o tzw. pentekostalizacji. Nawróciłem się do Jezusa ponad 20 lat temu i naprawdę przeżyliśmy razem niejedno. Ostatni cudowny Jego pomysł to uzdrowienie pewnej starszej pani z jakiegoś rodzaju reumatyzmu dłoni. Po tym jak moja żona pomodliła się za nią Jezus przywrócił jej możliwość swobodnego ruchu w stawach kciuków. Powiedziała nam o tym 12 tygodni po modlitwie, więc to nie emocje ani inne powody. Jezus naprawdę żyje proszę Księdza Profesora i o ile Go znam jest gorącym zwolennikiem pentekostalizacji. A Kościół to Jego piękna oblubienica za którą zapłacił swoją krwią a nie Księdza prywatny folwark. Proponuję Księdzu mniej Habermasa i innych głupot a więcej Słowa Bożego. To naprawdę pomaga przejrzeć na oczy. Tak czy inaczej wszystkiego dobrego :)
g
gosc
Religia to choroba umysłowa.
A
Adamooo
Ale pamiętaj o jednym, że gdyby nie kościół nie poznał byś religii o której napisałeś!! Kościół popełniał błędy!! Ale skoro przetrwał tyle lat tzn., że palec Boży jest z nim!!! Obecnie oczywiście błędy popełnia, ponieważ jest tworzony przez ludzi!! Niech jednak każdy wciela w swoje życie pismo św., (nawet kosztem słuchania księdza na ambonie, który wielokrotnie gada głupoty!!!) a świat będzie szczęśliwszy!! Niech jednak każdy pamięta, że samo czynienie dobra nie wystarcza, każdy musi pracować nad sobą (swoim wnętrzem, a kapłani powinni świecić w tej kwestii przykładem, będąc jednak u spowiedzi mam wrażenie, że spowiadający mnie kapłan nie ma o działaniu Ducha Św. pojęcia). Są super księża (ja nie chce nikogo krzywdzić) bardzo bogaci duchowo, jak odprawiają mszę czuje się obecność Boga. Ale są i tacy co ja osobiście nic nie czuje i zastanawiam się po co ja tu przyszedłem. Reasumując i tak pewnie 90% ludzi czytających ten komentarz pomyśli, że jestem nawiedzony!! Chcę podkreślić, że jestem tacy jak wszyscy mam żonę, dziecko chodzę do kościoła, ale mam też odczucia (nazwijmy pananormalne, choć ja osobiście za takie je nie uważam), które mnie kierunkują w życiu i jestem szczęśliwy. Traktuję to jako wewnętrzny głos Boga słuchając go, poddając się jego woli zawsze jest ok. Są też minusy! Wielokrotnie mam ostrzeżenie w snach (na różny sposób), lecz jak mam taki sen coś się wkrótce wydarzy i tak się dzieje. W 80% jak mi się coś śni nie wiem o co chodzi. Dlatego całyczas pracuję nad swoim wnętrzem, aby z 80% stało się 20. Nie wiem, czy to jest możliwe, ale próbuję.
S
Sylwester Krolak
Trudno nie odnieść wrażenia, że komentarze zamieszczają ludzie nie będący do końca świadomi tego o czym piszą i do czego się odnoszą. Wystarczy czytać Słowo Boże i poznać historię religii w której się jest z własnej woli lub ze względu na tradycję.

Kościół - to wspólnota wierzących na czele której stoi Chrystus, jego głowa. Wspólnota wierzących bardziej Bogu, niż w Boga. To nie jest żadna religia ani żadna denominacja ale komunia kochających Boga, co objawia się owocami tejże wiary.
Ten jedyny prawdziwy Kościół, nie ma nic wspólnego z religią katolicką czy jakąkolwiek inną. Proszę nie bazować na indoktrynacji KRK, gdyż religii katolickiej nie założył Jezus, ale cesarz Galeriusz edyktem tolerancyjnym w 311roku, który to został potwierdzony przez cesarzy: Konstantyna, rządzącego na zachodzie, i Licyniusza, panującego we wschodniej części imperium, podczas ich spotkania w 313 roku w Mediolanie. W 381 roku za panowania cesarzy Gracjanusa i Teodozjusza religia powszechna (katolicka) cesarstwa rzymskiego została uznana za oficjalną religią państwową.
Wracając do roku 313, to był to wybieg polityczno-gospodarczy Konstantyna, który próbował posłużyć się ówczesną „chrześcijańską” religią do scementowania swego rozpadającego się imperium. W tym celu przyznał rzekomym chrześcijanom wolność religijną i nadał ich klasie duchownych pewne przywileje pogańskiego kapłaństwa. The New Encyclopaedia Britannica podaje: „Konstantyn wyprowadził kościół ze stanu izolacji wobec świata i skłonił do przyjęcia odpowiedzialności za społeczeństwo, ułatwiając mu też pozyskanie pogańskiej części społeczeństwa”.
No właśnie, ci tak zwani "ojcowie kościoła" III i IV wieku pomieszali naukę Biblii z pogańskimi zwyczajami, i przyczynili się do wielu odstępstw, które w roku 325 na soborze w Nicei zostały prawnie usankcjonowane. Po soborze głoszenie prawdziwie ortodoksyjnej i czystej apostolskiej nauki było surowo zabronione. Sobór orzekł również, że sprzeciwiający się niecejskiemu wyznaniu zostaną skazani na wygnanie.
Także fakty historyczne dotyczące samego Konstantyna Wielkiego ukazują całkiem inne oblicze cesarza, niż te przeinaczone przez katolickich historyków, opiewających cudowne czyny i nawrócenie Konstantyna, który w rzeczywistości był bałwochwalcą i mordercą w niczym nie ustępującym cesarzowi Doklecjanowi. Pod pozorem nie zachowywania chrześcijańskiej moralności, cesarz wszczął krzykliwą kampanię przeciw heretykom, czyli przeciw tym, którzy nie chcieli zachowywać zwyczajów świętej religii Rzymu, oskarżając niewygodnych sobie ludzi o niemoralność cesarz stwarzał podstawę do ich wygnania, lub likwidacji. Także Biskupi nowej religii prześcigali się w pochlebstwach i obdarzyli cesarza honorowymi tytułami jak. „Apostoł Chrystusa“, „Posłaniec Boga“, „Wysłannik Nieba“, „Biskup Kościoła“, a szczytem tych pochlebstw było uhonorowanie cesarza tytułem „religionis et fidei auctor“, co znaczy: „Wierny Pomnożyciel religii“. Te bałwochwalcze pochlebstwa biskupów nowej państwowej religii katolickiej, były niczym innym jak pożądaniem nowych bogactw, których za pochlebstwa spodziewali się od cesarza otrzymać. Mniej więcej 20 lat później, cesarz Teodozjusz I zakazał praktykowania religii pogańskiej i obwołał trynitarne „chrześcijaństwo” religią państwową cesarstwa rzymskiego. Trafnie opisał to francuski historyk Henri Marrou: „Chrześcijaństwo, a ściślej mówiąc — ortodoksyjny katolicyzm, stało się pod koniec panowania Teodozjusza oficjalną religią całego świata rzymskiego”. Tak więc prawdziwy chrystianizm został wyparty przez ortodoksyjny katolicyzm, który zaczął "należeć do świata". Ta religia państwowa ogromnie się różniła od religii pierwszych naśladowców Jezusa, do których powiedział: „Nie należycie do tego świata” (Jana 15:19). Powody były i są wciąż te same: Władza i kasa...

Czytajcie Słowo Boże, wołajcie do Pana by objawił wam Prawdę, a cała ta dyskusja wyda wam się czczą paplaniną.

Sola scriptura, solus Christus, sola gratia per sola fide, soli Deo gloria.
k
kama
Duch Św to nie rozum czy emocje ale osoba Boga i o to się wszystko rozchodzi..... Kościołowi potrzebny jest Duch (a nie martwa litera prawa czy suche , martwe tradycje )co nie wyklucza ani rozumu ani emocji... NAUCZMY SIĘ ROZPOZNAWAĆ BOGA W DZIAŁANIU DUCHA ŚW- to nigdy nie będzie w sprzeczności z Pismem Św. ale zmieni człowieka,jego charakter i życie
A
ASDF IV
To nie analiza, to stwierdzanie faktów.
A
Agnieszka
Szerokie spojrzenie na ruch zielonoświątkowy zarówno katolicki jak i protestancki w książkach: Egzorcyzm pentekostalny oraz mistycyzm pentekostalny. Studiowałam u niego, bardzo komunikatywny gość:)
A
Antek
Spokojna analiza zjawisk, nie jest atakiem na KK, ale pokazaniem potencjalnych zagrożeń dla całego świata, a nie tylko dla członków KK. Człowiek jest i racjonalny, i emocjonalny w swojej naturze. Dlatego zdanie się tylko na jeden z tych czynników powoduje, głęboki konflikt w człowieku i z innymi ludźmi. Nie ważne czy jesteś katolikiem, muzułmaninem, ateistą, jeśli będziesz postępował tylko w swoim interesie, nie dbając o interesy i potrzeby innych, przegrasz. Niezależnie od tego czy swój interes postrzegasz po przez rozum, czy emocje. Jedynie kontrolowanie emocji przez rozum i weryfikowanie rozumu przez emocje prowadzi do równowagi.
d
d
Synkretyzm – połączenie różnych, często rozbieżnych i sprzecznych poglądów; wyznawanie zasad lub wierzeń obejmujących odległe od siebie elementy pozornie lub rzeczywiście wzajemnie sprzecznych.ść komentarza
J
Justyna
A ilu ludzi, przepraszam, nawróciło się w ruchach charyzmatycznych i ocaliło życie a i ile w kółkach różańcowych (nie kwestionując wielkiej roli różańca jako wsparcia w ewangelizacji)? No właśnie...
J
Justyna
Widzę, podobne jak np. w naszym drogim tvn, dogłębne zbadanie sprawy, o której prawimy. Kościół jest w swojej naturze charyzmatyczny, ponieważ został założony przez Jezusa, który-jeśli pamiętacie-posłał Ducha Świętego, a Apostołowie oraz ich następcy, mieli dokonywać jeszcze większych rzeczy w imię tego samego Jezusa. Emocje stanowią istotną część człowieka, trudno więc ją pominąć czy zignorować (ale, no tak- charyzmatycy przecież mówią tylko o nich!). Możemy jednak skupić się na tym, żeby przypadkiem nie postawić kielicha 2 cm za daleko, a dzięki temu w naszym Kościele (jeśli jeszcze mówimy o jednym Kościele, pamiętając o jedności i posłuszeństwie w hierarchii, których oczekiwał Jezus, nasz założyciel, a o których mówili też święci Kościoła, zwłaszcza w czasach kryzysów, jak np. św. Ignacy) pozostanie kilka tych samych owieczek, które przecież są na tyle święte, że nie potrzebują Ojca Miłosiernego, wystarczy im jedynie Sprawiedliwy Sędzia z lupą. I tak, oczywiście, że dążeniem wszystkich katolików-zielonoświątkowców jest osiągnięcie sukcesu materialnego! W końcu ktoś nas rozgryzł!
j
jeszcze spokojniejszy
To zajrzyj sobie do tego kodu genetycznego i napisz, czy Twój włos jest częścią Ciebie (a więc ma ten sam kod DNA), czy też jest nowym organizmem (ma inne DNA). Może wtedy pojmiesz różnicę.
r
rationalistis
Ile ludzi odeszło z kościoła katolickiego będąc w ruchach charyzmatycznych a ile z kółek różańcowych? No właśnie tysiące do zera
t
tgi
Tu chodzi o wiarę. Gdyby ludzie naprawdę wierzyli w Cud, który mają na wyciągnięcie ręki - Eucharystię, to kościoły byłyby pełne i wielu ludzi byłoby uzdrowionych.
s
spokojny
Informuję, że dzisiaj wielokrotnie „odmówiłem człowieczeństwa” życiu ludzkiemu w postaci komórkowej. Odmówiłem tysiące razy. Działo się przy goleniu gdzie „zabiłem” tysiące moich włosów.
Mój włos jest też życiem ludzkim i też ma kod genetyczny i też się rozwija.
Jak go utnę się nie rozwija ale nie można używać wulgarnych argumentów, że w ten sposób
„zabiłem życie ludzkie”.
Wróć na i.pl Portal i.pl