Gawronik, Stokłosa, Niezgoda... Z listy najbogatszych Polaków na listę oskarżonych

Agnieszka Świderska, Barbara Sadłowska
Henryk Stokłosa, Piotr Bykowski, Krzysztof Niezgoda, Aleksander Gawronik
Henryk Stokłosa, Piotr Bykowski, Krzysztof Niezgoda, Aleksander Gawronik
Aleksander Gawronik, Henryk Stokłosa, Krzysztof Niezgoda i Piotr Bykowski. Wszyscy byli na liście najbogatszych Polaków w rankingu "Wprost". Łączą ich nie tylko miliony. Wszyscy przeszli przez stan oskarżenia. Niektórzy wciąż w nim są.

Numerem jeden był Pershing, numerem dwa Słowik, a numerem trzy mafii pruszkowskiej według Marka Biernackiego, byłego szefa MSW i resortu sprawiedliwości, obecnie koordynatora służb specjalnych, był Aleksander Gawronik (wyraził zgodę na podawanie pełnego nazwiska). Postać, którą mógłby stworzyć Waldemar Łysiak i umieścić ją w swojej powieści, gdyby nie stworzyło jej samo życie. Konkretnie polska rzeczywistość lat 80. i 90.

Syn urzędnika i pielęgniarki urodzony w 1948 roku w Poznaniu swoje pierwsze pieniądze w życiu zarobił w wieku 11 lat sprzedając gazety. Jeszcze w szkole zapisał się do ZMP, a później został aktywnym działaczem PZPR. Ukończył wydział prawa na UAM. Z jego oficjalnego biogramu jako senatora III kadencji wynika, że pracował na posadach w jedenastu państwowych firmach, a w świat biznesu wszedł w 1978 roku jako pełnomocnik zagranicznych firm.

Miało to być już po tym, jak złożył legitymację partyjną i wyrzucono go z fotela dyrektora jednej z państwowych firm. Niewiele jednak wiadomo o tamtych zagranicznych firmach. Wiadomo za to, że był właścicielem fermy kur, warsztatu samochodowego, biura pisania podań i butiku.

Teraz wiadomo również, że był człowiekiem służb. Sam złożył podanie o przyjęcie do Służby Bezpieczeństwa. Był 1972 rok. Od roku pracował jako wychowawca w więzieniu w Poznaniu. Jeszcze mniej, bo zaledwie kilka miesięcy przepracował jako etatowy pracownik SB. Jak wynika z dokumentów IPN, uznano go za funkcjonariusza pozbawionego "właściwych predyspozycji". Miał pozostać jednak kontaktem operacyjnym, a od lat 80. współpracownikiem wywiadu.

To przez wywiad miał się wkręcić w świat polityki. Zaprzyjaźnił się z Ireneuszem Sekułą, który w 2000 roku popełnił jedno z najbardziej tajemniczych samobójstw w III RP. W 1988 roku Sekuła, najpierw minister, później wicepremier, nie myślał jeszcze o samobójstwie.
To na jego plecach Gawronik miał się wybić z "Pana Walizeczki" w światku cinkciarzy na prawdziwego króla walutowego, choć sam Gawronik udziałowi Sekuły akurat zaprzecza. To Czesław Kiszczak, minister MSW, miał być tym, który zapalił zielone światło. W wywiadzie dla "Polityki" Gawronik mówił o spotkaniu na początku 1989 roku, na którym przekonał Kiszczaka do otwarcia prywatnych kantorów.

Musiał przekonać jeszcze innych generałów. Kiedy tamci mieli go zapytać, co z tego będą miały służby, odpowiedział im: "Chcecie zatrudnić u mnie swoich ludzi - proszę bardzo!". 15 marca 1989 roku w kwadrans po wejściu w życie nowego prawa dewizowego znoszącego państwowy monopol działał już jego kantor na przejściu granicznym w Świecku. Szybko obstawił nimi całą zachodnią granicę i kilka miast.

To sieć kantorów zrobiła z niego już rok później najbogatszego Polaka w rankingu "Wprost". Dotrzymał słowa danego generałom. Zatrudniał w kantorach ludzi z "resortu". Znaleźli również pracę w jego drugiej firmie - "Sezam", która zajmowała się ochroną ludzi i mienia. W 1991 roku po ucieczce Bagsika i Gąsiorowskiego został zarządcą słynnej spółki Art-B.

Rok później został zatrzymany pod zarzutem przywłaszczenia mienia spółki: pieniędzy oraz dzieł sztuki. Wyszedł za kaucją, a procesu uniknął, zostając w 1993 roku senatorem. Kiedy pojawił się wniosek o uchylenia mu immunitetu, Senat odmówił. Działał już wtedy na rynku paliwowym - przy współpracy z niemieckim oddziałem Esso zaczął otwierać stacje benzynowe i utworzył holding Biuro Handlowo--Prawne AG. I może do dziś pozostałby na liście najbogatszych Polaków, gdyby nie współpraca z gangiem z Pruszkowa, którą miał nawiązać pod koniec lat 90.

- Chciał zdobywać duże pieniądze, tyle że wykorzystując istniejące luki prawne. A ponieważ jego interesy podupadły, zaczął szukać wsparcia ze strony świata pruszkowskiego, delikatnie mówiąc - wsparcia siłowego. W tamtym czasie zależało mu na przejęciu kontroli nad rynkiem papierosów. Wiedział, że może to zrobić, ale tylko przy silnym poparciu "Pruszkowa" - pisze Marek Biernacki w swojej książce "Polska bez mafii".
Z Pruszkowem miał dzielić się zyskami z wyłudzonego podatku VAT za fikcyjną sprzedaż papierosów cudzoziemcom. Po śmierć Pershinga w 1999 roku pogrążył go "Masa", już jako świadek koronny. Były senator został zatrzymany w 2001 roku pod zarzutem oszustw celnych i podatkowych oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym, czyli Pruszkowie. Nie przyznał się do winy. Przed procesem nie chronił go już immunitet.

W 2004 roku sąd w Słubicach za założenie i kierowanie grupą przestępczą, która wyłudziła ponad 9 mln złotych podatku, skazał go na dziewięć lat więzienia. Uznał jednak inaczej niż Biernacki, że Gawronik nie był członkiem mafii pruszkowskiej, a z gangsterami łączyły go tylko sprawy biznesowe.

Odsiedział osiem lat. Wcześniej zakończył się proces w sprawie Art-B, w którym skazano go na trzy lata i osiem miesięcy pozbawienia wolności. Z więzienia wyszedł w 2009 roku. Wrócił do niego w 2012 roku za niezapłaconą grzywnę. Celę opuścił z elektroniczną obrożą. Myślał o nowych interesach. Starał się o rentę.

W 2014 roku został zatrzymany pod zarzutem podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary w 1992 roku. Dziennikarz miał wydać na siebie wyrok, zbierając materiały o jego nielegalnych interesach i powiązanych z nim osób. Porwanie i zabicie miał zlecić ochroniarzom z Elektromisu, którym Ziętara również się interesował, oraz swojemu gorylowi z Rosji. W poniedziałek prokuratura skierowała przeciwko byłemu senatorowi do sądu akt oskarżenia. Ten twierdzi, że nie ma ze zniknięciem dziennikarza nic wspólnego. Proces będzie się toczył przed Sądem Okręgowym w Poznaniu.

Kiedy w 1990 roku Aleksander Gawronik otwierał listę najbogatszych Polaków, trzeci na niej był senator Henryk Stokłosa, biznesmen ze Śmiłowa. Nazwać Henryka Stokłosę tylko milionerem to za mało. Był milionerem, który miał władzę. Swój rząd dusz. Nie wiadomo, jak potoczyłaby się jego kariera senatora, gdyby w 1989 roku przy jego boku zabrakło Jacka Prześlugi. To on był szefem jego sztabu wyborczego i kampanii, jakiej w Polsce nikt jeszcze nie znał.
Rzadko w swojej historii 25-tysięczny stadion przy ulicy Żeromskiego w Pile miał komplet publiczności. Pierwszy raz podczas spartakiady młodzieży w 1988 roku, rok później podczas festynu wyborczego Henryka Stokłosy. Kandydował, bo jak przekonywał wyborców, co miał zrobić dla siebie, już zrobił. Teraz chciał pomóc innym. Był jedynym niezależnym kandydatem, który dostał się wtedy do Senatu. Pozostałe 99 mandatów wzięła wtedy "Solidarność".

Urodził się 1949 roku w Lipinach koło Margonina. Wypłynął w 1975 roku razem z nowo utworzonym województwem pilskim i jego pierwszym wojewodą. Został wtedy dyrektorem przedsiębiorstwa turystycznego "Noteć" i tym samym szefem wszystkich zajazdów w województwie. Nie po raz pierwszy zasiadł na fotelu dyrektora. Wcześniej przez cztery lata kierował powiatowym ośrodkiem sportu, turystyki i wypoczynku.

Z turystyką rozstał się na dobre w 1981 roku. Nie z własnej woli. Wyrzucono go z "Noteci", zarzucając nadużycia finansowe, z których został później oczyszczony. Chodziło o brak piętra w jednym ośrodku wczasowym. Wyrzucono go też z partii. Później okazało się, że władze zrobiły mu tym największą przysługę w życiu. Postanowił bowiem rozwinąć własną działalność.

Nieprzypadkowo wybrał rolnictwo. W 1982 roku ukończył studia na akademii rolniczej, uzyskując tytuł inżyniera rolnictwa, a później inżyniera zootechnika. W tym samym roku za pieniądze z kredytu, który wziął na teścia, jak sam tłumaczył, jemu by nie dali, otworzył zakład utylizacyjny. Sam zmielił szczątki pierwszej krowy. Z czasem zakład zaczął się rozwijać. Swoją finansową potęgę - Zakład Rolniczo-Przemysłowy "Farmutil HS" - zbudował tam, gdzie inni nie zainwestowaliby nawet złotówki. Na terenach byłych PGR-ów. I na jego ludziach.

W Senacie został członkiem komisji gospodarki narodowej i rolnictwa. I chociaż był senatorem przez pięć kolejnych kadencji, nigdy nie został wytrawnym politykiem. To nie w polityce chciał robić karierę, tylko w biznesie, a "senator" otwierał niejedne drzwi i niejedne bankowe sejfy. Z kolei immunitet zapewniał mu nietykalność, co dla Stokłosy okazało się zgubne. Sprawiał wrażenie człowieka, który uwierzył, że jest ponad prawem. Że to on jest prawem.
Zgubiło go to w 2004 roku, kiedy zatrzymywał na terenie firmy ekipę TVP. Rok później doszedł do władzy PiS, a Stokłosie wyrosła na jego terenie opozycja - Stowarzyszenie Ekologiczne Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej, które coraz głośniej go krytykowało. Za smród. Za zakopywanie szczątków zwierzęcych na polach. Za samosądy.

"Miejsce Stokłosy jest za kratkami" - to zdanie padło już z ust ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Nieprędko jednak się za nimi znalazł. Podejrzany o korupcję - miał korumpować wysokich urzędników resortu finansów oraz sędziego sądu administracyjnego w zamian za korzystne dla siebie decyzje podatkowe, uciekł z kraju.

Złożył jednak wniosek o list żelazny: wróci i będzie zeznawał, jeżeli otrzyma gwarancję, że nie trafi do aresztu. Nie dostał listu żelaznego. Został zatrzymany na terenie Niemiec pod koniec 2007 roku. Kolejny rok spędził w areszcie. Wyszedł 24 grudnia 2008 roku za kaucją w wysokości 3 mln złotych.

Warszawska prokuratura w akcie oskarżenia postawiła mu 21 zarzutów. Na tych korupcyjnych Skarb Państwa miał stracić 14,6 mln złotych. Głównym świadkiem oskarżenia był Marian J., jego były doradca podatkowy. Proces ruszył w kwietniu 2009 roku. Rok później Stokłosa wystartował z powodzeniem w wyborach uzupełniających do Senatu. Do dużej polityki wrócił na krótko. Kolejne wybory już odpuścił. W lutym 2013 roku został skazany na 8 lat więzienia i 600 tys. złotych grzywny. Rok później poznański Sąd Apelacyjny uchylił wyrok.

- Oskarżyciel publiczny zatracił zupełnie dystans do sprawy - stwierdził sędzia Jarosław Szrama, uzasadniając decyzję.
We wrześniu proces rozpocznie się na nowo. Sam Stokłosa uważa zarzuty za polityczne oskarżenie.

- Stokłosa nie pasował nikomu - mówił w wywiadzie dla "Głosu" w 2014 roku. - Nie chciał wstąpić do żadnej partii. W żadne układy. W dodatku był bogaty. Byłoby więc z czego go okraść, a przy okazji dać mu nauczkę. To nie jest żadną tajemnicą. Ciągle mi się to wypomina, że to mi było niepotrzebne, ten start w wyborach w 1989 roku. Że miało być 100 senatorów z Solidarności, a ja im ten cały układ rozwaliłem. Nie raz słyszałem: "Na co ci to było? To my mieliśmy wygrać".

Jego wolność kosztuje już 5 mln złotych, bo po ogłoszeniu wyroku skazującego został ponownie tymczasowo aresztowany. Rodzina wpłaciła wtedy 2 mln złotych kaucji.
Tym, który w 1992 roku wpłacił 300 tys. złotych kaucji za Gawronika, był poznański biznesmen Krzysztof Niezgoda, kolejny z listy najbogatszych Polaków. Kim był? "Pierwsze większe pieniądze zarobił, handlując walutą, produkując majonez i chrupki kukurydziane. W 1993 r. kupił od Skarbu Państwa akcje fabryki dywanów Agnella i Fabryki Lin i Drutu "Drumet" we Włocławku. Dziś Agnella jest największym w Polsce producentem dywanów.

Niezgoda jest także strategicznym udziałowcem Poznańskiej Grupy Kapitałowej. Miłośnik śródziemnomorskich wybrzeży. Należy do niego willa Las Sirenas w hiszpańskiej Marbelli. Jego dumą jest znajdujący się tam 100-metrowy salon z kominkiem z białego marmuru oraz otaczający willę ogród i park - tak w 1994 roku opisywał jego sylwetkę "Wprost", kiedy pierwszy raz trafił do dziesiątki najbogatszych Polaków. To on w 1993 roku przejął sieć kantorów Gawronika.

W 1995 roku prokuratura postawiła mu zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumentach i zagarnięcia 3,4 mln złotych na szkodę Fabryki Dywanów Agnella w Białymstoku, której był głównym udziałowcem. Wpłacił te pieniądze na konto Agnelli z dyspozycją przelania jej na konto innej spółki, skąd wypłacił je jako zaliczkę. Zdaniem prokuratury, wyłudził je.

Za aresztowanego biznesmena poręczyli m.in. Wojciech Fibak, poseł PSL Marian Król oraz inni politycy i przedsiębiorcy. Na wolność wyszedł za kaucją taką samą, jaką wpłacił za Gawronika - 300 tys. złotych. Pierwszy wyrok, który zapadł w 1998 roku, był uniewinniający. W 2002 roku Niezgoda został skazany na dwa lata więzienia. Ostatecznie jednak w 2003 roku został uniewinniony. Zdaniem sądu nie było chęci oszustwa, a rachunki zostały wyrównane.

Jeszcze w 2009 roku Niezgoda był na 50. miejscu na liście najbogatszych Polaków. Rok później "Forbes" donosił o zlicytowaniu przez syndyka Drumetu. Razem z nim Niezgoda stracił cały swój majątek: własnością Drumetu była bowiem także fabryka dywanów i luksusowa willa Las Sirenas. Z Polski miał wyemigrować wtedy do Dubaju. Wiosną tego roku był jednak widziany w Poznaniu, na meczu Lecha.

Kiedy w 1994 roku Niezgoda wszedł do pierwszej dziesiątki najbogatszych, na trzynastym miejscu był Piotr Bykowski. W tym roku kończy 60 lat. Jest absolwentem poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego. Podobno pierwszy milion zarobił jeszcze w latach 80., prowadząc firmę produkującą meble.
Jednak jego pierwszym, najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem był Drewbud - firma oferująca tanie domy. Zainteresowanie nimi było ogromne. Wymagane przedpłaty trzeba było gdzieś ulokować - najlepiej we własnym banku. Piotr Bykowski założył Invest Bank i przejął Bank Staropolski. Pierwszy sprzedał grupie Polsat. Drugi - upadł w 2000 roku, pozostawiając 40 tysięcy klientów bez pieniędzy... Co ciekawe, biznesmen świetnie dogadywał się - do czasu - z władzą. Równie dobrze z każdą opcją, poczynając od "komuny". Między innymi był doradcą Waldemara Pawlaka.

Ogłoszenie upadłości Banku Staropolskiego zakończyło błyskotliwą karierę przedsiębiorcy. Media określały go mianem "sztukmistrza z Poznania". Podobno miał żonglować powierzonymi mu pieniędzmi, przerzucając je do swoich innych spółek. Część miał ulokować za granicą.

Kiedy finansowa piramida Piotra Bykowskiego zawaliła się, Komisja Nadzoru Finansowego zawiesiła działalność Banku Staropolskiego, sąd ogłosił jego upadłość. Kilka miesięcy później, w maju 2000 roku, funkcjonariusze UOP zatrzymali go na granicy polsko-niemieckiej. Doprowadzony do sądu przy ulicy Młyńskiej na posiedzenie w sprawie tymczasowego aresztowania skoczył z drugiego piętra. Wysokiego drugiego piętra w ponadstuletnim gmachu... Z licznymi obrażeniami przewieziono go do szpitala. Skąd, jak się potem okazało, swobodnie telefonował...

Piotr Bykowski winą za upadłość banku obciążał Komisję Nadzoru Finansowego i Zygmunta Solorza. Przedstawiał nawet weksle, które miały świadczyć o zobowiązaniach grupy Polsat. Prokuratura uznała, że były sfałszowane. Poznańska Prokuratura Apelacyjna oskarżyła Bykowskiego jako byłego prezesa Rady Nadzorczej Banku Staropolskiego oraz jego współpracowników o wyrządzenie szkody rzędu 560 milionów złotych.
Proces rozpoczął się 3 października 2005 roku przed poznańskim Sądem Rejonowym. Piotr Bykowski powiedział wówczas, że wyjaśnienia złoży jako ostatni. Dwa tygodnie później sąd musiał zawiesić postępowanie. Nieznany zamachowiec próbował zastrzelić Piotra Bykowskiego w jego willi na Sołaczu. Został ranny, ale przeżył. Potem pojawił się w sądzie, jeszcze o kuli. Mówił wówczas, że nie zamierza przedłużać postępowania.

Potem sąd poprosił o wyjaśnienia pozostałych oskarżonych. Było wśród nich dwoje naukowców z poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego. Pierwszy składał wyjaśnienia prawie rok. Druga współoskarżona, która w latach 1993-1997 była wiceprezesem i prezesem zarządu Banku Staropolskiego, pobiła swoisty rekord, zeznając przez ponad dwa lata.

Bykowski na rozprawach się nie pojawiał. Zniknął także z mediów, w których pojawił się w ubiegłym roku przy okazji zatrzymania byłego polskiego konsula honorowego w Monako. Wojciech J. miał zlecić zabójstwo swojej teściowej - miliarderki. W Monako zarządzał hotelami i kasynami, w Kanadzie - spółką paliwową. Najwięcej interesów prowadził w Polsce. Z jego firmą współpracował także Bykowski.

Tymczasem w sprawie Banku Staropolskiego sąd przesłuchuje świadków. Terminy rozpraw są rozpisane do końca roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gawronik, Stokłosa, Niezgoda... Z listy najbogatszych Polaków na listę oskarżonych - Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl