Adam Bachleda-Curuś: Bóg, honor, góry i rodzina!

Maria Mazurek
Adam Bachleda-Curuś, bodaj najpopularniejszy (i najbogatszy) człowiek na Podhalu. Zawsze podkreśla przywiązanie do swojej rodziny. Tu: z synami. W tle ich hotel Kasprowy
Adam Bachleda-Curuś, bodaj najpopularniejszy (i najbogatszy) człowiek na Podhalu. Zawsze podkreśla przywiązanie do swojej rodziny. Tu: z synami. W tle ich hotel Kasprowy fot. wojtek wojas
Zakopane jest unikatowe. Ale my tych gór sobie sami nie wybudowaliśmy, a dostaliśmy od Boga. Pytanie, jak to wykorzystujemy... Maria Mazurek rozmawia z Adamem Bachledą-Curusiem.

Po kilku latach znów słychać o Panu więcej. Wraca Pan do gry?
Zależy, jaką grę Pani ma na myśli? W grze biznesowej jestem przez cały czas. Myślę, że pokazało to założenie wraz z synami w 2007 roku spółki Bachleda Grupa Inwestycyjna, zajmującej się głównie nieruchomościami oraz dostrzeżenie naszej działalności od kilkunastu lat na liście 100 najbogatszych Polaków.

A do gry politycznej Pan nie wraca?
Na razie nie planuję. Ale to, czego w życiu się nauczyłem, to "nigdy nie mówić nigdy". Jestem człowiekiem czynu. I jeśli ktoś przyjdzie do mnie i powie, że jestem po coś temu regionowi czy państwu potrzebny, to zrobię to, co do mnie będzie należeć. Mam takie powiedzenie: żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro, pracuj tak, jakbyś miał żyć wiecznie. Wie pani, co mam na myśli?

Zapewne odpowiedzialność za przyszłe pokolenia.
W zasadzie do tego sprowadza się nasz żywot. Nie żyjemy na tym świecie wiecznie, ledwo krótką chwilę, ale możemy zostawić tu coś po sobie. Swoje wartości i swoje czyny. Również pewne zaplecze materialne. Po ponad 200 latach zaborów, wojen i komuny wreszcie żyjemy w czasach, kiedy kolejne pokolenie nie musi zaczynać wszystkiego od nowa. I wie pani, jestem naprawdę dumny z Polaków. Sporo przez te 25 lat wolności osiągnęliśmy. Nie ma w Europie drugiego tak ambitnego, pracowitego, zdolnego społeczeństwa. Jestem przekonany, że kolejne lata, pod kątem rozwoju i dynamiki gospodarki, będą należeć do Polski. Co nie znaczy, że jestem bezkrytyczny wobec funkcjonowania instytucji państwa.

Co w naszym państwie działa nie tak?
Nie możemy nie dostrzegać biedy znaczącej części społeczeństwa. Zagmatwanych regulacji podatkowych i prawnych. Ostatnie lata rządów Platformy doprowadziły do oburzającego rozrostu administracji. Wystarczy spojrzeć na urzędy - chodzi się od okienka do okienka, od gabinetu do gabinetu, od wydziału do wydziału i trzeba czasem miesięcy, by załatwić rzecz, która w innych państwach sprowadza się do rozmowy telefonicznej. Mnóstwo jest absurdalnych rozporządzeń i ustaw, które hamują rozwój gospodarki. Owszem, część z nich narzuca Unia Europejska, ale część - nasi ustawodawcy.

Konkretny przykład?
Może banalny, ale pokazuje kawałek prawdy - zakaz używania żywego ognia w hotelach i restauracjach. Turyści, przyjeżdżając do Zakopanego, chcieliby usiąść w karczmie czy hotelu przy kominku. Ale dla właściciela tej karczmy czy hotelu uzyskanie specjalnego pozwolenia to osiem miesięcy drogi przez urzędniczą mękę. Dopiero co wywalczyliśmy, tylko dzięki wspólnym zabiegom, żeby nie wprowadzano zakazu używania do dekoracji żywych kwiatów w hotelach. Bo niby przenoszą bakterie. To banalne przykłady, ale obrazujące absurdalne zarządzenia - pomysły.

Podatki są, według Pana, za wysokie?
Podatek dochodowy, w porównaniu z innymi państwami, wydaje się przyzwoity. Ale mnóstwo mamy podatków pośrednich ukrytych, takich jak m.in. akcyza, ZUS, podatki od nieruchomości, podatki od transakcji, opłaty lokalne, podatek od środków transportu, podatek rolny, podatek leśny, podatek od czynności cywilnoprawnych, opłata skarbowa, kończąc na podatku VAT, który jest u nas bardzo wysoki. Z podatkiem VAT przedsiębiorcy jeszcze sobie radzą, gdyż przynajmniej w części mogą go odliczyć, ale obywateli nieprowadzących działalności gospodarczej to naprawdę bardzo dotyka. I to mnie po ludzku wkurza. Boli mnie beztroska w podejmowaniu decyzji i brak odpowiedzialności polityków, samorządowców. Chyba faktycznie wciąż jest we mnie polityczne zwierzę, choć podkreślam - jestem z natury optymistą i nie lubię narzekania. Jak spojrzę na losy choćby swojej rodziny, doceniam dzisiejszą Polskę.

Wcześniejsza zabrała Wam wszystko?
Tato podczas wojny stracił całą najbliższą rodzinę, został kompletną sierotą. Potem przyszedł komunizm, wywłaszczenia i do tego zabrali mu jeszcze całą ojcowiznę, a pochodzimy z jednego z najzamożniejszych rodów na Podhalu. Mieliśmy na przykład sporo ziemi w górach. Ojciec był honorowy i nie chciał oddać jej za pieniądze, w zamian więc zaproponowali mu kawałek ziemi w Bieszczadach. Pojechał ją obejrzeć, pogryzł go tam dziki wilk, jak wrócił, musiał wziąć serię 50 zastrzyków przeciw wściekliźnie. Minęły dwa lata i przyszła decyzja, że powstaje tam PGR i muszą odebrać mu ziemię po raz drugi. Mówię to pani, aby zilustrować absurd tamtego systemu - że można było z jednej rzeczy legalnie okraść człowieka dwa razy! Tato jednak był człowiekiem zaradnym, pracowitym, silnym. Nie poddał się, ale pracował dalej. Miał zdolności manualne, robił gogle narciarskie, okulary przeciwsłoneczne, maski do nurkowania. Zainwestował w kwiaty, miał na zboczach Gubałówki jedyną prywatną szklarnię w Zakopanem.

Dlatego wybrał Pan ogrodnictwo na Akademii Rolniczej?
Tak. Ale nie ukończyłem wówczas tych studiów, ponieważ w stanie wojennym odebrano Tacie przydział na koks i szklarnia, nieogrzewana w zimie, po prostu się zawaliła. Nie miałem do czego wracać. Musiałem przerwać studia, aby zrobić uprawnienia rzemieślnicze i zacząć pracę, żeby utrzymać rodzinę - byłem już żonaty i miałem najstarszego syna. Pracę magisterską obroniłem po kilku latach. Wróciłem do korzeni Ojca - przetwórstwa tworzyw sztucznych. Zacząłem produkować oprawki do okularów korekcyjnych. Był początek lat 80., trudne czasy, ale jakoś udało się rozkręcić biznes. Tylko że zamiast kupić sobie luksusowy samochód lub wybudować dom, wszystko inwestowałem w ziemię - nieruchomości wówczas bardzo tanie. Nikt nie mógł w tamtym czasie zrozumieć, po co kupuję nieruchomości. Po transformacji okazało się to strzałem w dziesiątkę.

Biznesową intuicję Pan miał?
Może po części wyczuwałem wiszące w powietrzu zmiany, ale chyba chodziło o coś więcej. O wartości. W górach mówi się: ojciec, ojcowizna, ojczyzna. Za szacunkiem do rodziny idzie miłość do ziemi. Skoro ojcu ją zabrali, ja chciałem ją odkupić. I można uznać, że się udało, bo z tego miejsca, gdzie teraz siedzimy, z mojego biura na Krupówkach, moja rodzina była wcześniej wywłaszczona. Odzyskałem je - nie dlatego, że mi oddali, ale dlatego, że je odkupiłem. Podobnie z częścią gruntów pod hotelem Kasprowym, z których niegdyś wyrzucili mojego Tatę. Dziś znów ta ziemia należy do naszej rodziny, bo kupiliśmy ten hotel.

Ma Pan w Zakopanem tylu zwolenników, co przeciwników...
Na pewno wzbudzam pewne emocje, mam swoich zwolenników i przeciwników. To normalne, jeśli w życiu się coś robi, działa, ma się własne zdanie. A ja byłem burmistrzem dość stanowczym i nie bałem się podejmować trudnych decyzji, być może niepopularnych w pewnych grupach. Ale robiłem to z troski o nasze miasto. Decydując się na przykład na remont Krupówek, wiedziałem, że wbijam kij w mrowisko, ale ta sprawa wymagała wreszcie uporządkowania, bo odkąd nasi pradziadowie zdecydowali, że to będzie główna ulica w mieście, nikt nie uporządkował kwestii własnościowych. Miasto miało 46 procesów w związku z tą decyzją. Ale wreszcie jest tu porządek - prawny i wizualny. Podczas moich kadencji Zakopane szło w dobrym kierunku, przywróciliśmy Mistrzostwa Świata w skokach narciarskich, zorganizowaliśmy dwie Uniwersjady. Staraliśmy się o Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2006 roku. Dbaliśmy o żywą kulturę góralską, edukację i oczywiście promocję. Za moich czasów Nosal działał normalnie, Gubałówka była otwarta, były trasy biegowe i pomogliśmy w możliwości modernizacji kolejki na Kasprowy Wierch oraz Hali Gąsienicowej. Ale, niestety, potem tej wizji rozwoju miasta zabrakło.

Bo górale się kłócą, Nosal i Gubałówka się marnują, a tymczasem Białka Tatrzańska i słowackie ośrodki depczą Wam po piętach. Tym bardziej, że skoro zakopianka wciąż wygląda jak wygląda, na Słowację można dojechać z Krakowa szybciej niż do Zakopanego.
Zgadza się. Zakopane i zakopiańczycy popełnili niewybaczalny grzech zaniechania. Nie tylko nie rozwinęliśmy swojej infrastruktury, ale nawet nie utrzymaliśmy tej, co była. Tymczasem otwarły się granice i już nie tylko z polskimi i słowackimi ośrodkami, ale też francuskimi, włoskimi i austriackimi kurortami przychodzi nam konkurować. Górale - zakopiańczycy niejednokrotnie skoncentrowani na sporach, nie pomyśleli, jak stworzyć atrakcyjną ofertę dla turystów, a jest to jedyny przemysł, który możemy rozwijać u podnóża Tatr. Brakuje parkingów, nowoczesnych kompleksów oraz rozbudowanej infrastruktury sportowo-rekreacyjnej. Przez ostatnie lata Zakopane rozwija się w chaosie urbanistycznym, pozbawione jednolitego kierunku i ładu przestrzennego.

A sprawa zakopianki?
To inny temat, bo jej budowa to kwestia budżetu państwa. Tylko że górale, by o nią walczyć, powinni mówić jednym głosem. W Polsce nie ma pieniędzy dla wszystkich, więc dostają je regiony, które potrafią za nimi lobbować, w zgodzie o nie walczyć. Górale tego nie potrafią. Dla wszystkich wzorem do naśladowania powinni być górale z Bukowiny i Białki Tatrzańskiej, którzy dzięki wspólnemu działaniu potrafili odmienić oblicze swej małej ojczyzny. Jestem przekonany, że nie wszyscy się kłócą i potrafią się miedzy sobą porozumieć. Zdarza się jednak, jak w każdej społeczności taka rodzina Gąsieniców-Byrcyn, blokująca od lat trasę narciarską na Gubałówce, która w Bukowinie czy Białce Tatrzańskiej byłaby nieakceptowana w społeczności lokalnej. Wstyd mi za górali, którzy obiecują, a potem nie dotrzymują słowa.

Górale są z natury konfliktowi?
W górach się mówi: gdzie nie ma gazdy, tam głupi każdy. Jeśli nie ma odpowiedniego lidera, człowieka, który narzuci wspólną wizję, przekona, że warto solidarnie walczyć o wspólne dobro, to każdy patrzy tylko na swój kawałek ziemi i na swój portfel. Wierzę w to, że nowy burmistrz Zakopanego oraz starosta tatrzański okażą się tym charyzmatycznym gazdą. Trzymam kciuki, bo chciałbym, by Zakopane odbudowało swoją pozycję. Póki co, powiedzenie, że to miasto jest "zimową stolicą Polski" jest od pewnego czasu nieaktualnym stwierdzeniem.

Nie za późno, żeby tę pozycję odbudowywać?
Wierzę, że nie. Mówię bez cienia zarozumialstwa: Zakopane, dzięki swojemu położeniu, jest w skali Polski absolutnie unikatowe. Nie ma drugiego takiego miasta. Tylko, że my sobie tych gór nie wybudowaliśmy. To już dar od Boga. Pytanie, w jaki sposób go udostępniamy i jak promujemy.

Niektórych wkurza też pazerność górali, to, że myślą, jak wyciągnąć od turystów pieniądze?
Tu nie ma innego przemysłu niż przemysł turystyczny. Ta kamienista ziemia nie przynosi plonów. Żyjemy z turystów. Proszę poza tym pamiętać, że jeszcze 100 lat temu panowała tu bieda. I być może działa mechanizm psychologiczny - staramy się nadrobić te lata. Może nie zawsze w najmądrzejszy sposób, bo osobiście nie dziwię się, gdy turyści złoszczą się, że płacąc za karnet narciarski, muszą jeszcze zapłacić za parking pod stokiem. Pamiętajmy, że duża część działalności gospodarczej w Zakopanem nie jest w posiadaniu górali, więc przypisywanie pazerności wyłącznie góralom jest nieuprawnione.
Jadąc do Zakopanego, nie mogę pogodzić się z obecnością szpetnych płacht, billboardów.

Też nie mogę. Ale to jest wina górali?
W mojej ocenie - tak.

A w mojej ocenie to wina ustawodawców, którzy na to pozwalali. Dopiero teraz ten problem zaczyna się dostrzegać w całym kraju. Została wprowadzona ustawa krajobrazowa. To zmierza ku lepszemu.

Jak jeden z Pana synów się żenił z dziewczyną spoza gór, wybuchł towarzyski skandalik. Górale naprawdę nie akceptują obcych?
Akceptują. Stereotyp wziął się stąd, że jeszcze w XIX wieku Zakopane, jak sama nazwa wskazuje, było "zakopane". Trudno było tu dotrzeć i górale siłą rzeczy pobierali się między rodami. Ale te czasy mamy dawno za sobą. Nie mamy nic przeciw ludziom z zewnątrz, o ile oni hołdują tym samym wartościom, co my. Bo dla górali liczy się wiara, rodzina, mała ojczyzna.

Mówi się, że ta Wasza wiara jest trochę na pokaz. Panu też się oberwało, jakskładał Pan Ojcu Świętemu hołd na kolanach.
Górale nie są aniołami, ale starają się żyć według wiary katolickiej i to okazywać. Może dla niektórych to religijność na pokaz, ale ona wynika z tradycji wyniesionych z domu i nie ma w tym hipokryzji, a wypływająca z wnętrza potrzeba.

No i pijecie dużo.
Ja na Krupówkach pijanych górali nie widzę, tylko pijanych turystów.

Widziałam, jak piją wódkę na szklanki.
Akurat ja i moi synowie, pod tym względem typowymi góralami nie jesteśmy, bo wolimy wino lub whisky. Jak trzeba, to i wódki się napijemy, ale bez entuzjazmu. A co do tych, którzy piją wódkę szklankami - widocznie górale są w stanie więcej wypić niż inni Polacy. Może to kwestia czystszego powietrza, może ciśnienia, a może genów. Ale możemy godzinami wskazywać na różnice między góralami a całą resztą Polaków, zarówno te faktyczne, jak i te stereotypowe, lecz tak naprawdę jesteśmy tymi samymi ludźmi. Ułomnymi, nie bez wad, ale pracowitymi, ambitnymi, kochamy Polskę. Chociaż sami siebie często nie doceniamy.

***

Adam Bachleda-Curuś
Urodził się w 1958 roku w Zakopanem. Przedsiębiorca, prowadzi z synami firmę Bachleda Grupa Inwestycyjna, zajmującą się przede wszystkim nieruchomościami. Posiada je w Zakopanem, ale też innych miejscach w Polsce i na świecie. Regularnie pojawia się w zestawieniu 100 najbogatszych Polaków. W latach 1995-2001 burmistrz Zakopanego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Adam Bachleda-Curuś: Bóg, honor, góry i rodzina! - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl