Jak zapamiętamy odchodzącego Bartosza Arłukowicza? Sylwetka byłego ministra zdrowia

Dariusz Grzędziński (AIP)
Bartosz Arłukowicz
Bartosz Arłukowicz Grzegorz Jakubowski
Zwyciężył w programie "Agent", chciał budować nową lewicę, zaryzykował zmianę środowiska politycznego, w pojedynkę stawił czoła Porozumieniu Zielonogórskiemu, przegrał z gniewem szefowej rządu. Wszystkie przypadki Bartosza Arłukowicza.

Rok 2011. Bartosz Arłukowicz wchodzi na pokład samolotu lecącego z Warszawy do Szczecina. Donald Tusk zaledwie kilka dni wcześniej mianował go na stanowisko ministra zdrowia. Świeżo upieczony członek rządu chce zająć swoje miejsce i zwraca uwagę zajmującemu je pasażerowi, że musiała zajść pomyłka. – Ledwo został ministrem i już mu się w głowie przewraca! – słyszy od jegomościa okupującego fotel. Arłukowicz przeprasza i idzie poszukać sobie innego miejsca. - Nie robił problemów, chociaż miał rezerwację i racja była po jego stronie. To bardzo uprzejmy człowiek – mówi rozmówca, który był świadkiem tamtej sytuacji.

Minęły cztery lata i Bartosz Arłukowicz wrócił do punku wyjścia. Znów musi poszukać dla siebie czegoś nowego. We wtorek premier Ewa Kopacz poinformowała o dymisjach trzech ministrów i czterech innych członków swego gabinetu. W tym pierwszym gronie znalazł się Arłukowicz. Wszyscy odchodzą w związku z ujawnieniem akt afery podsłuchowej przez Zbigniewa Stonogę.

Resort zdrowia jest przygotowany na zmianę szefa. Niektórzy twierdzą, że nie wydarzy się w związku z tym nic złego. - Zmiana ministra zdrowia nie powinna znacząco wpłynąć na sytuację w resorcie. Pod koniec kwietnia oprotestowaliśmy proponowane przez Arłukowicza zmiany dotyczące zakresu zadań lekarza, pielęgniarki i położnej podstawowej opieki zdrowotnej. Część zapisów z rozporządzenia ministra było nie do przyjęcia. Mamy ciągłość pracy, zespoły programowe działały i działają właściwie bez udziału szefa resortu. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nowy minister zdrowia nie będzie zwlekał z podjęciem rozmów z nami tak długo jak Arłukowicz i w 2016 nie dojdzie do powtórki ze stycznia, gdy Polacy mieli problemy z uzyskaniem pomocy lekarskiej – tak odejście Bartosza Arłukowicza komentuje rzecznik Porozumienia Zielonogórskiego, Monika Kowalska.

Zaskoczenia nie było w sejmowych kuluarach. Partyjni koledzy ministra przeczuwali zmiany już od jakiegoś czasu: - Dymisja Bartka była spodziewana. Chodzi o szczecińskie rozgrywki wewnątrzpartyjne. Chrapkę na bycie „jedynką” z tamtego okręgu ma Sławek Nitras i w tej sytuacji to naturalny kandydat – zdradza anonimowo jeden z polityków Platformy.

Po dymisji Arłukowicz znów powinien znaleźć nowy przyczółek, bo doświadczenie ma całkiem pokaźne. Blisko dekadę temu pomagał Jackowi Piechocie w drodze po prezydenturę Szczecina. Celu jednak nie osiągnięto. Udało się nieco później - w 2007 roku został posłem z list komitetu Lewica i Demokraci, będąc członkiem Socjaledemokracji Polskiej Marka Borowskiego. Trudno dziś o istotne ślady jego aktywności z tamtych czasów. To samo tyczy się partii, do której należał. Zaledwie rok później przestał być posłem z ramienia SDPL i niedługo potem odnalazł się jako członek koła „Lewica”, złożonego głównie z polityków SLD. Równolegle flirtował z Unią Pracy, starając się o przyjęcie w jej szeregi. Do teraz pozostaje niewyjaśnione, czy ostatecznie mu się to udało. Za to związani z Pawłem Piskorskim politycy Stronnictwa Demokratycznego twierdzą dziś, że w roku 2009 widzieli wypełnioną przez Arłukowicza deklarację przystąpienia tego ostatniego do ich partii. Rok 2010 należał do niego. Popularność polityczną - wcześniej rozpoznawalność zyskał dzięki zwycięstwu w programie „Agent" - przyniósł mu udział w komisji śledczej badającej tzw. „aferę hazardową”.

Arłukowicz dobrze odnalazł się we wnętrzach Sali Kolumnowej, która gościła posiedzenia komisji. Był najbardziej aktywnym członkiem, stawiał niewygodne pytania, był dociekliwy, widać było, że nie chce zamiecenia sprawy pod dywan. To podobało się widzom. Transmisje telewizyjne przyniosły mu rozpoznawalność.

Polityk ze Szczecina miał konkretny pomysł jak zdyskontować swoje pięć minut. Zbliżył się mocno do działaczy z Federacji Młodych Socjaldemokratów i wspólnie z nimi chciał budować nowoczesną lewicę. Bywał na zebraniach, jeździł po kraju, chciał budować „grupy zwolenników”. Młode otoczenie miało go uwiarygodnić jako kogoś chcącego autentycznej zmiany pokoleniowej. Sukces odnotował tylko w stolicy, gdzie zainicjował nawet założenie specjalnej grupy na Facebooku „Bartosz Arłukowicz – działamy w Warszawie” . Miała skupiać wszystkich chętnych do podejmowania aktywności po lewej stronie sceny politycznej. Na pomyśle się skończyło. Działacze młodzieżówki SLD wspominają swoje zaskoczenie, gdy jakieś dwa tygodnie po zebraniu z udziałem Arłukowicza, na początku maja 2011 roku zobaczyli go na ekranach telewizyjnych w towarzystwie Donalda Tuska.
- Poczuliśmy się wtedy zdradzeni. Wiele obiecywaliśmy sobie po współpracy z Bartkiem. Jakiś czas po jego odejściu spotkaliśmy się przy okazji meczu „Gwiazdy TVN kontra politycy”. Zapytałem wtedy, dlaczego nie uprzedził, że planuje przenieść się do PO. Odpowiedział, że zwyczajnie się tego bał, ale złożył deklarację budowania nowej lewicy w ramach struktur Platformy – mówi dziś Grzegorz Gruchalski, były szef młodzieżówki Sojuszu, obecnie skonfliktowany z partią.

Transfer do PO początkowo przyniósł mu funkcję sekretarza stanu w Kancelarii Premiera i pełnomocnika ds. przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu. Złośliwi twierdzą, że nie wiadomo po co obejmował to stanowisko, bo żadnych zmian dla wykluczonych jego urzędowanie nie przyniosło. Kilka miesięcy na stanowisku wystarczyło jednak, by jesienią 2011 zostać „jedynką” partii w Szczecinie, ponownie dostać się do Sejmu i objąć tekę w resorcie zdrowia. Pozytywnej cenzurki jego pracy nie wystawiają farmaceuci: - Na rynku farmaceutycznym panuje bałagan. Brakuje dobrych przepisów regulujących powstawanie i kwestie własności nowych aptek. Dziś nie potrzeba do tego specjalisty. Może to zrobić każdy. Codzienną pracę utrudniają też sprzeczne zasady realizacji recept. Nie ma jednoznacznej interpretacji za winię ministerstwo. Ciągle zmagamy się też z brakiem leków, które wywozi się za granicę. Były zapewnienia, że ta kwestia będzie uregulowana, ale odczuwalnych zmian nie widać – mówi kierowniczka jednej z warszawskich aptek, nie chce podawać nazwiska.

Jako minister w gabinecie Donalda Tuska trwał do końca. Gdy Tusk przeniósł się do Brukseli, pozycja Arłukowicza wydawała się zagrożona, ale dostał ponowne zaproszenie do rządu. Tym razem tworzonego przez Ewę Kopacz.

Drugi pobyt w ministerstwie przypominał pole minowe, a prawdziwym chrztem bojowym była sytuacja z przełomu 2014 i 2015 roku. Osamotniony w negocjacjach z Porozumieniem Zielonogórskim, pozbawiony wsparcia ze strony szefowej rządu, Arłukowicz twardo negocjował stawkę kapitacyjną dla lekarzy pierwszego kontaktu i wyszedł z tych negocjacji zwycięsko. Nie ugiął się, w sumie nie dał lekarzom więcej pieniędzy, choć zgodził się na pewne przesunięcia w ramach przekazanej puli. Lekarze przestali protestować, a on obronił stanowisko. Chwalono go za skuteczność i wydawało się, że kupił sobie spokój do końca kadencji rządu.

Jednak oceny działań ministra z zewnątrz były często krytyczne. W opinii Agnieszki Pachciarz, byłej szefowej NFZ, spokój za wszelką cenę najlepiej podsumowuje okres panowania Arłukowicza w ministerstwie: - Czteroletni okres rządów Arłukowicza to głównie stagnacja w resorcie. Nie było woli zmian, chodziło głównie o przetrwanie. To oraz sposób zarządzania tą instytucją doprowadziło do sytuacji, w której ministerstwo przeżywa obecnie największy od lat kryzys. Od początku 2015 roku zmarginalizowano NFZ, dokonała się daleko idąca centralizacja, a jedynym jej efektem są piętrzące się problemy, których MZ nie jest w stanie udźwignąć - mówi Pachciarz. - Zmian wymaga jedynie pudrujący problemy "pakiet onkologiczny", niezbędna jest rewizja systemowa obejmująca zmianę finansowania ochrony zdrowia - środków jest zbyt mało, na reformy czeka koszyk świadczeń zdrowotnych. Była szansa na uporządkowanie tych spraw na końcu 2013 roku, ale postawa ministerstwa była wówczas zbyt zachowawcza. Jedynym realnym zadaniem następcy Arłukowicza do jesieni jest niedopuszczenie do pogorszenia sytuacji - ocena Agnieszki Pachciarz jest jednoznaczna.

Kto zastąpi odchodzącego ministra? Tego jeszcze nie wiadomo. Pewne jest to, że 10 czerwca druga resortowa misja Bartosza Arłukowicza dobiegła końca i na trzecie podeście się, na razie, nie zanosi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl