Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezrobotny bierze zasiłek, a zarabia na boku? To nie polski pomysł. Tak było już w Breslau

Joanna Urbańska
Myśleliście że praca bezrobotnych na czarno to polska specjalność? Nie! Już w niemieckim Breslau gazety rozpisywały się o ludziach, którzy co miesiąc biorą zasiłek od państwa, a zarabiają na boku do tego nie odprowadzając podatku. Ale Niemcy z tym procederem sobie radzili. Na przełomie maja i czerwca 1931 r. 26 osób stanęło za to przed sądem, bo oskarżono ich o oszustwo. Oto relacja z procesu - przedruk z gazety „Breslauer Zeitung”.

Przed rozszerzonym sądem ławniczym odbył się niecodzienny, ale także bardzo pouczający proces. Na ławie oskarżonych zasiadło dwadzieścia sześć osób: mężczyzn i kobiet pracujących na roli, z okolic Deutsch-Lissa [dziś Leśnica]. Oskarżono ich o oszustwo. Zarzuty usłyszało też dwóch inspektorów, którzy mieli ułatwiać im nielegalny proceder. Proces był o tyle niezwykły, że oskarżeni całkowicie odbiegali od utartych norm – żaden z nich nie był wcześniej karany i było po nich widać, że na co dzień ciężko pracują. Ludzi ci mieli od 26 do 70 lat. Być może nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że siedzą na ławie oskarżonych. Prawniczy język sprawił, że wiele zadanych na sali rozpraw pytań pozostało bez odpowiedzi – ci prości ludzie zwyczajnie ich nie rozumieli.
Dlaczego stanęli przed sądem? Według oskarżenia pobierali zasiłek dla bezrobotnych, mimo że od czasu do czasu pracowali i otrzymywali niewielkie wynagrodzenie. Oczywiście tych dorywczych prac nie zgłaszali i nie wpłacali pieniędzy na ubezpieczenie na wypadek bezrobocia.
Wszyscy oskarżeni przyznali szczerze, że od czasu do czasu pracowali. Nawet inspektorzy potwierdzili, że ten lub ów przepracował czasem pół dnia, a czasem nawet kilka dni, ale to ich zdaniem nie było niedopuszczalne – szczególnie że ludzie ci są naprawdę ubodzy. Inspektorzy bronili się też, że pytali w urzędzie, czy te dwadzieścia sześć osób może kilka dni pracować bez odkładania na ubezpieczenie na wypadek bezrobocia. Zgodę podobno otrzymali, więc nie zatrzymywali robotników, bo nie sądzili, że robią oni coś złego.
Kwoty, które oskarżeni zarobili pracując dorywczo, wynoszą od 25 do 82 marek. Warto wskazać, że pracowali od grudnia 1930 r. do lutego 1931 r. Niecodzienne w tym procesie jest też to, że niektórzy z oskarżonych zdążyli w tym czasie zarobić tylko kilka fenigów (które dodane do ich zasiłku dla bezrobotnych niewiele zmieniały w ich życiu). Jedna z kobiet w czasie pobierania zasiłku pracowała tylko pół dnia. Zarobiła 60 fenigów. Inni zarabiali dziennie kilka marek.
Ten proces jest szczególnie przykry dla dwóch inspektorów, których akt dobrej woli jest zrozumiały. Jednak zgodnie z prawem nie powinni zgodzić się na taką dorywczą pracę. Sąd postanowił odroczyć sprawę. Czeka, aż radny Waschoff wyda pisemną opinię dotyczącą tego, czy oskarżeni narazili ubezpieczenie na wypadek bezrobocia na duże straty. Sprawdzone zostaną też księgi płac oskarżonych – sąd chce się dowiedzieć, czy pracujący dorywczo wzbogacili się, nie płacąc ubezpieczenia. Na następną rozprawę wezwani zostaną też bogaci właściciele ziemscy, u których pracowali robotnicy. Na wyrok więc będziemy musieli jednak jeszcze poczekać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska