"Mogliśmy o naszych sprawach mówić trzy minuty, gdy Pan prezydent był na sali, i kolejne trzy w drugiej turze, gdy wyszedł" - wspomniał Łukaszewicz budząc niedowierzanie. Dyskusja miała tytuł: "Artyści i urzędnicy: szukanie wspólnego języka". Wcześniej, w kampanii 2010 r., ustępujący dziś prezydent też dyskutował o kulturze. W Teatrze IMKA, prywatnym interesie Tomasza Karolaka (niedawno ten aktor zagrzewał w Łodzi do walki z "międleniem" i głosowania na... Bronisława Komorowskiego).
Obecność prezydenta w prywatnych teatrach środowisko odbierało przez lata jako sygnał, jaki rodzaj sztuki rząd chce wspierać. Gdyby więc w jakimś programie graficznym można było zaprojektować sobie nowego prezydenta, co mu "dokleić"? Przekonanie, że (cytując Pawła Potoroczyna, szefa Instytutu im. A. Mickiewicza) "każda władza, która myśli, że kultura jest droga, prędzej czy później się przekona, ile kosztuje ignorancja", a najwyższy wskaźnik innowacyjności i PKB na mieszkańca (wg Eurobarometru) mają kraje, które najaktywniej uczestniczą w życiu kulturalnym.
Świadomość, że kultura sama się nie wyżywi i że, inaczej niż w Łodzi, trzeba ją hołubić nie tylko, gdy daje się wpleść w narrację o pasmie sukcesów, pisaną przez piarowców. Tych ostatnich w ogóle odrzucić, bo przeciw polityce, gdzie "charakteryzator" jest ważniejszy od "aktora" zagłosowało właśnie 50 proc. wyborców. I by nie bić w surmy, gdy ktoś chce pokazać jakąś "Golgotę Picnic", ale obejrzeć i zorganizować o niej debatę. To kilka pomysłów. Marzenia o kolejnych podsyca już samo nazwisko prezydenta-elekta, budzące natrętne skojarzenia z pewnym instrumentem z grupy aerofonów stroikowych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?